Kabaretki – gdy na scenie stoi płeć
Kabareciarz to z definicji występujący na scenie i rozśmieszający publiczność
Kabareciarz to z definicji występujący na scenie i rozśmieszający publiczność… facet. A kobieta z kabaretu to kto? Kabareciarka czy może kabaretka?
Kabaretka? Takie słowo nie funkcjonuje, bo i nie musi. Przewaga mężczyzn w kabaretach jest widoczna gołym okiem. Pokutuje mit, że kobiety są mniej zabawne – w towarzystwie to mężczyźni opowiadają dowcipy i błaznują.
Dlaczego? – Bo kobiety mają opór przed publicznymi wygłupami. Kabaret nie zawsze pokazuje urodę, trzeba się czasem źle ubrać albo wykrzywić, a to nie jest kobiece – wyjaśnia Agnieszka Kozłowska, rzeczniczka PAKI. Jej opinię potwierdza znana artystka z kabaretu Hrabi, Joanna Kołaczkowska. – To leży w naturze faceta, żeby robić z siebie małpę. Kobieta chce być ponętna, chce się podobać, a tu trzeba udawać brzydszą i głupszą. Kiedy na scenie stoi facet, to jest on przede wszystkim osobą, aktorem, rolą, która gra. Ale gdy występuje kobieta, to na scenie stoi płeć. Kobieta musi się znacznie bardziej wysilić aby zagrać poza swoją płcią. To jest najtrudniejsze
Joanna Kołaczkowska, kabaret Hrabi
– Ludziom czasem wydaje się, że jestem taka, jak na scenie. Myślą, że jestem bardzo śmiała i pewna siebie, że taka bezczelna baba ze mnie. Taka, co nie lubi chłopów, co im zaraz coś powie albo ich wyśmieje. A ja prywatnie jestem nieśmiała, potrzebuję dużo czasu żeby komuś zaufać, zaprzyjaźnić się i otworzyć – mówi artystka.
Joanna Kołaczkowska znana jest z kultowego zielonogórskiego kabaretu Potem, a obecnie stanowi jedyny kobiecy pierwiastek w popularnym Hrabi. Karierę zaczynała w kabarecie Drugi Garnitur i to właśnie z nim w 1988 roku zdobyła swoje pierwsze Grand Prix na PACE.
– Te pierwsze PAKI to było niesamowite przeżycie. Przede wszystkim ze względu na atmosferę i życzliwość ludzi. To były jeszcze czasy, kiedy na przeglądzie kabaretów była cenzura – miałam wrażenie jakbym obcowała z undergroundem artystycznym tamtych lat. Tematy były głównie polityczne. Pamiętam, że i nam cenzor coś wyciął. Ale byli i tacy, którzy się postawili i mimo zakazu wystawili skecze, których im zakazano – wspomina. Twierdzi, że najlepszym tematem na kabaret są ludzie. Uwielbia obserwować ich relacje. – W Hrabim szczególnie lubimy tematy damsko-męskie. Jak ta gadająca żona, to jest temat niewyczerpany. To jest po prostu część naszego życia, śmiejemy się poniekąd z samych siebie. Ale nie pokazujemy związków takimi, jakimi są w rzeczywistości, bo to mogłoby się okazać smutne. A tu chodzi o zabawę. Świat kabaretu to świat przejaskrawiony.
ZDRADZIŁEM CIĘ
On: Muszę ci się do czegoś przyznać…
Ona: Tak Wacławie?
On: Zdradziłem cię, z twoją najlepszą przyjaciółką Jolą…
Ona: … Doszło do czegoś?
On: Doszło.
Ona: A gdzie wy, gdzie wy te wszystkie tam, gdzie?
On: W hotelu „Jubilat”.
Ona: A kiedy?
On: W zeszły czwartek.
Ona: Ale przecież w zeszły czwartek cały dzień grilowaliśmy na działce.
On: Tak?
Ona: Tak.
On: Ale mi ulżyło!
Ewa Błachnio, kabaret Limo
Kiedy zaczynała swoja karierę i z kabaretem Limo pojechała na przegląd kabaretów „Mulatka” w Ełku, miała 16 lat. Wtedy nie przyznawała się do swego wieku. Wszyscy myśleli, że jest starsza. Teraz pytają: „Ewa, to jak długo będziesz mieć te 25 lat?”. Ona tymczasem tyle właśnie ma, niedawno skończyła pisać pracę magisterską na politologii. Cała Polska zna ją jako Mariolkę – osiedlową piękność, niezbyt może bystrą, ale piekielnie zabawną. – Zanim w naszym repertuarze pojawiła się „Dzielnia” a wraz z nią postaci Lesia i Mariolki, szersza publiczność nas nie znała. Wcześniejsze nasze programy ze względu na parateatralną formę lub tematykę nie cieszyły się dużym zainteresowaniem ze strony telewizyjnych decydentów programowych – mówi Ewa Błachnio, która wraz z kabaretem Limo ma na swoim koncie aż trzy pierwsze nagrody PAKI. – W tym roku oczywiście też będziemy na PACE, ale nie startujemy już w konkursie. Pokażemy nasz najnowszy program „Niebieski migdał”, który opowiada o marzeniach. W drugiej części naszego wieczoru będzie improwizowany koncert z udziałem gości. Improwizacja to świetna zabawa, wszystko dzieje się na żywo przed publicznością, a ludzie czując, że są świadkami czegoś niepowtarzalnego, bawią się razem z nami. Zwłaszcza, gdy nam nie wychodzi. Wtedy jest jeszcze śmieszniej.
(Podlewając roślinkę doniczkową stojącą na scenie): A wiecie już, że nasz kwiatek nazywa się Leon? Tzn. nieoficjalnie, bo nie wiem czy wiecie, ale nazywanie roślin w naszym kraju jest nielegalne. No poważnie! Mojego kumpla zamknęli jak tylko dowiedzieli się, że ta roślinka co stoi u niego na parapecie to Marysia. (Fragment programu „Niebieski Migdał”, Abelard Giza)
Olga Sarzyńska, kabaret Macież
– Dla środowiska teatralnego jesteśmy kabareciarzami, dla kabareciarzy jesteśmy aktorami – mówi Olga o sobie i swoich kolegach z kabaretu Macież, który w ubiegłym roku zadebiutował na PACE i od razy przywiózł stamtąd najważniejsza nagrodę przeglądu – Grand Prix. Kabaret tworzą absolwenci warszawskiej akademii teatralnej i muzycznej. Ich repertuar to zupełnie nowa jakość – scenki dopracowane w szczegółach, wyreżyserowane, często bardziej przypominając teatr nie skecze. Ale ani trochę mniej śmieszne niż tradycyjny kabaret.
– Czy aktorce po szkole teatralnej wypada grać w kabarecie? Oczywiście, że tak! Akademia wbrew pozorom nie uczy tylko ugładzonego, poważnego aktorstwa. Profesorki niejednokrotnie krzyczały do niektórych dziewczyn „A przestań ty być taka laleczka śliczna, wykrzyw się trochę, zbrzydź!”. A to w kabarecie jest niezmiernie ważne. Zawsze pociągała mnie komedia, to był mój ulubiony gatunek także w teatrze. Ale gra przez publicznością kabaretową jest dużo trudniejsza. W teatrze nie widać, kto siedzi na widowni, zwykle światło pada tylko na scenę. Publiczność przeżywa w ciszy, wewnątrz. Natomiast w kabarecie mamy cały czas kontakt z publicznością, ich śmiech i brawa są recenzją, która wystawiają nam na żywo. Jest więc większa trema, ale i większa przyjemność z grania.
Swego czasu w „Spatifie” do toalety wtacza się nieźle wstawiony Jan Himilsbach. Załatwiwszy swoją sprawę, zostawia babci klozetowej na tacy banknot o zdecydowanie zbyt dużym nominale. Spostrzegłszy to babcia wybiega za aktorem:
– Panie Janku, ale to za dużo, pan się pomylił, oddaję, ja jestem uczciwa…
– I dlatego tu, kurwa, siedzisz – skwitował.
Ada Borek, kabaret Babeczki z Rodzynkiem oraz Nowaki
Kabaretką została przez przypadek. Kiedy jechała na studia na Uniwersytet Zielonogórski, nie wiedziała, że trafi do mekki kabaretu – do Zielonogórskiego Zagłębia Kabaretowego, jak to nazwał kiedyś Piotr Bałtroczyk. Występuje w Kabarecie Nowaki, który wychodząc z cienia rok temu zdobył na PACE pierwsze miejsce. Ale zaczęło się od warsztatów kabaretowych w klubie Gęba, po których wraz z koleżankami założyła jeden z nielicznych kobiecych kabaretów – Babeczki z Rodzynkiem. Nic więc dziwnego, że jej zdaniem w kabarecie wcale kobiet nie brakuje. – Jeśli miałabym wskazać, która kobieta mnie fascynuje, tak scenicznie, to bez wątpienia jest nią Asia Kołaczkowska z Hrabi. To babka, przy której szczena opada. Podziwiam ją – wyznaje. Twierdzi, że aby grać w kabarecie trzeba mieć małego świra, być trochę stukniętym. Jej tego nie brakuje. Występowała m.in. u boku Grzegorza Halamy i Romana Żurka. Dla niej PAKA to nie tylko konkurs. To także wydarzenie w świecie kabaretu; wielka przyjemność poznawania i obcowania ze starszymi, bardziej doświadczonymi od siebie. To miejsce, do którego pięknie jest wracać co rok.
Prawda jest taka…
W marcu jak w garncu,
a w kwietniu jest Paka!