Nie chcę chodzić w spódnicy na gumce!
Mam paralizator, ale nigdy nie użyłam siły. Wolę słownie uspokoić – mówi Jola, która pracuje w ochronie

Bo ja jestem Jola. Nie pani Jola. Mam 60 lat i nie chcę chodzić w spódnicy na gumce / fot. Katarzyna Gapska
Stoi kobieta przy kasie. Ładna. Zadbana. W eleganckim kapelusiku. I nagle krew jej z głowy leci. Wszyscy przerażeni, nie wiedzą co zrobić. Wołają ochronę. Czyli mnie. Podchodzę bliżej, sprawdzam, a ona pod tym kapeluszem ma ukradzioną wątróbkę. W moim zawodzie trzeba mieć twardą psychikę, ale ja zawsze byłam specjalsem. Kiedy pracowałam jako pielęgniarka, to też do mnie przychodzili: – Słuchaj, teść zmarł, pomożesz? Więc szłam. Człowieka rozebrałam, umyłam. Sama, bo inni uciekli
Wszystko musiało być bez zmian
Ten sam wazonik i białe firanki w oknach. I nagle bum. Na klatce schodowej kartka: – Sprzedaż – kupno mieszkań, od pośrednika nieruchomości. Pomyślałam: – Trzeba coś zmienić, bo przyjdzie starość i co zrobimy na tym czwartym piętrze? Więc przy obiedzie zadzwoniłam i pytam: – Ile by kosztowało nasze mieszkanie? W ciągu pół godziny podjęłam decyzję, że sprzedajemy.
Dlaczego Tczew? Raz wpadłam tu przypadkiem. Pamiętam taką myśl: – Gdybyś kiedyś chciała zmienić miasto, zamieszkaj w Tczewie.
I dziś mam. Normalne mieszkanie. Większe. Ani ładne, ani brzydkie. Niskie piętro, duży balkon, fajna sypialnia, blisko nad Wisłę. Cisza, spokój, nie ma turystów, jak w Gdańsku.
Tu w korytarzu na szafie, wiszą ważne dla mnie wycinki z gazet. Tu przy lustrze jest pani w średnim wieku, spodobała mi się, bo wygląda na spokojną i zrównoważoną. Obok przykleiłam zdjęcia rynków z małych, polskich miasteczek, bo może jeszcze kiedyś się wybiorę. A tutaj, na środku, kobieta ze zniekształconą twarzą, dookoła ludzie, którzy się do niej uśmiechają. Dla mnie to ważne, żeby każdy był akceptowany taki, jaki jest.
W łóżku pod poduszką u mnie znajdą się kurze łapki, kawałki kiełbasy i kromki suchego chleba
Suka Łada je tam chowa. Nie chciałam psa, ale jak tu nie wziąć takiego czarnego kundelka, który na mój widok mało z ogrodzenia nie wyskoczył na ręce? Akurat byłam w schronisku zostawić karmę, koce i ręczniki dla zwierzaków. Wróciłam z psem. I to nic, że kiedy tęskni, to gryzie moje piżamy. Dom bez zwierząt jest zimny. Całe życie do mnie ciągnęły: szczury, myszy, świnki morskie, króliki, papugi, psy, koty, żółwie, lisy. A, i jeszcze gołąb Karolek, co to go mewy pogoniły i osłabiony schował się na balkonie.
Codziennie o 5.30 kot liże mnie po twarzy. Wstaję, wyprowadzam psa. Robię małe zakupy, ugotuję, poczytam i na 14.00 do pracy. Wracam o 22.00. Pies, mycie, radio, książka. Zasypiam po pierwszej. W sobotę i niedzielę do kina wyjdę albo na wystawę. Opery czy koncertu wiedeńskiego posłucham. A w poniedziałki uczę się na uniwersytecie trzeciego wieku.
I tak życie leci.
Byłam ostatnim, czwartym dzieckiem rodziców
Nikt mnie nie chciał. Siostra dorosła, swoje dzieci miała. Bracia śpiewali „Białego misia” i za dziewczynami na przystankach wystawali. Mama sprzątała w stoczni, tata był kolejarzem, wracał do domu raz na tydzień.
Żeby mnie ktoś przytulił, kakao, mleko czy kanapkę do szkoły zrobił? Nie znałam tego. Tylko patrzyłam, jak inni mają. Jedyne pocieszenie w książkach. Ale i z tego były kłopoty. Jak miałam 9 lat, brat milicjant przyłapał mnie z latarką pod kołdrą z „Faraonem”. Oj jak mnie za to gonił! W tym wieku to nie wypadało przecież! Mama też nie była za tym, żebym się uczyła. Kobieta ma dobrze wyjść za mąż i dbać o dom. Wszystko.
Książki kocham do dziś. Ciekawią mnie ludzkie historie. Dlaczego ktoś się poddaje albo walczy i dokonuje takich, a nie innych wyborów?
Przez 20 lat byłam siostrą PCK. Pracowałam głównie z osobami z demencją. W końcu zdrowie mi zaczęło siadać, doszła choroba psychiczna mamy. Na kilka lat zrezygnowałam z pracy. A potem ot, przypadek. Mąż znalazł ulotkę, że szukają kogoś do pracy w ochronie. Stawiłam się na rozmowę. Zapytali, czy chcę pracować? No jasne! Nudzi mi się, do ludzi potrzebuję. Przyjęli mnie. I tak już zleciało 15 lat.
Raz musiałam wziąć urlop na żądanie od razu było: – A Joli nie ma? A gdzie jest? A kiedy wróci? No tak, lubią mnie ludzie. Jak to się robi? Łatwo. Uśmiechnąć się, tu siatkę komuś podać, drzwi przytrzymać, kiedy ktoś o coś pyta, nie mówić opryskliwie „tam”, tylko pokazać, wytłumaczyć. Moim wnukom powtarzam:
Nie niszcz tego, co cię otacza. Dotknij drzewa, liścia, trawy. Dbaj o to, w czym i z kim żyjesz. Chroń dla siebie, chroń dla innych.
Ludzi się nie boję
Mam paralizator, ale nigdy nie użyłam siły. Wolę słownie uspokoić. Pamiętam jednego chłopca. Miał może z 9 lat i na kilka dni przed świętami ukradł mini deskorolkę do zabawy na palce. Przyjechał tata. Nie krzyknął, nic mu nie zrobił. Zapłacił stówę i łagodnie powiedział: – Masz, to jest twój prezent gwiazdkowy. – No jak mi się to spodobało! Można? Można!
Albo kiedy pracowałam w Makro, podchodziłam do klientów VIP-owskich i pytałam żartobliwie: – Coś tam dziś ukradł?
– E, tylko dwie skrzynki koniaku.
– To oddawaj.
I oddawali. Wszyscy wiedzieli, że kradną, ale to przecież „złoci klienci”, kupowali za kilka tysięcy, więc każdy bał się ich ruszyć. Potem nas oskarżano, że nie pilnujemy.
Dla mnie ta praca to jakbym przyszła, zjadła obiad i poszła. Normalka. Zwykły dzień. Kiedyś pracowałam po 360 godzin miesięcznie na umowie zlecenia. Teraz mam pierwszą grupę inwalidzką, umowę o pracę i najniższą krajową, ale jestem zadowolona.
Pocięli mnie

Jola / fot. Katarzyna Gapska
O tutaj w pół, od łopatki przez brzuch do gardła. Dużo tych blizn, kto by je liczył? Guzy rakowe miałam. Na przełyku, płucach, piersi. Trzustkę prawie całą wycięli. Przypomina mi się kolega, który budzik naprawiał. Rozebrał, poskładał i zostało mu kilka części, ale budzik chodził. Jestem jak ten zegar. Powyciągali ze środka co trzeba, ale najważniejsze mam.
Chwilę po tym, jak zaczęłam nowe życie w Tczewie kręgosłup mi siadł. I też dałam radę. Zaczęło się od bólu nogi. Z pracy trafiłam prosto do szpitala. Lekarz powiedział, że to rwa kulszowa i dał zastrzyk. Miesiąc w domu byłam. Nic nie pomagało. Z bólu traciłam przytomność. Przyjechała lekarka i powiedziała, że do szpitala trzeba. Ale kto by mnie ruszył? Ułożyli mnie na specjalnej mazi, a potem wozili od szpitala do szpitala. Nikt nie widział, co mi jest. Aż ktoś stwierdził, że mam pęknięty krąg, a w kręgosłupie siedzi bakteria, która zjada mi szpik.
To był pierwszy taki przypadek w Tczewie od 20 lat. Żaden lekarz nie podjął się operacji, bo za duże ryzyko.
Byłam warzywem. Rok leżałam. A potem mówię: – Dość tego. Poradzę sobie, jestem silna. Odstawiłam leki przeciwbólowe, żeby czuć, ile mogę. Najpierw na wózku jeździłam po mieszkaniu, potem pomału wstawałam i trzymałam się mebli. W końcu zaczęłam wychodzić z balkonikiem koło domu, a w sześć miesięcy po pierwszej próbie wstania, wróciłam do pracy. Dziewczyny mnie pilnowały, żebym nie siedziała sama. A to podaj woreczek, a zobacz cenę, a weź to, a weź tamto. I tak latałam po sklepie.
Jedyne, czego nie zrobię, to nie pobiegnę. Chodzę, zginam się w pół, palcami dotknę stóp. Czasem coś strzyknie w kręgosłupie, ale w moim wieku trochę musi.
Nigdy nikogo sobą nie obarczałam. Dzieci mają własne życie, nie chciałam, żeby za dużo wiedziały. Też byłam córką chorej matki i wiem co się wtedy czuje. Czy jestem wierząca? Każdy człowiek wierzy, nawet w to, że dostanie wypłatę. Gadam z Bogiem, ale On nie zawsze odpowiada. Może potrzebuje więcej czasu?
Gdybym nie pracowała w ochronie myślałabym: – Jak oni mają fajnie
Chodzi taki po galerii i nic nie robi. A on robi. Na przykład tych niemiłych, śmierdzących panów wyprasza. Bo wejdzie taki do łazienki, w której wcześniej matka dziecko przewijała, więc trzeba szybko rękawiczki ubrać, i od razu wszystko zdezynfekować. Przecież to wszawica i gruźlica.
Kiedyś pracowałam na budowie. Trzydziestu chłopa i ja. Jeden przez drugiego mówił: – Baba? Nie będę z nią pracował! A ja młoda, ładna mówię im krótko: – Słuchacie, dosyć brzydkich dowcipów, łapy przy sobie i bez fochów. Było okej.
Jak kazano mi cmentarz w nocy ochraniać, straszyli: – Zobaczysz, jakiś Józek rękę z mogiły wystawi i cię złapie.
– Takiś mądry? To idź za mnie. – Żaden nie poszedł. Bałam się jedynie złomiarzy. Że któryś mi przez łeb da. A tak to czego się bać? Tylko ludzi można.
Odkąd pamiętam nie umiałam powiedzieć: – Nie, ja się boję, tego nie zrobię, tego nie umiem, tego nie mogę.
Pierwsze dziecko urodziłam jak miałam 16 lat

Jola / fot. Katarzyna Gapska
Na początku mieszkaliśmy z rodzicami, a potem włamaliśmy się do baraku i tam żyliśmy. Córka urodziła się w październiku, a ja w listopadzie skrobałam lód ze ścian. Miałam wtedy dużego psa i kiedy dziecko leżało na wersalce, pies kładł się od ściany i ogrzewał małą. Później było już lepiej. Własne mieszkanie, praca, drugie dziecko. Chciałam inaczej niż moja matka. Wpajanie dzieciom, że uczą się dla siebie, nie dla mnie, ani dla pani. No i córka była druga w szkole, a syn na koniec dostał nagrodę za dobre wyniki.
Ze zdrowiem różnie było. Guz za guzem. Ale i to się przetrwało. Dopiero po przeprowadzce do Tczewa dopadło mnie.
Alkohol, cena samotności i choroby. Mąż się mną opiekował, jak leżałam, ale było ze mną kiepsko. Wtedy zaczęły się sny. W pierwszym napadają na mnie psy, z wielkimi zębami, atakują, a ja je odpycham. To straszne, bo pies od zawsze był moim przyjacielem, a tu przeciwko mnie. W drugim próbuję wezwać pomoc, mam telefon, ale nie mogę wystukać numeru. Albo się mylę, albo coś mnie hamuje, ciągle nie tak. Co noc to samo. Męczyłam się aż zrozumiałam, że to problemy, które odganiam, a nie rozwiązuję. Znalazłam Fundację Pokolenie, zaczęłam jeździć na warsztaty z innymi kobietami i w końcu zamieniłam te białe zasłonki na kolorowe. Sny już nie wróciły.
A potem zostawił mnie mąż. Trzy dni przed ostatnimi świętami. Po 45 latach małżeństwa chciał być wolny i niezależny. Chyba od siebie. Na chwilę się wyprowadził, ale zaraz wrócił, bo on nawet nie wie, gdzie się chleb kupuje.
Lubię czasem robić coś spontanicznie
Na przykład ten tatuaż. Jest taki, jaki chciałam. Duży, czarny pająk na prawej dłoni. Boje się pająków i do łazienki w pracy nie wejdę, jak tam jakiś siedzi. Więc tatuaż jest na przekór myśleniu.
Przypomina mi się, jak byłam z zakładem pracy na wypoczynku w Lądku Zdroju. Zachciało się nam z koleżanką kawy. Szukamy restauracji i nic. A ona mówi: – Ubieraj się, jedziemy do Wiednia! Pojechałyśmy. Czy to daleko? Z Lądka do Wiednia? No raczej z sześć godzin jazdy. A jak dojechałyśmy, poszłyśmy do restauracji i w menu pokazujemy kelnerce, że kawa, że sernik po wiedeńsku. A kelnerka do nas: – To turecka knajpa, a ja jestem z polskich gór. Był ubaw.
Boję się, że wróci tamto
Kiedy nie wstawałam z łóżka. Ale jak mam rozmyślać, co ze mną będzie, wolę wziąć psa i iść na spacer, żeby myśli jak mgła się rozeszły. Tak jak wszystko zbudowane jest z atomów, tak i nasza codzienność składa się z małych radości. Że grosik znalazłam na chodniku, kupiłam nowe spodnie, że idę do pracy, a tu drą się ptaszyska. O tych drobiazgach się lepiej pamięta. No i trzeba mieć jakiś cel. Choćby taki, żeby latem pojechać do Gniewu na zamek, jesienią na grzyby, po lesie pochodzić. Nie można biec w nicość.
Nie ma się co oglądać za siebie. Bo można się przewrócić. Lat nie cofnę, a żal? Zabierze to, co mi zostało z życia. Lepiej do przodu. Do nowej pizzerii, z ludźmi pogadać, pośmiać się z dzieci, które wpadają do sklepu i wołają: – Cześć Jola!
Bo ja jestem Jola. Nie pani Jola. Mam 60 lat i nie chcę chodzić w spódnicy na gumce.
Pamiętam jak się mecze Euro zaczęły. Przeszłam kurs kwalifikacyjny i mogłam ochraniać stadiony. Nawet języka nie znałam i co było? – Jolka masz pół godziny na naukę angielskiego.
– No fajnie, dziękuję. Nauczyłam się kilku zdań i bum. Znalazłam się jako jedyna Polka na obiekcie z Hiszpanami. A jeszcze parę lat temu myślałam, gdzie ja na mecze? W tym wieku? A właśnie, że tak!
Czy czegoś mi brakuje? Jednej wielkiej, a tak naprawdę małej rzeczy. Chciałabym zwykłej miłości, kogoś, z kim mogłabym pójść do kina, na spacer, porozmawiać na każdy temat, bo jedyne o czym gadać nie umiem, to samochody. No i żeby mnie ktoś zapytał: – Napijesz się herbaty? Kawy? – To jest i mało, i dużo. Ale nie narzekam. Cieszę się, że wstaję rano, a wieczorem zasypiam porządnie zmęczona życiem.
Beata 21 lutego, 2022
Wspaniała historia. Dobrze poznać takie Niezłomne. Ja też nie chcę chodzić w spódnicy z gumką 🙂 Tak trzymać Jolu !