Joanna Chmura o tym, dlaczego niektórzy ludzie nas wkurwiają
Ktoś mnie wkurza? Może to nawet lepiej?

Joanna Chmura, fot. Barbara Bogacka
Joanna Chmura w książce „To nawet lepiej” podejmuje tematy, które dla większości ludzi są wyzwaniem, a to oznacza, że są jednocześnie szansą na rozwój.
Lubię czytać książki w papierze, bo… można po nich kreślić. Niektóre książki, jak „To nawet lepiej” Joanny Chmury, mają pozaznaczane zdania albo całe akapity niemal na każdej stronie. Joanna potrafi zagadnienia, które wydają się już przerobione, a przynajmniej oswojone, rozebrać na części pierwsze w taki sposób, że odkrywam w nich nowe warstwy.
Chmura jest specjalistką od zmiany, szczególnie tej trudnej, czyli od czegoś, co w życiu jest nieuchronne, ale na co czeka się raczej z niechęcią niż z entuzjazmem. Bo zmiany są niekomfortowe, niewygodne, a bywa, że drastyczne.
„To nawet lepiej” jest intymną opowieścią, bo mechanizmy psychologiczne Joanna rozpracowuje na przykładach z własnego życia: swojego rozwodu, depresji i bulimii, uwalniania się z chęci zadawalania innych.
Gdyby porównać podkreślone fragmenty w egzemplarzach różnych osób (wiem doskonale, że nie ja jedna kreślę), powstałaby prawdopodobnie interesując mapa tego, co na danym etapie życia z każdą z tych osób rezonuje, jaką ma sprawę w tym konkretnym momencie do rozwiązania. Mnie, wówczas gdy przygotowywałam się do rozmowy z Joanną w czasie Klubu Miasta Kobiet (transmisja niżej), bardzo intrygowała sprawa, dlaczego ktoś nas „haczy”, a także, dlaczego my kogoś „haczymy”. Wyjaśnienie przynosi rozdział dziewiąty książki „Kto mnie wkurza ten mnie uczy”, którego fragment Wam przedstawiamy (śródtytuły od redakcji)
„Kto mnie wkurza ten mnie uczy”
Wybieramy sobie w życiu takie relacje, dzięki którym możemy wzrastać. Wybieramy sobie towarzyszy przemiany, których można by nazwać nauczycielami, bo ich obecność w naszym życiu zawsze nas czegoś uczy. Dzięki jednym nauka odbywa się w sposób przyjemny, a z drugimi potrafi boleć. Czasem są to jednorazowe spotkania, a czasem dłuższe chwile spędzone w szkole życia.
(…)
Człowiek jak płachta na byka
Nauczycieli będziemy mieć przeróżnych: starych, młodych, zabawnych, ponurych, z naszej bajki lub ze świata, którego nie znamy. Są wśród nich osoby, które kochamy w ciemno, i są takie, które mówiąc wprost – nas wkurwiają.
Dlaczego? Bo potrafią, robią, mówią coś, czego my dopiero się uczymy albo czego się jeszcze boimy robić. Są dla nas jak płachta na byka, bo przypominają o jakimś naszym deficycie albo niedoskonałości, a tego nie lubimy. Może tak mamy, że drażni nas jakaś koleżanka, bo potrafi się kobieco ubrać, uwydatniając swoje piękne kształty, a my kompletnie nie wiemy, jak to zrobić, więc żeby się od tego oddzielić, mówimy: „ale się wypindrzyła”.
Może nie znosimy naszej nowej szefowej, bo wydaje nam się chłodna i zdystansowana, a tak naprawdę tęsknimy za posiadaną przez nią umiejętnością stawiania granic i pociągania do odpowiedzialności. Skoro tego jeszcze nie potrafimy, to przyklejamy jej łatkę nieprzystępna, zimna, nadęta i dystansujemy się od niej. Może mamy wśród znajomych kogoś, kto świetnie radzi sobie finansowo i właśnie kupił trzecie mieszkanie pod wynajem, a my ciągle z zadłużeniem na karcie. Ten znajomy jest więc kimś, kto przypomina nam o ważnym obszarze do zaopiekowania w naszym życiu. Ale ponieważ to zbyt trudne, to wolimy się od tego tematu i osoby odsunąć, nazywając go albo ją wyrachowanym, materialistą czy nowobogackim.
Ten mechanizm oddzielania się w połączeniu z krytyczną oceną innych pozornie chroni nas przed bólem związanym z patrzeniem na jakąś swoją część, której nie lubimy albo której nie mamy.
W długiej perspektywie jednak nie przyniesie ani radości, ani spełnienia, bo niezależnie od tego, ile osób ocenimy, wyśmiejemy czy skrytykujemy, to ten nieprzepracowany temat w nas pozostanie. To tak, jakby próbować nasypać piasku do wiadra, które nie ma dna. Dopóki ta dziura tam jest, żadna ilość piasku nie wypełni wiaderka. Nikt i nic nie zrobi tego za nas. Możemy to zrobić tylko sami.
Może Cię zainteresuje:
„Każda kobieta powinna mieć swój krąg”. 5 kobiet o kręgowej drodze
Co nas „haczy”?
Kiedy tylko uda się nam rozpoznać, co nas w tej osobie „haczy”, to połowa roboty jest już wykonana. Bo dzięki temu wiemy, nad czym powinniśmy pracować. Jeśli na przykład wkurza mnie ktoś, kto jest głośny na imprezie i zwraca na siebie uwagę, to warto przyjrzeć się sobie. Może ja też bym tak chciała, a nie umiem, a może robię dokładnie tak samo i moja głośność samą mnie denerwuje. Ta osoba po prostu jest „sygnalizatorem zmiany”, która ma się w nas wydarzyć.
Pamiętajmy, że to nie ta czy tamta osoba nas wkurza, tylko to my jesteśmy wkurzeni na siebie.
Co ciekawe, z czasem wraz z oswajaniem danego zagadnienia niechęć do tego kogoś znika i zmienia się nasza postawa wobec niego lub niej. Tacy drażniący, niedający nam spokoju nauczyciele i nauczycielki są szczególnie cenni i cenne w procesie nauki, bo pokazują nam, jak robić to coś, czego jeszcze nie potrafimy. Im większe emocje coś w nas wywołuje, tym pilniejsze zaproszenie do pracy własnej. Tu chodzi nie o to, żeby nagle te wszystkie osoby, które nas denerwują, pokochać, ale one jakby obojętnieją w naszych oczach i już nie budzą w nas takiego ognia. Możemy nie chcieć być z nimi blisko czy nawet za nimi nie przepadać, ale nas już nie odpalają w taki sposób jak dawniej. Najczęściej dzieje się to tak, że po prostu akceptujemy ich obecność, ale oczywiście są i takie historie, że stajemy się sobie naprawdę bliscy, bo już jest na to miejsce. Znika dzieląca nas kłoda.
Deficyt czy coś, czego w sobie nie lubię?
Choć to niewygodne i trudne, warto być wdzięcznym za takich nauczycieli i wpuszczać ich do swojego życia. Ilekroć łapię się na tym, że ktoś mnie irytuje czy wręcz wkurza, to zastanawiam się najpierw, czy:
• przypadkiem nie ma czegoś, nie robi czegoś, nie zachowuje się jakoś, jak ja bym chciała, tylko jeszcze tego nie potrafię;
• nie pokazuje mi może jakiejś mojej cechy, której nie lubię w sobie samej.
Najczęściej tak właśnie jest. W ten sposób tak naprawdę wkurzam się sama na siebie za to, że czegoś nie wiem, nie umiem, nie potrafię – ale wolę przerzucić to gdzieś na zewnątrz, skierować tę niewygodę na kogoś innego, bo chwilowo tak mi łatwiej. Oczywiście taka strategia mi nie służy ani nie prowadzi w dobre miejsca. To znaczy samo odkrycie, że to ktoś nas wkurza, bardzo nam służy, ale zostawienie tego już nie. Trzeba jeszcze potem wykonać pracę prowadzącą do zmiany.
Polecamy:
10 pytań, które warto zadać w związku z długim stażem
Była wszystkim, kim ja chciałabym być
Kilka lat temu byłam na dwudniowych warsztatach wyjazdowych. Pierwszego dnia prowadzący uprzedził, że dojedzie do nas jeszcze jedna osoba. Kiedy po obiedzie weszła do sali, wiedziałam, że będę mieć robotę. Piękna, wysoka, smukła, mądra, zabawna, świetnie ubrana, silna. Wszystko mnie w niej uruchamiało. Jak wstawała, jak siadała, jak rozmawiała z chłopakami, jak się śmiała, jak tańczyła, jak dzieliła się wiedzą, jaka otaczała ją aura.
Miała wszystko i była wszystkim tym, kim ja chciałabym być, a nie mogłam albo się bałam. Oczywiście najpierw sięgnęłam po stare sposoby radzenia sobie i ją oceniłam. Musiałam przypomnieć sobie przeróżne pejoratywne określenia, żeby jak najszybciej się od niej oddzielić, bo każde zerknięcie na nią przypominało mi, czego nie wiem, nie umiem, nie mam, nie potrafię…
Ale długo tak nie dałam rady. Pod koniec pierwszego dnia warsztatów byłam już tymi porównaniami zmęczona i było mi smutno, bo kończyłam ten dzień z wyraźnie rozrysowaną mapą własnych deficytów.
„Do czego zaprasza cię ta sytuacja?” Cały wieczór przepłakałam
Opuściłam więc gardę, zdjęłam rękawiczki bokserskie i po prostu na nią patrzyłam – z tęsknotą i smutkiem, że ja nigdy taka nie będę. Bo nie urosnę 10 cm, nie będę miała takiego kształtu twarzy ani takich włosów. Nie będę mówiła z taką łatwością w trzech językach jak ona, nie będę umiała się obchodzić ze swoją kobiecością w ten sposób, nie będę potrafiła tak flirtować, śmiać się, ubierać, rysować kreski na oku…
Po zajęciach już w swoim pokoju hotelowym wróciłam do pytań Alana Seale’a: „Do czego zaprasza cię ta sytuacja? Kim się dzięki tej sytuacji stajesz?”. To było zaproszenie do pracy z wieloma tematami jednocześnie. Bo pracowałam z kobiecością i zmysłowością, akceptacją tego, co mogę i czego nie mogę zmienić, akceptacją siebie, rezygnacją z porównywania się z innymi.
Cały wieczór przepłakałam. Złościłam się, tańczyłam, smuciłam.
Tuż przed snem zrobiłam długą listę cech, które mnie w niej poruszały, a obok drugą, gdzie szczerze napisałam o tym, za czym tak naprawdę tęsknię i co mogę zrobić, żeby zmierzać w tym kierunku, albo co mogę zrobić, żeby zaakceptować, że coś się nigdy nie zmieni. W efekcie powstała wspaniała lista rzeczy do pracy własnej na najbliższe lata. W dodatku kolejnego dnia warsztatów, po tej wewnętrznej pracy, którą wykonałam w nocy, przestałam tę dziewczynę oceniać i po prostu byłam jej ciekawa. Mówiąc kolokwialnie: nic mi już nie robiła. Na koniec dnia warsztatowego w ramach podsumowania każdy z nas i każda z nas mówił, co dały nam te warsztaty.
Nim nadeszła moja kolej, głos zabrała ona i powiedziała nie tylko do grupy, ale też do mnie: „Dziękuję za to, że tutaj byłaś, bo dzięki tobie i w tobie zobaczyłam rzeczy, za którymi tęsknię: zmysłowość, spokój, głębię, kobiecość. Masz w sobie coś, co przyciąga”.
Odpadłam… Cooo? Jak to się stało i jak to się dzieje?! Wydawało mi się, że to ona ma wszystkie te rzeczy, nie ja!
Ból i przyjemność rozwoju
Wtedy przypomniała mi się stara prawda, że każdy ma rzeczy, za którymi tęskni, pytanie tylko, kto mu te rzeczy „wyświetli”. Te wszystkie lekcje z przeróżnych relacji w naszym życiu są szalenie cenne dla naszego rozwoju. I tak, jak pisałam, czasem będą się odbywać na ścieżce przyjemności, a czasem bólu.
Nie pytajcie mnie, jak zrobić, żeby zawsze iść przez przyjemność, bo tego nie wiem. Nawet nie wiem, czy się da.
Wydaje mi się, że szkoła życia musi mieć różne przedmioty, zarówno te słodkie, jak i te gorzkie. Najważniejsze, by nie ograniczać się tylko do przyjemności albo tylko do bólu. Bo wędrowanie wyłącznie jedną drogą nie rozwinie nas tak, jak rozwinie nas wędrowanie wieloma. Jak mówi Marianne Williamson w książce Powrót do miłości, kultowej pozycji: „Rozwój może się odbywać poprzez lęk albo poprzez miłość”, i obydwie drogi są tak samo cenne. Nie jesteśmy w stanie odkryć pełni siebie i świata, spoglądając tylko przez jedno ramię. Jeśli będziemy szukać tylko przyjemności albo tylko uciekać od bólu, to odkryjemy siebie w połowie. Tymczasem rozwój ma nas prowadzić do stania się całością.
„To nawet lepiej. Jak w zmianach i nieoczekiwanych sytuacjach widzieć szanse, a nie trudności” – o książce:

To nawet lepiej, wyd. Agora
Zmiany, których doświadczamy w życiu, czasami są wynikiem naszej decyzji, a czasami przychodzą niespodziewanie. Czy chcemy, czy nie, zapraszają nas do wejścia na nową drogę, na inną drogę, na nieznaną drogę, której często się boimy. Jak radzić sobie z lękiem i rozczarowaniem? W jaki sposób uwolnić się od schematów z przeszłości? Jak obdarzać się czułością i wyrozumiałością? Jak budować życie, w którym jest miejsce na radość, odwagę i spokój, mimo wszystko? Szukajcie odpowiedz w książce „To nawet lepiej. Jak obracać trudności w szanse
W drodze ku akceptowaniu zmian towarzyszy nam Joanna Chmura, psycholożka i trenerka, znana ze swoich tekstów prasowych, z popularnych warsztatów, podcastów oraz platformy rozwojowej „On my way”.
Z lekkością i poczuciem humoru, a jednocześnie z poruszającą głębią i autentycznością pomaga zrozumieć, przez co przechodzimy, gdy życie rzuca nam podkręcone piłki. Podpowiada też, jak wychodzić z takich sytuacji najlepiej jak się da. Za przykład służą jej często własne – mniejsze i większe – kryzysy oraz zakręty, sięga również po historie z filmów i literatury. Korzysta zarówno z klasycznej wiedzy psychologicznej, jak i najnowszych badań naukowców oraz psychologów.