Saturday, October 12, 2024
Home / Uroda  / Mówić, że nie widzę?

Mówić, że nie widzę?

Są takie sytuacje w życiu, które nie pozostawiają w mojej głowie żadnych wątpliwości, czy informacja o tym, że nie widzę, powinna zostać ujawniona czy też nie

ilustracja Katarzyna Kucwaj

ilustracja Katarzyna Kucwaj

ilustracja Katarzyna Kucwaj

ilustracja Katarzyna Kucwaj

Są takie sytuacje w życiu, które nie pozostawiają w mojej głowie żadnych wątpliwości, czy informacja o tym, że nie widzę, powinna zostać ujawniona czy też nie. Na przykład kiedy ktoś telefonicznie prosi mnie o ręczne wypełnienie formularza, albo proponuje mi kurs prawa jazdy w promocyjnej cenie. Dużo częściej jednak zdarza mi się, że muszę się głęboko zastanowić, czy nie lepiej jednak nie wspominać o mojej niepełnosprawności, albo raczej czy już mówić, czy jeszcze nie. Wcześniej lub później ktoś i tak się o tym dowie, ale moment, który zostanie na to wybrany, ma duże znaczenie. Jeden z problemów tkwi w tym, że sprawa  dotyczy ludzkich emocji, kultury osobistej, wykształcenia, obycia z niepełnosprawnością i sposobu traktowania innych. A na tak grząskim gruncie bardzo trudno wytyczyć wyraźną ścieżkę postępowania

Randkowe rozterki
Logując się na randkowym portalu zwykle podaje się szereg informacji na swój temat, by wymarzony książę z najpiękniejszej bajki mógł sobie nas dobrze wyobrazić i zakochać się już w samym wytworzonym w ten sposób wizerunku. Informujemy więc o kolorze swoich oczu, włosów, wadze, wykształceniu, wyznaniu, statusie cywilnym, rzeczach, które lubimy robić, cechach jakich nie lubimy u innych, potrawach, jakie zjadamy najchętniej, ulubionych zwierzętach i wielu innych szczegółach opisujących, kim i jacy jesteśmy. W żadnym formularzu jednak nie natrafiłam na rubryczkę „rodzaj niepełnosprawności”. Czy to jednak wystarczy, by uznać, że niepełnosprawność jest na tyle nieistotna, iż można ją pominąć? Zawsze istnieje pole, w którym trzeba napisać kilka słów od siebie. Ale może mam do powiedzenia rzeczy ważniejsze niż to, że na przykład nie widzę? I już prawie decyduję się nie podawać tego do publicznej wiadomości, kiedy wyobraźnię moją nawiedza pewna wizja. Oto po kilku miesiącach pisania e-maili, czatowania na gadu-gadu, niewinnych żartów i aluzji, niedospanych nocy, wyszukanych komplementów, wreszcie umawiam się z tajemniczym nieznajomym, by w realnej rzeczywistości zweryfikować opinię, jaką wyrobiliśmy  sobie na swój temat poznając się przez Internet. I wtedy co? Czy w ostatnim e-mailu napisać mu, że rozpozna mnie po białej lasce? A może wziąć go zupełnie z zaskoczenia? Tylko że jak do mnie nie podejdzie, kiedy zobaczy mnie z tą laską w umówionym miejscu, to nawet się o tym nie dowiem. Przyjść z przyjaciółką? A co, jeśli będzie przekonany, że to do niej pisał, albo jak już się dowie, że to jednak do mnie, to i tak jego uwagę przykuje ona? No i jeszcze zanim się spotkamy, to czy mam udawać, że na zdjęciu, które mi wysłał, super wygląda? Śmiać się z linków przekierowujących mnie na stronę www.youtube.pl, do pięknych slajdów z wycieczki, śmiesznych kreskówek i innych równie niedostępnych dla mnie plików? Może więc lepiej napisać, że nie widzę, już w profilu na portalu randkowym… Ale czy ja nie wiem, na jakim świecie żyję? Jak ktoś będzie miał wybór między tysiącem kobiet, z którymi styka się codziennie na ulicy, w szkole, na studiach, w pracy, i mną – niewidomą, to kogo wybierze? Ile osób zdecyduje się napisać właśnie do mnie? A jeśli już napiszą, to czy nie okaże się, że kierują nimi dziwne pobudki? Gwarantuję, że tak. Sama miałam okazję to przetestować. Po spisaniu sobie wszystkich „za i przeciw” postanowiłam, że w ostatnim zdaniu, w którym miałam własnymi słowami opisać siebie, dodać, że jestem samodzielną osobą niewidomą. Pierwszy email był bardzo krótki, acz wymowny: „Ja też mam rentę, 48 lat. Umówmy się, jedziemy na tym samym wózku”. Jeszcze nie zdążyłam ochłonąć ze zdumienia pomieszanego z oburzeniem, gdy do skrzynki spłynęła kolejna wiadomość. „Cześć. Ucieszyłem się, że nie widzisz, bo ogólnie zawsze mi mówiono, że jestem brzydki, ale tobie to przecież i tak wszystko jedno. Za seks dobrze płacę, pewnie jeszcze jesteś dziewicą ummmm, już się rozmarzyłem, ile byś chciała?” Dopóki nie zdecydowałam się zlikwidować założonego kilka tygodni wcześniej profilu, otrzymałam jeszcze ofertę od pana, który szukał ekstremalnych wrażeń, a niewidomej jeszcze nie miał, od studenta, który był całe życie wolontariuszem, pomaga bezdomnym i spędza czas w hospicjum, mógłby więc spróbować pospotykać się i ze mną, oraz od mężczyzny, który jest w wiecznej depresji, nikt go nie chce i nie rozumie, ale ja chyba nie będę taką świnią i mu nie odmówię, on też ma swoje potrzeby.
Po jakimś czasie postanowiłam więc wypróbować drugą opcję. Zainwestowałam swój czas i energię w zbudowanie mojego pozytywnego wizerunku w umyśle osoby, którą uznam za ciekawą na podstawie jego elektronicznych wiadomości. Liczyłam na to, że moja wewnętrzna siła, inteligencja i urok osobisty być może zrównoważą tę straszną prawdę, że nie widzę. Pierwszy człowiek, z którym się spotkałam, nie uciekł, poszliśmy do kawiarni i przez całe dwie godziny opowiadał mi o swojej dziewczynie, choć wcześniej zapomniał o niej napisać. Drugi posiedział ze mną 10 minut, zniknął na chwilę, a minutę później zadzwonił do niego telefon i oświadczył, że bardzo mu przykro, ale musi już iść. Więcej się nie odezwał. Dobrze, że ma przyjaciół, którzy potrafili pomóc mu w potrzebie i puścić sygnał, który wyciągnął go z opresji.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ