Jerzy Zoń: „Nie idziemy na wojnę, nie niesiemy zupy, bo nie potrafimy tego dobrze robić. Niech każdy robi swoje dobrze, a będzie dobrze.”
Co zmieniło się przez 45 lat istnienia teatru?
Krakowski Teatr KTO już niedługo będzie obchodził swoje 45-lecie. Co zmieniło się przez te wszystkie lata? Jakie przeszkody pokonywał teatr, by wciąż trwać w świadomości odbiorców? Dyrektor teatru Jerzy Zoń w rozmowie z „Miastem Kobiet” diagnozuje, żartuje i opowiada na temat teatru, aktorów, spektakli i… polskości.
Sylwia Wołoch: Teatr KTO istnieje już 44 lata. Czy jest pan sentymentalny?
Jerzy Zoń, dyrektor teatru KTO: Początki istnienia teatru to także moja młodość i studia. Ludzie młodzi są śmiali, mało przeżyli, mają małe doświadczenie i rzucają się na głęboką wodę – zupełnie jak ja w tamtym czasie. Mając dobrą pracę jako aktor w teatrze STU, kończąc studia, zaangażowałem się w założenie niezależnej grupy teatralnej. Był to najpierw teatr studencki, który po latach, stał się poważną instytucją. Niedługo będzie obchodził jubileusz – swoje 45-lecie istnienia. Są to cztery dekady, czyli jedno dorosłe życie. Udało mi się połączyć to życie z teatrem – kochając to, co robię, mogłem się z tego utrzymać i żyć. Wspominając to, pojawia się nuta sentymentu.
Z zamkniętych sal teatralnych szybko przeniósł się pan na krakowskie ulice. Co było najtrudniejsze w zrealizowaniu tego przedsięwzięcia?
Najpierw jako teatr próbowaliśmy grać przedstawienia uliczne. To jest teatr bardzo trudny. Aktorzy sceniczni nie mają pojęcia co znaczy wyjść w pełnym słońcu na rynek i zafascynować tysiąc osób. Bez garderoby, przyciemnionego światła. Próbowaliśmy robić to przez kilka lat i stwierdziliśmy, że to nas bardzo rozwija. Był taki czas, że nie graliśmy w sali, a jedynie na ulicach. W końcu postanowiliśmy zapraszać na krakowski rynek najlepszych ulicznych artystów. To się tak przyjęło, że w tym roku powstaje już 35. edycja ULICA festival. Przetoczył się tutaj cały świat – od teatru chińskiego, po Afrykę, Amerykę Południową, Europę. Gdy budżet był słabszy, było trochę gorzej, ale zawsze pojawiało się kilkadziesiąt przedstawień. Lubię obserwować te otwarte buzie rodziców, dzieci, osłupiające spojrzenia, jakby coś się stało. Po to robi się teatr. Na koniec nagrodą są brawa.
W tym roku organizowany przez Teatr KTO ULICA festival odbywa się 35 raz. Czego możemy spodziewać się w lipcu na ulicach Krakowa?
W 35. edycji postaramy się podsumować stan polskiego teatru. Pokażemy przedstawienia, których nigdy nie widzieliśmy w Krakowie. Będzie też 7-8 wybitnych zespołów zagranicznych, ale głównie skupimy się na nostalgii polskiego teatru. Nostalgii narodu, który nadal ma trudności z określeniem się. Na co my głosujemy? Jakie mamy wybory?
Czy nasz naród ma problem ze znalezieniem swojej tożsamości?
Oczywiście. Wszyscy narzekają na rząd, a przecież ktoś ich wybrał. Nie zdobyli władzy przemocą. Miliony ludzi zdecydowały że chcą, by rządziły osoby, dla których najważniejsza jest Maryja Panna, Jezus Chrystus Król Polski i Bitwa pod Grunwaldem. Nie to, jaki będzie klimat, czy co będą jeść nasze dzieci za 50 lat.
Jezus Chrystus królem Polski. Już nie wystarczy, że Maryja jest królową? Niedawno przeczytałem refleksję na „fejsie”, że nasz kraj jest nienormalny – śmierć Jezusa Chrystusa obchodzimy co roku, natomiast śmierć niezbyt wybitnego prezydenta – co miesiąc. Dziś żyjemy, jak żyjemy, ale nasze wnuki, dzieci, będą musiały odbudowywać to, co jest już spalone. Idą złe czasy i tylko rozumne działanie może to zmienić. Pytanie jak mamy działać rozumnie, skoro jesteśmy nierozumni? A nierozumni jesteśmy, bo źle uczymy. W kraju, w którym procesem edukacji „zarządzają” pan minister Czarnek i pani kurator Nowak nauczanie musi być obciążone ideologią i religią.
W takim razie jaki przedmiot powinien zostać wprowadzony do szkół, by nauka stała się bardziej wartościowa?
Ja wprowadziłbym dwa nowe przedmioty: odkłamywanie historii i naukę uważnego czytania. Dziś nie zwraca się na to uwagi, dzieci czytają byle jak, pospiesznie, nie rozumieją. Nie chodzi o to, żeby dzieci męczyć, ponieważ każdy wiek ma swoje potrzeby. Ale czytanie kształci wyobraźnię i wtedy łatwiej jest dziecku poznawać świat.
Występował pan między innymi w teatrze STU oraz Groteska, później zajmował się głównie reżyserią. Woli pan realizować na scenie wizję innej osoby – jako aktor – czy sam reżyserować spektakle?
Te okresy w moim życiu są od siebie różne. Gdy byłem młodym aktorem, aktorstwo mnie fascynowało, a później męczyło i nudziło. Zawsze byłem trochę bezczelny i korzystałem z tego, myśląc – << jacy ci wszyscy aktorzy są źli! Jestem niedoceniany, gram za małą rolę! Lepiej to rzucę!>> Potem zacząłem doceniać profesjonalizm aktorów przygotowanych do uprawiania zawodu. Zachwycałem się spotykaniem tych największych, później ci najwięksi grali w moich spektaklach. Reżyseria była dla mnie dużo bardziej budująca, rozwijająca i przede wszystkim stanowiła wyzwanie.
A kto jest według pana „dobrym aktorem”?
Dobry aktor musi mieć perfekcyjny warsztat oraz coś nieuchwytnego, trudnego do zdefiniowania, co nazywa się osobowością aktora. Na czym to polega – nikt nie wie. Można to zauważyć, kiedy ta osoba czyta dowolny tekst. Tych dobrych aktorów będzie się słuchać z przyjemnością, inni będą nas po prostu nudzić.
Na kim nie da się zanudzić?
Kiedyś, w latach ’80, jedząc krupnik, oglądałem telewizję. Nagle pojawił się Zapasiewicz, który recytował „Kwiaty Polskie” Tuwima. Po dziesięciu minutach zorientowałem się, że przestałem jeść zupę. Udało mu się przebić nawet przez szklaną ścianę telewizora. I właśnie na takich aktorów trzeba chodzić nawet, jeżeli przedstawienie jest słabe.
Odważna rada.
Słowo aktor jest dziś dość skomplikowane. Gwiazdy i celebrytki też będą nazywały się aktorkami, ale posiadanie ładnej buzi to jeszcze nie jest aktorstwo. Ja nie chciałbym, żeby sensu życia uczyli mnie popularni dziś celebryci. Wolę w tym czasie przeczytać esej Sokratesa. Ale takie są czasy.
Rzeczywiście, dzisiaj coraz częściej gwiazdami i liderami opinii zostają osoby, które karierę rozpoczęły od publikowania krótkich filmów i zdjęć na Instagramie i TikToku.
Takie osoby uważam za odważne – jeśli na Instagramie pokazują swoją osobowość, muszą mieć coś w sobie, co przyciąga innych do obserwowania ich. Mnie to w ogóle nie fascynuje, ale takie mamy dziś czasy – szybkiego przekazu. Nie chce nam się już pisać tekstu – wysyłamy zdjęcie lub emoji. To tak działa, ale to wszystko jest powierzchowne. To jest cywilizacja „zewnętrzna, krótkotrwała”. Ona zginie tak jak plastik. A geniusze myśli w tym czasie po cichu działają.
Czym po tylu latach pracy jest dla pana teatr?
Moim zdaniem teatr jest jeden – dobry albo zły. Zrobienie dobrego przedstawienia jest bardzo trudne. Uważam, że nie powinno się dopuszczać wszystkich do robienia przedstawień. Co z tego, że szkołę reżyserii kończy dziesięciu twórców, jeżeli wśród nich tylko dwóch jest zdolnych, a pozostali będą męczyć publiczność, ludzie zaczną się zniechęcać. Później ci ludzie będą mieli dzieci i nie wezmą ich do teatru, aby się nie nudziły – zamiast tego pójdą do parku. Tyle zła może wyrządzić kiepski reżyser. Tyle zła wyrządzają teatry szkolne, lektury prezentowane tylko po to, by je odhaczyć. Dla mnie teatr to jest święto – przedstawienia robię rzadko, ale gdy już je robię, solidnie się przygotowuję. Moje przedstawienia grane są po 20, 30 lat. Nie tygodni. Teatr to odpowiedzialność. Nie można pracować w teatrze bez tej świadomości.
Sprawdź też: A co to miłość? Komunikacja w związku (wywiad z Anną Dodziuk)
Co przede wszystkim składa się na dobrą sztukę? Po czym ją pan rozpoznaje?
Dobra sztuka angażuje mój umysł i emocje. Nie nudzi i nie męczy. Jednak to, czy spektakl jest dobry, ostatecznie weryfikuje publiczność.
Jak wygląda praca reżysera od kulis? Jak rozpoczyna pan pracę nad sztuką?
Każdy reżyser ma swoją własną metodę. Ja najpierw tworzę strukturę muzyczną, schemat działań teatralnych i to, co chcę powiedzieć. Potem zatrudniam choreografa, który rozumie moją ideę i potrafi ją przełożyć na ruch i choreografię. Szukam sprawnego zespołu, z dobrym wyczuciem rytmu. Gdy już mamy to wszystko, do konkretnego utworu układam całą scenę. Drugą, potem trzecią, to trwa czasem nawet rok. Kiedy wszystko jest złożone, następuje czas premiery. I to jest najgorszy dzień. Czy widzowie to zrozumieją? Jak to będzie wyglądało? To jest piękny czas, bo premiera jest jak inicjacja seksualna. To burza emocji i nerwy.
Teatr KTO znajduje się pod pana dyrekcją już od 44 lat. Jak teatr z wszystkimi swoimi projektami – 35. ULICA festival, Noc Teatrów, Noc Poezji – oraz wyjazdami radził sobie w sytuacjach kryzysowych, jak np. wojna czy pandemia?
Wystarczy robić swoje. Obserwuję teraz, jak reżyserzy rzucają się na tworzenie spektakli o Ukrainie. To jest robienie pospiesznie i byle jak. Teatr nie jest do doczesnych celów. Teatr jest do kształtowania ducha. Chciałbym jednak, by powstał spektakl który powie nam, co się stało po covidzie, co się stało z nami po wojnie. My podczas pandemii graliśmy nasz repertuar, a podczas wybuchu wojny zrobiliśmy koncert charytatywny, gdzie panowała zasada, że nikt nie bierze pieniędzy. Wystawiliśmy też na aukcję różne rzeczy i zebraliśmy prawie 30 tys. złotych, które przekazaliśmy na pomoc Ukrainie. Robimy utwory dla dzieci, gdzie wszyscy widzowie z Ukrainy po uprzednim telefonie wchodzą za darmo. To nasza działalność. Nie idziemy na wojnę, nie niesiemy zupy, bo nie potrafimy tego dobrze robić. Niech każdy robi swoje dobrze, a będzie dobrze.
Podczas pandemii z kolei straciliśmy wiele kontraktów – wyjazdów było o ok. 80 proc. mniej. W dalszym ciągu jednak teatr KTO jest w czołówce teatrów polskich najczęściej prezentowanych za granicą kraju. Jesteśmy zapraszani, a ulica, scena i widzowie kochają nas na całym świecie. Graliśmy w centrum Seulu i Pekinu, w Japonii, Brazylii, Meksyku, Stanach Zjednoczonych, w całej Europie, wszędzie poza Australią. Teraz nieśmiało coś zaczyna się dziać – mamy ok. 8-10 przedstawień za granicą, między innymi w Anglii, Niemczech, na Litwie czy we Włoszech.
Teatr KTO podbił więc nie tylko Europę, ale i świat. Co w świecie słyszy się o polskim teatrze?
Teatrem Polska może się pochwalić. Nie produkcją samochodów, ani super rolnictwem. Teatr. Od połowy lat 60. ubiegłego wieku nie ma lepszego teatru na świecie. Ten biedny, pełen podziałów i nienawiści naród, z pogmatwaną historią wykreował wielki Teatr. To od nas inni chętnie uczą się teatru.
Mój spektakl „Pandemia Ślepoty”, zrobiony na podstawie portugalskiej książki, był grany wszędzie. Portugalczycy byli zaskoczeni, że Polacy wystawili tę sztukę, a nie oni. Jest w polskim Teatrze mocny ślad romantyzmu. Polacy patrzą inaczej. Polski twórca jest pozornie wesoły, ale zawsze jego wesołość będzie podszyta smutkiem i refleksją. Nie ma czystego śmiechu. Choć XXI wiek jest już teatrem innego pokolenia, teatr wciąż jest potęgą, to nasz towar eksportowy.
Czy aktorzy to też towar eksportowy?
Tak. Jest jeden problem – język. Gdyby Demarczyk była Francuzką – nie byłoby lepszej artystki na świecie.
Od niedawna teatr cieszy się nową, stałą siedzibą, w której mamy przyjemność rozmawiać. Droga do zdobycia tego miejsca nie była jednak łatwa. Komu Teatr KTO zawdzięcza to miejsce?
Jako teatr bezdomny zawsze wynajmowaliśmy pomieszczenia. Z jednej z siedzib zostaliśmy wyrzuceni, w końcu mieliśmy przenieść się do kina Wrzos. Gdy okazało się, że jest to własność miasta, przekazano nam je bardzo szybko. Siedziba teatru wybudowana jest bardzo porządnie i z polotem. Niezależnie od gustów widzów i tego, co po mnie zostanie, jako artyście, będzie to coś, co jest dla przyszłości tego miasta. Obiekt świetnie wyposażony, a już za kilka lat odbędzie się tutaj konkurs na nowego dyrektora, który z pewnością zaproponuje oryginalny i ciekawy, autorski program.
Miejsce zawdzięczamy miastu, które przekazało nam połowę budżetu. Drugą połowę zdobyliśmy ze środków unijnych.
Jaka jest dziś główna misja Teatru KTO?
Chcemy, by Teatr był obecny w naszej świadomości. By poruszał tematy ważne, istotne, nie dawał odpowiedzi, a zmuszał do myślenia. By obcowanie z przedstawieniami przyczyniało się do bycia wolnymi i pięknymi ludźmi.
Zobacz także: Teatr KTO – nowa siedziba w sercu Podgórza