Jasiek Mela – Nie potrafię robić rzeczy nudnych
Zdobywca obu biegunów oraz Kilimandżaro i Elbrusa. Kocha podróże autostopem, a na co dzień prowadzi fundację "Poza Horyzonty", motywuje ludzi aby wierzyli w siebie. Tuż po premierze filmu "Mój biegun" Jasiek Mela w wywiadzie dla

Jasiek Mela / fot. archiwum własne
Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek jak wyglądałoby Twoje życie, gdybyś nie uległ wypadkowi?
Nie, bo to nie ma sensu.
Dlaczego?
Bo jest tysiąc lepszych rzeczy, co do których mogę wzbudzać swoją wyobraźnię.
Jakich?
Przyszłość, a nie przeszłość. Jesteś tu i teraz. Teraźniejszość jest jedyną rzeczą na jaką mamy wpływ. Ona wpływa na naszą przyszłość.
Zawsze tak myślałeś?
Tak
Kto Cię tego nauczył?
W dużej mierze wpływ na to mają własne przemyślenia. Gdy leżysz w szpitalu kilka miesięcy, to jesteś zmuszony do myślenia. Choć jestem typem, który najpierw działa, a potem myśli, to wtedy bardzo dużo myślałem. Jednak większą ilość cech jakie posiadam, wyniosłem z domu. Film „Mój biegun” to tak naprawdę film nie o mnie, ale o relacji ojciec-syn. Bardzo trudnej relacji, która w rzeczywistości była siedem razy trudniejsza i bardziej drastyczna niż ukazuje produkcja. Jednak taka relacja potrafi wnieść coś dobrego. Ukazuje, że z cierpienia i trudu rodzi się pewnego rodzaju siła. I choć ludzie się bardzo kochają to też czasem okropnie się niszczą i to jest główny temat tego filmu. Dla mnie najlepszym dowodem na to, że to wszystko co mnie spotkało miało sens, jest to, jakim człowiekiem jestem teraz i jakie relacje mam z najbliższymi. A mojego tatę mogę dziś nazwać swoim przyjacielem.
Dzieciństwo rzutuje na dorosłe życie.
Niestety tak. Dzieciństwo uczy nas mnóstwa odruchów i zachowań. Świat jest jak dżungla – rządzi silniejszy. Jeżeli obserwujesz u siebie w domu, że wyjściem z sytuacji jest przemoc, to nawet jeśli tego nie znosisz i obiecujesz sobie, że taka nie będziesz, to się tego uczysz i budzi się to w tobie. Osobiście nie lubię pewnych pokładów agresji, które budzą się we mnie. Dorosłość jest w dużej mierze odkrywaniem siebie i swoich ograniczeń oraz słabości. Zdając sobie z nich sprawę, możesz z tym walczyć, jeśli chcesz. Kiedyś wydawało mi się, że jestem ofiarą i że to mnie los tak mocno doświadcza. Dla mnie największym poligonem walki z samym sobą jest mój związek. Związek bardzo długi i bardzo trudny. Ostatnią rzeczą, jaką można o nim powiedzieć to to, że jesteśmy razem bo tak nam wygodniej. Bycie z drugą osobą jest dla mnie najtrudniejszą wyprawą, jaką wciąż odbywam.
W swojej książce piszesz, że przyciągasz dobrych ludzi. A co jeśli spotykasz tych mniej życzliwych?
Wychodzę z założenia, że każdy człowiek jest dobry. Ale też każdy z nas ma w sobie dobro i zło. To różne rzeczy, które drzemią w nas. Często od życia dostajesz to, co dajesz światu i ludziom. Uwielbiam podróże autostopem, nie boję się ich i darzę ludzi zaufaniem. Staram się obdarzać ich sporą dozą zaufania i ciepła, a co za tym idzie zobowiązuje ich do takiego zachowania wobec mnie. Podróżuję po różnych miejscach, czasem niebezpiecznych i jak dotąd nie spotkało mnie jeszcze nic złego.
Dzięki wyprawom na bieguny nauczyłeś się wyznaczać cele i realizować marzenia. Jaki jest przepis na spełnienie marzeń?
Nie ma przepisu. Każdy człowiek musi znaleźć swój sposób. Dużym błędem jest to, że oddzielamy życie od marzeń, a drugą rzeczą jest przekonanie, że marzenia się spełniają. Żadne marzenia się nie spełniają, ale marzenia się po prostu spełnia. To my musimy je spełnić, często ciężką pracą i wyrzeczeniami. Na wszystko trzeba sobie zapracować.
Czasem nie udaje się zrealizować planów, wówczas porażkę trzeba przyjąć z pokorą. Co Ciebie uczy pokory?
Każde niepowodzenie jest lekcją, która uczy nas pokory. Mówi się, że sukces uczy pychy a porażka pokory. Mnie pokory uczą także podróże. Gdy podróżuję stopem to jestem zależny od ludzi, szczęścia, Boga. To mi pozwala w dużej mierze zachować zdrowy rozsądek i cieszyć się z prostych rzeczy.
Kolejna podróż autostopem do…
Azji. To będzie pierwsza podróż, gdzie mam totalną swobodę i nic nie muszę, a wszystko mogę. Jedyne co mam to bilet lotniczy i ważne wizy.
Twoja Fundacja „Poza Horyzonty” w głównej mierze skupia się na umożliwieniu niepełnosprawnym uzyskania protez. Czy w Polsce prowadzenie fundacji to duże wyzwanie?
Tak, ponieważ państwo mocno nam to utrudnia. Z jednej strony popiera takie organizacje, ale już z drugiej opodatkowuje każdą darowiznę, co jest bardzo irytujące. W takich momentach masz ochotę zaprzestać takich działań, ale wciąż pamiętasz o tych, którzy potrzebują twojej pomocy. Dlatego pomimo wszystko wciąż walczymy i każdego roku udaje nam się, zaprotezować co najmniej kilka osób. Dla nich jest to dar od losu i absolutna zmiana życia.
Jak widzisz siebie za 10-15 lat?
Chciałbym dalej prowadzić Fundację. Marzy mi się, żeby kiedyś mieć własne kino.
Mam nadzieję, że z ambitnym repertuarem.
Oczywiście, że tak. Cieszę się, że mieszkam w Krakowie, bo mamy tu świetną sieć kin studyjnych.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
Rozmawiała Alicja Szyrszeń