Jan Belcl: Nie wszyscy przyjaciele nie żyją! [wywiad]
Reżyser zdradził nam kulisy powstawania filmu Netfliksa „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją”
Osiem gwiazdek na twarzy Julii Wieniawy, głos Tomasza Karolaka i liczne nawiązania. Czego nie zauważyliśmy w filmie „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją”? Jak przebiegała współpraca z aktorami? Opowiada reżyser i scenarzysta nowego polskiego hitu filmowego – Jan Belcl
Jesteś Słoweńcem – dlaczego wybrałeś akurat polski rynek?
To dzięki mojemu znajomemu – Mitji Okornowi. On także pochodzi ze Słowenii, zawsze byłem jego wielkim fanem – stworzył rzeczy, które stały się wielkimi hitami. Kiedy w końcu go poznałem i dałem mu krótki film, który nakręciłem, myślałem, że nawet na niego nie spojrzy, a jednak bardzo mu się spodobał. Kilka lat później zaprosił mnie do Polski, abym został jego osobistym asystentem. Pomagałem mu przy produkcji „Planety Singli”. To było szalone doświadczenie – wiele się nauczyłem i poczułem, że w Polsce otwierają się przede mną drzwi. Gdy powstał scenariusz do „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją”, Mitja powiedział, że powinniśmy zrealizować go w Polsce. Tak też zrobiliśmy!
Jak współpracowało ci się z polskimi aktorami, na przykład Julią Wieniawą? Zauważyłeś w jej zachowaniu, jak bardzo jest popularna?
Nie, zupełnie nie! Nawet nie wiedziałem, kim ona jest – pracowało się z nią świetnie, była zabawna i profesjonalna. Mimo młodego wieku ma niesamowicie dużo doświadczenia, wie, jak grać, a kamera ją kocha. To była prawdziwa przyjemność współpracować zarówno z nią, jak i z resztą aktorów – doskonale rozumieliśmy się na planie. Obsada była dobrze dobrana, bo casting trwał niesamowicie długo – zgłaszali się do nas naprawdę najlepsi aktorzy z całej Polski, a wyboru dokonała nasza reżyserka obsady Nadia.
W filmie grają też aktorzy, którzy nie są znani szerokiej publice…
Tak, taki był zamysł – chcieliśmy dodać jak najwięcej nowości, także wśród obsady. Chcieliśmy wpuścić nieco świeżości na polski rynek i aby film zyskał dzięki temu energię. Jednak aby nie zapomnieć o polskim akcencie, umieściliśmy w filmie głos Tomasza Karolaka – musiał koniecznie się tam znaleźć i podoba mi się, w jaki sposób to się stało – nie jest tam fizycznie, słyszymy go tylko przez telefon.
Bardziej interesuje cię kino gatunkowe czy autorskie?
Nie interesuje mnie coś takiego jak gatunek – dla mnie liczy się, czy film jest dobry, czy kiepski. Ważna jest historia – to, czy są w niej emocje, czy sprawia, że się śmiejemy, płaczemy. Cieszy mnie każdy rodzaj dobrego, dobrze zrobionego filmu – gatunek nie jest w tym wypadku ważny. Nie chcę też stawiać granic wokół mojej twórczości i zamykać się tylko na jeden jej rodzaj. Chcę robić dokładnie to, co akurat przyjdzie mi do głowy.
Nie skończyłeś żadnej szkoły reżyserskiej. Gdzie uczyłeś się fachu – od strony technicznej?
Zacząłem, gdy miałem około 13 lat – po prostu wziąłem kamerę i nakręciłem krótkie filmy z moimi przyjaciółmi. To była dla mnie niesamowita zabawa – odtwarzanie tego, co stworzyłem na komputerze, obróbka w Windows Movie Makerze, dodawanie efektów, muzyki i nauka na swoich błędach. Wydawało mi się to czymś niezwykłym i wciąż tak jest – nadal ekscytuje mnie to tak samo! Nauczyłem się wszystkiego w praktyce czyli pracując – nie chciałem iść do szkoły filmowej, bo mam wrażenie, że mogłoby mnie to ograniczyć. Nie chcę, by ktoś pokazywał mi, jak wszystko powinno wyglądać. Chcę, by to była moja samodzielna droga i mój sukces.
Współpracowałeś z reżyserem „Planety Singli” i „Listów do M”, jednak „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją” to twój pierwszy film pełnometrażowy. Skąd wziąć budżet na takie przedsięwzięcie?
Nie było łatwo. Producenci uważali scenariusz za zbyt szalony i nie chcieli się podjąć pracy nad nim. Naprawdę długo szukaliśmy z Mitją osób, które będą chciały zrobić ten film. Po którejś z kolei odmowie zaczęliśmy się martwić. W końcu wysłaliśmy go do Leszka i Anety z Aurum Film – byli jedynymi osobami, które uwierzyły w projekt. Przekazali go do Netflixa, spodobał się produkcji i dostaliśmy pozytywną odpowiedź, więc to oni dali nam pieniądze na realizację.
Twój film na platformie Filmweb nie został oceniony bardzo wysoko, jednak wysokie oceny otrzymałeś od recenzentów i krytyków filmowych jak Korwin-Piotrowska czy Smolinski. Jak myślisz, skąd biorą się takie rozbieżności?
Zdaję sobie sprawę, że ten film jest czymś zupełnie innym, nowym, szczególnie w Polsce. Myślę, że mógł to też być po prostu szok kulturowy. Ludzie bardzo często chcą czegoś nowego, proszą o to, ale gdy już to dostają są bardzo zaskoczeni. Mnie to i tak bardzo cieszy, bo niezależnie od tego czy ludzie kochają film czy go nienawidzą – ja świetnie się bawię, czytając wszystkie komentarze i sugestie. Wzbudzanie w ludziach skrajnych emocji sprawa mi radość i jest mi szczególnie miło, że kilku znanych krytyków wypowiedziało się pozytywnie na temat filmu.
A co powiesz na temat innych reżyserów? Kto jest dla ciebie inspiracją?
Zdecydowanie Tarantino, oglądałem jego filmy milion razy, a moim największym marzeniem jest by obejrzał mój film i oczywiście, by mu się spodobał (śmiech). Bardzo inspiruje mnie także Scorsese czy właśnie Mitja, dzięki któremu moja kariera nabiera rozpędu.
Twój film jest przepełniony nawiązaniami do innych dzieł, co pewnie jest miłym zaskoczeniem dla amatorów kina. Nie obawiałeś się jednak, że taka liczba odniesień zabije oryginalność twojej koncepcji?
Nie, ponieważ – wracając do Tarantino – on także dodaje mnóstwo odniesień, z których większość osób nie zdaje sobie nawet sprawy, bo odnoszą się do naprawdę dziwnych filmów, czasem sprzed 50 lat lub nawet starszych. Ja też nie dodawałem tych odniesień świadomie, po prostu ze mnie wypłynęły, ponieważ dotyczą filmów które uwielbiam. Nie bałem się, ponieważ bardzo lubię tego rodzaju sztukę. Jeśli ludziom się to spodobało, to świetnie, jeśli nie – także!
Jak bawiłeś się na planie? Możesz zdradzić jakieś sytuacje, które były dla ciebie zabawne, zaskakujące, lub nieplanowanie zmieniły fabułę?
Paradoksalnie, zabawne było to, że mieliśmy niesamowicie mało czasu – każdy dzień był tak naprawdę wyścigiem. Z jednej strony: dużo stresu, ale z drugiej – świetnie się bawiliśmy przy kręceniu tego filmu. Martwiliśmy się, czy uda nam się w odpowiedni sposób przedstawić tak złożoną masakrę mając tak mało czasu [film ukazuje serię scen śmierci w brutalnych okolicznościach – przy. red] jaką mieliśmy przygotowaną w scenariuszu. Udało się to w końcu dzięki dobrze dobranej obsadzie i wielu próbom.
Czy patrząc na swoje dzieło możesz stwierdzić, że to droga, którą chcesz pójść jako reżyser, czy planujesz jakieś zmiany?
To jest w stu procentach mój styl, jest w nim tak dużo mnie, że to aż szalone. Chaos, pomysły, odniesienia, to wszystko to cały ja. Nie wyobrażam sobie siebie bardzo zmieniającego swój styl. Może nieco się odchylić w którymś kierunku, nie mogę tego przewidzieć – ale właśnie to jest w tym wszystkim najciekawsze.
Mimo sugestii w tytule, nie wszyscy przyjaciele nie żyją. Jest szansa, że zobaczymy ich dalsze losy?
Tak jak powiedziałaś, nie wszyscy przyjaciele nie żyją – jak Anastazja (Julia Wieniawa) czy Pinky (Barbara Garstka). Mam już niezwykły pomysł na drugą część. Póki co jest to jednak tylko pomysł i zobaczymy, co uda się zrobić – niewykluczone także, że stworzę zupełnie nowy film.
Informacje o filmie „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją”
W Sylwestra może zdarzyć się wszystko. Zwłaszcza kiedy pogmatwane relacje oraz uczuciowe napięcia zmieszają się z używkami i niebezpiecznym seksem. Na własne oczy doświadczają tego dwaj detektywi, gdy w Nowy Rok wchodzą do podmiejskiego domu pełnego trupów, nie mogąc ustalić przyczyny masakry.
Cofając się w czasie o jeden dzień poznajemy młodych ludzi w różnym wieku, którzy w sylwestrową noc postanawiają zabawić się na całego. Wśród nich są m. in. bujająca w obłokach Anastazja oraz jej partner Dżordan, marzący o karierze rapera. Podczas imprezy spotykają oni Glorię, czterdziestoparolatkę, która nie pasuje do otoczenia, a towarzyszy jej dużo młodszy i wiecznie zakłopotany Paweł. Z okazji powitania Nowego Roku wielkie plany snuje też Daniel, który chce oświadczyć się swojej dziewczynie, Andżelice. Wszystkim im z boku przygląda się walczący z nałogami i zamknięty w sobie fotograf Filip.
Gdy przebojowy gospodarz domu, Marek, otworzy drzwi neurotycznemu dostawcy pizzy, a Anastazja postanowi spędzić chwilę sam na sam z Filipem, żadne z nich nie podejrzewa, że właśnie uruchamia się machina niezwykłych losowych zdarzeń, która przyniesie swój krwawy i nieoczekiwany finał.
„Wszyscy moi przyjaciele nie żyją” – obsada
- Julia Wieniawa-Narkiewicz – Anastazja
- Mateusz Więcławek – Filip
- Monika Krzywkowska – Gloria
- Adam Turczyk – Dżordan
- Nikodem Rozbicki – Paweł
- Aleksandra Pisula – Oliwia