In-Ty-Mnie: Jaki powinien być dobry ginekolog?
Dla wielu osób wizyta u ginekologa kojarzy się z koszmarem i przekraczaniem granic intymności

Jaki powinien być dobry ginekolog? / fot. Aga Szuścik
Jaki powinien być dobry ginekolog? Na to pytanie, w ramach cyklu „In-Ty-Mnie”, odpowiada Aga Szuścik – artystka wizualna, edukatorka, autorka projektu i kampanii „To się nie zdarza”. Aga jest syrenką – osobą, która przeszła operację usunięcia części lub całości żeńskich narządów rodnych.
To trzeci tekst z cyklu „In-Ty-Mnie”. Poprzednie dwa przeczytasz tutaj:
Jak się żyje bez macicy
Czy istnieje lekarstwo na raka
Ani młoda, ani zdrowa
Gdy przyszły wyniki cytologii, jednoznacznie świadczące o raku, usłyszałam od mojej ówczesnej ginekolożki, że muszę iść z tym gdzie indziej, bo ona zajmuje się… młodymi i zdrowymi. Rozumiem, że w sytuacji takiego rozpoznania lekarka musiała przekierować mnie gdzie indziej, jednak dobrane przez nią słowa, tak jasno sugerujące mi, że nie jestem ani młoda, ani zdrowa, odcisnęły we mnie piętno.
Wcześniej w różnych gabinetach ginekologicznych usłyszałam już, że tatuaże są nieestetyczne, że prosząc o receptę na pigułki antykoncepcyjne, popełniam poważny grzech, że tuż przed trzydziestką powinnam posłuchać tak zwanego ostatniego dzwonka i wreszcie brać się za wypełnianie mojej misji, jaką jest, rzecz jasna, macierzyństwo.
Doskonale pamiętam też moment, w którym z nagimi, wysmarowanymi żelem do USG piersiami leżałam na kozetce, czekając, aż ginekolog skończy rozmawiać z innym lekarzem. Tamten stał w uchylonych drzwiach i co kilka sekund posyłał krótkie spojrzenie w moją stronę. Miałam może osiemnaście lat.
Certyfikat z paragonem
Gdy przygotowywałam teksty na stronę gyneka.pl, dumna z tego, że tworzę pierwsze w Polsce miejsce w internecie, mówiące o ginekologii w sposób prosty, propacjencki i inkluzywny, z ciekawości odwiedziłam masę portali. Nie dowierzałam, czytając, że lepiej wybierać się do kobiet, choć mężczyźni generalnie są delikatniejsi, że wstyd w gabinecie ginekologicznym to problem pacjentki, że żadne badanie ginekologiczne nie boli, że najlepszym sposobem na inne pacjentki zaglądające do gabinetu jest dbanie o to, by być zakrytą. Natknęłam się na rozdawnictwo certyfikatów poświadczających bezpieczną atmosferę w gabinecie nie przez komisję sprawdzającą higienę i umiejętności komunikacyjne lekarza, lecz firmę sprzedającą odzież jednorazową. Włos na głowie się jeży, prawda? Wszystkie te okropieństwa napotkałam na portalach medycznych, wśród porad, mających z grubsza odpowiedzieć na to samo pytanie, na które odpowiada felieton, który właśnie czytasz.
Koszmar Joli
Jola zapisała do się do ginekologa, bo kończyły się jej tabletki antykoncepcyjne. Poza tym słyszała raz w pracy, jak koleżanka mówi, że raz na jakiś czas po prostu trzeba pójść. Lekarz od początku bardzo się śpieszył. „Rozbierze się do badania”, rzucił w przestrzeń, gdy tylko weszła do gabinetu. Speszona Jola rozejrzała się po zagraconym pomieszczeniu: „tutaj?”. „A gdzie”, odpowiedział wyraźnie podirytowany ginekolog.
Drżące ze stresu dłonie długo mocowały się z guzikiem w spodniach. „Cała, cycki też zbadamy”, poinstruował lekarz. Gdy tylko Jola usiadła na fotelu, rozpoczęło się badanie. Pacjentka poczuła nagły ból, odruchowo jęknęła. „Boli, boli, jak taka spięta”, usłyszała w odpowiedzi.
Podczas badania ginekolog mówił niewiele. Jola chciała o coś spytać, jednak do gabinetu weszła pracownica placówki: „Doktorze, są już wyniki tej Polińskiej”. Nie przerywając badania, lekarz spokojnym głosem spytał: „No i co tam?”. Mimo iż pielęgniarka czytała treść kartki z wynikami pani Polińskiej dość sprawnie, dla Joli sytuacja ta trwała w nieskończoność, rozgrywała się bowiem naprzeciw jej rozwartych nóg i nagiego sromu.
Po użyciu wziernika oraz badaniu palpacyjnym piersi ginekolog zdjął rękawiczki, usiadł przy biurku i zaczął klepać coś w klawiaturę. Jola sama domyśliła się, że pora już się ubrać. Gdy dopinała bluzkę, wreszcie wyczuła okazję na zadanie pytania. Pełna obaw o to, że jej słowa usłyszą pacjentki na korytarzu, wyszeptała: „Panie doktorze… tak przy okazji chciałam spytać… bo jak coś bardzo mnie rozśmieszy lub kichnę, to czasem trochę popuszczę”. Nie odrywając wzroku od ekranu monitora, lekarz odpowiedział: „Bezwolne mikcje… przecież dwoje dzieci urodziła, to czego się spodziewa… wkładki kupić w aptece”. Z gabinetu Jola wyszła dwie minut później.
W ciągu tego krótkiego czasu dowiedziała się, że recepty nie dostanie, bo antykoncepcja to grzech i że jeśli nic poważnego się nie dzieje, to głowy ma nie zawracać, bo przecież są kolejki. Gdy tylko wyszła na korytarz, sprawdziła w telefonie, czym są całe te mikcje. Czy na to się umiera? Co teraz? Na szczęście internet wyjaśnił, że mikcje to po prostu sikanie. Jola nieprędko zapisze się do ginekologa.
51% kobiet ma złe doświadczenia
Jolę wymyśliłam, ale cała reszta jest prawdą. Od trzech lat podczas organizowanych spotkań oraz w mediach społecznościowych kobiety zgłaszają mi mrożące krew w żyłach doświadczenia z gabinetów ginekologicznych. Wszystko to, co przeżyła fikcyjna Jola, zdarzyło się naprawdę, prawdziwej osobie, w dodatku niejednokrotnie. Pewnie i Ty, Czytelniczko, masz jakieś wspomnienia z tej kategorii – wspomnienia, do których wolałabyś nie wracać. Ankieta przeprowadzona na moim instagramowym profilu pokazała, że 51% obserwujących mnie osób miało do czynienia z nieprofesjonalnym zachowaniem ginekologa. Na szczęście dużo w tej kwestii się zmienia – sektor medyczny charakteryzuje coraz większa świadomość i empatia, zwiększa się ilość szkoleń o komunikacji na linii lekarz – pacjent i na temat patient experience, zaczynają funkcjonować protokoły bezpiecznego przekazywania złych wieści, działają edukatorki (będę nieskromna) jak ja.
Wciąż jednak zdarza się, że pacjentki rozbierają się przy biurku, lekarz używa słowa „cycki” i komentuje wygląd pacjentki, a biedna Jola myśli, że po prostu tak jest – skoro nie jest to wizyta prywatna, to nie należy spodziewać się cudów, a skoro babcia posikiwała podczas kaszlu, to i ona będzie – takie życie. Nie, Jolu, Aniu, Kasiu, Jowito i Karolino, wcale nie musi tak być.
Jola nie musi w tunice
Jak to powinno wyglądać? Do uprzątniętego, sterylnego gabinetu Jolę zaprasza sam lekarz, wychodząc po nią na korytarz. Oboje siadają przy biurku, by porozmawiać. Jola ma czas na zadanie przygotowanych pytań i wylistowanie wszelkich wątpliwości. Ginekolog słucha w skupieniu i odpowiada nieśpiesznie, dostosowując styl wypowiedzi do poziomu wiedzy pacjentki. Koniecznym jest ustalenie, kiedy ostatnio wykonywano badania profilaktyczne: cytologię, USG przezpochwowe oraz USG piersi czy mammografię (zależnie od wieku), a także czy występują objawy, które powinny niepokoić, jednak z jakichś powodów pacjentka je bagatelizuje. Rozmowa przebiega w atmosferze spokoju, szacunku i bezpieczeństwa. Jola nie zniża głosu – muzyka na korytarzu sprawia, że dźwięki z gabinetu nie wychodzą poza jego przestrzeń.
Kiedy przychodzi czas badania, lekarz prosi pacjentkę o przygotowanie się do niego, instruując, co robić. Jola wchodzi do osobnego pomieszczenia, znajdującego się wewnątrz gabinetu. Tam czeka na nią toaleta, umywalka, bidet, jednorazowe kapcie i spódniczki oraz krzesło, na którym można zostawić ubrania i torebkę.
Nie ma potrzeby kombinować z tunikami i pończochami – jest czas, są warunki, tego dnia można więc wybrać dowolny strój. Żeby Jola nie rozbierała się do rosołu, badanie genitaliów oraz piersi odbywa się osobno. Badaniu na fotelu towarzyszą wyjaśnienia jego etapów. Po zakończeniu tej części wizyty, kobieta udaje się do pomieszczenia, by się ubrać. Gotowa wraca do biurka. Tam wspólnie z lekarzem omawiają dalsze postępowanie.

Plakat o języku w ginekologii / Plakat: Aga Szuścik
Nowocześnie i inkluzywnie
Czego ginekolog absolutnie nie powinien robić? Pozwalać sobie na komentowanie wyglądu czy jakichkolwiek wyborów pacjentki, spoufalać się czy używać wyrazów typu „cycki”, „pipka” czy „brzusio”, wpuszczać do gabinetu osób trzecich, zasłaniać się osobistymi przekonaniami (tak zwaną klauzulą sumienia). Język, którym posługuje się lekarz, winien być zrozumiały i inkluzywny, czyli nie wykluczający nikogo. Należy uwzględniać osoby transpłciowe i bezdzietne z wyboru. Warto wiedzieć, że w dzisiejszych czasach wargi sromowe są zewnętrzne i wewnętrzne, a nie większe i mniejsze, a dziewica i osoba z błoną dziewiczą to nie to samo.
Idźmy z nurtem ginekologii w nowoczesnym i naukowym wydaniu: obfite oraz bolesne miesiączki czy nietrzymanie moczu i obniżenia narządów miednicy mniejszej to wskazania do diagnostyki i leczenia, a nie machania ręką i cedowania problemów na to, że takie już jest życie. Do ginekologa, nawet gdy nic nie dolega, należy chodzić co roku, na obligatoryjne badania profilaktyczne, niezależnie od tego, kiedy i które z nich są refundowane.
Kolej na Ciebie
By ten dobry obrazek był możliwy do zrealizowania, także pacjentka powinna być jego optymalną częścią. Skoro oczekujesz od lekarza, by poświęcił Ci tyle czasu, ile potrzebujesz, nie wściekaj się, gdy są opóźnienia – te prawdopodobnie wynikają z tego, że osoby przyjmowane tego dnia przed Tobą miały dodatkowe pytania. Nie dyskryminuj lekarza ze względu na płeć, wiek i inne cechy. Nie samodiagnozuj się internetowo. Nie przychodź z nastawieniem, że wiesz lepiej. Nie przerywaj. Nie oczekuj, że medycyna jest jak matematyka na poziomie czwartej klasy podstawówki, a wszystkie wyniki badań magicznie wyskakują od razu na ekranie – leczenie ludzi to indywidualność przypadków i trudne decyzje, a diagnostyka potrafi być długotrwałym procesem, wymagającym udziału różnych specjalistów oraz przeprowadzenia kolejnych badań – także tych obrazowych lub z krwi.
Śmiało, Jolka!
Można marzyć o idealnym świecie: różnych rodzajach wkładek i naturalnych płynach do mycia w pomieszczeniu do przebierania, dziełach sztuki na ścianach oraz nowoczesnym fotelu, który, by nie straszyć, staje się ginekologicznym dopiero, gdy pacjentka na nim siedzi (tak, takie fotele istnieją). Nie czarujmy się jednak – wszystko zależy od zasobów finansowych placówki. Syntetyczna odpowiedź na pytanie z tytułu felietonu to jednak na szczęście nie coś, na co można wystawić paragon.
Dobry ginekolog to taki, który tworzy bezpieczną i spokojną atmosferę, potrafi słuchać, udostępnia wyniki badań, pamięta o profilaktyce, informuje o wszystkim zrozumiale i bez ogródek. To taki lekarz, który nadąża za rozwojem medycyny, a także zachowuje najwyższe standardy higieny (gabinetu i osobistej). Takiego ginekologa możesz znaleźć dzięki poleceniu znajomych lub na dobrych grupach w internecie. Tacy ginekolodzy istnieją. I wizyty u nich wcale nie muszą kosztować krocia.
Świadomość tego, że możesz dostać porządną opiekę i że, jak każdy, na nią zasługujesz, to połowa sukcesu. Drugą jest znalezienie lekarza, który spełnia określone wymogi: wypisane w tym tekście oraz Twoje własne. Śmiało, to Ci się należy! Dodatkowo, warto edukować na ten temat innych, co na co dzień robię ja, robi to Miasto Kobiet i możesz robić to Ty – odejmujmy kolejne procenty z tych przerażających 51. W końcu każda z nas jest taką Jolką lub jej koleżanką.
O autorce i cyklu In-Ty-Mnie

Aga Szuścik / fot. materiały prasowe
Dr Agnieszka Szuścik
Artystka wizualna, edukatorka, autorka projektu i kampanii „To się nie zdarza” oraz bloga „Życie po raku” oraz podcastu „Przygody ginekologiczne”. Jedna z „50 Śmiałych 2019”, prelegentka TEDx, ambasadorka licznych programów profilaktyki onkologicznej. Doktora sztuk filmowych, wykładowczyni ASP w Krakowie oraz w AF w Krakowie i Warszawie, prowadząca audycję „Sztuka słuchania” w OFF Radio Kraków, absolwentka szkoleń RTZ, współzałożycielka Akademii Siebie. Na przestrzeni ostatnich lat pomogła setkom kobiet: pamiętać o badaniach, uwierzyć w siebie i docenić swoje potrzeby. Obecnie pisze książkę o tym, czego uczy rak. Aga jest syrenką.
Cykl Agi Szuścik „In-Ty-Mnie”
In to wewnątrz, w środku. Właśnie tam, w głąb intymności umysłu i ciała sięga ten cykl mini-artykułów.
Ty znajdź w tych słowach siebie, zaakceptuj się, zrozum i pokochaj – jesteś tu najważniejsza.
Mnie, Agę Szuścik, wykorzystaj jako lustro, w którym możesz przejrzeć się ubrana w swoje decyzje, lub trampolinę, by odbić się prosto do inspiracji i wiedzy.
Widzisz myślniki pomiędzy tymi słowami? Myśl jest podstawą zmiany, działania oraz bycia ze sobą, tak po prostu, tak in-ty-mnie.
Opiekun merytoryczny cyklu: dr n. med. Paweł Szymanowski, prof. KAAFM
W każdy, pierwszy poniedziałek miesiąca, publikujemy tekst Agi Szuścik o życiu i o tym, czego uczy rak