Tuesday, February 11, 2025
Home / Felietony  / Aga Szuścik  / In-Ty-Mnie: Jak pozbyć się kompleksów?

In-Ty-Mnie: Jak pozbyć się kompleksów?

Kompleksy to zupełnie normalna sprawa. Warto jednak zastanowić się, jak wpływają one na Twoje życie. Może warto byłoby to i owo znormalizować?

kobiece ciało pokryte tatuażami

Jak pozbyć się kompleksów? / fot. Aga Szuścik

Jak pozbyć się kompleksów? Na to pytanie, w ramach cyklu „In-Ty-Mnie”, odpowiada Aga Szuścik – edukatorka, artystka wizualna, autorka projektu i kampanii „To się nie zdarza”. Aga jest syrenką – osobą, która przeszła operację usunięcia części lub całości żeńskich narządów rodnych

 

Instagramerka-cholerka

Jestem, cholerka, instagramerką. Skąd ta cholerka? A bo piszę o raku, ginekologii i doświadczeniu pacjenckim, a nie tym, skąd mam nowy kapelusz, idealny na Bora-Bora. Bo mam prawie czterdzieści lat, niezbyt vogue’owe rysy twarzy i szminkę za dwie dychy. Bo – wbrew temu, co sądzi się o instagramerkach – ze znaczącym kiwaniem głowy potwierdzam, że to ciężka praca: szukanie źródeł, rysowanie grafik, pisanie postów, konsultacje ze specjalistami, odpisywanie na wiadomości, uczenie się nowych rzeczy przy każdej kolejnej współpracy. Ba, mimo możliwości planowania postów, raczej nie można ot tak odciąć się od mediów społecznościowych – moje obserwujące czekają na polecenie ginekologa, wsparcie podczas oczekiwania na wynik cytologii, a mnie korci, by podzielić się tym, co myślę o sposobie zwracania się do pacjentek, czy że nie ma nic złego w pójściu do ślubu w trampkach.

Blizny wśród fal

Jak na instagramerkę przystało, na wakacje wzięłam aż cztery stroje kąpielowe. Po jednej z sesji na urokliwym brzegu jeziora, siadłam na kocu i zwyczajnie spojrzałam na swoje letnie, nagie, błyszczące od kremu i wody nogi. Normalny widok – skóra upstrzona kropkami po goleniu, ugryzieniami komara, wypryskami, zadrapaniami od gałęzi. Gdzieniegdzie blizna czy widoczne naczynko. Na stopie odcisk od gumowego sandała. Na różowym paznokciu odprysk, obok odstająca skórka. Świetnie – właśnie to wszystko fotografowałam i to wszystko chcę wymienić w moim nowym poście o tym, jakie ciało jest odpowiednie na plażę. Bo odpowiednie jest każde. Komuś się nie podoba? Niech odwróci wzrok – na połyskujące fale, chmury sunące po jasnym błękicie lub… własne odbicie w lusterku.

Przeczytaj też:
Monika Jurczyk (Osa): Miej ciało, znajdź plażę

 

Boczki, perspektywa i rak

Wkrótce udostępnię ten post, trochę się wstydząc i obawiając, ale o wiele bardziej jednak licząc na pozytywny i szeroki odbiór kontrastu pomiędzy moim ciałem, prężącym się na tle cudów Mazur w jednym z czterech strojów kąpielowych, a jego normalnymi, ludzkimi cechami pryszczowymi, bliznowymi, brzuszkowymi i boczkowymi. Rok temu też udostępniłam post w takim tonie – na poprzednich wakacjach, zainspirowana działalnością cudownej Danae Mercer, zestawiałam ze sobą autoportrety instagramowo korzystne z tymi potocznie nieudanymi, bawiąc się światłem, perspektywą, retuszem, makijażem, pozycją ciała. Tworzenie takich treści przychodzi mi z łatwością – mam doktorat z fotografii, kilkanaście lat retuszowałam zdjęcia za pieniądze, a po raku olałam gros swoich kompleksów. Fajnie, tylko… znakomita większość kobiet nie jest retuszerkami lub pacjentkami onkologicznymi. Na szczęście.

Kula u nogi ciałopozytywności

Po co tak krążę, zamiast po prostu wyłożyć na stół słowo „ciałopozytywność”? Nie ma problemu, termin ten stawiam chętnie i pewnie, natomiast zdaję sobie sprawę, że społeczeństwo przypięło mu do nogi łańcuch, na końcu którego toczy się ciężka kula absurdalnej, ale wciąż żywej nadinterpretacji. Podobne brzemienia wloką za sobą feminizm, któremu niektórzy wmawiają ignorancję dbania o siebie i uważanie mężczyzn za gorszych, czy osoby spod tęczy LGBT+, posądzane o namawianie innych do zmiany orientacji lub czynienia jakichś nierządów. Kulą u nogi ciałopozytywności jest z kolei przypisywanie jej promocji otyłości. Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby osoby, których celem jest pomaganie innym w samoakceptacji, wychodzeniu z domu i unikaniu myśli samobójczych – i które nigdy nie wspominają, że życie z otyłością jest najlepsze i najzdrowsze na świecie – posądzać o namawianie do otyłości. Chyba to samo, co mają w głowach ci, co myślą, że feministki nienawidzą facetów, a geje marzą o tym, by deprawować dzieci.

Pozytywny a neutralny

Pewne pretensje do ciałopozytywności wydają się jednak poniekąd uzasadnione. Słowo ‘pozytywność’ robi bowiem trochę rabanu, dla wielu osób językowo sugerując, że coś jest super. Stąd już tylko krok do zalewania bezwzględną akceptacją czegoś, co bezpieczniej i rozsądniej byłoby najpierw przeanalizować, po drodze empatycznie uznając czyjeś emocje. Przykład? Mam fatalne uda, nie znoszę ich – kochana, nie mów tak, twoje uda są świetne, możesz je polubić, warto kochać swoje ciało. Przyznaj, że pachnie to bagatelizowaniem czyichś prawdziwych emocji. Dlatego obok dojrzewającej ciałopozytywności swój pęd wypuściła ciałoneutralność, jako wersja jeszcze mniej oceniająca (nawet pozytywnie), a więc raczej coś w rodzaju

„twoje podejście do twojego ciała jest twoją sprawą, ale wiedz, że każde ciało jest normalne, te z okładek i postów celebrytek są w większości wyreżyserowane i wyretuszowane, no i warto się nawzajem wspierać i rozmawiać”.

Tylko… działaczki ciałopozytywne pewnie zwróciłyby uwagę na to, że mają dokładnie te same postulaty i ani im w głowie usilnie namawianie ludzi do kochania przez nich ciał własnych i cudzych! A mnie ani w głowie przyprawianie ciałopozytywności kolejnej kuli u nogi…

Ciało nie określa

Potem w mediach społecznościowych powstały kolejne drogi myślenia i działania: skupiona na faktorze inkluzywności ciałorówność oraz moja ulubienica, czująca wdzięczność i dążąca do zdrowienia ciałouważność. W tym roku akademickim miałam przyjemność być bohaterką licencjackiego projektu artystycznego Anety Pikuły, autorki powstałych w ten sposób wystawy i książki „Ciało nie określa”. Aneta pięknie godzi wszystkie te społeczne dążenia, pielęgnując ich podobieństwa przy jednoczesnym uznawaniu różnic, określając je zbiorczym terminem „ciało-ruchy” i uzupełniając wspierającymi hasłami i fotografiami. Warto poczuć ten przekaz w sercu i na skórze, poznając projekt Anety i dziesiątki innych, normalizujących ciało.


Może też cię zainteresuje:

Justyna Kokoszenko: Wystarczająco dobre ciało

Różni lecz normalni

Właśnie, normalizacja – to ona jest wspólnym mianownikiem ciało-ruchów. Ponieważ mamy gust, subiektywnie uznajemy ciała za bardziej i mniej atrakcyjne, co jest zupełnie w porządku – mnie podobają się wysocy, zasuszeni chudzielcy, z kolei sama chciałabym być długowłosą kobietą w nisko-średnim rozmiarze. Moja przyjaciółka woli typ mężczyzny-sportowca, a sobie podoba się w krótszych włosach. Inna moja bliska koleżanka lubi szczupłe, wysokie kobiety, a na temat własnej figury nie ma zdania, bo nie odczuwa takiej potrzeby. Ponieważ mamy statystyki, orzekamy z kolei o typowości – większość ludzi ma dwie ręce i dwie nogi, średnią wagę ciała oraz brak blizn na brzuchu. Typowość pomaga chociażby w ustalaniu ogólników procedur medycznych. Wyjątki nie są jednak mniej ważne niż nie-wyjątki, a subiektywna opinia nie jest bardziej istotna niż zdanie kogokolwiek innego. W tym cały szkopuł. Jesteśmy różne, ale wszystkie normalne.

Normalne

Normalne jest to, że pocimy się latem. Normalne są pryszcze, rozstępy, zadrapania, pęknięte naczynka, odciski, modzele, cellulit, komarze ugryzienia. Odrosty, halluksy, boczki. Pieprzyki. Znamiona. Ludzie mają blizny, niepełnosprawności, anomalia, choroby. Ludzie mają różne figury, postawy i rysy twarzy, różną mimikę, różne owłosienie, wzrost i wagę. Normą jest starzenie się i to, że z biegiem lat skóra wiotczeje, pojawiają się zmarszczki, na dłoniach widać żyły. Oczywiście normalizacja daleka jest od olewania. Pieprzyki trzeba obserwować. Niespodziewana maskulinizacja to wskazanie do odwiedzenia endokrynologa. Warto uprawiać sport i zdrowo jeść. Jednocześnie jednak, niezależnie od wszystkiego, Twoje ciało jest normalne i nikt nie ma prawa go komentować.

Ciało-wszystko?

Postaram się to wszystko zebrać. Każde ciało może zostać określone pięknym i nie ma ciał obiektywnie brzydkich – to faktor ciałopozytywny. Każdy człowiek ma prawo do własnej relacji ze swoim ciałem, do kompleksów, do wyrażania swojej cielesności po swojemu, a nam nic do tego – to czynnik ciałoneutralny. Niezależnie od wzrostu, wagi, fizjonomii, niepełnosprawności czy stanu zdrowia wszyscy jesteśmy normalni – tu włącza się ciałorówność.

Nie trzeba kochać swojego ciała, ale warto czuć wdzięczność za to, że funkcjonuje i mieć na oku ewentualne niepokojące objawy, słuchać ciała, przyglądać mu się i zrozumieć, że ono i umysł są nierozerwalne – kłania się ciałouważność.

Za każdym ciałem stoi osobista historia: ważna, prawdziwa, łącząca się z emocjami, które należy szanować – swoje grosze dorzuca mama wszystkich ciało-ruchów, empatia.

Ciało-normalność!

Nim zachorowałam na raka, ilość moich kompleksów była naprawdę spora. Nie cierpiałam swojego nosa, ud, brzucha, cery i włosów. Czemu wystarczająco o nie nie zadbałam? Dbanie o ciało jawiło mi się jako męka i katorżniczy wysiłek, ponieważ nie można przecież z czułością, w skupieniu zajmować się czymś, za czym się nie przepada. Choroba nowotworowa wszystko zmieniła. Paradoksalnie, z rakiem poczułam się spokojnie dążąca do spójności, zasługująca na wysłuchanie, normalna. Ciało-normalna też. Blizny po trzech operacjach nie przeszkadzają mi wcale – wśród tamtych czterech strojów na wakacjach dwa były dwuczęściowe, eksponujące i blizny, i tatuaże po radioterapii (tak, takie się robi). Właściwie… kocham mój brzuch, bo tyle przeszedł i wciąż daje radę. O cerę oraz włosy zadbałam i są o wiele, wiele lepsze – wystarczyło wysłuchać ich potrzeb, a nie wiecznie kazać siedzieć cicho. Uda poprawiam ćwiczeniami, dobrze się wtedy bawię, choć czuję, że muszę te uda jeszcze, że tak to określę, doakceptować. A nos planuję zoperować, by podobać się sobie jeszcze bardziej – mam takie prawo.

Szorty, róż i taniec

Co do tego, co możesz zrobić ze swoim ciałem, masz ograniczony wybór. Do Ciebie jednak należy sto procent decyzji, czy spędzisz kolejne lata swojego życia, świetnie bawiąc się na plaży latem, ubierając się w ulubione kolory i kroje oraz czując czułość i empatię wobec swojego brzucha czy nosa, czy też będziesz chować się za ścianą, tuniką i przygaszeniem światła. Każde ciało zasługuje na szorty, krótki rękawek, róż, zieleń, czerń, koronki, ogródek, plażę, przytulanie, seks, taniec czy zabranie na wakacje czterech strojów i wrzucenie zdjęć w nich na Instagram. Nie mają tu zastosowania słowa takie jak ‘przesada’ czy ‘granice’ (poza prawnymi i etycznymi, rzecz jasna). Jeżeli czujesz, że wolisz szorty, róż i taniec niż chowanie się, przemyśl to wszystko, a jeśli sama nie dasz sobie z tym rady, poproś o pomoc w gabinecie psychoterapeutycznym. Pamiętaj też proszę, że samoakceptacja to nie fajerwerki, tylko powolny, nieskończony proces dialogu wewnętrznego.

Teraz Ty

Zawsze powtarzam, że tylko w swoim ciele możesz spełniać swoje marzenia. Zaakceptowanie własnego ciała wcale nie oznacza demotywacji w kwestii dbania o nie, wręcz przeciwnie – o to, co mile widzisz w swoim życiu, o wiele łatwiej się troszczyć. Czy naprawdę chcesz pozwolić na to, by cera trądzikowa, obwisłe ramiona, pupa w rozmiarze 46 lub łysina po chemioterapii zamknęły Cię w domu w absurdalnym oczekiwaniu na inne ciało? Jest tyle możliwości, skoro nawet prawie czterdziestoletnia babka z rakiem oraz wielkim nosem została instagramerką i robi sobie zdjęcia na plaży na Mazurach, prawda? Każde ciało jest normalne, a przekonanie o niemożności wyjścia w szortach czy bikini nie widnieje w kodeksie czy regulaminie plaży, tylko w Twojej głowie.

 

O autorce

aga szuścik

Aga Szuścik / fot. materiały prasowe

Dr Agnieszka Szuścik – artystka wizualna, edukatorka, autorka projektu i kampanii „To się nie zdarza”, bloga „Życie po raku” oraz podcastu „Przygody ginekologiczne”. Jedna z „50 Śmiałych 2019”, prelegentka TEDx, ambasadorka licznych programów profilaktyki onkologicznej. Doktora sztuk filmowych, wykładowczyni ASP w Krakowie oraz w AF w Krakowie i Warszawie, prowadząca audycję „Sztuka słuchania” w OFF Radio Kraków, absolwentka szkoleń RTZ, współzałożycielka Akademii Siebie. Na przestrzeni ostatnich lat pomogła setkom kobiet: pamiętać o badaniach, uwierzyć w siebie i docenić swoje potrzeby. Obecnie pisze książkę o tym, czego uczy rak. Aga jest syrenką.

 

Cykl Agi Szuścik „In-Ty-Mnie”

In to wewnątrz, w środku. Właśnie tam, w głąb intymności umysłu i ciała sięga ten cykl mini-artykułów.
Ty znajdź w tych słowach siebie, zaakceptuj się, zrozum i pokochaj – jesteś tu najważniejsza.
Mnie, Agę Szuścik, wykorzystaj jako lustro, w którym możesz przejrzeć się ubrana w swoje decyzje, lub trampolinę, by odbić się prosto do inspiracji i wiedzy.
Widzisz myślniki pomiędzy tymi słowami? Myśl jest podstawą zmiany, działania oraz bycia ze sobą, tak po prostu, tak in-ty-mnie.

W każdy, pierwszy poniedziałek miesiąca, publikujemy tekst Agi Szuścik o życiu i o tym, czego uczy rak

 

 Przeczytaj wszystkie teksty: Cykl In-Ty-Mnie

      

Edukatorka, blogerka, podkasterka, wykładowczyni. Zajmuje się ginekologicznym i onkologicznym doświadczeniem pacjenckim, bada przestrzeń między medycyną a sztuką. Prowadzi agencję interaktywną dla medycyny oraz instagramowe konto@agaszuscik.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ