Droga do szczęścia Ilony Felicjańskiej
Premiera książki Ilony Felicjańskiej o tym, co stoi na przeszkodzie szczęśliwości.
Znana modelka Ilona Felicjańska zmagała się z uzależnieniem, depresją, przemocą i odrzuceniem. Pomocy poszukiwała na warsztatach, u psychoterapeutów czy astrologów. W książce „Znalazłam klucz do szczęścia” Ilona Felicjańska opisuje zmiany, jakie przeszła oraz metody, które pomogły jej zrozumieć, co jest w życiu najważniejsze. Tytuł ukaże się 18 maja nakładem Edipresse Książki.
Nie ma jednej, prostej i uniwersalnej dla wszystkich recepty dla szczęście. Aby je odnaleźć, każdy musi wybrać właściwą ścieżkę rozwoju osobistego. Ilona Felicjańska inspiruje tysiące Polek, by odnalazły w sobie odwagę i otworzyły się na idee, które burzą dotychczasowe schematy. Zabiera je w niezwykłą podróż, jaką jest poszukiwanie szczęścia oraz prowadzi krok po kroku na drodze ku zmianom na lepsze. W książce „Znalazłam klucz do szczęścia” dzieli się swoimi wspomnieniami, przemyśleniami, obserwacjami i wnioskami po 5 latach pracy nad sobą. Autorka przekonuje, że każdy ma prawo być szczęśliwym – jednak najpierw trzeba bezwzględnie zaakceptować siebie, innych ludzi oraz świat, w którym żyjemy.
„Napisałam, że jestem szczęśliwa, bo budzę się rano z uśmiechem, żyję tu i teraz, słucham emocji i jestem sobą. To oznacza, że każdą chwilę próbuję zauważyć i wykorzystać w pełni. Pielęgnuję w sobie sztukę pozytywnego myślenia, daję sobie prawo do przeżywania emocji i przede wszystkim akceptuję siebie i życie, które nie jest ani dobre, ani złe, po prostu jest takie, jakie jest.”
Najnowsza książka Ilony Felicjańskiej to połączenie poradnika i autobiografii, skierowane do wszystkich, którzy duszą się w swoim życiu, odczuwają brak spełnienia, pragną coś zmienić i potrzebują ku temu motywacji. Autorka przekonuje, że żeby zacząć dobrze żyć, trzeba najpierw przyznać się przed samym sobą, że się nie potrafi. Tłumaczy, w jaki sposób choroby fizyczne są odpowiedzią na stany psychiczne. Wyjaśnia, jak powstaje zaburzone poczucie własnej wartości, w czym przeszkadza i jak je zmienić. Odpowiada na pytania, czy szczęście zapisane jest w gwiazdach, czemu nie warto pomagać na siłę i czym jest radykalne wybaczanie. Obala stereotypy dotyczące uzależnień oraz walczy z ostracyzmem osób uzależnionych.
Ilona Felicjańska prezentuje wiele ścieżek rozwojowych, których działania sama doświadczyła. Niektóre metody wpłynęły na jej rozwój mocniej i niemal rewolucyjnie, a inne mniej intensywnie, jednak każda z nich była potrzebnym doświadczeniem. Część z nich stanowiły działania racjonalne, biologiczne i bardziej tradycyjne, np. terapia uzależnień. Inne były intuicyjne, duchowe i kontrowersyjne – Autorka próbowała m.in. modlitwy, astrocoachingu, medytacji, a nawet szczepienia jadem żaby. Wszystkie metody różnymi drogami wiodą jednak do tego samego celu – do poprawy życia oraz sprawienia, że człowiek pokocha siebie, a potem tą miłością obdarzy cały świat.
Książkę uzupełniają listy od osób walczących z uzależnieniem, z którymi Ilona Felicjańska koresponduje i którym pomaga. Swoją wiedzą i refleksjami na temat szczęścia z czytelnikami podzielili się również eksperci w swoich dziedzinach: Monika Łukasiewicz (seksuolog), Paulina Napora (nauczycielka metody dwupunktowej), Alina Wajda (astrolog, coach, autorka książki „Pytania do życia”), Rafał Daniluk (trener i coach), Łukasz Gątnicki (trener, twórca metody „OK, może tak być”), Krzysztof Gojdź (lekarz medycyny estetycznej), Piotr Kmieć (trener rozwoju osobistego, pracuje metodą Biologii totalnej), Romuald Kosznik (bioenergoterapeuta, trener Radykalnego wybaczania), Marek Kukułka (uzdrawiający terapeuta wykorzystujący współczesny szamanizm).
WYBRANE FRAGMENTY:
„
Mam wrażenie, że moje wyznanie „jestem szczęśliwa”, budzi większą konsternację u rozmówców niż „jestem uzależniona”. Do tego, że o uzależnieniu mówię z podniesioną głową, ludzie zdążyli się już przyzwyczaić. Przychodzi mi to tym łatwiej, im dłużej nie piję. O alkoholu już na co dzień nie myślę, a gdybym miała jednym tylko zdaniem określić, czym jest uzależnienie, to stanowczo powiem, że nie jest ono problemem z alkoholem, ale problemem z życiem. Dopóki się pije, nie ma się pojęcia, że alkohol wypełnia każdą chwilę i każdą komórkę ciała, żeby odciągnąć uwagę od tego, co naprawdę jest istotne – od nieumiejętności życia, od rozmaitych braków, których nie potrafi my skompensować inaczej niż nałogiem. „Jestem szczęśliwa” budzi konsternację, bo mało kto dziś odważa się na takie wyznanie w świecie, w którym jeśli nie przytłacza nas własna egzystencja, to robi to poczucie zagrożenia wynikające z cierpienia i nieszczęść na świecie, z nierówności społecznych, głodu, chorób, wojen, terroryzmu. A już „jestem szczęśliwa” w ustach osoby uzależnionej brzmi jak oksymoron.
„
Kobiety mają skłonność do zapominania o własnych potrzebach. Są zadowolone, gdy innym jest dobrze. Ale czy inni są zadowoleni, kiedy kobietom jest źle? Nie. Dzieci wolą mieć szczęśliwe matki, mężczyźni wolą mieć szczęśliwe żony. Nie mam pojęcia, kiedy kobiety dały sobie wmówić, że cierpiętnictwo jest szlachetne. Taka postawa „produkuje” rzesze nieszczęśliwych kobiet, które na starość pozostają w niezrozumieniu i żalu, że poświeciły komuś całe swoje życie, nie dostając niczego w zamian, bo dzieci założyły własne rodziny, a mąż oddalił się emocjonalnie, albo dawno odszedł z inną kobietą. Tyle że nikt od nas tego poświęcenia nie wymaga. Naprawdę! Jeśli ktoś z niego korzysta, to często dlatego, że nie dajemy mu wyboru swoim brakiem asertywności. Poświęcenie, choć może zabrzmi to dziwnie, obciąża naszych bliskich. Oczekujemy od dzieci wdzięczności za to, co dla nich robimy, a one marzą, żeby się wyrwać i już nie musieć tego obciążenia (tak, obciążenia!) znosić. Mówiąc krótko i brutalnie, cierpiętnictwo dla wielu kobiet jest strategią (choć nieuświadamianą), by czuły się potrzebne, niezastąpione. To straszna pułapka. Poświęcanie się w imię miłości do męża czy dziecka jest wieszaniem się na nich, szukaniem sposobu na znalezienie sensu własnego życia w „uszczęśliwianiu” innych. Prawdziwym szczęściem można obdarzyć innych tylko wtedy, gdy pokocha się siebie.
„
Media żyją sensacjami, plotkami, krzykliwymi nagłówkami, informacjami, że ktoś ma cellulit, poplamioną sukienkę, a ktoś inny nieogoloną pachę. Jak ktoś ma zdjęcie na ściance, piszą, że się pcha do mediów i chodzi na każdą imprezę. Jak tego zdjęcia nie ma, piszą, że go nie zapraszają i jest passé. Nie da się im dogodzić.
„
Dzieci nie są po to, by realizować marzenia rodziców. Jeśli jesteś młodym czytelnikiem, wiedz, że to ty sam musisz przeżyć swoje życie i wiesz lepiej od rodziców, co ci daje radość. Nie masz obowiązku w imię źle pojętej lojalności spełniać ich oczekiwań. Jeśli jesteś rodzicem, wiedz, że nie masz prawa decydować o przyszłości swojego dziecka. Twoją rolą jest dać mu życie i opiekę oraz stworzyć przestrzeń do rozwoju, aby, gdy dorośnie, miało dość siły i pewności siebie, by rozwinąć skrzydła i zdecydować, co chce robić w życiu, nawet jeśli będzie ci się wydawało, że to kiepski wybór. Akceptacja da twojemu dziecku siłę, inaczej będzie egzystować w poczuciu winy, że nie jest dość dobre w twoich oczach.
„
„Jestem wdzięczna losowi za moje uzależnienie”. Za każdym razem, gdy wypowiadam te słowa, spotykam się z niedowierzaniem. „To absurd”, słyszę. A jednak tak, uzależnienie to najlepsza rzecz, jaka mnie spotkała, bo był impuls do zmiany. Terapia sprawiła, że dorosłam i wkroczyłam na ścieżkę rozwoju. Nie chciałabym być taka, jaka przed uzależnieniem – zagubiona, niepewna, niedojrzała emocjonalnie. Przez swoją chorobę alkoholową bardzo dużo straciłam, ale jeszcze więcej zyskałam: samoświadomość, samoakceptację, miłość do samej siebie. Czy żeby to zdobyć, koniecznie trzeba ponieść aż takie koszty? Nie. Ale u mnie akurat tak się to odbyło.
„
Koncepcja choroby jako przyjaciela, a nie wroga, może być szokująca. Tymczasem chodzi o to, że choroba pomaga zidentyfikować prawdziwy problem, który nie pozwala normalnie żyć. Owszem, wywołują ją konkretne bakterie czy wirusy, ale nie atakują one każdego i w każdej sytuacji. Totalna biologia mówi o tym, że choroba jest posłańcem, a nie błędem natury. Często, paradoksalnie, jest najlepszym rozwiązaniem utrzymującym nas… przy życiu. Wiele historii osób, u których zdiagnozowano nowotwory, może być tego potwierdzeniem. Choroba zaatakowała ich, będąc konsekwencją trybu życia, w którym priorytetem była praca, obowiązki, zadowolenie każdego, tylko nie siebie, oraz ogromny stres. Organizm tego nie wytrzymuje. Zaczyna zsyłać choroby, które mają nas zatrzymać, ale na ogół nie rozumiemy tych sygnałów, pracujemy dalej, do upadłego, aż nie ma wyjścia – ciało musi nas postawić pod ścianą, uziemić, położyć na długo do łóżka.
„
Wiedzę, którą miałam w głowie po przeczytaniu dziesiątek książek, setkach godzin terapii i warsztatów, zintegrowałam, poczułam, przyjęłam jako swoją i oczywistą w czasie medytacji w kręgu. To staroszamańska ceremonia, która przez aktywowanie szyszynki umożliwia połącznie naszego „ja” z wszechświatem. Ceremonia ta stała się jednym z najważniejszych doświadczeń w moim życiu. W ciągu kilku godzin zrobiłam przegląd całego życia, klatka po klatce, każdego elementu, każdego wydarzenia, przy czym po raz pierwszy zobaczyłam je takimi, jakie były, bez oceniania i interpretowania. […] Szyszynka utożsamiana jest z szóstą czakrą i tzw. trzecim (wewnętrznym) okiem, które daje wgląd w świat niewidzialny, jest łącznikiem z wszechświatem. Mistycy twierdzą, że uruchomienie szyszynki otwiera zdolności telepatyczne. Komórki szyszynki wydzielają substancję psychoaktywną dimetylotryptaminę (DMT), która aktywuje podwyższony stan świadomości, otwiera percepcję na inne wymiary. Szyszynka możne być aktywowana w czasie ceremoni w kręgu. Substancja DMT, wydzielana przez nią w sposób naturalny, występuje też w przyrodzie, jako składnik jednego z gatunków południowoamerykańskich lian, i wykorzystywana jest do przyrządzania ayahuaski.