Ile kobiet znalazło się na listach wyborczych? Jest gorzej niż w 2011!
W zeszłym roku w Polsce obchodziliśmy 100-lecie nadania kobietom czynnego i biernego prawa wyborczego. W ostatnich latach mogliśmy oglądać wzmożoną aktywność polityczną kobiet, czego wynikiem były Czarne Protesty i strajki. Polki wyszły na ulicę, by

Niestety, na listach wyborczych cały czas kobiety stanowią mniejszość. / fot. freestocks-photos / Pixabay
W zeszłym roku w Polsce obchodziliśmy 100-lecie nadania kobietom czynnego i biernego prawa wyborczego. W ostatnich latach mogliśmy oglądać wzmożoną aktywność polityczną kobiet, czego wynikiem były Czarne Protesty i strajki. Polki wyszły na ulicę, by otwarcie mówić, o swoich potrzebach i wyrażać niezgodę na działania rządu, ograniczające ich prawa. Niestety, na listach wyborczych cały czas kobiety stanowią mniejszość. Często również są „spychane” na niższe miejsca. W przeddzień wyborów zobacz jak prezentuje się sytuacja
Jest gorzej niż 8 lat temu…
Podczas gdy cały czas mówi się o równouprawnieniu, sytuacja kobiet w polityce nadal nie prezentuje się najlepiej. Liczby pokazują, że od ostatnich wyborów niewiele się zmieniło. Podobnie jak w 2015 roku, także i dziś, kobiety zajmują 42 proc. na listach wyborczych. Jest to dwa procent mniej niż w 2011 roku, gdy weszła w życie ustawa kwotowa, mówiąca, że na listach udział kandydatek (kobiet) i kandydatów (mężczyzn) nie może stanowić mniej niż 35%. Jak widać, chociaż wiele mówi się o zmianach, te przychodzą bardzo wolno…
Instytut Spraw Publicznych podaje, że spośród ogólnopolskich komitetów wyborczych najwięcej kobiet znajduje się na listach SLD (46,6 proc.) na drugim miejscu uplasowała się Koalicja Obywatelska (43 proc.), potem PSL (41,4 proc.), Konfederacja Wolność i Niepodległość (zaledwie 39,7 proc.), ostatnie miejsce należy do PiS (39 proc.).
„Jedynki” zarezerwowane dla mężczyzn
Zaledwie co piątą „jedynka” należy do kobiety. Najlepsze miejsca na listach wyborczych częściej zajmują mężczyźni. Największym odsetkiem kandydatek w pierwszej trójce może pochwalić się Koalicja Obywatelska, zaraz za nią plasuje się PSL. Z kolei najmniej kandydatek odnajdziemy na listach PiS i KW. Niższe miejsca znacznie obniżają szansę na wygraną i pogłębiają problem. Rozwiązaniem mogłoby być wprowadzenie systemu „suwakowego”, który wyrównałby panującą dysproporcję. Ten jednak sprawdziłby się wówczas, gdy liczba kandydatek i kandydatów zostałaby wyrównana.
Liczba kandydatek na listach wyborczych, oraz miejsca jakie zajmują, decydują o tym, ile z nich otrzyma mandaty do Sejmu. Po ostatnich wyborach (2015 r.), udział kobiet we władzy ustawodawczej był najwyższy w historii, mimo to stanowił zaledwie 27 proc. Zgodnie z danymi według stanu na dzień wyborów, wśród posłów na Sejm VIII kadencji było 335 mężczyzn i 125 kobiet. W poszczególnych ugrupowaniach liczba przedstawicielek wynosiła: Prawo i Sprawiedliwość – 54, Platforma Obywatelska – 50, Kukiz’15 – 6, Nowoczesna – 12, Polskie Stronnictwo Ludowe – 3. Miażdżąca przewaga mężczyzn wpływa na podejmowane przez Sejm decyzje.
Mnożymy różnice…
Dlaczego, pomimo ponad 100 lat praw wyborczych nadal nie możemy doczekać się równości pomiędzy płciami? Problem tkwi nie tylko w zaprezentowanych liczbach. Wydaje się, że zgubnym jest ciągłe traktowanie kobiet, jako „płci pięknej”, która w świecie polityki często ma za zadanie jedynie ocieplać wizerunek. Panie na wysokich stanowiskach poddawane są znacznie częściej społecznej obserwacje. Dlaczego? Bo zamiast stawiać znak równości ciągle porównujemy. Mówimy, że kobiety są słabsze, bądź silniejsze. Mniej lub bardziej empatyczne. Posiadają niższą lub wyższą inteligencję emocjonalną. Mnożenie tego, co dzieli nie pozwala skupiać się na tym, co pozostaje takie samo. W polityce liczy się kompetencja, profesjonalizm, świadomość istniejących problemów i program wyborczy. Właśnie na tym powinniśmy się skupić idąc do urn. Wesprzyjmy kobiety!
Monika Janusz