Thursday, December 5, 2024
Home / POLECAMY  / Kłamał nawet na temat swojego wieku – prawdziwa historia (nie) miłosna

Kłamał nawet na temat swojego wieku – prawdziwa historia (nie) miłosna

Kolejne kilka miesięcy mojego życia zmarnowane na faceta

smutna dziewczyna siedzi na podłodze

Kłamał nawet na temat swojego wieku - prawdziwa historia (nie) miłosna / fot. Freepik

– Poczułam, jakby ktoś dał mi w twarz. Gdy skonfrontowałam go z tym, co mówił mi przez pierwsze tygodnie po poznaniu, on powiedział, że myślał, że lubię się nim zajmować, zarówno na co dzień jak i w sensie seksualnym – mówi Karolina, która nadziała się niedawno na kolejnego, nieudanego „kandydata” na partnera. Przeczytajcie jej historię.

Potrzymać się za rączki

Poznałam Łukasza na aplikacji randkowej pięć miesięcy temu. Miał 44 lata, dobrą pracę i dużo wolnego czasu – a ja potrzebowałam się czymś zająć. Więc zaczęłam zajmować się nim. Na początku było super, spotykaliśmy się na randki, chodziliśmy razem do restauracji, kina, na długie spacery. Potem zaczęliśmy ze soba sypiać – ale nie za szybko, dopiero po kilku spotkaniach, gdy poczułam, że już nieźle się znamy. Łukasz mówił, że szuka stalej partnerki, bo ma już swoje lata i chciałby poznać kogoś, z kim będzie mógł podróżować, potrzymać się za ręce i dożyć emerytury. Mówił też, że ma problemy z zaufaniem, przez swoje wcześniejsze doświadczenia. Ja też mam problemy z zaufaniem, więc stwierdziłam, że jeśli oboje damy z siebie wszystko, to może uda nam się naprawić siebie i przy okazji, tą drugą osobę. Głupia byłam.

 

Polecamy:

Wyzwolenie po trzydziestce: „Myślałam, że nie lubię seksu”

 

Serce na tacy

Spędzałam z Łukaszem dużo czasu, często zostawał u mnie na noc, a ja u niego. Lubię gotować, więc od początku demonstrowałam przed nim swoje kulinarne umiejętności. On zasypywał mnie wtedy komplementami, mówił, że jestem materiałem na żonę. Ale nie był to typowy love bombing, tylko rozsądne, oparte na faktach komplementowanie. Czułam się doceniona – tak, jakby ktoś w końcu widział, ile serca wkładam w relację. Po dwóch miesiącach spotykania się z Łukaszem zaczęłam jednak mieć wrażenie, że coś jest nie w porządku.

Zauważyłam, że daję dużo od siebie, ale nie dostaję nic w zamian. Co prawda niczego nie oczekiwałam, nie byliśmy jeszcze oficjalnie parą i nigdy o tym nie rozmawialiśmy.

Ale zaczęłam się do niego przyzwyczajać. A on ciągle wydawał się być w tym samym miejscu – chętny na seks (chociaż często jednostronny, bo on nie wykazywał potrzeby zaspokajania mnie), chętny do jedzenia obiadków, ale nie chciał już za bardzo wychodzić ze mną na randki i wykręcał się od tematu związku. Mówił, że pogadamy o tym „gdy będzie gotowy”.

Wiek to tylko liczba

Mijał kolejny miesiąc, aż jednego dnia, wracając z pracy, przyuważyłam Łukasza w kawiarni z jakąś obcą dziewczyną. Bałam się podejść i zapytać, z kim się umówił. Ale gdy spotkaliśmy się dwa dni później, skonfrontowałam go. Powiedziałam, że widziałam go na kawie z jakąś laską. A on przyznał, że poszedł na randkę. Ale, że to chyba okej, bo przecież nie jesteśmy oficjalnie parą, ani niczego sobie nie obiecywaliśmy.

Byłam trochę w szoku, bo myślałam, że jesteśmy na etapie budowania relacji, co dla mnie w oczywisty sposób wyklucza spotykanie się z innymi „kandydatkami” na partnerkę.

Gdy mu o tym powiedziałam, on stwierdził, że przesadzam i że w jego wieku chciałby mieć pewność, że spotyka się z właściwą kobietą. Ale powiedział też, że nie chciał żebym się źle poczuła i przeprasza jeśli tak się stało. Jakby tego było mało, przypadkiem przyznał, że tak naprawdę ma 54 lata. Gdy zaczęłam krzyczeć, że jest kłamcą, Łukasz rozpłakał się i powiedział, że „wiek to przecież tylko liczba”. Nie wiem, dlaczego wtedy nie odpuściłam. Może to przez dumę – chciałam wierzyć, że jestem tą jedyną. Nie chciałam żeby okazało się, że jestem naiwna. Próbowałam tłumaczyć sobie jego zachowanie. Więc powiedziałam tylko, że będziemy musieli wkrótce wrócić do tej rozmowy, a on się zgodził.

 

Zobacz także:

„Zaczął mówić o sobie… w trzeciej osobie.” Aplikacje randkowe bez cenzury – prawdziwe historie (część 8)

 

Kumple?

Zaczął się czwarty miesiąc naszej relacji. Dalej sypialiśmy ze sobą i jedliśmy wspólne obiadki, jednak temat związku nie został poruszony. Ja momentami zgrywałam niedostępną, co okazywało się dobrym zapalnikiem w sytuacjach, gdy Łukasz się oddalał. Czasem widziałam jak scrolluje Tindera i inne aplikacje randkowe. Nie chciałam zaczynać rozmowy z nim, bo bałam się, że mnie odrzuci. Wolałam czekać, aż on sam się otworzy.

Ale się nie doczekałam, więc po tygodniach podchodów, powiedziałam mu, że spotykamy się już na tyle długo, że chyba nadszedł czas na określenie naszego statusu.

To była dla mnie ważna rozmowa, liczyłam, że się otworzy i powie coś więcej o swoich uczuciach, ale zamiast tego, spotkała mnie kolejna niespodzianka – Łukasz powiedział, że nasza relacja to „Friends with benefits” i że on nie szuka żadnej innej formy relacji na ten moment. Poczułam, jakby ktoś dał mi w twarz. Gdy skonfrontowałam go z tym, co mówił mi pierwsze tygodnie po poznaniu, on powiedział, że myślał, że lubię się nim zajmować – zarówno na co dzień, jak i w sensie seksualnym. Jego podejście było dla mnie szokujące. Oświadczył, że mogę mu dalej gotować i zaspokajać go seksualnie, a on może dalej oferować mi w zamian swoją obecność. A jak bym chciała, to może mi też zrobić dziecko, bo to jego marzenie. Ale nigdy nie będzie na moją wyłączność, „bo to nie dla niego”.

Wiadomość przeczytana

Po tej rozmowie nie mogłam zasnąć. Cały czas czułam, że moja wartość w oczach Łukasza sprowadza się do roli opiekunki, kucharki i kochanki na telefon. Trzy w jednym! Mega pakiet! Czułam się wykorzystana i upokorzona. Zrozumiałam, że cały ten czas służył jedynie zaspokajaniu jego potrzeb, a nie budowaniu prawdziwej relacji. Byłam rozdarta – z jednej strony chciałam natychmiast zerwać kontakt z Łukaszem, a z drugiej nie potrafiłam pozbyć się tej dziwnej więzi, jaką czułam. Ostatecznie, podjęłam dobrą decyzję. Napisałam do Łukasza długą wiadomość, w której wyjaśniłam, jak się czuję. Przeszło mi przez myśl, że może jak mnie straci, to przejrzy na oczy. Wyznałam mu, że zainwestowałam w tę relację swoje serce i że nie mogę dłużej być tylko jego opcją. Po chwili zobaczyłam komunikat: „Wiadomość przeczytana”, a potem… już nic. Cisza. Nawet nie odpisał. To był koniec.

 

Nie przegap: 

Miał w tym samym czasie 5 innych kobiet. Dowiedziałam się z Internetu

TAGI

Na co dzień pasjonatka krakowskiego środowiska muzycznego, wokalistka i producentka. Dziennikarstwo ma we krwi, a jak zwykła mawiać, z genami nie wygrasz.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ