Historia dobrego porodu: Justyna Kwiatkowska
Dowiedz się, jak wyglądały porody Justyny Kwiatkowskiej

Justyna Kwiatkowska, terapeutka finansowa / fot. Agnieszka Majewska
Dla wielu kobiet poród naturalny jest przerażającą wizją. Pomimo zapewnień, że medycyna idzie naprzód, a opieka okołoporodowa jest na wysokim poziomie lęk w społeczeństwie nie ustępuje. Czy „porodówka” rzeczywiście musi wywoływać negatywne emocje?
Beata Meinguer co miesiąc prowadzi rozmowy z jedną wyjątkową kobietą o jej doświadczeniu porodowym. Na co dzień przygotowuje kobiety do świadomego porodu, wspiera i naucza przez cały okres ciąży. Dlaczego? Bo wie, jak istotnym wydarzeniem w życiu kobiety jest poród. Jej celem jest sprawiać, by wydarzenie to było pozytywnym doświadczeniem.
Beata należy do grona #KobietKrakowa, więc z dumą prezentujemy jej inicjatywę, w której opisuje 12 historii kobiet, które przeżyły dobry poród. Kolejna rozmowa przeprowadzona została z terapeutką finansową Justyną Kwiatkowską. Poprzednią historię, której bohaterką była Paulina Holtz, przeczytasz tutaj.
Justyna Kwiatkowska – terapeutka finansowa, mama, autorka bloga „Zadbana finansowo”
Beata Meinguer: Jakim doświadczeniem był dla ciebie poród?
Justyna Kwiatkowska: Mam za sobą dwa porody, pierwszy odbył się 10 lat temu. Zupełnie nie byłam gotowa na to, co wtedy wydarzyło się na sali porodowej. Chodziłam wprawdzie do szkoły rodzenia, czytałam o porodzie, ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Mój pierwszy poród był wywoływany, ponieważ lekarze nie wzięli pod uwagę moich długich cykli miesiączkowych. Najpierw nie chciałam się na to zgodzić. Potem jednak dostałam do podpisu dokument – przeraziło mnie to. Po całej nocy procedur mających na celu wywołanie porodu, rano wreszcie znalazłam się na sali porodowej. Od razu skojarzyła mi się ona z rzeźnią. Pierwszego porodu nie wspominam dobrze. Towarzyszył mi strach i brak kontroli. Lekarz przebił wody mimo tego, że zareagowałam na oksytocynę. Nie dokonał konsultacji, po prostu wszedł na salę i zrobił to. Sytuacja była nie do zniesienia, zemdlałam. Nikogo nie obchodziło, że narodziny mojego dziecka były pełne przemocy. To był gwałt na mnie, czułam się obdarta z praw i godności. Doświadczenie wspominam jako bardzo wyczerpujące, zarówno emocjonalnie, jak i fizycznie.
Drugiego porodu bardzo się bałam, chciałam żeby tym razem odbył się naturalnie. Na szczęście poród rozpoczął się w noc przed dniem, w którym miałam stawić się do szpitala na wywoływanie.
Drugi poród obył się w spokojniejszej atmosferze. Musiałam wprawdzie leżeć, ale miałam także czas na krótkie drzemki. Chociaż był on dłuższy od pierwszego, to wspominam go znacznie lepiej. Obyło się bez zbędnych interwencji, wszystko działo się w swoim czasie.
Mam wrażenie, że w szpitalach, wiele opierała się na pośpiechu. Ważna jest jedynie realizacja wewnętrznych procedur. Przez to poród traci swoją naturalność. Gdybym miała rodzić teraz, byłabym dużo bardziej świadoma. Wiedziałabym, jakie prawa mi przysługują, czego mogę oczekiwać. Znalazłabym również położną, która wspiera naturalny poród. Po tych 10 latach jestem zupełnie inną kobietą.
W którym momencie ciąży czy porodu poczułaś, że od ciebie zależy, jakie to będzie doświadczenie?
Całą ciążę miałam takie wrażenie. Czułam, że ważne jest moje nastawienie. To, co jem, jak traktuję własne ciało. Czułam również, że wszystko, co robię ma wpływ na moje dziecko. Podczas samego porodu utraciłam poczucie tej świadomości – wszystko działo się poza mną. Jednak za drugim razem było zupełnie inaczej. Traktowałam siebie jako głównodowodzącą. Siła pochodziła z ciała.
Myślę, że paradoksalnie to pierwszy poród, sprawił, że zdałam sobie sprawę z własnej determinacji. Kiedy urodziłam dziecko najpierw poczułam wielką ulgę. Byłam szczęśliwa, że to wszytko już za mną. Zaraz później zaczęła mi towarzyszyć ogromna siła i tak już zostało. Poczułam, że skoro w takich warunkach dałam radę, to mogę osiągnąć wszystko. Tamto wydarzanie pokierowało moimi decyzjami prywatnymi i zawodowymi na kolejne lata. Zobaczyłam swoją moc. Podczas drugiego porodu wiedziałam, że chcę rodzić sama.
Jaki był twój najpiękniejszy moment w czasie porodu?
Podczas pierwszego porodu doświadczyłam ucieczki umysłu od bólu. Podobno stan ten trwał bardzo krótko, ale dla mnie to była dłuższa chwila. Kiedy straciłam przytomność nagle znalazłam się na nad morzem, na plaży z moim mężem. Była tam błękitna woda i czułam się świetnie. Niestety, szybko zostałam ocucona i mój raj się skończył. Mimo trudnego doświadczenia, to był piękny moment. Kiedy mój syn się urodził, czułam również wielką ulgę. Podczas drugiego porodu piękny był sam proces. Dryfowałam od skurczu do skurczu, towarzyszył temu spokój, atmosfera pozytywnego oczekiwania i zaufanie.

Justyna Kwiatkowska, terapeutka finansowa / fot. Agnieszka Majewska
Jaki był najtrudniejszy moment w czasie twojego porodu i jak sobie z nim poradziłaś?
Kiedy weszłam na salę porodową podczas pierwszego porodu, zadzwoniłam do przyjaciółki i żaliłam się, że to miejsce wygląda jak rzeźnia. Potrzebowałam wtedy kontaktu z bliską osobą. Znaczna część porodu była trudna. Czułam się jak żywy organizm, na którym wykonywano różne procedury.
Podczas drugiego porodu, najtrudniej było, gdy usłyszałam, że dziecko traci puls. Mimo wszytko nie przestraszyło mnie to. Myślę, że większa świadomość pomogła mi przetrwać i zachować zimną krew.
Co opowiedziałabyś swojej córce o porodzie?
To może być piękne doświadczenie, warto słuchać swojego ciała, zaufać sobie. Warto poszukać kogoś, kto ma doświadczenie w prowadzeniu porodów naturalnych. Warto także podejść do porodu, jak do zupełnie normalnego, naturalnego doświadczenia.
Czym jest siła kobiety dla ciebie?
Pierwsze skojarzenie to siła pochodząca z brzucha. Kiedy mamy zaufanie do tej mocy to wiemy, jak z niej korzystać. To także coś zupełnie naturalnego, co każda z nas ma w sobie. 10 lat temu kojarzyłam siłę jak moc pochodzącą z głowy, połączoną z manifestowaniem. Teraz jest inaczej.
Co ty, jako kobieta, odkryłaś o sobie w czasie porodu?
Odkryłam, że mogę wszystko. Mogę spełniać swoje marzenia. Zaufanie do samej siebie jest bardzo ważne. Zrozumiałam także istotę ciała, które samo wie, jak rodzić. Jest naszą świątynią i dzięki niemu możemy naprawdę wiele zdziałać.
O autorce

Beata Meinguer / fot. Barbara Bogacka
Beata Meinguer – hipnodoula, inicjatorka idei Błękitnego Porodu. Od 5 lat wspiera i przygotowuje kobiety do porodu w stanie naturalnej autohipnozy. Obala mity okołoporodowe, propaguje medycynę opartą na dowodach naukowych (z angl. Evidence Based Medicine), promuje współpracę interdyscyplinarną. Pokazuje, jak oswoić strach i obawy z wiązane z porodem, inspiruje, jak odzyskać lub utrzymać spokój w oczekiwaniu na dziecko oraz jak przygotować się psychicznie na poród.
Więcej informacji: www.beatameinguer.com oraz na facebookowej grupie wsparcia Błękitny Poród.