Hanna Bakuła: jak złowić faceta
Po mięso chodzimy do mięsnego, po książki do księgarni, a gdzie po faceta - zastanawia się Hanna Bakuła

Jak złowić faceta, rys. Andrzej Politowicz
Po mięso chodzimy do mięsnego, po książki do księgarni, a gdzie po faceta?
Moja przyjaciółka po stracie męża, który uciekł z ukraińską gosposią, nie była w stanie być sama.
Przyzwyczaiła się, że ktoś łazi po domu, pije piwo na kanapie przed ryczącym telewizorem, chlapie na lustro w łazience i zrywa z niej kołdrę.
Snuła się po pustym mieszkaniu w starym dresie w misiaczki i nie miała komu zwracać uwagi ani przerywać zabawnych historyjek. Koniec z czekaniem z kolacją. Koniec niedzielnych obiadów u teściowej i nudnych sylwestrów u starych znajomych. Życie straciło dla niej sens. A dla męża przeciwnie, bo urodził mu się dzidziuś młodszy o 50 lat.
W tej sytuacji, jak wszystkie moje koleżanki, przyszła do mnie po radę, jak znaleźć nowego dręczyciela. Na pytanie o parametry kandydata odpowiedziała skromnie, że musi być inteligentny, zamożny, mieć poczucie humoru, czytać i lubić sztukę. Uroda była raczej obojętna, choć skuteczność seksualna – mile widziana. Powiedziałam, że jakbym takiego faceta znała, to na pewno bym nikomu nie odstąpiła, nawet jej. Tu nadmieniłam, że po mięso chodzimy do mięsnego, po jarzyny do warzywniaka, po książki do księgarni itd. Wiadomo, że inteligentny facet w średnim wieku nie jest bywalcem dyskotek i lansjerni. Jeśli jest, to na pewno nie w celu znalezienia 40-latki w depresji, tylko wyjęcia laski maks 26-letniej, w mini i na szczudłach. To zdecydowanie nie były jej parametry, choć jest bardzo ładna. Gdzie więc znaleźć intelektualistę? Wyłącznie w bibliotece, na koncercie, wystawie malarstwa, w teatrze, a najlepiej w galerii sztuki nowoczesnej.
Przyjaciółka z żalem zrezygnowała z chodzenia z koleżankami na dyskoteki, gdzie była najstarsza, najniższa i najgrubsza, choć nie dopuszczała takiej myśli i, chichocząc, piła piwo za własne pieniądze, a potem wracała, też za własne, do wkurzonego kota kastrata. Zakazałam jej również chodzić na byle co do multikin i zrezygnować ze zjazdów harleyowców, choć właśnie się wybierały z jeszcze starszą koleżanką, której mąż był wariatem na punkcie motocykli i obiecał naraić kolegę. Chwała Bogu, nie zdążyła kupić skórzanych gaci, kurtki i kasku w cenie małego fiata za Gierka. Wszystkie wyjścia konsultowała ze mną i popadała w coraz większą depresję, bo nie pozwalałam jej puścić wioseł i zostawać w weekendy w domu z worowatym kotem (prezentem od eksteściowej) ani spotkać się ze znalezionym w internecie młodym poetą. Było niemal pewne, że naprawdę jest piszącym erotyki, łysym staruszkiem z prowincji, więc chciałam jej oszczędzić kolejnych rozczarowań.
Postawiłam na filharmonię i wystawy malarstwa współczesnego. Miłości do muzyki klasycznej i sztuki awangardowej nie da się udawać, a przynajmniej nie robi się tego dobrowolnie. Potem wpadłam na pomysł, żeby poszła na studia zaoczne i załapała się na profesora, przemądrzałego pierdołę, bo intelektualiści spragnieni są miłości i nowości. Niestety, na tych z kolei czatują doktorantki z łatwością dostępu i o połowę młodsze. Następnie zaproponowałam, żeby zachorowała na niby i pochodziła do lekarzy, ze szczególnym uwzględnieniem ginekologów, albo czatowała na niestarego dentystę.
Po kilku miesiącach miała dosyć i podejrzewałam, że straciłam autorytet. Na szczęście musiałam wyjechać, więc jako tako wyszłam z twarzą. Zadzwoniła do mnie do Nowego Jorku i powiedziała, że wychodzi za mąż za cudownego pana, który spełnia wszystkie warunki i też szukał intelektualistki, więc chodził po galeriach, bo tak mu doradził przyjaciel. Spotkali się na wystawie konceptualnej, na której pustą, ciemną salę przecinał laserowy błysk. Koleżanka nie zwróciła uwagi na zerkającego na nią niepozornego, eleganckiego 60-latka, znanego prawnika, ale on zwrócił na nią, bo na skutek depresji schudła i wylaszczyła się na maksa. Są razem już dwa lata, podobno dziadziu jest lwem seksualnym. Kot odszedł, czyli zdechł. Mieszkanie sprzedała, za uzyskane pieniądze zrobili u niego remont i jak okularnicy Osieckiej wszędzie chodzą razem. Najczęściej do dyskotek. Ergo, (czyli) trzeba wiedzieć, czego się szuka, wtedy wiadomo gdzie.
Hanna Bakuła
dorota 1 stycznia, 2012
Strasznie żal mie Bakuły, okaleczona w dzieciństwie przez rodziców, do dzis nie poradziła sobie z odrzuceniem i do dzis nie potrafi zmierzyc się z e swoimi problemami. Nie zamieciesz pod dywan urazów, kobieto ,lecz sie.
murwiga 20 kwietnia, 2012
A w tym **mie** to końcówka *e* z francuskiego ?
Moja mama miała fajne powiedzonka : np. ruszyło ciele ogonem :)))