
Maria Gąsienica-Zawadzka, fot. Iwona Toporowska
Rozmowa z Marią Gąsienicą-Zawadzką o Zakopanem, sile żywiołu i wyzwaniach pisarskich
„Gniew halnego” to Pani debiutancka powieść, która szybko zdobyła uznanie czytelników. Dlaczego zdecydowała się Pani umiejscowić akcję swojej książki właśnie w Zakopanem? Czy Pani osobista więź z tym miejscem odegrała kluczową rolę?
Maria Gąsienica-Zawadzka: Tak, kiedy zastanawiałam się nad tym, o czym będzie moja pierwsza powieść, od razu pomyślałam, żeby napisać o czymś, co jest mi bliskie i co dobrze znam. A ponieważ pochodzę z Zakopanego, tutaj się urodziłam i mieszkam, uznałam, że wezmę się za bary z halnym. W końcu kto zna go lepiej niż my, mieszkańcy Podhala? Ogromnym komplementem są dla mnie opinie mieszkańców Zakopanego, którzy przy różnych okazjach podchodzą do mnie i mówią: „Brawo, opisałaś halny i Zakopane tak, jak i my je widzimy, to jest dokładnie tak, tak się wtedy czujemy, tak to wygląda”.
Halny to w Pani powieści coś więcej niż tylko zjawisko atmosferyczne – wydaje się być niemalże jednym z bohaterów. Jakie znaczenie przypisuje Pani temu wiatrowi w kontekście opowieści?
Zgadzam się, halny w mojej powieści nie jest tylko żywiołem. Tak naprawdę jest jej głównym bohaterem. Jest sprawcą wszystkich wydarzeń, jest reżyserem tego, co się dzieje w mieście, jest prowodyrem nieszczęść i wypadków, a także sędzią i katem. Jest panem życia i śmierci. I choć z jednej strony daje bohaterom szansę na zmianę postępowania, to z drugiej strony popycha ich do najgorszych czynów.
W „Gniewie halnego” bohaterowie kryją w sobie wiele tajemnic i traum. Jak dobierała Pani ich historie? Czy inspirowała się Pani prawdziwymi wydarzeniami lub ludźmi?
Wszyscy bohaterowie „Gniewu halnego” powstali w mojej głowie. Dobierałam ich w taki sposób, aby pokazać ten żywioł czytelnikom z każdej możliwej strony. A więc z punktu widzenia służb, które w tym czasie są w ciągłym pogotowiu. Z punktu widzenia zwykłych mieszkańców, turystów, czy osób z zaburzeniami psychicznymi. Dobierałam bohaterów w taki sposób, aby oprócz obrazu halnego pokazać czytelnikom problemy z jakimi boryka się współczesne Zakopane. Przede wszystkim zależało mi na pokazaniu problemu przemocy domowej (gdy pisałam powieść, Zakopane wciąż było jedyną gminą w Polsce, która nie podjęła uchwały o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, na szczęście to się już zmieniło) oraz problemu jakim jest dewastacja zakopiańskiego krajobrazu przez deweloperów.

Maria Gąsienica-Zawadzka, fot. Iwona Toporowska
A czy ma Pani jakieś prywatne historie związane z halnym?
Na szczęście nie mam żadnych przykrych doświadczeń z halnym. Ani ja ani nikt z moich bliskich nie cierpimy na żadne przypadłości z nim związane. Raz zdarzyło się, że konar, który odłamał halny, uderzył w okno mojego pokoju i rozbił szybę. To było dawno temu, kiedy jeszcze w domu były okna starego typu z szybami bardziej podatnymi na rozbicie. Gdy wieje halny wszyscy zostajemy w domu, nie wychodzimy bez ważnej potrzeby, aby nie narażać się na niebezpieczeństwo. Zawsze też zabezpieczamy w ogrodzie wszystko to, co mogłoby paść łupem halnego, na przykład ściągamy ceraty ze stołów w ogrodzie, obciążamy kamieniami lekkie krzesła. To są takie drobiazgi, ale dbamy o to, aby halny nie mógł porwać niczego z naszego ogrodu i cisnąć tym czy to w okno sąsiadów, czy w przejeżdżające ulicą samochody.
W Pani drugiej książce, „Zgorzelisko”, również wraca temat przeszłości i rodzinnych tajemnic. Skąd fascynacja tymi motywami?
Myślę, że relacje międzyludzkie są fascynującym tematem powieści. Uwielbiam kreować bohaterów, którzy są pełnowymiarowi i z którymi czytelnicy mogliby się utożsamiać. Rodzinne tajemnice, skrywane sekrety, mroczne strony ludzkiej psychiki, to coś, z czego można czerpać i tworzyć wciągające historie. Staram się, aby każda moja powieść niosła ze sobą jakiś przekaz. Coś, co zatrzyma i skłoni do przemyśleń.
W „Zgorzelisku” chciałam zwrócić uwagę na to, jak winy i grzechy naszych przodków mogą kłaść się cieniem na naszym życiu. W jaki sposób nas stygmatyzują i wpływają na to, jak postrzegają nas inni. Najgorzej chyba jest wtedy, gdy tak się dzieje, a my nie rozumiemy dlaczego. Tak jest w przypadku Karoliny, jednej z bohaterek powieści, która nie rozumie, dlaczego babcia zawsze traktowała ją gorzej niż resztę rodzeństwa. Tymczasem odpowiedź kryje się w przeszłości, w wydarzeniach na które Karolina nie miała wpływu.
Praca nad każdą książką to wyjątkowy proces. Czy tworzenie „Gniewu halnego” różniło się od pracy nad „Zgorzeliskiem”? Jakie wyzwania i doświadczenia były charakterystyczne dla każdej z tych powieści?
Tak, każdą z tych powieści stworzyłam w całkiem inny sposób. „Gniew halnego” pisałam bez żadnego planu, bardzo spontanicznie. Kiedy siadałam do pisania nie wiedziałam, co się wydarzy, dopóki nie położyłam dłoni na klawiaturze laptopa. To było tak, jakby bohaterowie tej historii przychodzili do mnie i mi ją po kawałku opowiadali. Tak naprawdę wiedziałam tylko, że chcę pokazać ludziom halny, że chcę to zrobić oczami siedmiu bohaterów i rozciągnąć akcję powieści na pięć dni. Znałam też zakończenie.
Nigdy nie zaczynam pisać powieści, jeśli nie znam jej zakończenia. Wiedziałam także do jakiego punktu chcę dojść z moimi bohaterami, ale nie miałam pojęcia, co się im przydarzy po drodze. Z kolei „Zgorzelisko” pisałam ze szczegółowym planem. Zanim usiadłam do pisania stworzyłam szczegółowy scenopis, w którym scena po scenie miałam rozpisaną całą fabułę. Wszystko było wcześniej przemyślane i dokładnie zaplanowane, chociaż i tak zdarzało się, że bohaterowie mówili czy robili to, czego ja dla nich nie przewidziałam.
Wiem, że pracuje Pani nad trzecią książką. Czy może Pani uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić, czego możemy się po niej spodziewać? Jak przebiega proces tworzenia – czy wszystko idzie zgodnie z planem, czy może pojawiły się jakieś niespodzianki?
Nie tyle pracuję nad trzecią powieścią, co mam ją już napisaną. I tym razem również postawiłam na plan i scenopis. Ta metoda pracy bardzo spodobała mi się przy „Zgorzelisku”. Daje mi takie poczucie komfortu, że nagle gdzieś w dwóch trzecich powieści nie okaże się, że nie mam pojęcia jak ją zakończyć. Dzięki temu wiem, jak posplatać wątki, żeby cała opowieść była wiarygodna i żebym nie musiała uciekać się do nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności, aby wybrnąć z tarapatów w jakie wpędziłam bohaterów. Największą niespodzianką było dla mnie to, że planowanie i myślenie nad fabułą zajęło mi więcej czasu niż samo pisanie.
Czego można się spodziewać po mojej trzeciej powieści? Niewiele mogę zdradzić, ale będzie ona inna niż „Gniew halnego” i inna niż „Zgorzelisko”. Osobiście bardzo się z tego cieszę i mam nadzieję, że nikt kto przeczyta moje trzy powieści nie powie: dobra, nie czytam już tej Gąsienicy, bo wiem czego się mogę po niej spodziewać. Chciałabym nieustannie zaskakiwać czytelników i dawać im świeże i oryginalne historie. Pisząc trzecią powieść wyszłam też nieco ze swojej strefy komfortu i dla główniej bohaterki wprowadziłam do powieści narrację pierwszoosobową w czasie teraźniejszym. Ten sposób narracji zawsze mnie zniechęcał, tymczasem zdziwiłam się jak po kilku rozdziałach się w nim odnalazłam. Mam nadzieję, że dzięki temu zabiegowi postać głównej bohaterki będzie bliższa czytelnikom.
Dowiedz się więcej o autorce i jej książkach: https://bit.ly/3Cgxsi0