Gwałt polski: W co byłaś ubrana? Sama jesteś sobie winna (prawdziwe historie)
Jak była ubrana? – to pierwsze pytania, jakie padły z ust ordynatora. Kiedy mama odpowiedziała, że miałam na sobie krótką sukienkę i spodenki, rzucił: No i jak tu się dziwić, że sprowokowała faceta?
To nie będzie przyjemny tekst. Ale takich tekstów musi się chyba jeszcze ukazać tysiące – prawdziwych historii, wydobytych spod grubej warstwy, wyciągniętych z „niepamięci”, w którą zepchnęła je straumatyzowana świadomość.
To nie są opowieści, które zdarzyły się gdzieś tam, daleko, ale z naszego bliskiego, polskiego podwórka. I zdarzają się ciągle, o czym świadczą historie z #metoo, czy z tegorocznego z #teżniekrzyczałam (sąd nie uznał gwałtu na nastolatce, bo „nie krzyczała”, zobacz: Też nie krzyczałam). Powiedzmy sobie jasno, prawo w Polsce jest przeciwko kobietom, które doświadczają molestowania, gwałtów, przemocy. Najpierw przez sprawcę, a potem mentalnego – przez przyjaciół (którzy bagatelizują sprawę, bo nie chcą mieć kłopotów!), na komisariacie, w sądzie, w rodzinie („jak byłaś ubrana?”, „sama jesteś sobie winna”. I dodajmy jeszcze, że to co dzieje się dzisiaj na ulicach, protesty kobiet, są także o tym, o wykorzystywaniu bez zgody naszego ciała. A pytanie „jak byłaś ubrana?” powinno być w sprawach o gwałt zakazane.
Przedstawiamy fragment książki „Gwałt polski”, napisanej przez Maję Staśko i Patrycję Wieczorkiewicz (wyd. Krytyka Polityczna)
Zobacz też:
„Dlaczego nie krzyczałaś?”. Ciało zamknięte w pułapce strachu
Gwałt Polski, historia Justyny (18 lat)
Rodzicom powiedziałam, że nocuję u przyjaciółki, Klaudii. Nie wypuściliby mnie z domu, gdyby wiedzieli, że planujemy nocleg nad rzeką, pod namiotem. Był 12 czerwca 2017 roku, miałam szesnaście lat. Nigdy wcześniej nie piłam alkoholu, miałam spróbować po raz pierwszy. Wyszłam ubrana w czarne spodenki i sukienkę do kolan. Do torby włożyłam koszulkę na przebranie.
Błażej był moim pierwszym chłopakiem. Nie sypialiśmy ze sobą, nie byłam gotowa. Mówił, że to szanuje. Przez pierwszy miesiąc związku był czuły i opiekuńczy, a ja zaczynałam wierzyć, że będę tą jedną na milion, dla której pierwszy związek będzie też ostatnim. Nie zamierzałam czekać z seksem do ślubu, ale nie chciałam się spieszyć. Po miesiącu Błażej zaczął naciskać. Zdarzało się, że wpadał w szał, próbując wymusić moją zgodę. Raz zamachnął się, by mnie uderzyć, ale nigdy tego nie zrobił. Był zaborczy, nie chciał, bym spotykała się choćby z najlepszą przyjaciółką. Miałam się skupić na nim i poświęcać mu każdą wolną chwilę. Kiedy miałam dość i mówiłam, że chcę się rozstać, obiecywał, że się zmieni. Przychodził do mojego domu lub szkoły, błagał, żebym dała mu ostatnią szansę. Ulegałam.
Od dziecka mam uszkodzony słuch. Przeszłam wiele operacji, ale wciąż noszę aparat. Mam na tym tle olbrzymie kompleksy i problem z niską samooceną. Błażejowi nie przeszkadzała moja niepełnosprawność. Kochał mnie i akceptował. Był to jeden z powodów, dla których chciałam wierzyć w jego przemianę. Siedem razy mu wybaczałam. Każdą kolejną szansę rozpoczynało kilka cudownych dni, które dawały nadzieję na zmiany. Po pół roku ostatecznie pozbyłam się złudzeń. Oznajmiłam, że kolejnej szansy nie dostanie. Wydawało mi się, że zaakceptował rozstanie. Mieliśmy wspólną grupę znajomych, więc wciąż się widywaliśmy, choć nigdy sam na sam.
Tamtego wieczoru poszłyśmy z Klaudią nad rzekę, która przepływa kilkaset metrów od naszych domów – mieszkamy przy tej samej ulicy, na przedmieściu. Chłopcy rozbili namiot i rozpalili ognisko. Była nas piątka – Klaudia, Błażej, Daniel i Marta.
Namiot
Chłopcy otworzyli wódkę. Wypiłam trzy, może cztery kieliszki. Nieco pijani weszliśmy do wody – rzeka była płytka, ale rwista. Kiedy nie radziłam sobie z silnym prądem, Błażej pomógł mi wyjść na brzeg. Próbował mnie przytulać, obejmował w pasie. Prosiłam, by tego nie robił. Widziały to pozostałe osoby. Nagle zaczęło kręcić mi się w głowie. Poczułam mdłości, ledwo trzymałam się na nogach. Przebrałam się w suchą koszulkę i położyłam w namiocie, obok mnie Klaudia. Przez chwilę rozmawiałyśmy. Nie pamiętam, jak długo – co chwilę traciłam przytomność. Przeszło mi przez myśl, że Błażej dosypał mi czegoś do wódki lub napoju, którym ją popijałam, ale tłumaczyłam sobie, że to naturalna reakcja na pierwszy kontakt z alkoholem. Po chwili do nas dołączył. Położył się po mojej lewej stronie. Do Klaudii zadzwoniła koleżanka. Była w pobliżu z grupą znajomych i chciała się z nią spotkać. Klaudia powiedziała, że powinnam się przespać, i wyszła, obiecując, że wróci niedługo. Marta również źle się poczuła i zasnęła na ławce przy ognisku.
Błażej od razu zaczął się do mnie dobierać. Leżałam na prawym boku, a on objął mnie od tyłu. Powiedziałam, że tego nie chcę, odpychałam go. Włożył mi ręce pod koszulkę, próbował całować w usta. Kiedy zorientowałam się, że może się posunąć dalej, zaczęłam krzyczeć i wzywać pomocy. Byłam przerażona. Próbowałam wstać, ale znów straciłam przytomność. Kiedy ją odzyskałam, spodenki i majtki miałam zsunięte, biustonosz rozpięty, a koszulkę podciągniętą do góry. Poczułam przeszywający ból. Minęło kilka minut, nim udało mi się go zepchnąć. Rzuciłam się do wyjścia, krzycząc i płacząc. Próbowałam rozsunąć zamek, ale za bardzo trzęsły mi się ręce. Pomogła mi Marta. Kiedy nam się udało, Błażej udawał, że śpi. Wypadłam z namiotu jak burza i od razu zwymiotowałam.
Nikt nie zapytał, co się stało, czy potrzebuję pomocy. Marta i Daniel wydawali się zupełnie nieporuszeni sytuacją. W głowie dudniły mi pytania: jak mogli nie słyszeć moich krzyków? Dlaczego nie zareagowali? I przede wszystkim – gdzie jest Klaudia?
Raz za razem wybierałam jej numer. W końcu odebrała. Błagałam, by zabrała mnie do swojego domu. Kiedy tam dotarłyśmy, powiedziałam Klaudii, co zrobił Błażej. Uznała, że jestem pijana i powinnyśmy wrócić do rozmowy, kiedy wytrzeźwieję. Poczułam ścisk w gardle, ale nie próbowałam z nią dyskutować. Rano opisałam wszystko ponownie. Klaudia nie podważała moich słów. Po prostu je zbagatelizowała. Uwierzyła mi, ale nie okazała wsparcia. Być może nie wiedziała jak. Dała mi do zrozumienia, że wolałaby nie wracać do tego tematu, i poprosiła, żebym o niczym nie wspominała rodzicom – bała się, że będzie mieć przechlapane, jak wyjdzie na jaw, że piłyśmy alkohol nad rzeką i planowałyśmy nocleg w namiocie.
Przeprosiny
Wróciłam do domu. Ból był nie do zniesienia – zarówno fizyczny, jak i psychiczny. Nie wiedziałam, co robić, gdzie szukać pomocy. Nie miałam pieniędzy na wizytę u ginekologa – poza tym byłam nieletnia, więc musiałabym udać się tam z dorosłym opiekunem. Na wsparcie rodziców nie mogłam liczyć. Są bardzo konserwatywni, co tydzień chodzą do kościoła i wierzą we wszystko, co mówi ksiądz. Zawsze trzymali mnie krótko i chętnie karali. Mama ma twardą rękę i łatwo daje się ponieść agresji. Bije, szarpie, szczypie. Uważa, że dzieci są jej własnością i ma prawo nami pomiatać. Sama pochodzi z domu, w którym przemoc była na porządku dziennym. Być może inaczej nie potrafi. Ojciec jest jej całkowicie podporządkowany. Byłam pewna, że gdyby się dowiedzieli, co się stało, ta agresja zostałaby skierowana na mnie.
Napisałam do Błażeja SMS z pytaniem, czy zdaje sobie sprawę z tego, co mi zrobił. I całą serią wyzwisk. Przepełniały mnie żal i wściekłość. Odpisał, że przeprasza, że był pod wpływem alkoholu i puściły mu hamulce.
Trzy dni po gwałcie spotkałam się z Klaudią i Martą w miejscu, w którym często przesiadywaliśmy całą paczką, z Błażejem i Danielem włącznie. Tym razem też tam byli, stali kilka metrów od nas. Marta powiedziała mi, że Daniel widział, jak uprawiałam z Błażejem seks. Wyznał jej, że rozsunął drzwi do namiotu i wycofał się, uznając, że nie będzie nam przeszkadzał. Nie mieściło mi się to w głowie – przecież wszyscy widzieli, w jakim byłam stanie. Wiedzieli też, że za każdym razem, kiedy Błażej próbował się do mnie zbliżyć, odsuwałam go i prosiłam, by tego nie robił. I że nigdy nie współżyliśmy.
Błażej podszedł do mnie i zapytał, czy możemy porozmawiać. Najpierw odmówiłam, ale nalegał, więc odeszliśmy kilka metrów od reszty grupy. Zaczął od wylewnych przeprosin, wciąż podkreślając, że tamtej nocy oboje byliśmy pod wpływem alkoholu, jakby uważał to za usprawiedliwienie dla swojego zachowania. Wybuchłam. Wykrzyczałam mu w twarz, jak wielką zrobił mi krzywdę. Zdawało się, że tego żałuje – dopóki nie powiedziałam, że rozważam zgłoszenie sprawy na policję. Wcale tego nie chciałam, ale liczyłam, że te słowa uświadomią mu, że to, co zrobił, było przestępstwem. Wpadł w szał. Krzyczał, że mnie pojebało, że tamtej nocy leżał spokojnie w namiocie, a ja zaczęłam się o niego ocierać. I że niczego mu nie udowodnię. Nikt nie zareagował. Kiedy roztrzęsiona wróciłam do dziewczyn, Marta powiedziała, że nie życzy sobie, bym „wkopała ją w tę sprawę”, bo nie chce być ciągana po sądach.
Komisariat
Osobą, której najbardziej wtedy ufałam, była moja korepetytorka z angielskiego, znacznie młodsza od moich rodziców. Miałyśmy dobry kontakt, często się jej zwierzałam. Spotkałyśmy się cztery dni po gwałcie. Od razu zauważyła, że jestem w fatalnym stanie. Zaczęła zadawać pytania. W końcu wybuchnęłam płaczem i o wszystkim jej powiedziałam. Prosiłam, by nic z tym nie robiła. Nie chciała o tym słyszeć. Zaproponowała, że da mi pieniądze na wizytę u ginekologa. Odmówiłam – musiałabym pójść tam z mamą, a nie zamierzałam o niczym jej mówić. Korepetytorka odwiozła mnie do domu, weszła do środka i oświadczyła rodzicom, że zostałam zgwałcona i należy powiadomić o tym policję.
Mama, trzymając na rękach mojego rocznego brata, natychmiast zaczęła na mnie krzyczeć. Pytała, czy tamtej nocy piłam alkohol, jak byłam ubrana, jakie dałam Błażejowi powody, by zrobił to, co zrobił. Była wściekła, kiedy usłyszała, że zamierzałam nocować ze znajomymi w namiocie, choć powiedziałam jej, że zostanę u Klaudii. Po chwili dołączył do niej ojciec. Mówił, że sama prosiłam się o nieszczęście i jestem sobie winna, bo ubieram się jak dziwka. Wyłam z rozpaczy, czułam się całkowicie bezsilna.
Korepetytorka przekonała mamę, że jej obowiązkiem jest zabrać mnie na komisariat. Nie chciałam tego, ale nie miałam nic do powiedzenia. Dotarłyśmy tam około dziewiątej wieczorem. Powiedziałam, że wolałabym, aby przesłuchiwała mnie kobieta. Na miejscu nie było jednak policjantki, więc zgłoszenie przyjął mężczyzna. Zadał mi podstawowe pytania – o czas i miejsce zdarzenia, nazwisko sprawcy, łączącą nas relację. Byłam roztrzęsiona, każda odpowiedź przychodziła mi z ogromnym trudem. Przez kolejne półtorej godziny czekałam na przesłuchanie. W końcu na miejsce przyjechały dwie policjantki, ściągnięte z sąsiednich wsi. Pytały, jak byłam ubrana, ile wypiłam, czy wcześniej uprawiałam seks, czy zrobiłam coś, co mogło być odebrane jako zachęta do współżycia. Wielokrotnie wracały do tych samych pytań, jakby chciały przyłapać mnie na kłamstwie.
Byłam niepełnoletnia, więc przy wszystkim obecna była moja mama. Nie spodobało jej się, kiedy powiedziałam, że tamtego wieczoru wyszłam z domu ubrana w spodenki, a później przebrałam się w krótką sukienkę. Uznała to za prowokacyjne. Później wielokrotnie wypominała mi, że zmieniłam ubranie, by podobać się chłopcom. Na koniec przesłuchania poinformowano nas, że mamy wrócić na komisariat następnego dnia, a teraz, od razu, pojechać razem z policjantkami do szpitala.
Szpital
Przy badaniu była moja mama, policjantki i dwóch ginekologów – ordynator szpitala i mąż mojej nauczycielki polskiego. Byłam potwornie skrępowana. „
A co pani córka robiła nocą poza domem? Jak była ubrana?” – to pierwsze pytania, jakie padły z ust ordynatora. Kiedy mama odpowiedziała, że miałam na sobie krótką sukienkę i spodenki, rzucił: „No i jak tu się dziwić, że sprowokowała faceta?”. Czułam, jakby raz za razem wbijano mi nóż w plecy. Z trudem łapałam oddech.
Drugi ginekolog okazał mi zrozumienie. Ze spokojem opowiedział, na czym będą polegały badania, i starał się być delikatny. Zdziwiło mnie, że nie przeprowadzono testu ciążowego ani testu na obecność chorób przenoszonych drogą płciową. Dowiedziałam się jedynie, że na zastosowanie awaryjnej antykoncepcji jest o dwa dni za późno. Po wszystkim mnie i mamę wyproszono z gabinetu. Zostały w nim policjantki. Nie poinformowano nas o wynikach badań. Ani wtedy, ani później. Od razu trafiły one na policję i zostały włączone do akt sprawy. Mama powtarzała, że ma prawo do informacji o stanie zdrowia swojego niepełnoletniego dziecka, ale na lekarzach i policjantkach nie robiło to wrażenia.
Sąd
W sierpniu dostałam wezwanie do sądu. Jak dowiedziałam się dwa lata później, sprawa nie trafiła do prokuratury ze względu na wiek Błażeja – zgwałcił mnie dziesięć dni przed swoimi siedemnastymi urodzinami, więc według prawa nie mógł odpowiadać za przestępstwo. Sąd mógłby zrobić wyjątek, gdyby Błażej zgwałcił mnie wspólnie z innymi osobami, gdybym była jego bliską krewną lub miała mniej niż piętnaście lat, albo gdyby sąd wcześniej stwierdził, że jest zdemoralizowany.
Zanim sprawa trafiła na salę rozpraw, byłam trzykrotnie przesłuchiwana. Ciągłe wracanie myślami do tamtej nocy zupełnie mnie osłabiło.
Mama obiecywała, że zapewni mi wsparcie psychologiczne, opłaci terapię. Nie zrobiła tego do dzisiaj. Odmówiła mi też opłacenia pełnomocnika, który reprezentowałby mnie w sądzie. Nie dlatego, że nie miała na to pieniędzy. Po prostu nie uważała tego za konieczne.
Błażejowi został przyznany obrońca z urzędu. Ten atakował mnie przy każdej sposobności, sugerując, że zmyśliłam gwałt, by zemścić się na byłym chłopaku. Szybko zrozumiałam, że jestem na przegranej pozycji.
Dostarczyłam policji pendrive’a z wiadomościami, w których Błażej przepraszał mnie za to, co zrobił. Dowiedziałam się też, że nie byłam pierwsza – rok wcześniej napastował Oliwię, moją równolatkę. Znałam ją, choć nie byłyśmy bliskimi koleżankami. Zgodziła się zeznawać w mojej sprawie.
J. to małe miasto. O sprawie szybko dowiedzieli się moi nauczyciele, znajomi ze szkoły i ludzie, których nie znałam lub znałam tylko z widzenia. Wiele osób stanęło po mojej stronie, w tym zawodnicy lokalnego klubu sportowego. Podobno kilku z nich odwiedziło Błażeja w jego domu, grożąc mu pobiciem. To była jedyna forma wsparcia, na jaką mogłam liczyć. Ilekroć szukałam go u ludzi, których wcześniej uważałam za przyjaciół, słyszałam, że nie powinnam narzekać, bo inni mają gorzej.
Kiedy chciałam wyjść wieczorem, mając na sobie sukienkę lub spódnicę, rodzice pytali, czy znów chcę zostać zgwałcona. Powtarzali, że ubieram się jak dziwka i nie powinnam być zdziwiona, jeśli stanie mi się krzywda.
Zeznania
Pamiętam, jak w Wigilię Bożego Narodzenia siedziałam przy rodzinnym stole, wciąż będąc w kiepskim stanie psychicznym, a mama mówiła, że jest jej przykro, kiedy myśli, jak muszą wyglądać święta Błażeja. I że gdyby mogła, rozważyłaby wycofanie zawiadomienia o gwałcie – bała się, że zamiast spędzać czas z rodziną, Błażej trafi do aresztu.
Na sali sądowej siedziałam naprzeciwko Błażeja. Kiedy go zobaczyłam, wszystko we mnie pękło. Nie mogłam przestać płakać, cała się trzęsłam. Kiedy przesłuchiwani byli świadkowie, wypraszano nas na korytarz. Siedzieliśmy tam kilka metrów obok siebie – ja z mamą, on ze swoim obrońcą. Wtedy nie wiedziałam, że było to wbrew obowiązującym procedurom, że powinna obejmować mnie ochrona ofiar. Błażej zeznał, że tamtej nocy to ja zainicjowałam zbliżenie, ocierając się o niego, kiedy leżeliśmy pijani w namiocie. Mówił, że zasnął, a kiedy się obudził, miał głowę pomiędzy moimi nogami. Przyznał, że nie miałam na sobie majtek, ale twierdził, że nie pamięta, by je zdejmował. Zaprzeczył też, by doszło do penetracji. Jego matka przekonywała, że Błażej jest niezdolny do agresji i nie mógłby dopuścić się gwałtu, ponieważ unika intymnych scen choćby w telewizji.
Oliwia, moja rówieśniczka, którą Błażej napastował, zanim zaczęliśmy być razem, dostarczyła do sądu nagranie, na którym słychać, jak ten przyznaje, że dobierał się do niej, kiedy spała. Jego słowa uznano jednak za wymuszone – on sam twierdził, że został sprowokowany, i przyznał się, bo miał dość, że koledzy Oliwii, którym opowiedziała o zdarzeniu, niepokoili jego i jego mamę.
Według zeznań Oliwii Błażej zaczął być wobec niej natrętny trzeciego dnia znajomości. Byli u wspólnych znajomych, pili alkohol. Oliwia położyła się na kanapie i przysnęła. Obudziła się, kiedy Błażej próbował rozpiąć jej spodnie, a drugą ręką wędrował w kierunku piersi. Udało jej się wyswobodzić. Wróciła do domu, ale o wszystkim opowiedziała bliskim znajomym. Przez kolejne tygodnie Błażej nachodził ją w szkole, żądając, by wycofała się ze swoich słów. Groził pobiciem, mówił, że za drugim razem może udać mu się to, co nie wyszło za pierwszym. W końcu Oliwia zdecydowała się na zmianę szkoły.
Byłam w szkole, kiedy mama dostała telefon z sądu z pytaniem o przyczynę naszej nieobecności podczas drugiej rozprawy, która właśnie się toczyła. Okazało się, że zawiadomienie o jej terminie najprawdopodobniej zostało wysłane na błędny adres – w aktach sprawy zapisano: „brak dowodu na doręczenie zawiadomienia”. Mama wyraziła zgodę, by przesłuchania świadków kontynuowano bez nas.
Nie poinformowano nas również o umorzeniu postępowania. Dowidziałam się o tym dwa miesiące po fakcie, gdy mama, zaniepokojona brakiem wiadomości, zadzwoniła do sądu. Przez dwa kolejne lata nie miałam dostępu do akt sprawy, w tym wyników obdukcji, której poddałam się kilka dni po gwałcie. Nie miałam pełnomocnika, który mógłby wnieść o ich udostępnienie, a jako niepełnoletnia nie mogłam zrobić tego sama. Mama, nie mówiąc mi o tym, złożyła odpowiedni wniosek i otrzymała decyzję odmowną. Ja, jako osoba niepełnoletnia, nie mogłam się o to ubiegać. Dostęp do pełnej treści akt przyznano natomiast pełnomocnikowi Błażeja.
Akta
Po gwałcie trzykrotnie byłam na granicy popełnienia samobójstwa. Czułam, że gdybym to zrobiła, rodzicom byłoby lżej. Nie musieliby już dłużej wstydzić się takiej córki. Chciałam skoczyć z mostu, dwukrotnie zabrałam mamie silne tabletki nasenne. Jednak za każdym razem ogarniał mnie lęk przed śmiercią i poczucie, że nie mogę wyrządzić takiej krzywdy rodzeństwu. Mam dwóch młodszych braci, którzy kiedyś mogą mnie potrzebować.
Kiedy skończyłam osiemnaście lat, uznałam, że chcę poznać treść akt sprawy. Potrzebowałam tego, by zrobić krok naprzód, a także po to, by moja opowieść była kompletna. Złożyłam wniosek i otrzymałam pozytywną odpowiedź.
Zeznania
Najbardziej zabolały mnie zeznania mojej mamy. Na co dzień nie mogę liczyć na jej wsparcie, ale wierzyłam, że w sądzie stanie za mną murem. Niestety. Mówiła, że nie jest pewna, czy naprawdę zostałam zgwałcona i czy nie kłamię co do ilości wypitego wówczas alkoholu, oraz że nie miała czasu, by szczegółowo o tym ze mną porozmawiać.
Marta utrzymywała, że tamtej nocy przysnęła w pobliżu namiotu i nie słyszała niczego niepokojącego. Daniel zaprzeczył, jakoby wszedł do środka, gdy byłam roznegliżowana, choć Błażej, Klaudia i Marta zeznali, że sam im o tym opowiedział. W sądzie twierdził, że zastał nas ubranych, przytulających się do siebie.
Obdukcja ginekologiczna wykazała liczne zasinienia w okolicy bioder, ramion i pośladków oraz delikatne zasinienie strzępka błony dziewiczej, która już wcześniej została naruszona. Kiedy i w jaki sposób – nie wiem. Badanie przeprowadzono pięć dni po gwałcie, nie znaleziono więc śladów nasienia.
Mój fatalny stan psychiczny, przez biegłą sądową rozpoznany jako „obniżona samoocena i poczucie własnej wartości, niestabilność emocjonalna, napięcia, stany obniżonego nastroju, gwałtowne wybuchy emocjonalne”, uznano za związany z okresem dojrzewania lub uszkodzeniem słuchu. Złe relacje z rodzicami – za skutek trudnego charakteru, skłonności do przeciwstawiania się normom, zasadom i autorytetom.
Biegła psycholog, na podstawie analizy akt sprawy, napisała:
„W oparciu o dostępne dane trudno jest rozstrzygnąć, czy opisywane przez nieletnią utraty stanu świadomości i ograniczony odbiór bodźców występowały w rzeczywistości, czy też odwoływanie się do nich jest rodzajem strategii obronnej, zwalniającej ją od podawania szczegółów, które ją obciążają. Należy wziąć pod uwagę również seksualny charakter zdarzenia, który budzi wstyd, poczucie winy, obrzydzenie, lęk przed odrzuceniem. Przedstawione czynniki mogą zniekształcać zeznania nieletniej w kierunku pomniejszania własnego udziału w przebiegu zdarzenia, pomijania informacji przedstawiających ją w niekorzystnym świetle, przenoszenia odpowiedzialności na inne osoby. U podłoża tych zniekształceń leży ochrona wizerunku własnej osoby, lęk przed krytyką i odrzuceniem przez osoby bliskie i ważne, psychologiczne mechanizmy obronne.”
Nigdy tego nie zrozumiem – miałabym wymyślić gwałt, by chronić swój wizerunek i uniknąć odrzucenia? Przecież to wszystko spotkało mnie właśnie dlatego, że o nim opowiedziałam.
Dzisiaj
Przed gwałtem byłam radosna, towarzyska, wierzyłam w lepszą przyszłość. Zawsze miałam kompleksy, ale kto ich nie ma? Dziś mam osiemnaście lat, depresję i problem z alkoholem. Piję, bo tylko to pozwala mi zapomnieć o poczuciu niesprawiedliwości. Kiedy jestem między ludźmi, udaję, że wszystko jest w porządku. Muszę – nie chcę słuchać, że „inni mają gorzej” i „powinnam się wreszcie ogarnąć”. Nikomu nie ufam, jestem apatyczna i wycofana. Kiedy idę ulicą, czuję strach, że on wyjdzie zza rogu. Za dwa lata skończę technikum.
Chcę wyjechać za granicę, spalić wszystkie mosty i zacząć życie od nowa. Dzięki wsparciu Fundacji Feminoteka mogłam pójść do psychiatry, który przepisał mi leki na depresję.
Drżę na myśl, że moi rodzice przeczytają tę książkę. Nie zrozumieliby, dlaczego postanowiłam podzielić się swoją historią. A ja chcę, by dzięki temu choć jedna zgwałcona osoba, która tak jak ja nie może liczyć na niczyje wsparcie, poczuła się mniej samotna.
Kiedy mama dowiedziała się, że wzięłam pieniądze od obcych ludzi, by pójść do psychiatry i wykupić leki, wściekła się i powiedziała, że nie dostanę od niej ani grosza. Nie zrobiło na niej wrażenia, że stwierdzono u mnie depresję. Od tej pory nie mam nawet na drobne wydatki. Ojciec wie, że mój stan jest poważny, ale nie zrobi nic, co mogłoby zdenerwować matkę.
Czuję się jak w potrzasku. W szkole jest mi ciężko. Nawet gdybym dała radę połączyć naukę z pracą, w J. pracy nie ma, zwłaszcza dla nastolatki z wadą słuchu.
Nie ma przy mnie nikogo, komu mogłabym się wyżalić, wypłakać, ale znajomych od flaszki mi nie brakuje.
Wszystkie imiona – oprócz imienia bohaterki – zostały zmienione.
Gwałt polski, o książce
W 2019 roku polska policja wszczęła około dwa i pół tysiąca postępowań w sprawie zgwałcenia. Tylko w trochę więcej niż połowie z nich stwierdzono przestępstwo, a wykryto ponad tysiąc sto sprawców. Ofiarami w przeważającej części są kobiety. Ile z nich nie zgłasza przestępstwa organom ścigania? Ile nie ma przestrzeni i możliwości, by opowiedzieć o tym, co je spotkało?
– Agnieszkę od dziesiątego do osiemnastego roku życia gwałcił kuzyn. W czasie rozprawy sąd odrzucił jej wniosek, by nie musiała zeznawać w jego obecności.
– Justyna, zgwałcona w wieku szesnastu lat przez byłego chłopaka, do dziś słyszy od rodziców, że wychodząc z domu w spódniczce prosi się o kolejne nieszczęście.
– Anna przez wiele lat nie wiedziała, że pada ofiarą przestępstwa ze strony męża – ten usprawiedliwiał swoje postępowanie cytatami z Biblii.
– Katarzyna, zanim została zgwałcona, włączyła dyktafon w telefonie. Policja zmusiła ją, by sama spisała nagranie, a prokuratura mimo to umorzyła śledztwo.
– Magda na osiem lat wyparła z pamięci fakt, że zgwałcił ją obcy mężczyzna.
– Postępowanie ws. gwałtu na Łucji zostało umorzone, bo odprowadziła sprawcę do furtki, a wcześniej uczęszczała na terapię, co biegły sądowy uznał za próbę przygotowania się do odegrania roli ofiary.
– Były chłopak Agaty, który przez trzy dni więził ją, bił i gwałcił, został skazany na karę w zawieszeniu.
– Pochodząca z Kenii Heart gwałt przypłaciła załamaniem nerwowym i próbą samobójczą, po czym wróciła do ojczyzny. Twierdzi, że Polska nie była dla niej.
Maja Staśko i Patrycja Wieczorkiewicz oddają głos osobom zgwałconym. Historie Marty, Renaty, Julii, Magdy, Dawida czy Heart, to tak naprawdę historie, w których zawierają się tysiące innych, podobnych. To opowieści mieszkanek wsi i mniejszych miejscowości, pracownic fizycznych, bezrobotnych i wielodzietnych matek, osób niepełnoletnich, aktywistek, studentek, ale i kobiet dojrzałych. I choć składające się na książkę teksty poparte są analizą akt sądowych czy rozmowami z rodziną i przyjaciółmi skrzywdzonych, to najważniejsze w nich są narracje ich samych. W historiach tych, choć rożnych, autorki rozpoznają mechanizmy i schematy, które rządzą myśleniem skrzywdzonych, policji, sądów, mediów i społeczeństwa.
5% z dochodu uzyskanego ze sprzedaży książki zostanie przekazane na Fundusz Przeciwprzemocowy Feminoteki.
O autorkach: Maja Staśko, Patrycja Wieczorkiewicz
Maja Staśko
– dziennikarka, scenarzystka, aktywistka. Autorka książki „Gwałt to przecież komplement. Czym jest kultura gwałtu?”. Na co dzień wspiera osoby po doświadczeniu przemocy.
Patrycja Wieczorkiewicz
– absolwentka dziennikarstwa na Collegium Civitas i Polskiej Szkoły Reportażu, studentka socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. Pisze o przemocy seksualnej, prawach kobiet i mniejszości, polityce miejskiej.