Ganesh – pięciogwiazdkowe Indie
O doznaniach z kuchnią indyjską opowiada Ania, autorka bloga kulinarnego abitetoeat.pl.
Specjalnie dla Czytelników Miasta Kobiet, restauracje „prześwietla” Ania, autorka bloga www.abitetoeat.pl
Zaproszenie od Ganesh przyszło nieoczekiwanie i na dodatek na maila, którego nie używam. Tym sposobem przegapiłam otwarcie tego miejsca, czego do dzisiaj żałuje. A żałuje bo byłabym o dwa tygodnie bogatsza o doznania z kuchnią indyjską. Co się stało to się nie odstanie, dobrze, że w ogóle jakiś czort pokusił mnie o posprzątanie śmieci na owym mailu. Z opóźnieniem, ale do Ganesh na Tomasza 18, wreszcie się wybrałam w towarzystwie mojego ulubionego kulinarnego partnera, o czym poczytacie niedługo w serii naszego damsko-męskiego uwodzenia żołądka.
Zaskoczyło mnie, że lokal mieści się w piwnicy. Tak wiem, że nie powinno, w końcu każdy prawdziwy Krakus wie, że w tym mieście wszystko mieści się w piwnicach. Jednak nie mogłam sobie wyobrazić, że restauracja i to indyjska mieści się w podziemiach. I tak, jak raczej piwnic nie lubię tak ta mnie zachwyciła. Spodziewałam się kolorowych materiałów, poduszek z cekinami i frędzlami, latających dywanów i kelnerek w sari. Wnętrze okazało się być czyste, monochromatyczne, jasne, gustowne. Słowem: pięciogwiazdkowe Indie! Kamień spadł mi z serca.
Żeby poznać smak tego miejsca, przejrzałam kartę bardzo dokładnie, wybierając klasykę jak: Garlik naan czyli placek z pszennej mąki z czosnkiem (14 zł), Mango Lassi – napój jogurtowy o smaku mango (13 zł) i Kukad Samosa – smażone pierożki z kurczakiem (14 zł) podane z dwoma sosami. I tu się zatrzymam, bo pierożki przysporzyły mi sporego ubawu. Są olbrzymie, poza tym jestem ciekawa innych kultur więc zapytałam kelnerki jak powinno się jeść tą przystawkę. Uprzejma dziewczyna pognała do kuchni aby zapytać o to kucharza, który z owego kraju pochodzi i który przecież przygotował i zjadł pierożków w swoim życiu niezliczoną ilość. Wróciła do nas z informacją, że (cytuje): tak dużo się powinno wsadzić do ust jak dużą ma się paszczę. Możecie sobie nas wyobrazić parskających na całą salę śmiechem. W takiej atmosferze jedzenie nie mogło nie smakować.
Dlatego na stole znalazła się Zupa Warzywna (11 zł) i zupa z kurczakiem (14 zł) – duże porcje, smakowo jak rosołek o konsystencji kisielu. Nie jest to najmocniejsza pozycja w karcie, ale nie mogę powiedzieć, że niesmaczna. Mnie zachwyciło podanie Chicken Lolly Pop – panierowane w mące grochowej smażone skrzydełka z kurczaka (14 zł). Kostka zawinięta w sreberko aby trzymając i ogryzając skrzydełko nie ubrudzić rąk. Po pierwsze genialne, po drugie proste i genialne, po trzecie skrzydełka chrupiące, panierka świetnie doprawiona, całość nie ociekała olejem, zjadłabym raz jeszcze z wielką przyjemnością.
Również Murgh Korma czyli kawałki kurczaka w łagodnym, migdałowo-orzechowym sosie (31 zł) oraz Murgh Makhanawala – kurczak w sosie pomidorowym (32 zł) z dodatkiem szafranowego ryżu były strzałem w dziesiątkę. Podpisuje się obiema rękoma pod ryżem. Pamiętam jak wiele lat temu, jedząc po raz pierwszy na Zanzibarze przyprawiony ryż, pomyślałam sobie, jak wiele straciłam w życiu. Nie wiem czemu w naszej kuchni traktuje się go tak po macoszemu. Naprawdę każdy, absolutnie każdy powinien się wybrać na szafranowy ryż do Ganesh.
Na koniec z zachłanności i niemożliwości skosztowania wszystkiego za pierwszym razem (głównie z powodów ograniczonej pojemności brzucha) pokusiłam się o Mix Sizzlers – pieczone kawałki baraniny, kurczaka, serka indyjskiego, cebuli, pomidorów i naanów podawanych na gorącej patelni (55 zł). Danie dla dwóch osób, podawane śmiesznie bo w liściach kapusty, z olbrzymią mieszanką przypraw i składników, jednak nie daje przekroju i możliwości tej kuchni. Proponuje Wam przychodzić często, kosztować wszystkiego po kolei, rozmawiać z obsługą, która jest swobodna i otwarta na dociekliwych klientów, delektować się możliwością poznania różnorodności składników używanych w potrawach, spędzać miło czas. Ja nie pamiętam kiedy się tak uśmiałam jak podczas tej wizyty. Może dlatego, że pełna przypraw i kolorów kuchnia Indyjska jest jak rodem z Bolywood – radosna, muzyczna, swobodna i taka…hm…z happy endem.
***
O Ani:
Uważa jedzenie za magię, a jego powstawanie – za czarowanie. Lubi wszystkie kuchnie świata, nawet ekstremalne. Eksperymentuje, doświadcza i dzieli się swoją pasją z czytelnikami swojego bloga www.abitetoeat.pl. Zwyciężczyni pierwszej edycji „Ugotowani” w TVN. Subiektywnie opowiada o poznanych miejscach, smakach serwując swoje wariacje na temat jedzenia.
O blogu:
A bite to eat czyli „coś do jedzenia” to blog kulinarny mojej pasji – gotowania. Znajdziecie tu różne kulinarne wyzwania, przepisy moje i zapożyczone, pomysły i wariactwa, opowieści o kulinarnych podróżach, recenzje odwiedzanych przeze mnie miejsc. Chcę by „A bite to eat” było dla Was inspiracją do codziennego gotowania.