Zabawki są dla ludzi
Lata temu, na początku pobytu w Nowym Jorku, jako niedoświadczona erotomanka dowiedziałam się o gadżetach i zobaczyłam je na własne oczy.

ilustracja: Andrzej Politowicz

ilustracja: Andrzej Politowicz
Lata temu, na początku pobytu w Nowym Jorku, jako niedoświadczona erotomanka dowiedziałam się o gadżetach i zobaczyłam je na własne oczy.
Jezu! Nie wiedziałam, do czego służy 90 procent z nich, i nawet nie chciałam wiedzieć, czym zabawiają się stada zblazowanych amerykańskich zboków. Moją szczególną odrazę budziły wibratory. Ja, absolwentka sienkiewiczowskiej akademii seksu, gdzie faceci tylko całują i biorą śluby, gdzie jeśli gwałcą, to Ukraińcy, pogańscy Turcy i Tatarzy, gdzie po ślubie dochodzi do „pokładzin”, następujących po „zrękowinach”, a do ślubu panna jest dziewicą i nie istnieje od pasa w dół…
W Nowym Jorku bardzo współczułam kobietom zmuszanym do masturbacji plastikowym, realistycznym penisem oraz do ubierania się w majtki z dziurą w kroku i staniki z otworami na sutki. Biedne, upokorzone, bez szansy na orgazm, pilnujące, żeby im kaganiec nie spadł z pyska. Kajdanki i pejcze były niewiarygodne, nie mówiąc o hard porno gadżetach. Zwierzyłam się z tego amerykańskiej przyjaciółce, która nie wiedziała, o co mi chodzi. Zaprosiła mnie do siebie. Miała szufladę na wibratory, bieliznę, kajdanki, kosmetyki z lubrykantami i maścią przedłużającą erekcję – bo czasami trafiał się jej jakiś facet, ale nie nalegała, bo doskonale dawała sobie radę sama. Na wprost łóżka miała ruchome lustro. O mało nie zwymiotowałam i zaczęłam nią pogardzać w duchu socjalistyczno-patriotycznym.
Ale Nowy Jork to najbardziej otwarte miasto na świecie i powolutku przywykłam do różnych seksualnych niespodzianek, nawet do gadżetów, które z prostytutek robiły różne inne zawodowe laski. Przebranie sprzątaczki – dla zblazowanych mężów, policjantki – dla mięczaków, małej dziewczynki – dla zboków, psie pyski i obroże – dla kynologów amatorów. No i peruki, oraz czasami maski z lateksu. Często chodziłam z moim narzeczonym oglądać te różności, wyobrażając sobie, jak by to było, gdybym była kowbojem, a on baletnicą. Póki co, wystarczał mi sauté. Po jakimś czasie postanowiliśmy kupić sobie jakiś drobiazg i padło na maść przedłużającą wzwód w nieskończoność, choć i na to nie narzekałam. Afroamerykanin w sklepie pokazał nam 100 różnych tubek, więc nie kupiliśmy nic, i super, bo następnego dnia koleżanka, która spróbowała, opowiedziała mi kosmiczną historyjkę. Wybrali z ukochanym maść dla gwiazd porno, czyli gwarantującą wzwód kilkugodzinny. Smarować się miała tylko męska część zabawy. Faktycznie rezultat był imponujący, ale część maści siłą rzeczy znalazła się w koleżance, która zdrętwiała od pasa w dół i nic nie czuła. To była kara boska za nieużywanie prezerwatyw. Kiedy przyznała się do tej niedyspozycji, narzeczony z ulgą oznajmił, że on też nic nie czuje. Poszli spać z nadzieją, że koszmar się skończy. Następnego ranka wzwód trwał i szczęśliwiec nie mógł iść do pracy, a nawet w ogóle chodzić. Koleżanka też została w łóżku. Przeszło im wieczorem – 24 godziny koszmaru.
Do teraz nie spróbowałam, ale może są już nowsze technologie. A że niedaleko nam do Zachodu, jest duży wybór gadżetów ułatwiających spełnianie marzeń. Polecam do walki z nudą stałych związków.
Hanna Bakuła