Gadająca suka, czyli tragikomedia w 3 aktach
Freud, siusiaki, suczki i krwawa jatka. Gadający Pies zamienił się na jeden wieczór w Gadającą Sukę
Freud, siusiaki, suczki i krwawa jatka. Gadający Pies zamienił się na jeden wieczór w Gadającą Sukę.
AKT pierwszy
Akcja rozwija się powoli, napięcie rośnie bezboleśnie, poznajemy pierwszych bohaterów, nie przeczuwając jeszcze konfliktów, które mogą nastąpić.
Agata Dutkowska przerobiła słynnego pana Filutka na panią Filutkę, aczkolwiek szyki popsuł jej nieco sprzęt, który nie wyświetlał w całości trzeciego obrazka historyjek – będącego zazwyczaj ich puentą.
Profesor Jerzy Vetulani, stały bywalec Psa, zaczął od poglądu Arystotelesa (albo innego starożytnego myśliciela, który może i na filozofii się znał, ale kobiet na pewno nie cenił), że kobieta to mężczyzna, który zatrzymał się w rozwoju. Zaraz potem jednak zaczął lać miód na kobiece serca przeprowadzając naukowy, poparty genetyką wywód, że to jednak mężczyzna jest gorszą wersją kobiety.
Aneta Pondo, naczelna Miasta Kobiet, odważnie zaprezentowała udoskonaloną wersję siusiaka, czyli gustowny, różowy, silikonowy lejek do sikania dla pań, a Translola zaśpiewała o świstaku, który dmuchał żabę.
Było jeszcze o syndromie drwala, czyli jak rozpoznać lesbijkę (Marta Sawicka z Ambasady Śledzia) i co nieco o niuansach w wykrywaniu zbrodni (Gaja Grzegorzewska – pisarka, specjalistka od kryminałów).
AKT drugi
Kulminacja nastąpiła w sposób gwałtowny, budzący najpierw konsternację, a potem grozę: na scenę wkroczył Dariusz Eckert, wokalista hardpunkowego zespołu Inkwizycja, prowadząc na łańcuchu towarzyszkę w czarnych lateksach. Ich performance był o dominacji (chyba) i wbrew pozorom damskiej, a nie męskiej (chyba), ale się… nie spodobał (chyba). Uprzedmiotowiona kobieta budziła niepokój, a minę rasowego zabójcy i zadymiarza jej „pana” możnaby uznać za szczyt aktorstwa, gdyby nie to, że z taką samą całkiem na serio rzucił w stronę podśmiewającego się widza (który najwyraźniej na sztuce się nie poznał): „Z czego się śmiejesz chuju, jak zejdę ze sceny to ci przyjebię” (i pewnie zrobiłby to, ale Paulina Bisztyga dzielnie stawiła czoła nadciągającej katastrofie i załagodziła konflikt). Na koniec performance’u facet haratnął się nożem po ręce, skrapiając krwią głowę dziewczyny. Ta wstała, wyssała mu krew z rany, potem wpiła się w jego usta, dosiadła go i zjechali ze sceny – oboje cali zakrwawieni, a przy okazji chlapiący juchą na tych co byli za blisko. „Czy jest na sali lekarz? Czy jest na sali lekarz?” – powtarzała jeszcze przez jakiś czas jak mantrę jedna z wrażliwszych kobiet, ale inni wzięli się za ścierani krwi ze sceny, bo przecież show must go on.
Kolejni gadający nie mieli lekko. Trudno było przebić taki pokaz. Jeszcze tylko Martę Honzatko co niektórzy chcieli jeszcze bardziej rozmontować, bo „psie” towarzystwo najwyraźniej nie lubi Michała Zabłockiego, którego piosenki Marta śpiewa. Ale ona się nie dała i zamknęła buzie Balladą o próżności (autorstwa nie Zabłockiego)
AKT trzeci
Po emocjach aktu drugiego prawie niezauważenie przyszło to, co miało być największą niespodzianką wieczoru. Na scenie pojawiła się blondyna w czerni i z gitarą.
„To Rykarda Parasol? To na pewno Rykarda Parasol? Ej, ale powiedzcie, czy to na pewno ona?” – nawoływała histerycznie jakaś zaskoczona fanka. Tak, to nie był hologram, tylko prawdziwa, równe autentyczna jak sikająca wcześniej krew, Rykała Parasol. A razem z nią pojawił się Piotr Pawłowski z Made In Poland. Zagrali dwa kawałki, aby stworzyć przedsmak jutrzejszego wieczoru. Bo Rykarda będzie gwiazdą trzeciego dnia Transmisji w klubie Rozrywki przy Mikołajskiej 3.
A o tym, co Rykarda opowiedziała „Miastu Kobiet”, napiszemy Wam jutro!
unicc cm 20 listopada, 2019
… [Trackback]
[…] Read More to that Topic: miastokobiet.pl/gadajacy-pies-gadajaca-suka/ […]