Forest forever – las w butelce
Pierwszy był krzak poziomki. Kiedy zaowocował, zaczęła eksperymentować z innymi roślinami. I co z tego wynikło.

Pierwszy był krzak poziomki. Kiedy zaowocował, zaczęła eksperymentować z innymi roślinami. Wkładała do butelek siewki dębów i buków, otulała je delikatnie mchem i patrzyła, jak rosną.
Gdy czuła, że są na to gotowe, zamykała naczynia. Bo lasy Justyny Stoszek to samowystarczalne ekosystemy. Nie potrzebują pielęgnacji, podlewania, a jedynie słońca, by za pomocą fotosyntezy wytworzyć wszystkie potrzebne do życia substancje odżywcze. Małe leśne siewki drzew, jeśli mają dobrze przygotowaną przestrzeń, czują granice swojego mikroświata i zmieniają się w miniaturowe drzewka. Są wieloletnie, mogą rosnąć nawet 50 lat. Najstarszy dębowy las Justyny ma pięć lat, jesienią gubi liście, na wiosnę ma nowe.
– Moje lasy przywracają we mnie stan wewnętrznej równowagi – mówi Justyna. – Nazwałam je Forest Forever. Chcę, by przypominały o tym, co ważne. Mam na myśli dosłownie las, naturę, a symbolicznie – wrażliwość. Stworzenie miniaturowego ekosystemu jest pracochłonne, wymaga wiele czasu, ogromnej uważności i cierpliwości, jest swoistą medytacją.
Lasy, podobnie jak grafiki Justyny, to jej powrót do sztuki, z którą po ukończeniu ASP nie chciała mieć nic wspólnego. – Na ASP wrażliwość, która jest podstawą artystycznej twórczości, nie była w ogóle brana pod uwagę. Przez 10 lat po obronie dyplomu nie byłam w stanie wziąć ołówka do ręki. Pomogła mi joga. Dała mi zarówno poczucie uczestnictwa w czymś wyjątkowym, które jest niezbędne twórcy, jak i poczucie bezpieczeństwa.
Kiedy Justyna zwierzyła się przyjaciółce, że boi się powrotu do sztuki, usłyszała: „To ty jesteś sztuką… wracasz do siebie”. Rozkwit twórczości to nie jedyna zmiana w życiu Justyny. Po kilku miesiącach spędzonych w Ameryce Południowej zakończyła związek, szkołę jogi, którą założyła, przekazała w inne ręce i przeprowadziła się z Krakowa do Warszawy, gdzie na Saskiej Kępie trafiła do pracowni litografii. A jej lasy rosną coraz piękniej. Już nie tylko polskie, ale i tropikalne. Nie tylko u niej w pracowni, ale i w domach ludzi, którzy je pokochali i zapragnęli mieć kawałek lasu na swoim parapecie.
Aneta Pondo