FestiwaLOVE lato
Dlaczego tak bardzo ciągnie nas do hardkorowego spędzania czasu, brudnych toi-toi i piasku w czterech literach?
Jak wygląda spędzanie urlopu na festiwalu, po co są festiwalowe gadżety i gdzie możecie liczyć na największą wyrypę? Zapraszamy do lektury przewodnika po festivalingu
Festivaling – co to takiego?
Festiwale muzyczne pączkują na polskiej mapie, więc coraz częstszym pomysłem na spędzenie urlopu bywa „festivaling”. To nowy rodzaj sportu ekstremalnego, który do niedawna można było zobaczyć tylko na Sziget w Budapeszcie czy innych północnych Roskilde, ale dziś zdobywa popularność także i w naszej części świata. W końcu kto ma dać radę przez tydzień, w huku, kurzu, błocie, na niezdrowym jedzeniu, jeśli nie my? Kilka dni na festiwalu to tylko pozornie sama przyjemność – to też często walka ze sobą i z twardą rzeczywistością. Weterani festiwali mają już swoje sprawdzone sposoby na przetrwanie. Na przykład związują się ze znajomymi tasiemkami, żeby się nie zgubić, albo kupują napoje procentowe w wiadrach, by za często nie stać po nie w kolejce. Tylko na kolejki i fetor toi-tojek nikt jeszcze nie znalazł dobrego sposobu i nadal pozostajemy z dylematem: zemdleć od smrodu czy się zes… ekhm.
Rzeczy, których pragniesz, choć ich nie potrzebujesz
Istnieje jednak coś takiego jak Public Toilet Survival Kit, zawierający nakładkę na toaletę, chusteczki antyseptyczne i lateksowe rękawiczki. Producenci rozmaitych gadżetów szybko odkryli, że ten festiwalowy survival to żyła złota. Dwoją się więc i troją w obmyślaniu coraz to ciekawszych akcesoriów, które są ci na imprezie niepotrzebne, ale w końcu bardzo chcesz je mieć. Bywają idiotyczne, jak dmuchane fotele (powodzenia) czy klips na głośnik bluetooth, który można przypiąć do spodni, bo rzeczywiście, głośnik jest akcesorium absolutnie niezbędnym, w razie gdyby muzyka ze sceny okazała się jednak za słaba i trzeba postawić na własną. Od lat królują też selfie sticki i kamery GoPro na nich. Często zastanawiam się, kto te filmy potem ogląda. Ale są też gadżety potrzebne, np. wodoodporne kocyki czy camelbacki, czyli plecaki z poidłami. Bo troska o to, by się nie odwodnić, jest na festiwalu bardzo ważna, a dzięki temu plecakowi noszenie wody staje się bardzo wygodne. Chyba że trafimy na któryś z tych głupich festiwali, na których przy 36-stopniowym upale ochrona na bramce wyrzuci butelki z wodą do kosza (już wiecie dlaczego taki, a nie inny epitet?). Na szczęście organizatorzy większych wydarzeń są coraz mądrzejsi i sami organizują darmowe wodopoje. Istnieją też lampki zapalające się na zawołanie, które rozświetlą twój namiot w nocy, żeby był łatwiejszy do odnalezienia w gąszczu innych. O pelerynie i gumiakach nawet nie wspomnę.
Gdzie przeżywać?
Najbardziej hardcorowym doświadczeniem w Polsce jest festiwal Open’er, ale ten na przełomie czerwca i lipca zdaje się trwa właśnie w czasie oddawania do druku „Miasta Kobiet”, więc trudno go polecać. Pojedziecie za rok. Kolejnym wydarzeniem, na którym zmierzycie się z własnymi granicami i słabościami, będzie Sunrise w Kołobrzegu pod koniec lipca – największe święto elektronicznej muzyki tanecznej w Polsce. Zagrają m.in. Steve Angello, kobiecy duet gwiazd EDM-NERVO czy Martin Solveig. Będzie potężnie. Następnym dobrym survivalem jest OFF Festival.
Kaśka Paluch
https://bilety.sunrisefestival.pl/ 22-24 lipca 2016
http://www.off-festival.pl/pl 5-7 sierpnia 2016