Farsa nad farsami. 25-lecie spektaklu „Mayday” w krakowskim Teatrze Bagatela
„Mayday” jest spektaklem, który potrafi rozbawić nawet najbardziej opornych widzów
Kim naprawdę jest człowiek, którego sztuki komediowe grane są najchętniej na świecie? Jakie relacje zawiązują się przez 25 lat wspólnej pracy na scenie? Ile osób pracuje nad taką formą sztuki? Spektakl „Mayday”, wyreżyserowany przez nieżyjącego już Wojciecha Pokorę, 8 maja 2019 roku obchodził ćwierćwiecze. Odpowiedzi na wszystkie te pytania i więcej, można było usłyszeć w środę podczas wykładu Raya Cooneya oraz dyskusji panelowej z udziałem twórców fars
Farsa została zagrana po raz 1685.
„Mayday”, a w oryginalnej wersji: „Run For Your Wife”, wystawiany w krakowskim Teatrze Bagatela, osiągnął ogromny sukces. 8 maja 2019 roku, farsa została zagrana po raz 1685. Przed jubileuszowym spektaklem odbyło się spotkanie z samym mistrzem – Rayem Cooneyem – oraz aktorami. Rozpoczęła je Alina Kamińska, w „Maydayu” wcielająca się w rolę Barbary Smith. Z uśmiechem powitała gości i opowiedziała o tym, jak duży wpływ na życie zawodowe i prywatne członków zespołu miała ich 25-letnia współpraca. Przede wszystkim tym wpływem jest przywiązanie, masa wspomnień i ciężkiej pracy.
Kim jest twórca?
Następnie na scenę zaproszony został sam Ray Cooney, przedstawiony jako mistrz nad mistrzami i wielki autorytet. Londyńczyk aż do emerytury był aktorem, w latach 1948-2000 zagrał 13 ról filmowych i telewizyjnych. „Run For Your Wife”, u nas znane jako „Mayday”, napisał w 1983 roku. Wówczas stworzył również Theatre of Comedy Company i został jego dyrektorem artystycznym. Posiada wyróżnienie Orderem Imperium Brytyjskiego za osiągnięcia w dziedzinie dramaturgii. A poza tym jest bardzo sympatycznym starszym panem.
Na scenę Cooney wszedł razem z tłumaczem i swoją ukochaną żoną. Na początku spytał orientacyjnie, kto mówi po angielsku, bo gdybyśmy chcieli wiedzieć, to on po polsku wcale. Autor przyznał się, że kocha Polskę, bo to tutaj jego sztuk granych jest najwięcej. Zapytany o to, jak zaczęła się jego fascynacja farsą i komedią, opowiedział w skrócie całkiem prostą historię. W 1946 roku wszedł na deski teatru. Wtedy – jak to określił – „telewizja nie zakłócała naszego życia”. Pracy miał wówczas bardzo dużo. Z czasem trafił na Broadway, gdzie występował 4 lata. „W końcu stwierdziłem, że mógłbym zacząć robić coś innego niż gra w tenisa i uganianie się za dziewuchami. Spoko, nie byłem jeszcze żonaty” – śmiał się mężczyzna. Zaczął pisać. To było to, czym nasiąkł. Wszystko wychodziło samo z siebie. Cooney uważa, że komedia to nie coś, co się pisze, a przepisuje. On pisze, czyta, zmienia, potem znowu, następnie zaprasza do siebie przyjaciół. Razem czytają i myślą, co zmienić. Wtedy podobno tych zmian jest najwięcej. Dla autora to zawsze ok. 4-5 przepisywań. Sztuki najpierw wysyłał do podlondyńskich, bardziej niszowych teatrów, oglądał je, potem finalnie znajdywały się one w teatrach w stolicy Anglii.
Cooneya zapytano również o to, czy według niego świat jest komedią czy tragedią. Na szczęście komedią. Przyznał, że tragedii jest na świecie wiele, ale przecież i je można obrócić w żart. Za przykład posłużyła sama problematyka Mayday’a – taksówkarz mający dwie żony, które nie wiedzą o swoim wzajemnym istnieniu. W codziennym życiu byłaby tragedią, ale w tym wypadku jest to śmieszne. „Czy trudno oddać swoją pracę w inne ręce, nie wiedząc, jak zostanie przedstawiona?” – tak brzmiało kolejne pytanie skierowane do artysty. Odpowiedział: „Kocham teatr i śmiech. Wtedy życie moje i ludzi w teatrze nabiera sensu. Mam pełne zaufanie do reżyserów. Nie daję im żadnych notatek ani wskazówek”. Cooney nie lubi patrzeć na sztuczne zachowania na scenie. Zależy mu, aby aktorzy rozumieli swoje role i przyjmowali wskazówki od reżysera. Nie jest łatwo przez parę lat grać jedną postać, noc w noc tak samo. Do Raya Cooneya przemówił również Henryk Schoen, dyrektor naczelny i artystyczny Teatru Bagatela. Opowiedział on o tym, że teatr polski przechodził w przeszłości kryzys. Groziło wyburzenie masy budynków sztuki, dopóki nie pojawiła się jedna z prac Cooneya. Ludziom się spodobało. Znów zaczęli doceniać teatr i wszystko wróciło do normy. Brytyjczyka uznano więc za bohatera teatru polskiego, co bardzo go wzruszyło i przyznał, że to jedna z najlepszych rzeczy, jakie w życiu usłyszał.
Pojawiło się również pytanie do żony gościa specjalnego o to, jaki on jest naprawdę. Linda przyznała, że życie z Rayem to prawdziwy rollercoaster i to właśnie jest cudowne. Nie trudno było zauważyć dumę i wsparcie, jakimi kobieta darzy męża.
Założyli rodziny, pojawiły się dzieci, a oni sami dojrzeli
Podczas dyskusji panelowej z udziałem twórców fars, aktorzy opowiedzieli o tym, jak na przestrzeni lat zmieniło się podejście odbiorców do samego spektaklu. Łukasz Żurek, wcielający się w rolę Stanleya Gardnera, przyznał, że dla młodzieży to, że mężczyzna ma dwie żony, nie jest niczym dziwnym. Realia się zmieniły, ale na szczęście wciąż jest to śmieszne. Aktorzy opowiedzieli o tym, że niełatwo przez 25 lat być zdyscyplinowanym tak jak oni być musieli. W międzyczasie w ich życiu dużo się zmieniło, założyli rodziny, pojawiły się dzieci, a oni sami dojrzeli. Na scenie nadal jednak są razem, w prawie niezmiennym składzie.
Jaki był finał?
Wieczorem w Teatrze Bagatela odbył się jubileuszowy spektakl „Mayday”, z obsadą:
- Katarzyna Litwin jako Mary Smith,
- Alina Kamińska jako Barbara Smith,
- Krzysztof Bochenek jako John Smith,
- Łukasz Żurek jako Stanley Gardner,
- Marek Bogucki jako inspektor Troughton,
- Przemysław Redkowski jako inspektor Porterhouse,
- Maciej Słota jako Bobby Franklin
- Anna Branny w epizodycznej roli reportera.
Co mogę powiedzieć? Warto. Po prostu, to trzeba zobaczyć, nawet jeśli za komediami się nie przepada. „Mayday” to prawdziwe dzieło sztuki.
Po spektaklu aktorzy chwilę pomówili do publiczności, opowiedzieli zabawne anegdoty. Jedną z nich było przewrócenie drzwi na scenie przez Alinę Kamińską. Były one potem otwierane i zamykane poprzez przesuwanie ich aż do końca przedstawienia. Odtworzony został jeszcze krótki film przedstawiający przygotowania aktorów, ich wypowiedzi z poprzednich lat i ogólne podsumowanie przygody z „Maydayem”.
Na zakończenie w ręce Raya Coonera została wręczona nagroda Prezydenta Miasta Krakowa, drobny upominek od zespołu teatru oraz kwiaty. Gość honorowy przekroił symbolicznie pierwszy kawałek tortu.
Całe wydarzenie było wyjątkowe nawet dla osób, które z „Maydayem” wcześniej nie miały do czynienia. Widok pracy, jaka została włożona w ten spektakl, podziw dla autora tekstu, jego radość i wzruszenie… to wszystko było wyjątkowe. „Mayday” jest spektaklem, który potrafi rozbawić nawet najbardziej opornych widzów. W końcu od 25 lat nadal ma odbiorców.
Zuzanna Kaznowska