Saturday, March 15, 2025
Home / Ludzie  / Gwiazdy  / Ewa Błaszczyk: A kogo to obchodzi?

Ewa Błaszczyk: A kogo to obchodzi?

Rozmowa z Ewą Błaszczyk o fundacji, harmonii i pozytywnej filozofii

„Trzeba zrozumieć, że nie wszystko od nas zależy, że nie jesteśmy Bogiem, że jest poza nami jakiś porządek, w którym jest się tylko trybem.” / fot. Sebasstian Skalski

Ewa Błaszczyk – aktorka, pieśniarka, założycielka Fundacji „Akogo?”. Jej życiorys to gotowy scenariusz na film, w którym miłość i siła grają główne role. Tadeusz Łomnicki powiedział kiedyś, że ludzie potrzebują jej uśmiechu. Wiedział, że Ewa to kobieta, która uśmiechem zrobi wszystko

„Trzeba zrozumieć, że nie wszystko od nas zależy, że nie jesteśmy Bogiem, że jest poza nami jakiś porządek, w którym jest się tylko trybem.” / fot. Sebasstian Skalski

„Trzeba zrozumieć, że nie wszystko od nas zależy, że nie jesteśmy Bogiem, że jest poza nami jakiś porządek, w którym jest się tylko trybem” / fot. Sebasstian Skalski

Iga Gierblińska, Edyta Hetmanowska: Spotykamy się w siedzibie Fundacji „Akogo?”, która obchodzi swoje 15-lecie. Skąd nazwa fundacji?

Ewa Błaszczyk: A kogo to obchodzi?

No właśnie?

Ewa Błaszczyk: Jak widać, jednak obchodzi, bo fundacja istnieje już tyle lat. Coraz więcej ludzi angażuje się we współpracę i pomoc, coraz więcej pojawia się impulsów do kontynuowania naszej pracy, coraz więcej środowisk zwraca na nas uwagę. Na początku trzeba było się cztery lata przedstawiać i tłumaczyć, co to jest śpiączka, o co nam chodzi i czego chcemy. Teraz już nie trzeba.

Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu tej fundacji?

Ewa Błaszczyk:W naszym wypadku to są legislacyjne sprawy i refundacja. Jako pierwsi opracowaliśmy z Ministerstwem Zdrowia program wybudzania dzieci ze śpiączki w fazie B. Wcześniej nie było takiej jednostki chorobowej ani dostępnych informacji o tym, jak opiekować się ludźmi, którzy przecież żyją, ale są w śpiączce. Najtrudniejsze jest więc przecieranie szlaków.

Jakie są obecnie najważniejsze cele fundacji?

Ewa Błaszczyk: Teraz będziemy opisywać eksperymentalny program z wszczepieniem stymulatorów i musimy pokazać, jakie to przynosi efekty. Następną konferencję zrobimy o wykorzystaniu komórek macierzystych. I będziemy dalej iść w kierunku eksperymentalnych programów naukowych, podpatrywać nowoczesne, światowe praktyki dotyczące postępowania w przypadku śpiączki. Medycyna rozwija się bardzo szybko, fundacja będzie pilnować, by nic nam nie umknęło.

Czy nie bierze pani na siebie roli państwa, resortu zdrowia?

Ewa Błaszczyk: Gdyby moja działalność dotyczyła np. nowotworów, to może mogłabym odpowiedzieć, że tak, ale w tym przypadku mierzę się z czymś zupełnie innym. Zauważyłam, że na świecie na sukces medycyny w tych trudnych obszarach mają wpływ naukowcy pasjonaci i ludzie, którzy bezpośrednio dotknęli tego problemu i mają motywację, by coś się zmieniło. I to jest rola, jaką na siebie biorę.

Jak wygląda pani typowy dzień pracy w fundacji?

Ewa Błaszczyk: Jestem w pracy non stop. Przesiadam się tylko z jednego pola na drugie, bo jest fundacja, jest życie, jest dom, jest zdrowe dziecko, chore dziecko, rodzice (87 i 89 lat), teatr, film, śpiewanie, i to trzeba jakoś łączyć.

Kto panią wspierał przy tworzeniu fundacji?

Ewa Błaszczyk: W fundacji jest nas pięć osób. Dochodzą do naszego zespołu konsultanci, prawnicy, jest PR, sekretariat, koordynacja medyczna. Księgowość (z odpowiedzialnością karną) mamy na zewnątrz. Każdy ma swoją działkę. A ja fruwam nad tym wszystkim, doglądam tego. Jesteśmy otoczeni ciasną grupą przede wszystkim naszego środowiska, ale do naszych drzwi pukają dziennikarze czy pisarze, którzy swoją pracą dają nam pomoc. Spadają nam też czasami z nieba takie gwiazdki, jak np. Czesław Lang, który zaproponował, że będzie dla nas robił wyścig Tour de Pologne dla Amatorów.

Czy pani znajomi, przyjaciele, którzy też są artystami, pomagali chętniej, mają inny rodzaj wrażliwości?

Ewa Błaszczyk: Często od nich słyszę: skorzystaj ze mnie. Oni jako pierwsi za moimi plecami już coś organizowali, aktywnie pomagali, kiedy siedziałam przy córce w szpitalu. Któregoś razu, po latach, Piotr Adamczyk zorganizował u siebie w restauracji malowanie jaj na Wielkanoc. Przyszedł tłum artystów. Wszyscy wspierali fundację. Spojrzałam na nich i upewniłam się, że chęć pomocy w nich nie wygasa.

Mówi pani, że harmonia i to, żeby chciało się chcieć, to najważniejsze składniki życia. Jak to osiągnąć?

Ewa Błaszczyk: Na pewno praca jest istotna. Żeby coś robić, żeby nie wpadać w smugi cienia. Bo z aktywności zawsze coś wynika, robi się efekt kuli śniegowej, dochodzą nowi ludzie, środowiska, ludzie się zmieniają. To, że mam taki zawód, też mnie bardzo ratuje, to dzięki niemu jestem w innym świecie, zbieram inną energię, z której korzystam w tym codziennym, przyziemnym życiu, w którym trzeba np. iść załatwić coś w urzędzie.

Praca, która dla wielu artystów potrafi być wyniszczająca, pani daje inną energię, siłę. Co jeszcze daje pani praca?

Ewa Błaszczyk: Buduje mnie. To jest przygoda, to dobry nastrój, przyjaciele, czasem trochę odpoczynku, żeby naładować akumulatory i się doświetlić. To też ma znaczenie. Ważne jest przewidywać, planować, że jak ma się jakiś trudny okres przed sobą, to wcześniej należy się zerwać z łańcucha.

A co jest dla pani takim zerwaniem się z łańcucha?

Ewa Błaszczyk: Kontakt, bo ja lubię przenieść się w inną rzeczywistość, gdzie jest inna kultura, inna natura. Najchętniej bym nie rozumiała języka, w którym się tam rozmawia, żeby móc się wyłączyć.

Lubi pani podróżować?

Ewa Błaszczyk: Gdybym teraz miała jechać do Paryża czy Londynu, tobym powiedziała, że nie mam czasu. W Europie wszystko jest w pewnym sensie do siebie podobne. Wszystkie miasta są takie same, mają fabryki, mają kominy, kominy dymią (to z Brechta) itd. Jeśli tam pojechać, to nie na wczasy, tylko do pracy. Wtedy weszłabym w realne środowisko, prawdziwe rzeczy i ludzi. Wszystko jest naprawdę, kiedy człowiek pracuje, nie nadaje się do objęcia turystycznym nawiasem. Co innego Azja.

W jaki sposób pani odpoczywa?

Ewa Błaszczyk: Nie robię nic. Tak odpoczywam. Jeśli po drodze mogę coś zrobić, to zadbać o siebie. Masaż, sauna. Ale to jest po drodze. Słońce i spokój najlepiej ładują moje akumulatory.

Pani córka od kilkunastu lat jest w śpiączce. W jaki sposób buduje pani z nią relację, jak wygląda wasz kontakt, wasza bliskość?

Ewa Błaszczyk: W tej chwili badania diagnostyczne pozwalają określić, czy ktoś jest w stanie wegetatywnym czy jest w stanie minimalnej świadomości. Ola jest w stanie minimalnej świadomości. Są jakieś relacje emocjonalne, przez te lata nauczyliśmy się ją czytać. Ona demonstruje swoje emocje tak, jak może, i to jest do odczytania.

„Staram się myśleć o tym, co jest tu i teraz. Staram się chodzić po ziemi.” / fot. Sebasstian Skalski

„Staram się myśleć o tym, co jest tu i teraz. Staram się chodzić po ziemi” / fot. Sebasstian Skalski

Córka przeszła operację wszczepienia stymulatora mózgu. Czy stan Oli się poprawia?

Ewa Błaszczyk: Poprawiło się ukrwienie mózgu. Jest bardziej reaktywna, szybciej reaguje na bodźce. To są minimalne kroczki.

Druga pani córka studiuje aktorstwo. Idzie w pani ślady? Przegląda się pani w niej jak w lustrze?

Ewa Błaszczyk: Ja bym chciała, żeby ona znalazła coś, co ją naprawdę kręci, pasjonuje, to jest najważniejsze. Ma czas, żeby to znaleźć. Wcześniej zaczęła też studia na uniwersytecie, teraz wiem, że myśli o tym, żeby je dokończyć. Będzie się poruszać w życiu po tzw. obszarze humanistycznym. Jesteśmy dosyć podobne. Otwarta książka.

Czy pani córka śpiewa?

Ewa Błaszczyk: Tak. Śpiewamy razem w najnowszym recitalu „Pozwól mi spróbować jeszcze raz”.

Jakie to uczucie stać z własnym dzieckiem na scenie?

Ewa Błaszczyk: Fajne. Poza tym wydaje mi się, że to jest dobra szkoła, żeby opanować tremę, to się przydaje w życiu również, to jest inwestycja w siebie.

Zastanawiała się pani czasem nad tym, co by było, gdyby dostała pani drugą szansę, by zacząć życie jeszcze raz? Jak by ono wyglądało?

Ewa Błaszczyk: Nie rozwijam przed sobą takich wątków. Staram się myśleć o tym, co jest tu i teraz. Staram się chodzić po ziemi.

A może jest coś, czego nie chciałaby pani w ogóle zmienić?

Ewa Błaszczyk: Jestem zadowolona. Oczywiście wolałbym, żeby Ola chodziła, rozmawiała. Ale w ramach tego, co jest, jest w porządku.

Czym jest dla pani słowo „sukces”? Łączy je pani z karierą czy z fundacją i „Budzikiem”?

Ewa Błaszczyk: Nie mam takiego myślenia. Ja się cieszę, że udało się powołać do życia tę fundację. Ona jest potrzebna. W pracy zawodowej też nie szukam wymarzonej roli, tylko zawsze dla mnie jest to przygodą, spotkaniem fajnych ludzi. I ten kontakt i wspólne ryzyko wyzwala adrenalinę.

Ludźmi można się pokaleczyć jak kawałkami stłuczonego szkła, pisała Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Trafiła pani na takie osoby, na których się pani zawiodła?

Ewa Błaszczyk: Każdy doświadczył takich nieprzyjemnych kontaktów z drugim człowiekiem. Nie dręczę się takimi sytuacjami. Staram się przechodzić do normalnego życia i przyjmować do wiadomości, że niektórzy mają taką osobowość. Tacy są.

Ma pani kontakt z lekarzami. Mówi się, że lekarz musi być uodporniony na cierpienie…

Ewa Błaszczyk: Ja tak nie uważam. Mam kontakt z bardzo empatycznymi lekarzami, którzy wchodzą w każdą historię. To ich oczywiście dużo kosztuje, ale to są ludzie. Nie wystarczy mieć zawód. Jeszcze trzeba być człowiekiem. Dlatego ludzi szukam innym tropem. Mam intuicję do ludzi. Bardzo szybko widać, czy ktoś tylko dużo gada i obiecuje. Można szybko się nauczyć rozpoznawać, czy ktoś stąpa po ziemi czy nie.

Afirmacja życia, radość życia, wdzięczność – to, o czym mówi pani ostatnio w wywiadach, jest pozytywną filozofią. Z kolei nieszczęścia, jakie nas spotykają, są źródłem inspiracji, natchnienia, skłaniają do głębszej analizy siebie. Jak znaleźć między jednym a drugim stanem równowagę?

Ewa Błaszczyk: Trzeba zrozumieć, że nie wszystko od nas zależy, że nie jesteśmy Bogiem, że jest poza nami jakiś porządek, w którym jest się tylko trybem. Jeśli przyjmie się wiarę, że życie jest darem, to można zacząć z niego bardziej świadomie korzystać. I z wdzięcznością. Bardzo często ludzie zmieniają układ wartości. Dzieje się tak w jakichś momentach zwrotnych. Ludzie zawracają z obranej drogi, gdzie liczył się tylko basen, samochód i wystawny dom. I zaczynają widzieć drugiego człowieka. Pusta konsumpcja nie daje w życiu radości. Ja lubię się dzielić, lubię pomagać i jestem wdzięczna, kiedy dawanie wraca w dwójnasób, ale już od innej napotkanej w życiu osoby.

Mówiła pani o wdzięczności. Za co jest pani wdzięczna?

Ewa Błaszczyk: Mam dwie ręce, nogi, jestem zdrowa. Robię to, co lubię i chcę. To jest bardzo dużo. Wszystko się układa.

Nie boi się pani upływającego czasu?

Ewa Błaszczyk: Chcę być zdrowa i sprawna. To jest najważniejsze. Lubię twarze starych ludzi. To jest taki zapis losu.

Jakie ma pani plany zawodowe?

Ewa Błaszczyk: Myślę o Orianie Fallaci, o monodramie. To będzie duża praca. Są też w projekcie dwa filmy, ale czy będą na to pieniądze, nie mam pewności. Biorę udział w pisaniu scenariusza inspirowanego naszym życiem. I jeśli to wszystko dojdzie do skutku, to nie będzie ani sekundy wolnego czasu.

Niedługo światło dzienne ujrzy książka Sebastiana Skalskiego Moja Ewa. Jaka pani jest w obiektywie Skalskiego?

Ewa Błaszczyk: Sebastian od wielu lat nas fotografował. W swoich przepastnych archiwach ma zdjęcia całej naszej rodziny, jeszcze sprzed wypadku Oli. Dokumentował wszystko. Drogę fundacji. Postanowiliśmy się podzielić z ludźmi tymi zdjęciami.

Najważniejsze punkty tej 15-letniej drogi?

Ewa Błaszczyk: Trudno powiedzieć. Nie ma wybitnych momentów.

Czy każda droga ma cel?

Ewa Błaszczyk:Niekoniecznie. Ale w działaniu fundacji widać to jak na dłoni. Za chwilę jadę na Śląsk w sprawie „Budzika” dla dorosłych, potem Warszawa i wybudzeniówka – „Budzik” dla dorosłych – w stolicy. Niedługo z zespołem neurochirurgów prof. Maksymowicza w Olsztynie zakończymy cykl 15 operacji wszczepienia stymulatora, bo od Komisji Bioetycznej dostaliśmy zezwolenie na taką liczbę operacji. Za całość, za operacje i stymulatory, płaci Fundacja „Akogo?”. Wkrótce, 11 marca, będzie koncert Sojki oraz licytacja fortepianu Możdżera z jego podpisem. Stowarzyszenie Integracji z Artystami Niepełnosprawnymi „Dom Muzyki” chce nam oddać połowę dochodu z licytacji na „Budzik” dla dorosłych w Olsztynie. Każdy krok fundacji to jakiś cel.

O Fundacji „Akogo?”

Logo fundacji Akogo? Ewy Błaszczyk / fot. Materiały prasowe

Logo fundacji Akogo? Ewy Błaszczyk / fot. Materiały prasowe

Powstała w 2002 roku z inicjatywy aktorki Ewy Błaszczyk-Janczarskiej i przy wsparciu ks. Wojtka Drozdowicza, proboszcza pokamedulskiego kościoła przy UKSW w Lesie Bielańskim. Celem fundacji jest pomoc osobom po ciężkich urazach mózgu, często pozostającym w śpiączce. Fundacja wybudowała pierwszą w Polsce klinikę „Budzik” przy oddziale Rehabilitacji Neurologicznej w Centrum Zdrowia Dziecka. W grudniu 2016 roku na terenie Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie został oddany do użytku budynek „Budzika” dla dorosłych w śpiączce. Jest to wynik współpracy Fundacji „Akogo?” z Uniwersytetem Warmińsko-Mazurskim, szpitalem USK i prof. Wojciechem Maksymowiczem oraz jego zespołem.
www.akogo.pl

Iga Gierblińska, Edyta Hetmanowska

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ