
Związek na odległość? Tylko do pierwszego kryzysu / fot. canva
Jednym z najczęstszych i najbardziej destrukcyjnych błędów w erasmusowych związkach na odległość jest brak jasnych, wspólnie ustalonych zasad. Kiedy partnerzy nie omawiają podstawowych kwestii – takich jak częstotliwość kontaktu, granice emocjonalne czy plany na przyszłość – bardzo łatwo o nieporozumienia, rozczarowania i utratę poczucia bezpieczeństwa w relacji.
Co w artykule:
-
Historia erasmusowej miłości, która nie przetrwała powrotu do Polski
-
Brak zasad i planów – jak wpłynął na związek Laury i Maćka
-
Problemy w komunikacji i emocjonalne oddalanie się partnerów
-
Dylematy związane z przyszłością po zakończeniu wymiany
-
Rozstanie bez dramatu – czyli jak relacja wygasła w ciszy
-
Nowy początek w Hiszpanii i droga do samodzielności
Brak ustalonych zasad
Decyzja o studiowaniu za granicą była dla Laury impulsem.
– Uczęszczałam na dość mały uniwersytet, więc kiedy organizatorka Erasmusa przyszła na jedne z pierwszych zajęć i powiedziała, że prawie każdy, kto się zgłasza, ma szansę wyjechać, pomyślałam, że to moja okazja – wspomina Laura.
Rodzina wspierała jej decyzję, podobnie jak jej chłopak Maciek, z którym była od liceum.
– Oboje wiedzieliśmy, że nie chcemy zostać w Polsce, a Erasmus wydawał się dobrym pierwszym krokiem w stronę emigracji – mówi.
Plan był dość luźny: półroczny wyjazd do Barcelony w zimowym semestrze drugiego roku i powrót na studia.
– To były tak odległe plany, że nawet nie myślałam, by je dopracować. Miałam tylko ogólny zarys – i to mi wystarczało.
Przeczytaj też: „Byłam gotowa wszystko rzucić. On – mnie”
Problemy komunikacyjne

Nie zdrada, nie dramat – tylko ciche oddalenie / fot. canva
Komunikacja to kręgosłup każdej relacji, ale w związku na odległość – zwłaszcza takim, który próbuje przetrwać Erasmusa – staje się fundamentem. Bez codziennej obecności, gestów, mimiki i fizycznej bliskości, wszystko musi zostać wypowiedziane. Gdy rozmowy stają się nieregularne, a kontakt płytki – dystans pojawia się nie tylko na mapie, ale i między ludźmi.
Kiedy Laura dostała potwierdzenie wyjazdu z uczelni, była podekscytowana.
– Pamiętam, że stresowały mnie tylko wszystkie papiery, które musiałam uzupełnić. Maciek był wtedy moją ostoją, mogłam się do niego zwrócić, kiedy czułam się przytłoczona. W tamtym momencie nie przyszło mi do głowy, że to właśnie on mógłby stać się źródłem stresu.
Wszystkie napięcia zniknęły, gdy tylko postawiła stopę w Barcelonie.
– To była miłość od pierwszego wejrzenia. Pochodzę z całkiem dużego miasta, ale w porównaniu z Barceloną czułam się, jakbym przyjechała z wioski. Nigdy wcześniej nie poznałam tylu ludzi ani nie widziałam tylu nowych miejsc.
Przez pierwsze tygodnie nasz erasmusowy związek z Maćkiem funkcjonował dobrze.
– Dzwoniliśmy do siebie, pisaliśmy. Za każdym rogiem czekało coś nowego i ekscytującego, robiłam mnóstwo zdjęć i wysyłałam je Maćkowi. Paradoksalnie – rozmawialiśmy wtedy więcej niż wtedy, gdy mieszkaliśmy w tym samym mieście.
Ale z czasem nowość stała się codziennością, a rozmowy – coraz rzadsze.
– Miałam tutaj swoich znajomych, których on nie znał i którymi się zbytnio nie interesował. Po jakimś czasie nasze rozmowy stały się nieprzyjemną rutyną. Wolałam ignorować jego połączenia i wyjść ze znajomymi.
Brak planów na przyszłość

Miłość licealna vs. Barcelona – wiemy, kto wygrał/ fot. canva
W związkach na odległość jednym z najtrudniejszych elementów jest niepewność: czy to wszystko do czegoś prowadzi? Gdy brakuje konkretnych planów – daty kolejnego spotkania, wspólnej wizji życia – rodzi się frustracja i emocjonalne zmęczenie.
– Napięcie między nami zmieniło się w uszczypliwości. Maciek ciągle wypytywał, z kim wychodzę i gdzie jestem. Jedyny moment prawdziwej szczerości nastąpił, kiedy wyznał mi, że boi się, że zostanę w Hiszpanii na zawsze – opowiada Laura.
Ta rozmowa uderzyła ją mocno – nie tylko dlatego, że Maćkowi trudno było mówić o uczuciach, ale też dlatego, że… naprawdę rozważała przedłużenie pobytu.
– Po tamtej rozmowie oboje uciekaliśmy od tematu. Myślę, że jemu było głupio po takim obnażeniu się, a mnie blokowało poczucie winy. Wiedziałam, że moje plany złamałyby mu serce.
Związek utknął w martwym punkcie. Niezadowoleni, ale zbyt związani, by się rozstać.
– Gdy jesteś z kimś tyle lat, co ja z Maćkiem, trudno wyobrazić sobie przyszłość bez tej osoby. Erasmus miał być tylko epizodem, więc nie traktowałam go jak powód do rozstania. Ale nie mogłam nie zauważyć, jak bardzo się zmieniliśmy. Czułam, jakbyśmy pisali do siebie z uprzejmości. Rozmawialiśmy jak znajomi o pogodzie.
Efekt: Stopniowe oddalanie się, które prowadzi do rozstania
Brak zasad, niedopowiedzenia i niepewność – to nie są dramatyczne rozstania z filmów. To codzienne wyciszanie relacji, w której zostaje coraz mniej wspólnego. Nie kończy się to wielką kłótnią, tylko milczeniem.
– W pewnym momencie musiałam coś zrobić, bo ta bezczynność mnie przytłaczała. Każde powiadomienie wywoływało ucisk w żołądku – nie dlatego, że bałam się, że on mnie rzuci. Tylko dlatego, że musiałam z nim rozmawiać – mówi Laura.
Zadzwoniła do niego i w końcu odbyli szczerą rozmowę.
– Dzisiaj wydaje mi się to niewiarygodne, że oboje czuliśmy to samo, a tak bardzo baliśmy się to powiedzieć. Nasze rozstanie było spokojne. Ustaliliśmy, że może spróbujemy jeszcze raz, gdy wrócę do Polski. Ale ten erasmusowy związek nie miał sensu na odległość.
Nowy początek
Zamknięcie tego rozdziału okazało się dla Laury początkiem czegoś zupełnie nowego.
– Wtedy dopiero zaczęłam żyć w stu procentach. Wychodziłam z przyjaciółmi bez wyrzutów sumienia, że jestem szczęśliwa. Przedłużyłam Erasmusa o kolejny semestr, a po licencjacie wróciłam do Hiszpanii, żeby tu studiować.Maciek był przez długi czas moim najlepszym przyjacielem i nie zamieniłabym wspólnych lat z nim na nic innego. Ale ludzie się zmieniają, oddalają. Taka już kolej rzeczy.
Dziś wiem jedno – miłość z Erasmusa to tylko część mojej historii. W Hiszpanii czuję się dobrze. I chcę tu zostać jak najdłużej.
Weronika Effiom