Edukacja domowa w praktyce. Twoje dziecko MA PRAWO nie chodzić do szkoły
Zobacz jak wygląda edukacja domowa zgodnie z prawem i w praktyce. Przedstawiamy jej zalety i wady
Jestem filologiem polskim i praktykiem edukacji domowej. Mój jedenastoletni syn od trzech lat realizuje w ten sposób obowiązek szkolny. Daliśmy szkole szansę. Syn uczył się w szkole rejonowej rok. W naszym odczuciu – szkoła nie zdała egzaminu. System nie poradził sobie z niewygórowanymi oczekiwaniami wobec pierwszoklasisty. A co byłoby dalej?
Edukacja domowa – dla kogo?
Na szczęście nie przekonamy się. Od 3 lat realizujemy obowiązuje szkolny poza szkołą. Cieszymy się edukacją domową. Znamienne jest to, że w edukacji domowej rodzice przejmują na siebie odpowiedzialność za edukację dziecka i od tego momentu okazuje się, że wszyscy piszą w liczbie mnogie: realizujemy obowiązek szkolny, uczymy się, zdajemy egzaminy… Wszystko MY.
Coraz więcej osób jest zainteresowanych tą formą nauki dla swoich dzieci. Coraz więcej osób ma odwagę głośno mówić, że szkoła nie spełnia oczekiwań edukacyjnych i rozwojowych i coraz więcej osób zmienia to w swoim otoczeniu. Jeśli ktoś ma jakieś pytania lub wątpliwości – ten tekst pomoże zrozumieć, że naprawdę szkoła stacjonarna to nie jedyna słuszna droga edukacyjna dzieci i młodzieży.
Zobacz koniecznie:
3 najczęstsze błędy wychowawcze, które popełniają kochający rodzice
Nie trzeba chodzić do szkoły. Edukacja domowa – przepisy
Dość rewolucyjne stwierdzenie, ale prawdziwe i zgodne z polskim prawem. Już od 1991 roku w Ustawie o systemie oświaty przywrócono możliwość edukowania dzieci przez rodziców. Sama edukacja domowa ma bowiem w historii polskiego szkolnictwa bardzo stare tradycje, stąd mowa o przywróceniu możliwości nauczania domowego.
Zgodnie z prawem dziecko może spełniać obowiązek szkolny poza szkołą – dzisiaj wystarczy już do tego tylko zgoda dyrektora szkoły, do której dziecko będzie zapisane i w której będzie zdawać egzaminy. Nie będzie jednak do niej uczęszczać. Do niedawna była jeszcze potrzebna opinia (nie zgoda) państwowej poradni psychologiczno-pedagogicznej (nie prywatnej poradni). Jednak opinia nie musiała iść w parze z decyzją dyrektora. Była po prostu opinią, a dyrektor szkoły podejmował ostateczną decyzję. Dziś wystarczy już zgoda dyrektora szkoły.
Jakie wykształcenie musi mieć rodzic?
Rodzic nie musi spełniać żadnych kryteriów, jeśli zadecyduje, aby jego dziecko nie chodziło do szkoły. Podpisuje jedynie zobowiązanie w szkole, że zapewni dziecku właściwe warunki i wsparcie do nauki. Nie musi mieć pedagogicznego wykształcenia. Nie musi mieć wyższego czy średniego wykształcenia. Musi po prostu chcieć.
Wielu rodziców zadaje sobie pytanie: Czy dam sobie radę? Czy nauczę dziecko tego, czego uczy pani od chemii lub pan od angielskiego?
Pamiętać należy, że rodzic nie zostaje sam. Dziecko musi znać wiedzę wymaganą przez podstawę programową. Ta zaś jest przekazana w podręcznikach. Dodatkowo można wspierać się całą masą świetnie przygotowanych materiałów w internecie: od filmików po całe lekcje pokazowe. Są platformy edukacyjne (płatne i bezpłatne), gdzie są zadania oraz ćwiczenia. Można też korzystać ze wsparcia prywatnego korepetytora (nawet w formie lekcji online). Jest cały wachlarz możliwości – o ile tylko chce się z nich korzystać lub czuje się taką potrzebę.
Szkoła w domu? Edukacja domowa w praktyce
Jak w praktyce wygląda edukacja domowa? Ile czasu po pracy zawodowej trzeba poświęcać dziecku? To wszystko zależy od indywidualnego modelu, formy pracy, na jaki się zdecyduje dana rodzina. Są tacy, którzy poprzestają na wiedzy podręcznikowej. Są tacy, którzy doszukują więcej informacji, w przeróżnych źródłach. Są tacy, którzy zadają dzieciom materiał do opanowania i dzieci naprawdę potrafią samodzielnie pracować, o ile da się im wolną rękę. Są też tacy, którzy z dziećmi opracowują każde zagadnienie. Edukacja domowa nie ma nigdzie zapisanego szablonu pracy. Każdy realizuje ją tak, jak dla niego jest idealnie. Nie trzeba kupować zeszytów, tablicy, masy materiałów edukacyjnych (chociaż można), aby spełnić obowiązek szkolny poza szkołą. Trzeba po prostu w dogodny dla siebie sposób opanować wiedzę z podstawy programowej. Można też w ogóle nie korzystać z podręczników – to nie jest obowiązkowe.
Zobacz też:
Dieta sensoryczna, czyli 33 pomysły na kreatywne zabawy dla dzieci w domu
Jak się uczyć w edukacji domowej?
Lakonicznie być może to brzmi, ale… jakkolwiek. Każdy ma swój sposób i swój przepis i wszystkie są dobre – każdemu odpowiada inna metoda. Nasz praktyka pokazuje, że przede wszystkich trzeba zapomnieć o przymusie systematyczności (choć nie jest zły i niektórzy to lubią, ale nie trzeba), planie do zrealizowania czy obowiązkach. Edukacja domowa to edukacja z uśmiechem na twarzy, przy okazji, mimochodem, bez presji i stresu. Kiedy w murach szkoły dzieci uczą się z książek o historii o bitwie pod Grunwaldem, ewentualnie zobaczą fragment filmu, my pakujemy plecak w lipcu i jedziemy do źródeł, aby na własne oczy zobaczyć te przestrzenie, gdzie liczne wojska piesze i konnica stoczyły bój. W wakacje? Uczyć się w lipcu? No tak… człowiek uczy się całe życie przecież. A w edukacji domowej są dwa spojrzenie: wakacje są cały rok lub człowiek uczy się cały rok.
Nic tak nie zostaje w pamięci, jak doświadczenie czegoś osobiście. Dzięki edukacji domowej nie trzeba trzymać się ściśle określonego planu działania, tylko zaraz po Grunwaldzie zrobić sobie wycieczkę do Gdyni, aby zobaczyć stocznię i miejsce pierwszej historycznej aktywności naszej Solidarności.
Ramowy plan dnia w edukacji domowej
Nie istnieje. Nie ma czegoś takiego jak ramy w edukacji domowej. Jedni uczą się wieczorem, inni rano. Jeszcze inni tylko przed samymi egzaminami. Są tacy, którzy uczą się sami, a są tacy, którzy potrafią tylko przy wsparciu rodziców zdobywać wiedzę. Każdy ma swój sposób na naukę. Jednym wystarczą podręczniki, inni swoją ukochaną dziedzinę nauki zgłębiają poza zakres materiału z danej klasy. Resztę zaś przyswajają na minimalnym wymaganym poziomie. Czy to dobrze? Czy tak można? Każdy sam musi sobie odpowiedzieć na to pytanie.
Najlepiej zacząć od tego, aby przypomnieć sobie, co zostało w głowach rodziców z tradycyjnej edukacji systemowej, szkolnej. Czego uczyli się i nigdy w życiu nie wykorzystali. Co spędzało im sen z powiek, nigdy w dorosłym życiu z tego nie korzystali i nie czują się z tego powodu ubożsi duchowo…
Jest mnóstwo takich rzeczy, które w szkole systemowej były i są obowiązkowe i nie do pomyślenia, aby ich nie było. A niekoniecznie znajdują miejsce w podstawie programowej lub mają wpływ na życie młodych ludzi. Dlaczego? Podstawa programowa jest bowiem dość ogólnym zarysem tego, co uczeń powinien umieć, rozumieć, wiedzieć po danym etapie edukacji. Wielokrotnie to, co w szkole było określane jako obowiązkowe, wcale takim nie jest lub nie musi być realizowane w takie formie, w jakiej było w szkole.
Zobacz koniecznie:
Skąd się biorą gwiazdy – dzieciństwo Billie Eilish
Edukacja domowa – egzaminy
Edukacja domowa to koniec z pobudkami o świcie, koniec zadań domowych, koniec sprawdzianów, ocen cząstkowych czy semestralnych, stresu szkolnego. W edukacji domowej nie ma również wszystkich tych przedmiotów, które są w szkole i których obecność, a szczególnie ocenianie, budzi sporo kontrowersji, jak choćby wychowanie fizyczne, plastyka, technika, muzyka.
Nikt oczywiście nie chce, aby dzieci były pozbawione wiedzy czy umiejętności z zakresu tych dziedzin, jednak szkoła systemowa nie posiadła umiejętności na zainteresowania uczniów tymi dziedzinami. Wręcz przeciwnie – ze szkolnych lekcji wf często zwalniają się uczniowie, którzy uprawiają sport po szkole i to w klubach, w których muszą nawet płacić.
Zaś dzieci uczące się w szkołach muzycznych niewiele wyniosą z lekcji muzyki ze szkoły. Za czasów PRL było to najczęściej kilka piosenek, gra na trójkącie czy „Wlazł kotek na płotek” na cymbałkach. Ta forma edukacji muzycznej nie wpłynęła nijak na rozwój dzieci i młodzieży, zaś zabierała czas oraz przysparzała niektórym stresu, bo konieczne według szkoły było ocenianie tego, czy ktoś umie śpiewać.
Ocenianie w zakresie muzyki, plastyki czy w-f przypomina trochę dowcip, kiedy kazano małpie, słoniowi i krokodylowi wspiąć się jak najszybciej na drzewo – wygrał ten, kto był pierwszy na górze… Sprawiedliwe ocenianie w wykonaniu polskiej szkoły.
Edukacja domowa to nauka (poza murami szkoły) i egzaminy końcowe z danego przedmiotu. Jest tylko jeden egzamin z całego materiału z danego przedmiotu. Nie przypomina on szczegółowych sprawdzianów szkolnych. Egzamin ten ma sprawdzić ogólną wiedzę ucznia z zakresu danego materiału niezbędnego do opanowania na określonym etapie edukacyjnym. Egzamin jest podzielony na część ustną i pisemną. Rolą egzaminatora jest sprawdzić, co uczeń umie. To odróżnia nieco edukację domową od szkoły tradycyjnej, systemowej.
Wielu osobom bowiem towarzyszy wrażenie, że nauczyciel w szkole tradycyjnej doszukuje się tego, czego uczeń nie umie, a nie co umie, jakie są jego mocne strony. Wielu z nas wyniosło ze szkoły powiedzonka, że „na 6 umie Bóg, na 5 nauczyciel, a uczeń a 4” lub że „przerwa jest dla nauczyciela”. Już te dwa stwierdzenia pojawiające się wielu szkolnych opowieściach pokazują, jaki stosunek ma wielu nauczycieli do uczniów i jaką widzi ich rolę w szkole…
W edukacji domowej egzaminator (najczęściej nauczyciel z danej szkoły) ma za zadanie przygotować egzamin pisemny sprawdzający wiedzę ucznia z danej partii rocznego materiału. Prawo nie zezwala na dzielenie egzaminu na semestralne. Zdaje się jeden egzamin i ocenę z niego otrzymuje kuratorium. Egzamin roczny nie musi być zdawany na koniec roku. Prawo określa jego zakres, ale nie moment zdawania. W wielu szkołach praktykuje się zatem poza sesjami egzaminacyjnymi również możliwość indywidualnego umawiania się na egzaminy z nauczycielem i zdawanie rocznego egzaminu w dowolnym momencie roku.
Dzięki temu można uczyć się blokowo, przedmiotami i po opanowaniu materiału z danego przedmiotu – zdać z niego egzamin już np. w październiku. Bardzo dużo dzieci z edukacji domowej wybiera właśnie tę formę nauki. Nie tylko ułatwia to zdawanie egzaminów – rozłożone są przez cały rok według własnego uznania – oraz nie kumuluje stresu egzaminacyjnego na koniec roku w jednej sesji. Dodatkowo uporządkowuje to zdobytą wiedzę. Dzięki ciągłemu uczeniu się jednej dziedziny, bez przerywania historii matematyką, chemią czy polskim, przyswajana wiedza układa się w jedną sensowną całość, widać co z czego wynika.
Takie oczywiście są też założenia w szkole systemowej, jednak od założeń do ich realizacji daleka droga i najczęściej uczeń zna poszczególne zagadnienia w oderwaniu do siebie, lekcjami…
Są tacy, którzy bardzo chcą zdać wszystkie egzaminy na wysokim poziomie. Są też tacy, których zainteresowania są już ukierunkowane i w zasadzie wszystko, co obok, nie interesuje ich zbytnio. Wystarczy wobec tego, że zdadzą egzamin na najniższym poziomie. Najważniejsze bowiem, aby zdać i uzyskać klasyfikację do kolejnej klasy.
Może Cię zainteresuje:
Jak szybko się uczyć i zapamiętywać? Potrzebna wyobraźnia i znajomość kilku technik zapamiętywania. Zobacz jakich
Egzaminy – jak to wygląda u nas
Egzaminy w edukacji domowej zawsze podporządkowujemy pod nasze życie rodzinne – nigdy na odwrót. Wygodniej przyswaja się wiedzę blokowo – jeden przedmiot, egzamin, pożegnanie przedmiotu. Umawiamy się też na egzaminy z nauczycielami szkoły prowadzącej tak, aby realizować nasze własne domowe plany i zamierzenia.
Kto stresuje się na egzaminach? Ja, czyli mama, która została doświadczona przez system na wielu szczeblach edukacji. System odcisnął na mnie negatywne piętno stresu egzaminacyjnego. Większość dzieci, jeśli rodzice nie przeniosą na nie własnych obaw i nerwów, podchodzi spokojnie i z uśmiechem do egzaminów. Są ważne, ale bez przesady.
Wielokrotnie nawet szczególnie wyszukany strój nie podnosi sztucznie rangi egzaminów. Dzieci nie jadą w garniturach czy w strojach galowych. Białe koszule, krawaty, granatowe spódnice… Nic z tych rzeczy. Umysłu nie ubiera się jakoś specjalnie w nic poza głową. Cała reszta jest nieistotna – mogą być trampki, krótkie spodenki, sukienka w kwiatki czy ulubione jeansy i sweter. Liczy się to, co dziecko umie, rozumie, potrafi. Liczą się jego mocne strony, a nie poszukiwanie słabych stron i luki w wiedzy (co chyba bywa założeniem systemowego nauczania i egzaminów).
Oceny w szkole
Dla wielu osób w edukacji domowej oceny przestają mieć znaczenie. Są tylko po to, ponieważ wymaga je kuratorium oświaty po zdawanym egzaminie. Po jakimś czasie jednak w edukacji domowej, rodzice i dzieci zaczynają mieć słuszne przeświadczenie, że podejście do ocen (choć ich założenie w szkole było pierwotnie nieco inne) dla wielu osób jest krzywdzące. Szufladkują, a wręcz niektórzy wierzą, że definiują człowieka.
Są zatem tzw. uczniowie piątkowi i trójkowi. Gdy piątkowy napisze źle sprawdzian, dostanie gorszą ocenę, nauczyciele pomyślą, że może miał gorszy dzień, coś się stało. Gdy uczeń trójkowy napisze sprawdzian na piątkę, większość osób pomyśli, że ściągał. Spotkawszy po wielu latach ucznia trójkowego, który został np. poczytnym autorem książek, wiele osób będzie zdziwiona. Jak to? Pisze książki? Przecież nie miał dobrych ocen z polskiego…
No cóż… Nie został korektorem – od poprawiania są inni. On zaś pomimo trójek z każdego przedmiotu jest specjalistą w wąskiej dziedzinie, którą się interesował, ale której nie obejmował program szkolny. Pisze zatem na dany temat, a inni, ci z piątkami z polskiego, poprawiają jego tekst pod względem poprawności językowej. Jednak pod względem merytorycznym nie ma sobie równych.
Niestety wielu uczniów również pod wpływem szkoły systemowej zaczyna wierzyć, że oceny ich definiują. Tracą wiarę w siebie i w swoje możliwości, umiejętności, które wielokrotnie przekraczają materiał szkolny. Jednak oni wierzą, że nic nie zrozumieją, niczego się nie nauczą, bo tak im wmawiano…
Oceny w szkole nie motywują do nauki. Motywują do rywalizacji. Ta zaś przeradza się w rywalizację ambicji rodziców. Nie jest już ważne, co dziecko umie – ważne czy dostało wyższą ocenę niż Kasia czy Paweł z klasy. Praca z plastyki? Proszę bardzo – dla dobrej oceny i rodzice są w stanie malować plakaty szkolne w imieniu własnych dzieci. W tej głupocie biorą też udział często nauczyciele, którzy faktycznie za prace rodziców stawiają wyższe oceny dzieciom niż za samodzielną, być może mniej urodziwą, ale własną pracę innych uczniów.
Czy bez ocen dziecko będzie się uczyć? Oczywiście, że tak. Ogrom dzieci w edukacji domowej to nie są wybrańcy czy dzieci nad wyraz zdolne. Z edukacji domowej korzystają zarówno dzieci zdolne, przeciętne jak i te z problemami edukacyjnymi (które bardzo często minimalizują się lub wręcz zanikają w domu).
Z dzieckiem po prostu trzeba rozmawiać. Rodzice i dzieci muszą wspólnie podjąć decyzję o edukacji domowej i wspólnie znajdować odpowiednią dla siebie formę edukacji. Pierwsze lata nie wymagają jakieś specjalnych umiejętności od rodzica czy zabiegów edukacyjnych. Klasy 1-3 to czas na zdobycie wiedzy podstawowej. Dodatkowo na wszystko, co jest w podstawie programowej w bloku 1-3 dziecko ma trzy lata. Nie jak twierdzi się w niektórych szkołach, że np. pisać trzeba umieć w pierwszej klasie, a płynnie czytać w drugiej. Nie. Postawa programowa nie jest podzielona osobno na klasę pierwszą, drugą i trzecią. Obejmuje trzy lata, w ciągu których uczeń powinien osiągnąć pewien poziom. Szkoła, choć nie powinna, często o tym zapomina i dlatego wśród uczniów, a szczególnie ich rodziców narasta presja, że dziecko musi coś zrobić w danym roku szkolnym, że jest słabsze od innych jeśli tego nie osiągnie. Każdy zdobywa pewne umiejętności w innym etapie, rozwija się we własnym tempie. Szkoła czasem zapomina, że prawo dało w podstawie programowej taka możliwość dzieciom.
Jaką szkołę wybrać?
Praktycy edukacji domowej, czyli po prostu rodzice, których dzieci uczą się w domu, polecają bez wyjątków szkoły tzw. przyjazne edukacji domowej. Są to najczęściej niepubliczne szkoły, do których dziecko jest zapisane, ale nie uczęszcza na zajęcia. Znaczna większość tych szkół nie pobiera opłat czesnego od dzieci realizujących u nich edukację domową.
Dlaczego ważny jest wybór szkoły, skoro nie korzysta się z niej w ciągu roku? Najczęściej okazuje się to przy egzaminach. Szkoły systemowe, zwykle są to szkoły rejonowe dla miejsca zamieszkania danego dziecka, nawet jeśli zgodzą się na realizację obowiązku szkolnego poza szkołą, nie porzucają systemowego myślenia. Wręcz odnosi się niekiedy wrażenie, jakby nauczyciele uważali, że edukacja domowa to zamach na ich profesję…
Jak wyglądają niektóre egzaminy roczne w szkołach systemowych dla ucznia z edukacji domowej? Są to wielokrotnie po prostu wszystkie sprawdziany z danego roku. Wiedza bardzo szczegółowa, dużo pytań i egzamin przypominający małą maturę. To naprawdę jakby nauczyciel przeprowadzał śledztwo, na czym przyłapie ucznia. Jakby szukał luki w wiedzy z danej dziedziny. A przecież każdy wie, że te luki istnieją i pojawiać się zaczną tuż po egzaminie, jeśli tylko wiedza ta nie będzie wykorzystywana i powtarzana. A najczęściej nie będzie.
Szkoły systemowe czy rejonowe często niestety nie zawsze zgadzają się na egzaminy roczne w ciągu całego roku, dzięki czemu np. uczeń 5 klasy musi zdać w krótkim okresie aż 7 egzaminów – sesja egzaminacyjna wykańczająca niejednego studenta, a co dopiero 12 latka. Czasem zaś dzielą egzamin na partie – na semestry lub na działy w podręczniku. Nieświadomy rodzic wierzy w to, co szkoła robi, w jej kompetencje, a okazuje się, że dzielenie materiału na egzaminie nie jest dozwolone i ocena egzaminacyjna, a w zasadzie forma egzaminu, może zostać podważona przez kuratorium, a to wiązać się może z powtórnym egzaminem lub nawet brakiem klasyfikacji do kolejnej klasy.
Szkoły systemowe o samej edukacji domowej, o przepisach, o tym co wolno, w jakim zakresie i jak coś realizować często wiedzą mniej niż sami rodzice, bo ci są żywo zainteresowani tematem i szukają wiedzy. Czy zatem warto uczyć szkołę tego, co wiedzieć powinna? Czy warto zdawać się na ślepy los, że akurat się uda? A może po prostu lepiej poszukać w okolicy szkoły przyjaznej edukacji domowej i na egzamin w miłej i przyjaznej atmosferze dojechać nawet do innego miasta czy województw? Od kilku lat nie ma już rejonizacji – kiedyś szkoła musiała być w województwie, w jakim mieszkało dziecko. Teraz szkoła może być w całej Polsce – według uznania i preferencji.
Zobacz także:
Matematyka mentalna. Jak liczyć obłędnie szybko i bez wysiłku
Edukacja domowa – kiedy i jak zacząć?
Edukację domową można zacząć w każdym monecie przed ukończeniem 18 roku życia. Nie trzeba tego robić od 1 klasy szkoły podstawowej – można od drugiej, czwartej lub siódmej. Można też rozpocząć ją od szkoły średniej lub w jej trakcie. Nie trzeba nawet rozpoczynać od września. Można podjąć decyzję w czasie trwania roku szkolnego.
Jeśli już decyzja o edukacji domowej została podjęta, trzeba znaleźć szkołę, do której formalnie będzie zapisane dziecko. W internecie jest mnóstwo podpowiedzi, zaś opinie o szkołach znaleźć można na portalach społecznościowych, choćby na grupach poświęconych edukacji domowej skupiających rodziców dzieci uczących się w ten sposób. Każdy chętnie podpowie i przekaże opinię o swojej szkole.
Gdy już szkoła została wybrana, trzeba napisać wniosek do dyrektora tej szkoły o zgodę na przyjęcie dziecka. A gdy dyrektor tę zgodę wyrazi i zostanie ze szkołą podpisana umowa, z grzeczności poinformować obecną szkołę dziecka, że to już koniec, a resztę formalności załatwia szkoły między sobą. Jeśli zaś dziecko dopiero rozpoczyna naukę, warto poinformować szkołę rejonową o swojej decyzji, ponieważ i tak będzie się kontaktować, gdy dziecko nie pojawi się we wrześniu w szkole.
I już można cieszyć się wolnością – bo tak właśnie określają towarzyszące edukacji domowej uczucie rodzice-praktycy.
Ile to kosztuje?
Sama edukacja jest nieodpłatna. Nie płaci się w szkole nic. Szkoła, w której dziecko realizuje edukację domową zapewnia dostęp do podręczników (w formie papierowej do domu lub w formie elektronicznej jako dostęp do podręcznika online), z których można realizować podstawę programową, czyli to, co obowiązuje na egzaminie. Cała reszta to dowolny wybór konkretnej rodziny. Wycieczki, pomoce naukowe, książki z danej dziedziny, korepetycje – każdy sam podejmuje decyzje, co potrzebuje, co chce, co może. Mitem jest powtarzana przez niektórych teoria, że edukacja domowa jest dla osób zamożnych. Sama edukacja jest nieodpłatna.
Dodatkowo nieprawdą jest, że rodzic musi rezygnować z pracy zawodowej, aby edukować dziecko. Jest cała masa rodziców, którzy nawet oboje pracują na etacie poza domem. Problem jest tylko w kwestii opiekuńczej w pierwszych latach szkoły podstawowej. Jeśli jednak jest możliwość pozostawienia dziecka pod opieką kogoś z rodziny w pierwszych latach, to problem znika.
W późniejszych latach dziecko będzie już mogło zostawać samo. W większych miastach rodzice tworzą kooperatywy – dzieci z kilku rodzin każdego dnia są pod opieką innego rodzica w innym domu. Jest to możliwe, gdy ktoś ma nienormowany czas pracy, faktycznie nie pracuje (ale nie musi stale mieć swojego czy innych dzieci w swoim domu) lub ma pracę zdalną.
Edukacja domowa – wady i zalety
Wszystko ma swoje zalety i wady. I tak naprawdę zależy, z kim się rozmawia, tak można widzieć rzeczywistość.
Niewątpliwie zaletami edukacji domowej jest wyjście poza szablon, wolność form edukacyjnych. Wiele osób naprawdę bardzo docenia brak planu lekcji, możliwość blokowego nauczania, brak ocen, sprawdzianów. Zaletą jest też możliwość dostosowania tempa pracy do indywidualnych potrzeb i możliwości ucznia. Szkoła nie daje takiej szansy.
Dzięki edukacji domowej zarówno rodzice jak i dzieci mają więcej czasu. Wynika to z tego, że nie spędza się tyle czasu na edukacji, co w szkole. Wystarczy choćby 3 godziny dziennie poświęcić na naukę, a pozostały czas można mieć dla siebie, na swoje pasje, na aktywności z rodziną. Nie siedzi się nad książkami od 8 do 14 z krótkimi przerwami, aby wrócić do domu i znów odrabiać lekcje. Niektórzy zaś decydują się na naukę przed samymi egzaminami i np. uczą się więcej godzin, intensywnie i skutecznie 2-3 tygodnie, umawiają egzamin, zdają i mogą przygotowywać się do kolejnego egzaminu.
Indywidualne rozkładanie pracy daje możliwość rozpoczęcia wakacji już marcu czy w kwietniu, a w klasach 1-3, gdzie w zasadzie jest egzamin z angielskiego i egzamin z nauczania zintegrowanego można już zimą rozpoczynać długie wakacje. Wszystko zależy od indywidualnych preferencji i możliwości. Wszystko zależy też od postrzegania rzeczywistości: człowiek uczy się całe życie i w rożny sposób, więc wakacje ma się cały czas lub cały czas edukację.
Czy taka forma nauki jest gorsza niż systematyczne zdobywanie wiedzy przez cały rok? Każdy musi sam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Najlepiej zadają kilka szczegółowych pytań z zakresu systematycznie przyswajanego materiału z rożnych przedmiotów w ciągu całego roku podczas własnej nauki w szkole systemowej. Czy pamięta się więcej czy tyle samo?
A wady? Widzą je najczęściej ci, którzy niewiele wiedzą o edukacji domowej. I nie są to de facto wady, tylko ograniczenie w sposobie postrzegania rzeczywistości. Bezsporną różnicą, choć nie wadą jest fakt, że rodzice w edukacji domowej znacznie bardziej uczestniczą w samej edukacji, choć nie poświęcają na nią tyle czasu, ile w edukacji systemowej. Paradoksalnie tutaj więcej znaczy mniej. Nie trzeba po pracy zawodowej spędzać z dzieckiem jeszcze wieczorów przy pracy domowej, kontrolować bez przerwy, czy odrobiło samo lekcje, jakie oceny dostało, chodzić na wywiadówki. W edukacji domowej rodzic jest stale obok dziecka, wspiera je w zdobywaniu wiedzy, czasem razem z nim odświeża wiadomości, zna prawo oświatowe, wie co jest konieczne a co tylko zwyczajowo przyjęte w szkole systemowej i zbędne.
Niektórzy głoszą teorie, że dziecko w edukacji domowej staje się wyobcowane, aspołeczne. A przecież edukacja domowa nie polega na zamykaniu dzieci, izolowaniu ich. Dzieci te mają po prostu więcej czasu na swoje pasje, które często realizują w różnych miejscach (kluby osiedlowe, szkoły muzyczne, kluby sportowe), działają w różnych organizacjach, wychodzą na podwórko. Żyją w społeczeństwie jak każdy inny. Nie są jednak zmuszane do funkcjonowania w sztucznie stworzonej grupie. Nie ma bowiem dowodów, że dzieci lepiej funkcjonują w takiej grupie niż w innej. To sztuczne twory, które często niestety są wygodne dla systemu, ale szkodliwe dla jednostki. Od dawien dawna społeczności funkcjonały wspólnie, bez podziału na wiek. Wiadomo, że dzieci bawiły się ze sobą, ale społeczność to też pewne wzorce zachowań, szacunek, edukacja wynikająca również przebywania, słuchania, rozmawiania z rożnymi ludźmi. Edukacja matematyki może odbywać poprzez przeczytanie rozdziału z podręcznika, ale też podczas pieczenia ciasta z mamą (miary i wagi). Wiedzę na temat bezpieczeństwa drogowego (zakres materiału techniki w klasie 4) można zdobyć z podręcznika lub podczas wycieczek rowerowych z dziadkiem.
Jako wadę edukacji domowej niektórzy podnoszą brak umiejętności radzenia sobie w konfliktowych sytuacjach, które zdarzają się w szkole, jakby zapomnieli, że w rodzinie czy na podwórku one również mają miejsce. Uważa się też, że dziecko wyjęte ze społeczności szkolnej nie będzie umiało dostosować się do rzeczy, które niekoniecznie mu się podobają. A przecież nawet w rodzinnym domu są takie sytuacje i dziecko uczy się radzić sobie z nimi. A poza tym – czy zawsze trzeba się dostosować? Może taka sytuacja będzie początkiem kreatywnego szukania nieszablonowego rozwiązania?
Zobacz też:
Szkoła – źródło pogłębiających, dziecięcych kompleksów?
Awangarda? Fanaberia? Czy sposób na życie?
Edukacja domowa, czyli realizowania obowiązku szkolnego poza szkołą jest coraz częściej spotykana w dużych miastach. W małych miastach, na wsiach są to nadal pojedyncze przypadki. Ta forma nauki nasiliła się w czasie pandemii, kiedy rodzice dostrzegali więcej wad niż zalet zdalnego nauczania. Edukacja domowa nadal nie jest wybieraną równie często drogą jak tradycyjna szkoła systemowa, ale jest już coraz bardziej dostrzegana (choćby poprzez dopołudniowe oferty okołoedukacyjne dla dzieci w większych miastach).
Edukacja domowa nie jest fanaberią. Nie jest awangardą. Z tymi jednak zarzutami mierzą się, najczęściej od rodziny czy bliskich ludzie, którzy zdecydowali iść tą drogą, trochę pod prąd.
Ci wszyscy jednak, którzy wybrali edukacje domową, twierdzą, że to sposób na życie. Na postrzeganie pewnych rzeczy, na organizację codzienności. To wyjście poza szkolny system, który wiele zabrania, choć nie musi. To sposób na dostrzeganie potrzeb jednostki, która chce się rozwijać, edukować, ale potrzebuje do tego własnych warunków. A o to przecież chodzi w edukacji – o rozwój…
Autorka: Agnieszka Hejenkowska-Marek
Marcin 30 grudnia, 2022
Zrobiłem podyplomówkę edukator domowy na WSKZ i pracuję w ten sposób od 1.5 roku. Szczerze, to nie wyobrażam sobie powrotu do nauczania w „normalnej” szkole. Wcześniej uczyłem w liceum w Gdańsku przez 8 lat. Teraz pracuję w sumie z kilkunastoma uczniami (kilka rodzin) w różnych częściach miasta. Różnica w poziomie, warunkach nauki, spokoju, merytoryce jest bardzo duża. Dużo wymagam też od siebie i kładę nacisk na swój stały rozwój. Dlatego m.in. te studia podyplomowe.