Dziedziczone blizny. Trauma międzypokoleniowa i pakty wierności
Jak traumy z przeszłości kierują naszym losem
Czy żyjesz własne życie, czy w imię nieuświadomionej rodowej lojalności powtarzasz losy przodków? Fenomenalna książka „Dziedziczone blizny” (wyd. Otwarte), bogata w historie osób dźwigających nie swoje brzemię, pomaga zrozumieć działanie międzypokoleniowej traumy i wskazuje konkretne drogi do uzdrowienia systemu rodzinnego. Przynosi zrozumienie, ulgę i nadzieję. Jej autorka, Sabine Lück, jest psycholożką, psychoterapeutką i terapeutką rodzin. Od 1994 roku zajmuje się badaniem traumy międzypokoleniowej.
Trauma międzypokoleniowa – co to takiego
Jak anoreksja może się wiązać z gwałtem, jakiego doznała babcia kilkadziesiąt lat wcześniej? Co ma własny lęk przy poznawaniu nowych osób i skłonność do milczenia z ukrywaniem się żydowskich przodków i tym, że dla nich „pokazywanie się nigdy nie było bezpieczne”?
Sabine Lück objaśnia teorie związane z dziedziczeniem traumy i tłumaczy jak uraz doświadczony nawet kilka pokoleń wcześniej może oddziaływać na potomków:
„Traumą międzypokoleniową określa się przeniesienie i wpływ bolesnych, nieprzepracowanych doświadczeń przodków na późniejsze pokolenia. Czasami wydaje się, jakby przeskakiwała ona jedną generację, izolowana w tak zwanej kapsule duszy. Otwiera się ona dopiero dwa lub trzy pokolenia później i ukazują się skutki dziedzictwa.
Trauma jest raną duszy, powstałą wskutek pewnego wydarzenia (jednorazowego lub powtarzającego się), które było tak straszne, bolesne i przytłaczające, że wywołało uczucie potwornej rozpaczy. Nierzadko straumatyzowana osoba przeżywała śmiertelny lęk. Chcąc żyć dalej, musi wyprzeć ze świadomości to, co przeżyła, czy wręcz doznać rozszczepienia osobowości.
Zrywa wtedy kontakt z własnymi uczuciami i z ciałem, by ponownie nie cierpieć wskutek przytłaczającego doznania. W najlepszym razie możliwe jest przepracowanie straszliwych przeżyć, ponieważ pod ręką jest wsparcie i propozycje leczenia. Jeżeli jednak dzieje się inaczej, a przepracowanie traumy się nie powiedzie, wówczas dochodzi do powstania szeregu objawów następczych, określanych jako zespół stresu pourazowego (PTSD, od angielskiego „post-traumatic stress disorder”). One właśnie mogą zostać przekazane następnym pokoleniom.
W praktyce psychoterapeutycznej stykam się z wieloma przypadkami, w których objawy pacjentek i pacjentów tylko wówczas można wyczerpująco wytłumaczyć, jeśli do ich osobistej biografii dołączymy dodatkowo historię rodzinną oraz doświadczenia poprzednich pokoleń.
U danej osoby nagle pojawia się wysoki poziom stresu, niepokój, lęki, koszmary, depresja, awolicja (brak lub ograniczenie własnej woli) i inne typowe oznaki PTSD, chociaż w jej życiu występują raczej nieszkodliwe czynniki, które żadną miarą nie mogą tłumaczyć tego rodzaju gwałtownych symptomów”.
Przeczytaj też:
Wszystkie moje straty. O ciąży traumie i odzyskanym życiu
Pakt wierności dziecka
Wartością książki „Dziedziczone blizny” są rozbudowane przykłady konkretnych przypadków dziedziczenia traumy międzypokoleniowej. Objawia się ona bardzo często porzuceniem własnych potrzeb w imię wierności przodkom. Dzieci nieświadomie składają ofiarę z siebie, aby zaspokoić potrzeby przodków. Najczęściej przejawia się to w chorobach fizycznych i psychicznych. Według Sabine Lück, aby zacząć żyć własne życie trzeba najpierw rozwiązać pakty wierności zawarte z rodzicami.
Mogą one brzmieć jak u Juliana
„Nie prześcigaj swojego ojca, lecz zaprzyj się własnych pragnień, jak on musiał zaprzeć się swoich. Z miłości do niego poświęć swoją pasję, jak on to zrobił, i ze wszystkich sił staraj się wynagrodzić mu ojcowskie wyrzeczenia, choć nigdy ci się to nie uda”
Albo jak u Margarete:
„Nie prześcigaj swoje matki, żyjąc swobodniej niż ona i pozostając niezależną od potrzeb innych ludzi. Poświęć się uznając, że twoim przeznaczaniem jest służba innym, i zepchnij swoje potrzeby na dalszy plan. Bądź dla swojej matki podporą, jakiej ta w życiu pragnęła”
Pakt może dotyczyć też relacji z rodzeństwem, jak u dziewięcioletniej Luny, która ma starszą siostrą Violę:
„Nie wolno ci rywalizować z Violą jako gwiazdą rodziny. Bycie gwiazdą to wyłącznie jej prawo”
Przeczytaj:
Trauma seksualna – jak sobie z nią poradzić
Powojenne tabu
Wiele międzypokoleniowych traum otrzymujemy w spadku po doświadczeniach wojennych. Przodkowie mogli być sprawcami albo ofiarami (albo jedno i drugie). Autorka przypomina:
„Pod koniec wojny i w latach powojennych przez kraj przetoczyła się fala przemocy seksualnej. Żołnierze, którzy przybyli jako wyzwoliciele, gwałcili kobiety i mężczyzn, nie oszczędzano nawet dzieci. Ale nawet mężowie, którzy ciężko straumatyzowani wrócili z wojny, często maltretowali swoje żony i dzieci, bili je i gwałcili. Groza wojny była niczym płonący miecz wbijana dosłownie w łono własnej rodziny i w rezultacie stawała się źródłem nieskończonego cierpienia.”
„Dzieci gwałtu” czuły się niechciane, odpychane, nie wiedząc dlaczego. Zgwałcone kobiety nie otrzymywały wsparcia, były napiętnowane.
„ Tak samo przemoc seksualna, wyrządzana przez własnego ojca, dziadka lub innych członków rodziny, przetaczała się przez następne generacje. Los matek i babek powtarzał się, ponieważ nikt nie zwracał uwagi, kiedy dochodziło do przekroczenia granic, lub ponieważ zaprzeczano istnieniu napaści seksualnych i maltretowaniu ze strony nierzadko bliskich członków rodziny bądź nawet wspierano te zachowania. Matki jako (współ)sprawczynie, które nie chroniły swoich dzieci lub wręcz współdziałały ze sprawcą, ciągle jeszcze stanowią wielkie tabu. Żaden inny temat nie jest otaczany w rodzinach tak absolutnym nakazem milczenia, przez co nadal w nich pozostaje. W wypadku wykorzystywania seksualnego zbyt wielki jest w rodzinach wstyd z powodu sprawców oraz ofiar, które zazwyczaj same siebie winią za to, co je spotkało.”
Polecamy też:
Trauma nie umiera
Przykłady dziedziczonej traumy – Lea i spadek po żołnierzach
Jedna z opisanych w Dziedziczonych bliznach historii dotyczy właśnie dziedzictwa gwałtu:
„Pacjentka, o której mówię – nazwijmy ją Lea – zaczęła w wieku dwunastu lat pić ogromne ilości wody, wskutek czego przestała przyjmować pokarm. Mając trzynaście lat, ważyła tylko trzydzieści osiem kilogramów przy stu sześćdziesięciu centymetrach wzrostu i została skierowana do kliniki zaburzeń odżywiania w celu 'podkarmienia’. Tu Lea dostawała początkowo płynne pożywienie, ponieważ nadal odmawiała stałego pokarmu. Docelowo miała wprawdzie ważyć czterdzieści pięć kilogramów, której to wagi po trzech miesiącach nie osiągnęła, ale wypisano ją z zaleceniem terapii ambulatoryjnej. I w ten sposób trafia do mnie. Wspólnie analizujemy opisany objaw we wszystkich jego przejawach.
Lea nie chce przyjmować stałego pożywienia, ponieważ czuje się 'nieczysta’. Ogromną ilością wody chce wypłukać z ciała uczucie 'brudu’, które ciągle w niej tkwi. Poczucie nasycenia pokarmem uważa za obciążające, ponadto boi się, że przytyje. Zabieramy się do poszukiwania przyczyny owego uczucia nieczystości. Lea może nawet precyzyjnie określić, w którym miejscu ciała się ono znajduje. Wskazuje na podbrzusze i nogi. Szybko przychodzi mi do głowy, że Lea mogła paść ofiarą molestowania seksualnego, lecz równie szybko odrzucam to przypuszczenie, ponieważ brakuje innych poszlak.
Wspólnie z matką sporządzamy genogram, czyli poglądowy schemat, który opisuje kilka pokoleń rodziny wraz z ważnymi danymi w rodzaju dat urodzin i zgonu, zawodami, szczególnymi przeżyciami itd. W tym kontekście matka Lei przypomina sobie o opowieściach jej ciotecznej babki, starszej siostry prababki Lei, o napadzie rosyjskich żołnierzy na rodzinne gospodarstwo. Wydarzyły się wtedy, jak wspominała, złe rzeczy.
Prababka miała wtedy dopiero trzynaście lat. Złe rzeczy, do których wówczas doszło, były, jak mówiła, 'normalne’ w tamtym czasie. Mówimy o 1945 roku, a to, co tu jest opisywane, wyraźnie wskazuje na przestępstwa wojenne o charakterze seksualnym, których doświadczyły wówczas ze strony 'wyzwolicieli’ setki tysięcy Niemek.
Obojętnie, czy byli to Amerykanie, Rosjanie, czy Francuzi – żołnierze najwyraźniej uważali kobiety za swoją prawomocną zdobycz, którą można swobodnie dysponować, z zemsty krzywdzić i wreszcie gwałcić. Do dziś to się nie zmieniło i chyba stanowi element każdej wojny. Niemieccy żołnierze także napadali wcześniej na kobiety wrogów. Smutna prawda, która wszędzie na świecie przysparza nieskończonego cierpienia. Na temat przestępstw popełnianych przeciwko kobietom milczano kiedyś i często milczy się nadal, a w owych czasach nie istniało żadne wsparcie ani profesjonalna terapia dla skrzywdzonych.
Wręcz przeciwnie, zgwałcone kobiety wykluczano nawet ze społeczności i czyniono odpowiedzialnymi za doznane cierpienie. Wydaje się, że chodzi tu o rodzaj kolektywnego zaprzeczenia rzeczywistości, by nie załamać się pod jej ciężarem.
Historyczka i dziennikarka Miriam Gebhardt sugestywnie opisuje w książce 'Als die Soldaten kamen’ (Gdy przyszli żołnierze) skutki tych przestępstw dla kobiet i ich rodzin. Podobnie w latach powojennych napaści seksualne dokonywane przez małżonków, szefów, kolegów z pracy i członków rodziny były na porządku dziennym i przedstawiały prawie 'normalne’ ryzyko w życiu kobiet. Nikogo to chyba zresztą nie dziwi, skoro jeszcze kilka pokoleń później stosunek do własnego kobiecego ciała jest obciążony lub zaburzony, a u dorastających dziewcząt przekształcanie się ciała dziecka w ciało kobiety powoduje ogromny konflikt.
W przypadku Lei odkrycie to wywołało silną konsternację. Pamiętała ona prababcię z czasów, kiedy była jeszcze małą dziewczynką, i to, jak się razem bawiły, gdy prababcia przez parę godzin się nią opiekowała. Przodkini nie żyje już od wielu lat i nikomu w rodzinie nie przyszło do głowy, że przeżycia prababki do dziś oddziałują. Ponadto zauważamy, że babci, czyli córce tej prababci, postawiono diagnozę raka jajnika, gdy matka Lei miała trzynaście lat.
Matka opowiada, że sama od młodości cierpi na ekstremalne zaburzenia trawienia, przez co w młodzieńczym wieku nadużywała środków przeczyszczających. Nigdy jednak nie znaleziono u niej medycznej przyczyny dolegliwości jelitowych. Najwyraźniej ciała potomkiń noszą w sobie ślady traumy prababki.
Próbują na własny sposób pokazać, że w organizmie cały czas znajduje się coś nieprzetrawionego, co grozi zniszczeniem kobiecości – w wieku dwunastu i trzynastu lat, czyli tuż przed momentem, w którym doszło do pierwotnego wydarzenia traumatycznego, ciało każdej z nich reaguje na nieświadomej płaszczyźnie swego rodzaju niewidzialnym, ponadpokoleniowym wyznaniem solidarności z przodkinią.
Nie chodzi tu jednak tylko o okazanie lojalności, lecz o to, że każde z pokoleń stara się swoimi metodami przepędzić traumę z ciała; jak gdyby jej sprawca nadal głęboko w nim tkwił. Trauma stale jest zwalczana na nowo – czy to w postaci nowotworu, czy poprzez przedawkowywanie środków przeczyszczających, głodowanie lub przepłukiwanie ciała wodą.
Lea rozumie, że jej ciało jest niczym miejsce rozgrywania się losu odziedziczonego po prababce, babce i matce, i ten obraz pomaga jej odrobinę bardziej zdystansować się wobec choroby. Naturalnie same te odkrycia nie wystarczą, by Lea mogła wyzdrowieć, do tego potrzebnych jest jeszcze wiele ważnych kroków w terapii. Miną miesiące, nim Lea wreszcie zacznie jeść, i kolejne, by zaakceptowała siebie i swoje kobiece ciało. We wspólnej sesji końcowej babka, matka i Lea oddają hołd prababce i odnoszą się z szacunkiem do jej losu. Sadzą białe roże jako symbol niewinności i czystości, tak brutalnie odebranych prababce, i w ten sposób dają jej cierpieniu miejsce, którego nie muszą już zastępczo udostępniać ich ciała.
Ten przykład uwidacznia, jak głęboko może sięgać praca z przodkiniami, jeśli trauma nie znikła przez pokolenia. Jeśli dotyka cię trauma międzypokoleniowa, która wywołuje silne objawy, proszę, byś poszukał profesjonalnej pomocy. Ta książka nie może stanowić jej substytutu.”
Może Cię zainteresuje:
Przez całe życie wstydziłam się, że pochodzę ze wsi
Listy w butelce i pralinka self -care
Książka jest praktycznym przewodnikiem, jak wyruszyć w podróż ku przodkom i odkryć kod pokoleniowy, który oddziałuje na nasze życie. Można to zrobić, nawet gdy przodkowie nie żyją i nie mogą nam osobiście opowiedzieć o swoich doświadczeniach z przeszłości.
Ćwiczenia w książce mają różny stopnień trudności i ładunek emocjonalny (od 0 do ***). Te, które wiążą się z ryzykiem odkrycia bolesnych miejsc, przeżyć czy wspomnień, oznaczone są trzema gwiazdkami. Jednocześnie autorka wyposaża czytelników na drogę w kuferek z narzędziami, w którym są także stabilizatory kondycji psychicznej i metody self-care, dobre do zastosowanie dla każdej osoby, nawet gdy nie czuje potrzeby zajmowania się traumami przodków.
Aż 60 ćwiczeń zawartych w książce zaczyna się od „Wiadomości z przeszłości” (w medytacji otrzymujemy list w butelce z informacją od przodków), a kończy „Tak znajdziesz swoje ikigai”, które jest refleksją nad życiowymi celami.
Pojęcie „ikigai” pochodzi z japońskiej kultury i oznacza cel, życiowe powołanie, którego odkrycie sprawia, że ludzie są szczęśliwi i mają motywację, by codziennie wstać z łóżka. Analiza 4 obszarów życia (co umiesz, co cię porywa, czego potrzebuje świat, za co ci płacą ) i związku własnego ikigai z doświadczeniami przodków pomaga zbadać, które talenty i pasje należą do nas, a które do przodków.
Jednym z wartościowych i neutralnych (czyli bez zagrożeń emocjonalnych) ćwiczeń są pralinki self-care
Pralinki self-care
Cel ćwiczenia: poprawa dbałości o siebie
Czas trwania: od 3 minut do 2 godzin
Potencjalne zagrożenie emocjonalne: brak
Poczęstuj się pralinką. Najmilsze rytuały to drobne nagrody, które przyznajemy sobie przeważnie na koniec dnia. Nierzadko muszą nam za nie służyć faktycznie pralinki lub czekolada. W przypadku pralinek self-care chodzi o swego rodzaju czekoladę dla duszy.
Wypisz więc sobie na karteczkach od 20 do 30 rzeczy, które służą dbaniu o siebie. Złożone karteczki włóż do „bombonierki” lub dużego szklanego słoja. Częstuj się tymi pralinkami zwłaszcza wtedy, kiedy wyczerpie cię podroż ku przodkiniom i potrzebujesz chwili oddechu. Ciesz się czekoladkami z całego serca.
A tu są przykłady rozmaitych rzeczy, które sprawdziły się jako pralinki self-care: joga, spacery, wypicie gorącej herbaty, skoki do zimnego jeziora, telefon do przyjaciela lub przyjaciółki, słuchanie muzyki, taniec, zafundowanie sobie masażu, sport, lektura dobrej książki, po prostu nicnierobienie, medytacja, posłanie modlitwy dziękczynnej w niebo, słuchanie ptaków, świadome oddychanie, patrzenie na morze, jazda rowerem, mizianki z domowym zwierzakiem, zrobienie dodatkowej przerwy, śmianie się do słońca, gotowanie, kąpiel z bąbelkami i tak dalej. Wymyśl jeszcze więcej rytuałów, które cię relaksują.”
Polecamy także:
Czym jest sex-care i dlaczego jest ważne w każdym wieku?
Sabine Lück zaznacza kilkukrotnie, że dziedziczymy nie tylko traumy. Nasze talenty (np. zdolności muzyczne, umiejętność inwestowanie pieniędzy), sposoby radzenia sobie ze światem i jego przeżywania także w pozytywnym aspekcie także jest dziedzictwem przodków.