Dusiołek
Lubi siadać na piersiach człowieka i zwyczajnie przyduszać go na tyle silnie, by nie mógł wziąć pełnego oddechu
Przez wiele lat był bardzo aktywny. Jestem zdumiona, jak udało mu się pozostać niezauważonym mimo tak wzmożonej działalności. Dusiołek – bo o nim mowa – owa Leśmianowska zmora, lubi siadać na piersiach człowieka i zwyczajnie przyduszać go na tyle silnie, by nie mógł wziąć pełnego oddechu
Każdy z nas go ma. Tylko u każdego sadowi się w innym miejscu. I ma inne hasło skryptowe. Mój, gdy przychodzi poczucie, że mogę wszystko, lubi stanąć z boku i szepnąć dwa, jakże znaczące, słowa: idźze, idźze. Koniecznie przez z. Czasem wybiera formę nieco bardziej oszczędną i cały sens wyraża intonacją: Tyyyyyyyy? Ot, ostatnio w taki sposób lekko przydusił informację o planowanym przeze mnie starcie w maratonie górskim. Mógłby jeszcze dodać, jak mu się czasem zdarza: Dajże se spokój albo Zajmij się jakimiś poważnymi sprawami, a nie głupotami sobie głowę zawracasz. Mój rozgadany jest. Ot, Dusiołek polonistki. Pojawia się i znika, ale mogę na niego liczyć zawsze w jednej sytuacji. Otóż gdy koło łóżka leżą rzeczy, gotowe na poranny trening, wychyla mordę spod ciepłej kołdry i rzecze: Chce ci się?
Cóż począć z takim Dusiołkiem? Uciszyć się go nie da, bo i tak się ujawni. Przybierze wtedy sarkastyczny ton, nieubłaganie wskazując w innych to, co nas w nich niepomiernie wkurza. I wcale nie jest pocieszające, że oni też mają swojego Dusiołka. Spotkanie „Miasta Kobiet” z Moniką Jurczyk, stylistką, zwaną OSĄ. Wyprostowana Osa dumnie stwierdza, że jest boska. Pani w zielonym żakiecie, przy stoliku obok mnie, komentuje: No, nie wiem. Chyba się w lustrze nie widziała. Dusiołek Zielonego Żakietu założył garnitur Cynika-Ironisty. Komentuje Osę, czy raczej ujawnia to, czego Zielony Żakiecik w sobie nie akceptuje? Może ubierając się w kolejną marynarkę, nie daje sobie prawa, by powiedzieć: Jestem boska. No bo jak to tak? W polskiej mentalności takie słowa brzmią jak świętokradztwo. Zabronione. Lepiej chować się za parawanem nieśmiałości, niepewności i nieporadności w nadziei, że otoczenie, mężczyzna na białym rumaku czy też inna zewnętrzna siła naszą wyjątkowość odkryje, doceni i ogłosi światu. Bo tak samemu głosić, to raczej nie wypada. Zatem Zielony Żakiecik spokojnie poczeka, aż powie to Grażynka z pokoju obok albo pan Jurek z działu transportu. Przecież się stara, więc pan Jurek na pewno zauważy. Czekając na panów Jurków, spokojnie daje szansę Dusiołkowi, by się wykazał. By wreszcie poczuł się ważny, podduszając Zielonemu Żakiecikowi wiarę w siebie i własne możliwości. To takie bezpieczne. I takie polskie.
A gdyby tak z Dusiołkiem trochę ponegocjować? Powiedzieć: stary, znamy się od zawsze, ale może w tym roku dasz sobie na wstrzymanie? Odpuścisz trochę? Może jak jutro rano wstanę z jakimś koszmarnie amerykańskim sloganem w stylu yes, you can czy impossible is nothing, to zwyczajnie się nie odezwiesz? Miny nie zrobisz?
– Mamo – dziesięcioletnia córka wyrywa mnie z dusiołkowych negocjacji – wiesz co, Bóg to trochę zarozumiały jest. Wydaje mu się, że wszystko może. Ale gdyby tak nie myślał, to by nie stworzył takiego fajnego świata.
Małgorzata Majewska
felieton pochodzi z nr 1/2015
Donna L. 4 marca, 2015
Co zrobić z Dusiołkiem? Polubić, nasz jest w końcu, nie ma nikogo innego na świecie, niebożątko. Gdy poczuje się zaakceptowany, może odpuści nieco.