Wednesday, January 15, 2025
Home / Ludzie  / Gwiazdy  / Paulina Przybysz – DRES & SOUL

Paulina Przybysz – DRES & SOUL

O tym jak odradza się każdego dnia, od czego nie chce uzależnić swojej córki i dlaczego woli chłopaka od męża mówi Paulina Przybysz - "Pinnawela"

O tym, jak odradza się każdego dnia, od czego nie chce uzależnić swojej córki i dlaczego woli chłopaka od męża, opowiada wokalistka Paulina Przybysz–”Pinnawela”.

 

Paulina Przybysz, fot. Krzysztof Opaliński

 

MIASTO KOBIET: Napisałaś na swoim blogu: „Parę dni po premierze jak zwykle nie wiem, jak się nazywam, bo mam po kilka wywiadów dziennie, a każdy z totalnie innej mańki”. Nie będę drążyć, czy już masz dosyć nas, dziennikarzy…

PAULINA PRZYBYSZ: Nie, nie mam! To są bardzo fajne wywiady, dotyczą mojej nowej płyty.

MIASTO KOBIET:Ale jestem ciekawa, czy masz jakieś negatywne doświadczenia z mediami.

PAULINA PRZYBYSZ: Oczywiście. Z moją siostrą Natalią czasem łapiemy się za głowę, gdy czytamy, co o nas piszą. Z dalszej przeszłości pamiętam dobrze artykuł w „Marie Claire”. Moja siostra była wtedy dziewczyną Bartka Królika. Kiedy wyjechała na rok do Stanów, Bartek u nas mieszkał, więc ukazał się tekst, że Bartek pociesza się młodszą siostrą. A to była nieprawda. Plotką wałkowaną milion razy jest też to, że duet Sistars się rozpadł, bo siostry się pokłóciły.

MIASTO KOBIET: A jaki był prawdziwy powód?

PAULINA PRZYBYSZ: Trudno jest pogodzić priorytety sześciu osób. Małżeństwo, które składa się tylko z dwóch osób, często nie może się dogadać! Sistars miał niskie szanse przetrwania, szczególnie że byliśmy bardzo młodymi ludźmi. Ja weszłam do zespołu, gdy miałam 18 lat.

MIASTO KOBIET: Byłaś przygotowana na popularność, jaka spadła na Sistars?

PAULINA PRZYBYSZ: Przyszło mi to dość łatwo, bo muzyka i występy stanowiły od dawna część mojego życia. Był to też dla mnie pretekst, żeby nie iść na studia, szczególnie że nie lubię ślęczeć nad książkami. Już w liceum czułam się zmasakrowana nauką, bo wieczorami grałam koncerty w klubach. Pan z warsztatów teatralnych mówił mi: „Przybysz, odpuszczę ci, bo wiem, że grałaś w tancbudach”. Niestety nauczyciele od tych poważniejszych przedmiotów nie mieli takiego podejścia. Ostatni rok liceum to był dla mnie okres ciężkiej pracy. Pamiętam, że na studniówkę przyszłam o 4 rano ubrana w strój sceniczny, bo w tym dniu był festiwal Eurowizji. Jak tylko zdałam maturę, wystąpiliśmy w Opolu. To był dla nas wtedy najważniejszy występ, od którego zaczęło się szaleństwo. Nawet na rozdanie świadectw nie przyszłam, bo też gdzieś graliśmy.

MIASTO KOBIET: Po rozpadzie Sistars zaczęłaś nagrywać płyty solowe. Pierwszą – „Soulahili” – trzy lata temu, a teraz ukazała się druga – „Renesoul”. Skąd taki tytuł?

PAULINA PRZYBYSZ: Dla mnie jest to połączenie słowa renesans i soul. Gdy mój ulubiony amerykański raper Q-Tip wydał płytę „The Renaissance” odkryłam na nowo słowo „renesans”. W szkole to była moja ulubiona epoka rozkwitu i odrodzenia we wszystkich dziedzinach. Także ludzie cyklicznie się
odradzają. Co 7 lat następuje wymiana wszystkich komórek w organizmie, a co 20 dni wymiana energetyczna. A „soul” to dusza, więc „renesoul” to „odrodzenie duszy”. Soul jest też moim ulubionym gatunkiem muzycznym.

MIASTO KOBIET: Ty też się odrodziłaś na tej płycie?

PAULINA PRZYBYSZ: Myślę że tak. Ale ja się odradzam codziennie. Dzisiaj, gdy mój chłopak kupił mi bilet do Krakowa w pierwszej klasie i gdy wsiadłam do pociągu, też czułam się odrodzona. Wypiłam herbatę, przeczytałam gazetę, mam wolny wieczór, dziecko mnie rano nie obudzi.

MIASTO KOBIET: Na zdjęciach promujących płytę wyglądasz jak królowa. Ale jest to królowa… w dresie. Ta stylizacja to Twój pomysł?

PAULINA PRZYBYSZ: Tak. Taki jest mój styl na co dzień. Niby dresowe sytuacje, ale zawsze jest coś, co je przełamuje, na przykład kajdan na ręce, tak jak dziś. Taka stylizacja była dla mnie naturalna, choć została podkręcona przez te wielkie teatralne suknie.

MIASTO KOBIET: Oprawę płyty stanowią Twoje rysunki. Od dawna rysujesz?

PAULINA PRZYBYSZ: Mama jest po ASP, więc w domu był klimat i do muzyki, i do malowania. Zawsze lubiłam rysować. W szkole, jak mi się nudziło na lekcjach, rysowałam. Mam dużo zeszytów zamalowanych różnymi postaciami. Bardzo mnie fascynowały łyżwiarki figurowe.

MIASTO KOBIET: Na płycie śpiewasz o miłości, rozstaniach, samotności, macierzyństwie. To rodzaj pamiętnika? Tak należy ją czytać?

PAULINA PRZYBYSZ: Tak, zdecydowanie. Każda piosenka powstawała w jakimś konkretnym kontekście. Chociaż niektóre są składem doświadczeń. Tworzę jakąś historię; jej bohaterka przeżywa rzeczy, które ja przeżyłam na przestrzeni lat, jak np. w utworze „Serce”.

MIASTO KOBIET: Skoro już wywołałaś tę piosenkę, to powiedz, czy znalazłaś odpowiedź na zadane w niej pytanie o to, „czy można się kochać bez miłości i uprawiać miłość bez kochania”?

PAULINA PRZYBYSZ: Moja siostra powiedziała, że to jest takie dziecięce pytanie, które wzrusza w naszych czasach. Są ludzie, którzy niemalże codziennie odbywają stosunki z kimś innym, więc zaczęłam się zastawiać, jak się to ma do miłości. Wierzę w jedność na ziemi, w harmonię, w to, że energia bardzo intensywnie krąży i każdy człowiek, każda istota, ma jakieś zadanie do wykonania. Nawet agresja i strach jest po to, by zbalansować miłość. Wydaje mi się więc, że jeśli dwie osoby spotykają się i kochają, to muszą być także zaangażowane w miłość, nawet jeśli emocjonalnie nie przyznają się do tego. Ta magia fizycznego przyciągania musi być po coś.

MIASTO KOBIET: Zapadło mi też w pamięć „Przeczucie”. Śpiewasz „Ja umiem przetrwać zimę bez ciepłych jego rąk;/Do pieca drewno przynieść, zarobić, spłacić prąd. /Bez Jego męskiej siły udźwignę każdy ciężar. /Pytanie czy chcę.” Chcesz?

PAULINA PRZYBYSZ: Nie, nie chcę. Uważam, że potrzebujemy facetów. Ja sama funkcjonuję w związku, choć trochę skomplikowanym. Najpierw byłam w nim trzy lata, potem nie byłam dwa, a teraz znów jestem od roku.

MIASTO KOBIET: Gdy mówisz o swoim związku, słyszę zawsze „chłopak”, a nie „partner”.

PAULINA PRZYBYSZ: Bo słowo partner kojarzy mi się… z korporacją taksówkarską.

MIASTO KOBIET: A w małżeństwo wierzysz?

PAULINA PRZYBYSZ: Myślę, że w dzisiejszych czasach można bardzo dobrze funkcjonować w związku bez zawierania małżeństwa. Są rzeczy ważniejsze niż papier z urzędu. Zgadzam się z Osho, który pisze, że małżeństwo jest ryzykowne w założeniu. Nie podoba mi się to, w jaki sposób ludzie biorą ślub. Mnie wystarczyłoby, żeby powiedzieli sobie: Kocham cię. Ja też cię kocham. Natomiast gadanie o tym, że w znoju, chorobie, i że cię nie opuszczę aż do śmierci jest strasznie obciążające. Dopóki myślę, że wszystko jeszcze może się zmienić, że kto wie, może jeszcze będę z kimś innym, to tym bardziej chcę być z tym człowiekiem, z którym jestem, bo czuję, że jest fajnie. A jakby ktoś mi powiedział: „będziesz z nim, będziesz zawsze i się nie ruszaj”, to od razu chcę uciekać. Może to kwestia naszego pokolenia? Większość małżeństw moich znajomych już się rozpadła.

MIASTO KOBIET: Tematem powtarzającym się na płycie jest macierzyństwo. Czy Twoja córka Matylda bardzo cię zmieniła?

PAULINA PRZYBYSZ: Tak, bardzo. Czuję, że zawsze mam po co wrócić do domu. W ogóle dom nabrał innego znaczenia. Kiedyś byłam włóczykijem. Miałam takie trzy lata, gdy byliśmy non stop w trasie i nigdy nie wiedziałam, w którą stronę stoi łóżko, w którym śpię. Notoryczne były pomyłki numerów pokoju. Np. w Bielsku Białej mówię: „poproszę numer 200”. „Ale my mamy tylko 14 pokoi”. Do domu wracałam tylko po to, żeby zrobić pranie i jechałam dalej. Odkąd zespół przestał tak intensywnie grać, sypiam w jednym łóżku. Choć też nie do końca, bo mam w domu jeszcze materac przed kominkiem i kanapę, więc śpię w różnych konfiguracjach. Potrzebę zmian realizuję przez ciągłe przemeblowywanie domu. Jestem chora, jeśli nie zrobię przemeblowania raz w miesiącu.

MIASTO KOBIET: Jeszcze jeden cytat z Twojej płyty, z utworu „Pszczoły” o odpowiedzialności ludzi za świat: „Jeszcze nigdy wcześniej nie było źle”. Z czym według Ciebie jest najgorzej?

PAULINA PRZYBYSZ: Myślę, że z tempem niszczenia. Świat był zawsze niszczony, natomiast teraz tempo jego zagłady przez konsumpcję i brak równowagi, przez wykorzystywanie jednych ludzi przez  drugich, bardzo to przyspieszyło.

MIASTO KOBIET: A jak bardzo Ty jesteś ekoodpowiedzialna?

PAULINA PRZYBYSZ: Ekologia to trudny temat. Spóźniam się z wystawieniem segregowanych śmieci, strasznie nie lubię ciemności w domu, więc zapalam dużo światła i cały czas z tym walczę. Lubię się też kąpać w wannie, a moje dziecko nie używało ekopieluch. Nie jestem święta. Główną ideą, w którą jestem zaangażowana, jest wegetarianizm. Wiem, że konsumpcja mięsa jest ogromnym zagrożeniem dla ekologii. Przykładem jest wycinka lasów Amazonii pod uprawy roślin na paszę, którą się karmi świnie, i to, że 20 procent ludzi zjada zasoby ziemi, a reszta jest głodna. Od zawsze wielcy ludzie, jak Leonardo da Vinci czy Albert Einstein i różni filozofowie
głosili, że świat osiągnąłby harmonię, gdyby przeszedł na dietę wegetariańską.  To wielki przekręt, że pozwalamy sobie na zabijanie innych istnień i że to jest normalne, że nikt nie płacze nad mordowaną krową. Znieczula się ludzi i zniekształca się wrażliwość dzieci. Dyskutowałam niedawno, czy nie powinnam na razie dawać dziecku mięsa, a potem pozostawić mu wybór. Jest odwrotnie, jak człowieka uzależniasz od czegoś, nie pozostawiasz mu wyboru. To tak jakbym powiedziała: teraz będę dawać narkotyki, a potem sobie wybierze. Nie jesteśmy zdrowym światem. Nasze dzieci nie są zdrowe. Mięso jest nastrzykiwane antybiotykami, które
stały się normą. Mięso jest uzależniające, jest toksyną, jest adrenaliną.

MIASTO KOBIET: Ale ty jadłaś mięso w dzieciństwie, więc jesteś przykładem zaprzeczającym temu, o czym mówisz.

PAULINA PRZYBYSZ: Nie do końca, bo gdybym nie została zainspirowana przez mamę, to kto wie, może jadłabym je dalej. Mama jest astmatyczką i przechodziła różne terapie. W końcu terapią wstrząsową okazała się dla niej 20-dniowa głodówka. Kiedy ją zakończyła, przestała jeść mięso – jej organizm odmówił. I ja, przyglądając się temu, w pewnym momencie też poczułam, że już nie chcę jeść mięsa. W podstawówce,  podczas zielonej szkoły, pani położyła przede mną kotlet, a ja powiedziałam: „nie, ja już nie jem mięsa”. I była wielka awantura.

MIASTO KOBIET: Przestałaś jeść mięso jako ośmiolatka, pod wpływem mamy. A kiedy dołączyły do tego powody światopoglądowe?

PAULINA PRZYBYSZ: U nas w rodzinie cały czas mieszały się wpływy psychoedukacyjne, buddyjskie, krysznowskie. Mama była i jest osobą poszukującą, książki Dalajlamy walały się po domu. Nie sposób było nie wejść na tę drogę.

MIASTO KOBIET: Niedawno przeszłaś na weganizm. To taki wyższy stopień świadomości?

PAULINA PRZYBYSZ: Wegetarianizm jest formą dobrą, ale nie oznacza tak do końca niewykorzystywania zwierząt. Wystarczy poczytać o przemyśle mleczarskim, o aborcjach na krowach. Od wielu lat chciałyśmy z siostrą przejść na weganizm, ale wydawało nam się, że to będzie trudne, bo ciężko będzie zjeść coś na mieście, a my nie siedzimy cały czas w domu, jeździmy w trasy. Ale spojrzałyśmy sobie niedawno w oczy – czy to naprawdę takie trudne? W samej Warszawie w ciągu ostatniego półrocza powstały dwa wegańskie bary.

MIASTO KOBIET: Powiedz, jak wygląda twoje codzienne menu?

PAULINA PRZYBYSZ: Rano podjadam owsiankę mojej córki lub kaszę jaglaną. Czasem jem tosty z pasztetem sojowym. Robię też sama pasztety i humusy.

MIASTO KOBIET: A na obiad?

PAULINA PRZYBYSZ: Ryż i warzywa. I często tofu.

MIASTO KOBIET: Kolacja?

PAULINA PRZYBYSZ: Na kolacje jadam jak najmniej – na ogół zjadam kanapkę córki.

MIASTO KOBIET: Skąd czerpiesz inspirację do gotowania? Z internetu, z książek?

PAULINA PRZYBYSZ: Nie, ja w ogóle jestem oporną czytelniczką i strasznie ciężko jest nakłonić mnie do nauczenia się czegoś ze źródeł zewnętrznych. Nawet w kuchni lubię tworzyć. Jak pasztet mi nie wyjdzie cztery razy, to w końcu sama wymyślę, czego dodać, żeby się nie rozpadł. To jest głupie, wystarczyłoby kilka razy kliknąć muszką i byłabym 4 pasztety do przodu. Ale mam takie coś, że nie, nie sprawdzę, sama wymyślę. Wykombinowałam parę takich potraw, których się nigdzie nie znajdzie.

MIASTO KOBIET: Może napiszesz książkę kucharską dla wegan?

PAULINA PRZYBYSZ: To prędzej moja siostra, ona jest w to bardziej zagłębiona. Ma naprawdę super patenty.

MIASTO KOBIET: Raz po raz przewija się w naszej rozmowie Twoja siostra. Nie tęsknisz, żeby znów z nią śpiewać?

PAULINA PRZYBYSZ: Tęsknię. Zresztą coraz częściej śpiewamy razem. Kiedy mam koncerty, zapraszam ją. Organizatorzy też naciskają, żeby chociaż jeden utwór zaśpiewać razem, więc często gramy razem na końcu swoich koncertów, co się przeradza w jakieś szalone tańce.

MIASTO KOBIET: Macie podobnych fanów?

PAULINA PRZYBYSZ: Wydaje mi się że tak. Myślę, że ludzie często nas nie rozróżniają. Komplikuje sprawę to, że teraz ja jestem blondynką, a kiedyś była nią ona. Nie nadążają za tym.

MIASTO KOBIET: Nie pomaga, że na zmianę piszecie felietony w Zwierciadle?

PAULINA PRZYBYSZ: Tak, a potem ktoś mi mówi: pisała pani, że to i to. A ja: Nie, nie pisałam. Ostatnio nawet kolega z zespołu Raz, Dwa, Trzy mówił, że czytał mój felieton o Tajlandii (a napisała go Natalia) i że co miesiąc mnie czyta.

MIASTO KOBIET: Nie przeszkadza Ci to, że zlewacie się w odbiorze w jedną osobę?

PAULINA PRZYBYSZ: Nie. Podobnie jak matka i córka nie obrażają się, gdy ktoś mówi, że wyglądają jak siostry, tak samo i my. Czujemy, że jesteśmy zjednoczone.

MIASTO KOBIET: A nie konkurujecie ze sobą?

PAULINA PRZYBYSZ: Troszeczkę tak, ale jest to taka „opiekuńcza” konkurencja. Bardziej się motywujemy niż konkurujemy. Kiedy widzę, że Natalia robi mega progress w jakąś stronę, to też zgłębiam temat, zaczynam się tym interesować. Cały czas mamy fajny kontakt, choć od lat mieszkamy w osobnych domach, mamy osobnych chłopaków, dzieci i psy. Ostatnio, kiedy Natalia nocowała u mnie – a była wtedy największa pełnia księżyca od 18 lat – gadałyśmy do piątej rano.

MIASTO KOBIET: Czujesz że ona jest starsza i się Tobą opiekuje? Jest między wami taka relacja starsza – młodsza siostra?

PAULINA PRZYBYSZ: Myślę że teraz aż tak bardzo nie. Mamy różne charaktery. Ja jestem z tych, co częściej wpadają w tarapaty i ona mnie wtedy ratuje. Ale ona też ma problemy, najczęściej emocjonalne, i wtedy ja jej pomagam. Czasem ludziom się wydaje, że to ja jestem starsza. Nie wiem, czy dlatego, że wyglądam starzej, czy jak to moja siostra mówi „kontroluję minę”. Bo po mojej siostrze bardziej widać wszystkie emocje. Pamiętam, że jak byłyśmy małe i siedziałyśmy w jakimś niefajnym miejscu, to ona potrafiła się popłakać, bo tam było brzydko, a ja myślałam sobie: ale jedzenie jest dobre.

MIASTO KOBIET: A jaki masz kontakt z innymi ludźmi? Jesteś trudnym partnerem we współpracy?

PAULINA PRZYBYSZ: Odwrotnie. Zawsze pracuję ze starszymi od siebie i jest mi ciężko powiedzieć doświadczonemu muzykowi, który grał już ze wszystkimi kiedy ja jeszcze byłam mała, że chcę, aby grał inaczej. Mam z tym problem i często ustępuję. Sama muszę nad sobą popracować, żeby lepiej egzekwować od innych to, czego chcę. Ale to nie jest kwestia chimeryczności, tylko dojrzewania do większej świadomości, że to co chcę przekazać ma wartość. Zresztąprzeczytałam niedawno w wywiadzie z Janet Monet, moją ostatnią inspiracją, że artystom się cały czas wydaje, iż muszą osiągnąć poziom kogoś, kto już jest na rynku, żeby też tam się znaleźć. A jest odwrotnie – to indywidualizm sprawia, że tam się dostajesz.

MIASTO KOBIET: I czujesz, że podążasz w takim właśnie kierunku?

PAULINA PRZYBYSZ: Myślę, że tak i że ta płyta jest tego wyrazem. Od początku do końca jest na niej to, co chciałam. Jestem zadowolona z każdego dźwięku.

rozmawiała Aneta Pondo / Miasto Kobiet nr 3/2011

fot. Krzysztof Opaliński


 

Dziennikarka i redaktor naczelna „Miasto Kobiet”, które wymyśliła i wprowadziła na rynek w 2004 rok. „Miasto Kobiet” to jej miłość, duma i pasja. Prezeska Fundacji Miasto Kobiet, która wspiera kobiety w odkrywaniu ich potencjału oraz założycielka Klubu Miasta Kobiet – cyklu spotkań dla kobiet z inspirującymi gośćmi.

Oceń artykuł
1KOMENTARZ
  • Ola 17 czerwca, 2011

    Jutro Sistars na Orange Warsaw Festiwal. Już nie mogę się doczekać. Razem są najlepsze!!!

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ