Wednesday, March 26, 2025
Home / Ludzie  / Gwiazdy  / Don Draper – miłość po grób

Don Draper – miłość po grób

Rozmowa z aktorką Abigail Spencer, odtwórczynią jednej z głównych kobiecych ról w serialu „Mad Men”.

Abigail Spencer zdobyła międzynarodową sławę dzięki roli kochanki Dona Drapera w kultowym „Mad Menie” / fot. Sundance Channel Global

Abigail Spencer zdobyła międzynarodową sławę dzięki roli kochanki Dona Drapera w kultowym „Mad Menie” / fot. Sundance Channel Global

Rozmowa z aktorką Abigail Spencer, odtwórczynią jednej z głównych kobiecych ról w serialu „Mad Men”.

Abigail Spencer zdobyła międzynarodową sławę dzięki roli kochanki Dona Drapera w kultowym „Mad Menie” / fot. Sundance Channel Global

Abigail Spencer zdobyła międzynarodową sławę dzięki roli kochanki Dona Drapera w kultowym „Mad Menie” / fot. Sundance Channel Global

Dzięki roli w arcypopularnym serialu „Mad Men” zdobyłaś międzynarodową popularność. Zastanawiam się, jak wcześniej podchodziłaś do swojego zawodu, a przede wszystkim kiedy zdecydowałaś się go wykonywać?

To była nie tyle kwestia wyboru, ile część mnie – coś, czym zawsze byłam. Mój ojciec jest sławnym surferem i chciał, żebym poszła w jego ślady, ale moja mama była temu przeciwna, więc w końcu zapisano mnie na lekcje tańca. I zakochałam się w nich! Zakochałam się też w idei odgrywania różnych ról na scenie. Jako dziecko miałam wiele innych zainteresowań – chciałam być prawnikiem, lekarzem, architektem, ale w końcu zrozumiałam, że tak naprawdę chcę grać. Początkowo nie zamierzałam poświęcać aktorstwu całego mojego życia, miałam ochotę wykonywać ten zawód przez pewien czas, ale tak bardzo mnie zaabsorbował, że zdecydowałam się na wiele poświęceń i… pokochałam to! Pokochałam moją pracę, więc tak już zostało.

Kusiło Cię kiedyś, żeby to wszystko rzucić, zacząć robić coś zupełnie innego?

Ostatnio zdałam sobie sprawę, że mogę robić wszystko, nauczyć się czegokolwiek. Zastanawiałam się nad pisarstwem. Zostałam aktorką głównie dlatego, że uwielbiam opowiadać historie. Ale przecież granie nie jest jedynym sposobem, żeby dać temu wyraz. Dobrze jest zdać sobie sprawę z tego, co się kocha, wtedy można wprowadzać to do swojego życia w różny sposób, na różnych poziomach.

Ale jeszcze do niedawna, grając w telewizji, nie byłabyś postrzegana jako pełnoprawna aktorka – ten tytuł był zarezerwowany dla diw kina.

To się zmienia, a właściwie już się zmieniło. Najlepsze produkcje powstają teraz dla telewizji i uważam, że „Rectify” będzie jedną z nich. Tak znakomite seriale jak „Mad Men” czy „Breaking Bad” dobiegają powoli końca i będzie trzeba je zastąpić. Uważam, że dobra historia to po prostu dobra historia i nie ma znaczenia, czy będzie przedstawiona w filmie, w telewizji, na Blu-rayu czy w teatrze. Jeden z moich ulubionych aktorów, Viggo Mortensen, odnalazł się w galerii sztuki. Warto czasem przekraczać granice po to, by znaleźć właściwy środek wyrazu.

Wspominasz o „Mad Men” – czy wciąż kochasz Dona Drapera?

Myślę, że już na zawsze będę w nim zakochana (śmiech).

Jon Hamm, aktor, który wciela się w tego bohatera, musi być w pozaekranowej rzeczywistości prawdziwym macho.

Najbardziej interesujące jest to, że Jon Hamm jest chyba jedyną osobą na świecie, która potrafiłaby zagrać tę postać z jej wszystkimi złymi cechami i zachowaniami tak, by wszyscy ją pokochali. Myślę, że to dlatego, że Jon Hamm jest bardzo przyzwoitą i skromną osobą, a tylko taka potrafi zagrać kogoś tak… ludzkiego jak Don Draper. Jon jest znakomitym, ciężko pracującym aktorem. Ma jeszcze dużo do zrobienia.

Sporo moich koleżanek, a i paru kolegów kocha się w Jonie.

Doskonale ich rozumiem. To dość zabawne, ale sporo kobiet zazdrościło mi, że zagrałam jego kochankę.

Ale na pewno nie zazdrościły Ci, że trafiłaś do tak szowinistycznego świata.

Z Jonem pracuje się bardzo łatwo, więc szybko odnalazłam się w tym świecie, nie odczułam szowinizmu, który reprezentuje jego bohater.

Myślisz, że od tamtych czasów sporo się zmieniło?

Na pewno zmieniła się nasza świadomość. „Mad Men” może budzić pytania o to, czy faktycznie współcześnie pozycja kobiet jest lepsza. Osobiście uważam, że tak – gdy dziś wchodzimy do miejsca pracy, wygląda ono zupełnie inaczej niż w serialu. Natomiast podstawowe pytanie, moim zdaniem, brzmi: czy zmieniła się nasza pomysłowość i mentalność? Jak daleko zaszliśmy?

Na pewno zmieniła się pomysłowość projektantów mody. Za stroje, które nosiłaś na planie, wiele osób dałoby się zabić. Mogłaś je zatrzymać?

Nie, niestety, nie mogłam zabrać ich do domu. Kostiumy nie są robione dla nas, należą do projektantki Janie Bryant, tak jak, poniekąd, cały serial (śmiech). Może za kilka lat ludzie będą marzyć, by móc założyć stroje, które noszę w „Rectify”? Uwielbiam pracować z Ane Crabtree, która jest kostiumologiem serialu. Choć jego akcja osadzona jest we współczesności, to oddanie całej uczuciowości Amanthy Holden, czyli bohaterki, którą gram, jest bardzo skomplikowaną sprawą. Ane pomaga mi ją wyrazić poprzez strój. Uważam, że „Mad Men” było dla mnie dobrą wprawką w pracy z kostiumem przed „Rectify”.

Kim jest Amantha Holden?

„Rectify” opowiada o człowieku, który spędził 19 lat swojego życia w celi śmierci i nagle zostaje uwolniony z powodu odnalezienia odciążających go dowodów. Amantha jest jego siostrą, która cały czas, jako jedyna, wierzyła w jego niewinność. Miała 12 lat, gdy Daniel został osadzony w więzieniu. To wydarzenie miało wpływ na całe jej życie. Mimo to wyrosła na silną, energiczną kobietę, która zawsze mówi to, co myśli. Cały serial jest dość refleksyjny i mocno osadzony w prywatnej strefie bohaterów.

Zarówno w „Mad Men”, jak i w „Rectify” Twoje postacie są bardzo uczuciowe.

Myślę, że ludzkie życie w ogóle pełne jest tragedii, bólu oraz radości. Być człowiekiem to znaczy być zdolnym do odczuwania emocji. Tak się składa, że grane przeze mnie postacie muszą sobie radzić ze skrajnymi uczuciami. W „Rectify” w zasadzie wszyscy bohaterowie znajdują się w ekstremalnej sytuacji, ale każdy z nich okazuje swoje uczucia w inny sposób. Amantha przeżywa wszystko bardzo mocno i pokazuje to. Takich bohaterów łatwiej jest zrozumieć i łatwiej się z nimi utożsamić.

Emocje były też powodem, dla którego zdecydowałaś się zagrać w romantycznej komedii „Beautiful Now”?

„Beautiful Now” przypomina mi „Cały ten zgiełk”. Ma wiele ciekawych elementów, jest też bardzo emocjonalny. Ale tym, co sprawiło, że zdecydowałam się w nim zagrać, byli chyba raczej jego twórcy (śmiech).

A prywatnie – do której z bohaterek jesteś bardziej podobna? Do Susan z „Mad Men” czy do Amanthy z „Rectify”?

Powiedziałabym, że Amantha jest podobna do mnie, a Susan bardziej przypomina moją matkę. Ona też była nauczycielką i też była samotna w jej wieku. Piosenkę Leonarda Cohena „Suzanne”, która jest inspiracją dla tej postaci, moja mama śpiewała mi, gdy byłam mała. Podziękowałam jej za to, gdy zobaczyła serial. Susan była mi bliska, bo miałam wrażenie, że poznałam ją dawno temu. Może właśnie dlatego to ja miałam ją zagrać.

Mama po obejrzeniu „Mad Men” zobaczyła w Susan siebie?

Nie sądzę – musiało jej wystarczyć to, że była ze mnie bardzo dumna.

Rozmawiał Artur Zaborski

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ