Dagmara Skalska: Serce nie umie wątpić, a głowa ufać
Są sytuacje w życiu, w których nasza głowa okazuje się zupełnie bezużyteczna. Zwykle wtedy, gdy ma za mało danych… czyli wtedy, gdy chodzi o naszą przyszłość, czy wybór partnera

Myślenie jest domeną rozumu, czucie jest właściwością serca / fot. A. Dolani
Kobieta spotyka na swojej drodze mężczyznę: „Myślę, że go kocham” – mówi do koleżanki. Jeśli i tobie zdarzyło się wypowiedzieć te słowa, gratuluję ci! To już duży krok. Zwróć jednak uwagę na pewien szczegół (ach, te męczące szczegóły – wiadomo, że tkwi w nich diabeł…). Czy zauważasz różnicę między „Myślę, że go kocham” i „Kocham go”?

fot. M. Ziębińska
Pierwsze pochodzi z głowy, a drugie płynie z serca. Zapamiętaj na wstępie: myślenie jest domeną rozumu, czucie jest właściwością serca (możesz tę myśl zapisać, wydrukować i przywiesić w widocznym miejscu w domu). Dlatego za pierwszym czają się wątpliwości, podczas gdy drugie jest wyrazem pewności i zaufania. Wielu z nas stało się dziś niewolnikami nadaktywności własnego rozumu: „Miłość generuje cierpienie, dlatego nigdy się nie zakocham!” (zabezpieczamy się przed zranieniem), „Mężczyźni skaczą z kwiatka na kwiatek, więc nie będę się angażowała” (racjonalnie planujemy), „Nie ma sensu się otwierać, bo ludzie to wykorzystają. Będę zachowawcza” (tworzymy logiczny plan). Czy te myśli pozwalają ci się otworzyć, zaufać, rozluźnić? A może zabezpieczając cię przed zaangażowaniem, nie pozwalają poczuć emocji w pełni i raczej czujesz się przez nie ograniczona i zamknięta?
Oto skutki utraty kontaktu z sercem. Znają je wszyscy, którzy w swoim życiu zagadują, racjonalizują, słowem – „upychają” emocje do swoich ciał. Najbardziej cierpi brzuch, który w wyniku tych praktyk staje się „emocjonalnym śmietnikiem”. Tłumimy wiele emocji – od miłości, pożądania po złość, smutek, a czasem nawet radość! Istnieją kultury, grupy, sytuacje, w których radosny, gromki śmiech jest uznawany za nietakt, niedojrzałość, brak klasy albo doświadczenia. Czy nie wydaje ci się to absurdalne? W wyniku dopasowywania się do norm („Nie wypada śmiać się na zebraniach”, „W pracy trzeba być chłodnym i zdystansowanym”, „Nie rozmawiaj z nieznajomymi”, „Nie bądź zbyt wylewna na pierwszej randce”, „Bądź jak zamknięta książka, wtedy on będzie cię pożądał”, „Nie okazuj, że ci zależy”, „Nie mów, że go kochasz”) stajemy się spięci i sztuczni.
Jestem pewna, że ktoś, kto ustalał te zasady, przypomina nadąsanego formalistę o sztywnych poglądach. Powiem szczerze, przebieram nóżkami na samą myśl o spotkaniu z nim i porwaniu go na tańce! Niech biedaczysko ma trochę uciechy z życia. Ponieważ jednak nikt z nas nie pamięta, skąd się wzięły te zakazy i nakazy – odtwarzamy je często bezrefleksyjnie. Nie przeczę, że mają one wielopokoleniową tradycję. Pewnie nasze prababki okazywały wielką mądrość (i poczucie misji), pilnując, by nasze babki przed ślubem nie pokazywały kolan. Zapewne na dworze Zygmunta Starego etykieta odgrywała kolosalną rolę, bo kto się do niej nie stosował, mógł stracić nie tylko wikt i opierunek, ale także honor! Wiem, co mówię – w moim rodzinnym domu na ścianie wisiał herb Ostoja. Nie piszę o tym, by rozdymać swoje ego, lecz wyłącznie po to, by pobudzić twoją wyobraźnię! Mimo że w moich żyłach płynie błękitna krew, dzisiaj łamię wszelkie przyjęte normy w imię autentycznego kontaktu: przytulam się do obcych ludzi na spotkaniach autorskich, w publicznej telewizji, szokując prowadzących, wykonuję techniki oddechowe typu drwal i uprawiam śmiechoterapię na antenie radia. Dobrze, że mój pradziad nie widzi, co jego potomkini wywija, bo za tę bezpośredniość gotów byłby mnie z rodu wykluczyć (a może by się przyłączył?).
Odetchnij pełną piersią i zrzuć ciasny gorset konwenansów!
Każdy z nas nosi, często za ciasny, gorset konwenansów, w który od dziecka ubierało nas społeczeństwo, kultura, religia. I choć dzisiaj mało kto widzi sens tego działania, a wielu jest nim zmęczonych, to i tak wstydzimy się śmiać z trzewi, turlać ze śmiechu i wierzgać nogami. Gorset tak mocno nas zaciska, że trudno nam odetchnąć pełną piersią. Jeśli nie wierzysz, że to prawda, przerwij czytanie i zrób ze mną prosty eksperyment…
Połóż się na ziemi i zacznij się śmiać, ale uwaga – uśmiech półgębkiem, a nawet śmiech pełną gębą, nie wystarczą! Chodzi o to, byś turlała się po dywanie ze śmiechu, chcę, aby śmiało się całe twoje ciało: twoje ręce, stopy, twój brzuch! Każda komórka ciała! Wierzgaj nogami jak małe dziecko, które śmieje się do rozpuku. Możesz popłakać się ze śmiechu, może rozboleć cię twarz lub brzuch. Czy potrafisz to zrobić teraz, bez zbędnych pytań: „Po co?”, „Co mi to da?” i bez ocen: „To głupie”, „Skalska oszalała”?
Powiem szczerze, próbowałam ten eksperyment przeprowadzać na warsztatach i możesz mi wierzyć – niewiele osób jest gotowych wziąć w nim udział bez oporu, napięcia w ciele czy intelektualnych dywagacji. Jak widzisz, czas poluzować nieco gorset, bo przez niego tłumimy nawet radość i śmiech! Z tego powodu twój oddech prawdopodobnie jest płytki, pośpieszny i krótki, a na wysokości brzucha czujesz betonową ścianę lub metalową obręcz. Twoja przepona zapomniała, jak to jest pracować – unosić się i opadać – masując twoje narządy wewnętrzne. Dokładnie to wydarza się w trakcie śmiechu i głębokiego przeponowego oddechu. Spójrz na śpiące dziecko, a przekonasz się, w jaki sposób ono oddycha: brzuszek podnosi się i opada jak balonik. Maluch nie został jeszcze poddany presji społecznej i nie wie, że powinien coś tłumić, udawać, ukrywać. Gdy chce, to płacze, a sekundę później się śmieje. Jest swobodny, naturalny, wolny i żywy! Spotykając się z moimi kursantami i czytelnikami, obserwuję, że większość z nas do podejmowania decyzji używa rozumu. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że rozum nie nadaje się do poszukiwania odpowiedzi na pytania typu: „Z kim powinnam się związać?”, „Jaki jest sens mojego życia?”, „Jak będzie wyglądała moja przyszłość?” (ta przecież zależy od codziennych, małych wyborów). Odpowiedzi na te pytania zna serce. Rozum zaś to wspaniałe narzędzie do budowania strategii, oceniania, syntezy, analizy. Jednak są sytuacje w życiu, w których nasza głowa okazuje się zupełnie bezużyteczna. Zwykle wtedy, gdy ma za mało danych… czyli wtedy, gdy chodzi o naszą przyszłość, wybór partnera, kierunku życiowego.
Cieszę się, że tu jesteś!, czyli siła serca
Uwielbiam zaczynać warsztaty prostym eksperymentem – proszę uczestników, by podeszli do siebie, a następnie wypowiedzieli swoje imię i komunikat: „Cieszę się, że tu jesteś!”. Ponieważ wszyscy są zaskoczeni zadaniem (ich rozumy nie zdążyły wykombinować, że to bez sensu), bardzo szybko zaczynają się przytulać do nowo poznanych towarzyszy. Już po pierwszych sekundach ćwiczenia słyszę na sali śmiechy radości. W pomieszczeniu natychmiast robi się cieplej i czuć, że każdemu znacząco się podniósł poziom życiowej energii. Gdy uderzam w dzwonek, by zakończyć ten proces, wiele osób nie ma ochoty siadać. Wcale się nie dziwię, wszyscy jesteśmy spragnieni spontanicznej radości, bliskości i wymiany. W relacjach międzyludzkich drzemie niezwykły potencjał, niejednokrotnie są one impulsem do naszej zmiany. Ponieważ przychodzimy na świat wyposażeni w narzędzia do budowania związków, to jeśli nie następuje wymiana, zaczynamy tracić energię i czujemy się niespełnieni. Przyczyną wielu relacyjnych kłopotów są nasze wewnętrzne blokady w postaci przekonań, ocen, wątpliwości, oczekiwań. To niezwykłe, jak wielu z nas odbiera sobie pozwolenie na szczęście, miłość, dojrzałość, pełnię życia, wciąż podsycając sabotujące myśli i mnożąc je codziennie! Don Miguel Ruiz, meksykański szaman i nauczyciel, słusznie powiedział kiedyś, że 95 proc. tego, co zgromadziliśmy w swoich umysłach, to kłamstwa; cierpimy, ponieważ w nie uwierzyliśmy, a następnie pozwoliliśmy, by to one prowadziły nas przez życie. Wróćmy na moment do sali szkoleniowej, w której przeprowadzałam ćwiczenie „Cieszę się, że tu jesteś!”. Zwróć uwagę, że fala radości, czułości, sympatii nie przepłynęłaby przez grupę, gdyby uczestnicy eksperymentu uruchomili swoje rozumy (chociaż brzmi to zabawnie, często na moich warsztatach chodzi o to, by stać się bezrozumnym). Sądzę, że zamiast okrzyków radości pojawiłyby się oceny: „Ten wygląda na nudnego, ominę go!”, „Ten dziwnie pachnie, nie będę mu podawać ręki”. Rozpocząłby się proces porównywania: „Z tą blondynką się przytulę, jest ładniejsza od brunetki za mną”, uczestnicy zaczęliby kalkulować, z kim warto się przywitać, a kogo lepiej pominąć („Ta wygląda na majętną, kontakt z nią może być opłacalny”), lub też skupiliby się na tym, czy wypada przytulać się z obcą osobą („To idiotyczne, przecież jej nie znam”). Eksperyment „Cieszę się, że tu jesteś!” pozwala doświadczyć prawdy, że jakość wymiany z ludźmi zależy od naszego nastawienia, nie zaś od warunków zewnętrznych! Mądrość tę wielokrotnie potwierdziłam poza salą szkoleniową, we własnym życiu. Pamiętam, jak odkryłam potencjał relacji z moją mamą. Stało się to niedawno, w ubiegłym roku, gdy dojrzałam do zmiany przekonań na nasz temat. Przestałam mamę oceniać, zrozumiałam, jak jesteśmy do siebie podobne. Zmieniłam nastawienie – zamiast udowadniać swoje racje, zwróciłam uwagę na naszą więź i współpracę. Dzięki temu doświadczyłam, jak cenna jest to relacja – z nikim nie potrafię tak głośno śmiać się z własnych słabości jak z mamą. Pracujemy razem, a jej obecność w Akademii Pozytywnej Egoistki wpływa na jakość spotkań z uczestniczkami. One wprost ją kochają i jeszcze długo po warsztatach dzwonią, piszą, chcą być w kontakcie. „Martusia to nasza matka kwoka” – mówią. Dzisiaj mam pewność, że dla relacji ważniejsze jest zdrowe serce niż zdrowy rozsądek. Istotne jest to, czy potrafimy brać i dawać, czy jesteśmy otwarci, akceptujemy i ufamy. Jeśli z powodu własnych przekonań, uprzedzeń, nawyków nie potrafimy zasymilować tego, czym druga strona nas obdarowuje, będziemy odczuwali nieustający brak miłości, czułości i bliskości. By lepiej to zrozumieć, wyobraź sobie dwie szklanki pełne wody. Jak sądzisz: czy można przelać ciecz do szklanki, która jest wypełniona po brzegi? To niemożliwe – najpierw trzeba ulać trochę wody. W relacjach jest podobnie. Jeśli chcesz coś otrzymać, najpierw musisz dać. Kiedy przypominasz wypełnione naczynie, sądzisz, że niczego nie potrzebujesz, jesteś samowystarczalna lub zbyt dumna, inni NIE MOGĄ obdarować cię wsparciem, miłością, opieką.
Dagmara Skalska

Myślenie jest domeną rozumu, czucie jest właściwością serca / fot. A. Dolani