Czy Twoje ciało jest koherentne?
Domyślam się, że nikt nigdy nie zadał Ci takiego pytania. Jednocześnie wierzę, że udzielenie odpowiedzi na nie może odmienić Twoje życie…
Czy Twoje ciało jest koherentne? Na to pytanie, w ramach cyklu „In-Ty-Mnie”, odpowiada Aga Szuścik – artystka wizualna, edukatorka, autorka projektu i kampanii „To się nie zdarza”. Aga jest syrenką – osobą, która przeszła operację usunięcia części lub całości żeńskich narządów rodnych.
Wszystko zaczęło się od macicy…
„Co po wycięciu macicy stało się z twoim poczuciem kobiecości?” to wręcz obowiązkowe pytanie, zadawane w większości przeprowadzanych ze mną wywiadów. Absolutnie na nie nie narzekam – jest ważne, mądre, atrakcyjne dziennikarsko.
Od czterech lat – bo tyle minęło od operacji i wypłynięcia na szersze wody mojego projektu „To się nie zdarza” – dzielnie na nie odpowiadam. Co ciekawe, każdorazowo inaczej. To klarownie pokazuje mi, że moje rozumienie kobiecości w kontekście stanu mojego ciała po leczeniu raka szyjki macicy zmienia się.
Proces ten miał też swój przełom. Niecałe dwa lata temu w dodatku do „Gazety Wyborczej” ukazał się niewielki wywiad ze mną. Na poprzedniej stronie wydrukowano rozmowę z ginekologiem, profesorem Pawłem Szymanowskim. Przeczytałam ją z wielką ciekawością, nie tylko dlatego że profesor prowadzi moje leczenie od dnia diagnozy i ufam w każde jego słowo. Przykuł mnie temat – wywiad dotyczył usuwania macic.
W co drugiej wypowiedzi profesor grzmiał, że operacja tego typu powinna mieć miejsce prawie wyłącznie w przypadkach onkologicznych, a ta droga postępowania jest niestety znacznie nadużywana.
Wśród powodów, dla których ginekologia powinna walczyć o każdą macicę, profesor Szymanowski wymienił nie tylko te związane z planami rodzicielskimi. Okazało się, że chodzi również o statykę dna miednicy, czyli to, by wszystkie narządy pozostały na swoich miejscach i nie powodowały kłopotów w przyszłości. Oprócz tego lub może przede wszystkim, chodzi też o poczucie integralności swojego ciała.
Zobacz też:
In-Ty-Mnie: Co mogą Ci zrobić słowa lekarza?
Palec czy macica to pracownik, który podlewa paprotkę
Na razie napisałam jeden krótki akapit, a już użyłam tak trudnych słów jak „koherentny” i „integralność”. Żeby nie komplikować dalej, zacznę zatem wyjaśniać. Gdy mówimy o czymś, że jest integralne, wskazujemy na nierozerwalność tej części z jakąś całością. Odnosząc to do ciała, można by więc powiedzieć, że nos jest integralną częścią twarzy, palce – dłoni, a macica – podbrzusza. Jeśli jednak z dobrze funkcjonującej całości zabierze się jakąś część, działanie systemu zostanie zaburzone – od tej chwili nie wolno nam nawet używać słowa „całość”, bo przecież czegoś brakuje. Wkrótce orientujemy się, że każdy najmniejszy zakamarek organizmu został niejako naznaczony brakiem.
To zupełnie jak wtedy, gdy z wielkiej firmy odchodzi ten jeden pracownik, na którego nikt nie zwracał szczególnej uwagi, ale teraz maile do klienta są niewysłane, nikt nie pamięta o urodzinach szefa, a paprotka usycha. Działanie całej firmy jest nagle zdestabilizowane.
Z usunięciem palca lub macicy jest identycznie. Nie chodzi o to, czy odjęty narząd był istotny i często używany. Ważne jest, że był integralną częścią całości. A teraz go nie ma. Jeżeli usunięty element nigdy nie zostanie przywrócony, prace przystosowawcze będą musiały zostać przeprowadzone na wszystkich poziomach funkcjonowania systemu. Pojęcie całości będzie wymagało redefinicji. Niezależnie od zakresu szkód, trzeba będzie przepatrzeć każde słowo w scenariuszu codzienności i poprawić każdy jego rozdział. W tamtym wywiadzie profesor Szymanowski powiedział, że według badań, 80% kobiet po operacji usunięcia macicy cierpi z powodu zaburzenia integralności swojego ciała. Zrozumiałam wreszcie, co jest grane – kobiecość to zupełnie inna kategoria. To nie jej poczucie zostało tak strasznie pocięte wraz z moim brzuchem cztery lata temu. Dostało się integralności.
Rozpoczynamy poszukiwania koherentności ciała
Obawiam się, że do przejścia przez wszystkie psychiczne trudności po histerektomii nie bardzo mogłam się przygotować. Budowanie nowej integralności musiało być długotrwałym i pochłaniającym energię procesem. Z pewnością mogłam jednak zadbać o świadomość i poczucie integralności własnego ciała już wcześniej. Nie tylko po to, żeby lepiej poradzić sobie po stracie – przecież nikt o zdrowych zmysłach nie przygotowuje się bez przyczyny na dochodzenie do siebie po amputacji palca lub wycięciu macicy – ale by żyło się lepiej, gdy wszystko jeszcze miałam na swoim miejscu i byłam tamtą pierwotną całością. Właśnie to poczucie chciałabym podarować Ci w kolejnych akapitach tego tekstu. Nim jednak zacznę, zmieńmy słowo „integralność” na „koherentność”, ponieważ przymiotnik „integralny” dotyczy części, a „koherentny” – całości, którą, jak będę się starała udowodnić, jesteś.
Przeskanuj swoje ciało
Chciałabym, żebyś na chwilę przerwała czytanie i zastanowiła się, z jakich części składa się Twoje ciało. Przeskanuj każdą jego partię, od góry do dołu lub od dołu do góry, ale nie tak jak w medytacji, tylko wnikliwie analizując układy i cząstki, zupełnie jak działy i pracowników firmy. Poznaj swoje ciało i swoją relację z nim, krok po kroku, centymetr po centymetrze.
Spójrz na swoje stopy. Co w nich lubisz? Co Ci przeszkadza? Jak Twoje stopy pomagają Ci spełniać marzenia i przeżywać codzienność? Jaka jest ich rola w docieraniu do pracy czy zdobywaniu szczytu w Tatrach w wiosenną sobotę? Za co jesteś im wdzięczna? A co czujesz do swojego brzucha? Czy nie jesteś dla niego zbyt surowa? Skoro Twój brzuch jest czymś tak Ci bliskim, to czy gdy ten bliski źle się czuje lub choruje, nie powinnaś otoczyć go opieką, a nie wściekać się na niego?
Co myślisz o swojej wulwie? Wiesz, jak wygląda i działa? Wystarczająco dbasz o jej zdrowie? Jaką relację masz ze swoim nosem? Lubisz go, nie cierpisz, czy jest Ci obojętny? Czy doceniasz fakt, że dzięki swemu nosowi wiesz, jak pachną kwiaty, właśnie wyjęta z piekarnika szarlotka lub włosy ukochanej osoby? Nim przejdziesz do kolejnego akapitu, przemyśl tak całe swoje ciało. Oto bowiem masz do dyspozycji koherentny system współdziałających części, dzięki którym zasypiasz, budzisz się, zmieniasz miejsce przebywania, czujesz ciepło słońca na policzkach i smak lodów w buzi, żyjesz, marzysz, odczuwasz przyjemność i możesz spełniać swoje marzenia. Świetna sprawa, no nie?
Ciało: możesz zmieniać, ale nie mów, że coś nie pasuje
Jeżeli to ćwiczenie przywołało w Twojej głowie pojęcie ciałopozytywności, to dobrze kombinujesz. Osobiście nie lubię, gdy nowe ruchy związane z relacją z własnym ciałem, takie jak ciałopozytywność, ciałoneutralność czy ciałouważność są rozumiane jako namawianie do bezwzględnej akceptacji i kochania własnego ciała.
Sama nie przepadam za swoimi udami i nie planuję ich polubić, ale nie uważam ich za zbędne. Często przemyka mi przez myśl, że z niejedną koleżanką wymieniłabym się na włosy, ale to przecież niemożliwe. Mogę zagęścić swoje włosy u specjalistki i nie ma w tym nic złego, natomiast przede wszystkim próbuję naprawić po chemii moje własne, uważnie i ze świadomością, że to one wyrastają z mojej głowy i liczą na to, iż się nimi zajmę.
Pamiętam więc – i do takiego pamiętania namawiam Cię w tym tekście – że mam tylko jedno ciało i ograniczone, choć oczywiście pewne możliwości wpływania na nie. Staram się nie zapominać też o tym, że każdego dnia to moje ciało robi, co może, by być zdrowe, piękne i zadowolone. Już dawno przestałam wierzyć w normalność jako kategorię różnicującą ludzi. Wszystkie ciała są normalne: i te chore, i zdrowe, i większe, i mniejsze, i te, które określiłybyśmy jako nietypowe. Najważniejsze jest dla mnie to, żeby dbać o koherentność swojego ciała. Sądzę, że myślenie o nosie, brzuchu czy udach jako czymś, czego należy się pozbyć, co nie pasuje i jest do niczego, bardzo źle wpływa na poczucie własnej wartości i atrakcyjności. Jako osoba prawie od zawsze przekonana o tym, że chcę pozostać bezdzietna z wyboru, naprawdę zdziwiłam się, jak bardzo można tęsknić za swoją macicą. W ciele, jak w firmie, niektóre sektory potrafią irytować, ale jednocześnie bywają zaskakująco potrzebne.
Zobacz też:
In-Ty-Mnie: Jak nie dostać raka?
Choroby, kompleksy, żałoby
Spójrzmy prawdzie w oczy – wygląda na to, że bycie w pełni zdrową i czucie się absolutnie piękną to ekstremalna rzadkość. Od kiedy zdiagnozowano u mnie raka, wiele znajomych mi osób otworzyło przede mną swoje medyczne teczki. Nagle okazało się, że wyglądająca jak milion dolarów koleżanka ma pod koszulką stomię. Że sympatyczny sąsiad choruje na rzadką chorobą genetyczną. Że mojej studentce w zaskakująco młodym wieku też usunięto macicę. Problemy z poczuciem atrakcyjności oraz proporcjonalności partii twarzy i tego, co wokół niej i pod nią, aż do stóp włącznie, to chyba jeszcze częstsza sprawa.
Nie znam nikogo, kto byłby w stu procentach zadowolony z każdej części swojego ciała. Już nauczyłam się nie wmawiać koleżance, że ma piękne ramiona, nawet jeżeli naprawdę tak uważam, ponieważ jej zdanie o jej ramionach zawsze będzie jedynym słusznym, najważniejszym i niepodważalnym.
Choroby i kompleksy po prostu istnieją i są powszechniejsze, niż mogą opisać to jakiekolwiek szacunki czy słowa. Nie ma na to remedium w zastrzyku czy małej buteleczce, ale szczerze wierzę, że poczucie koherentności swojego ciała to coś, co może pomóc i coś, nad czym możemy pracować, niezależnie od stanu zdrowia i tego, co nam się w sobie podoba. Wiem też, że po zmianach, diagnozach i wszystkich operacjach, których nazwy zawierają przyrostek „-tomia” lub zaczynają się od „usunięcie” bądź „ekstrakcja”, jesteśmy w stanie stworzyć nową normalność. A z nią nową koherentność. Żałoba po macicy, nodze czy zębach może dobiec szczęśliwego końca, po którym słowo „całość” ma nowe znaczenie.
Ciało i umysł, czyli uśmiech, biegunka i zniszczenia tkanek
Na koniec przyjrzę się jeszcze słowu „ciało”. W obliczu różnych potrzeb, związanych z porozumiewaniem się i poprawą samopoczucia, zwykliśmy rozdzielać ciało od umysłu. Chętnie mówimy, że coś jest dla somy, a coś dla psyche. Mówimy o lekarzach od kręgosłupa i od głowy, jakby były to zawody z dwóch różnych planet. Kiedy długo nie mogłam pozbierać się po leczeniu onkologicznym, wreszcie wzięłam sobie do serca tak powszechne na oddziałach i w internetowych grupach wsparcia powtarzanie, że na raka choruje również umysł i poszłam do psychoonkolożki. Dziś, cztery lata po diagnozie, mam na swoim koncie liczne konsultacje w tym zakresie, szkolenie psychoonkologiczne, kurs psychologiczny w nurcie terapii poznawczo-behawioralnej oraz półroczny program grupy wsparcia dla osób w remisji choroby nowotworowej. O tym, jak bardzo mi to pomogło, chyba nie muszę mówić. Koniecznie jednak chcę powiedzieć, że nie zliczę, ile razy na szkoleniach czy w książkach o psychologii analizowałam ryciny poszczególnych części mózgu i układu nerwowego oraz opisy funkcjonowania hormonów.
Niektóre fakty bardzo mnie zaciekawiły, jak choćby to, że nawet wymuszony, łagodny uśmiech realnie poprawia humor, albo że samo przekonanie o istnieniu jakiejś dysfunkcji bądź choroby może wywołać prawdziwe jej objawy, prowadzące nawet do realnych zniszczeń tkanek.
Albo, o, to jest bardzo ciekawe: to, czy jesteś impulsywna, reagujesz szybko i masz w sobie spontaniczność, czy też musisz wszystko na spokojnie przemyśleć i działasz oszczędnie, ale długoterminowo, jest przede wszystkim wynikiem budowy Twojego układu nerwowego. Któż z nas nie miał biegunki, przenikliwie cielesnej dolegliwości, ze stresu, który przeżywa głowa? Kto nie zna choć jednej osoby, która z powodu depresji nie była w stanie fizycznie wstać z łóżka? Kto nie słyszał historii o tym, jak typowo fizyczny problem udało się rozwiązać w gabinecie psychologa?
Zobacz koniecznie:
In-Ty-Mnie: Czy cierpienie uszlachetnia?
Twoja droga – Twoje ciało
Okazuje się zatem, że ciało i umysł są nierozerwalnie połączone. To, jak czuje się soma, wpływa na psyche, a ścieżki, którymi podąża głowa, decydują o tym, jak mają się nasze nogi, ręce, brzuch, skóra, włosy i paznokcie. Jeśli zatem chcemy dążyć do zdrowia i spełnienia swoich marzeń, to w tę grę wciągnąć musimy każdą część naszego ciała. Nie sposób iść jakąkolwiek drogą jedynie umysłem. Wszystkim, co robisz i co planujesz, steruje koherentny system, składający się ze wszystkich części Twojej somy oraz Twojej psyche. Warto dogadać się z różnymi ich elementami i obdarzyć je wdzięcznością, a nie tylko pretensją. Wierzę, że jest to ciekawy przepis na sprawne dążenie do szczęścia i samoakceptacji. Z macicą lub bez. Z udami, które się lubi, albo które chętnie wymieniłoby się na uda sąsiadki. Bo w Twoją drogę może iść tylko Twoje ciało.
O autorce
dr Aga Szuścik
Kreatywnie objaśnia ginekologię, profilaktykę onkologiczną i przechodzenie przez raka, bada i kreuje ginekologiczne doświadczenie pacjenckie oraz przestrzeń między sztuką a medycyną. Pisze blog „Życie po raku”, nagrywa podkasty „Przygody ginekologiczne”, prowadzi cykl rozmów na żywo „Dialogi”, realizuje autorskie projekty i kampanie, działa na instagramowym koncie @agaszuscik. Jest prelegentką TEDx, jedną z „50 Śmiałych”. Jest doktorką sztuk filmowych, wykładowczynią ASP w Krakowie, szkoleniowczynią. Na co dzień współprowadzi agencję interaktywną dla medycyny, doradza placówkom medycznym, prowadzi audyty doświadczenia pacjenckiego. Aga jest syrenką.
Cykl Agi Szuścik „In-Ty-Mnie”
In to wewnątrz, w środku. Właśnie tam, w głąb intymności umysłu i ciała sięga ten cykl mini-artykułów.
Ty znajdź w tych słowach siebie, zaakceptuj się, zrozum i pokochaj – jesteś tu najważniejsza.
Mnie, Agę Szuścik, wykorzystaj jako lustro, w którym możesz przejrzeć się ubrana w swoje decyzje, lub trampolinę, by odbić się prosto do inspiracji i wiedzy.
Widzisz myślniki pomiędzy tymi słowami? Myśl jest podstawą zmiany, działania oraz bycia ze sobą, tak po prostu, tak in-ty-mnie.
W każdy, pierwszy poniedziałek miesiąca, publikujemy tekst Agi Szuścik o życiu i o tym, czego uczy rak
Przeczytaj wszystkie teksty: