Czy można nosić wkładki na co dzień?
Aga Szuścik pomogła tysiącom Polek wyjść z codziennego noszenia wkładek
![](https://www.miastokobiet.pl/wp-content/uploads/2023/12/wkladki-higieniczne.jpg)
Masz ochotę na zagadkę? Proszę bardzo: co wspólnego mają wkładki, kobra i Barbra Streisand? Rozsiądź się wygodnie, czas na trzy ciekawe historie! *
Numer jeden: kobry w Indiach. Dawno temu na ulicach Delhi grozę budziła plaga kobr. By ograniczyć populację groźnych węży, władze ogłosiły nagrodę za każdą głowę gada. Niedługo potem delhijczycy zaczęli… hodować kobry, by zapewnić sobie stały dochód. Ba, po wstrzymaniu programu chowane dla pieniędzy węże masowo wypuszczano, oczywiście na… ulice Delhi.
Numer dwa: nadmorska willa Barbry Streisand. W 2003 roku zrobiono ponad 12 tysięcy zdjęć linii brzegowych Kalifornii, by naukowo zbadać erozję wybrzeża. Na jednej z fotografii znalazła się posiadłość Barbry Streisand. Aktorka dowiedziała się o tym i momentalnie pozwała fotografa. Sprawę przegrała, z tym że przed pozwem zdjęcie willi widziało tylko kilkoro naukowców, a po wybuchu afery – miliony ludzi.
Ups! Dziś „efekt kobry” i „efekt Streisand” to określenia przeróżnych sytuacji, w których odnosi się skutek przeciwny do zamierzonego.
Numer trzy: codzienne noszenie wkładek. Nim zacznę największą awanturę w całej tej książce, przypomnę po raz miliardowy, żeby nie było, że ktoś nie zrozumie: niezwykle ważną częścią samooczyszczania się pochwy jest pozbywanie się ze środka tego, co złe. Wagina robi to za pomocą śluzu, którego kierunek jest od środka na zewnątrz. Wypływając, śluz zabiera groźne bakterie i różne zanieczyszczenia. Ilość wydzieliny jest różna u różnych osób i w różnych momentach cykli, ale średnio będzie to niecałe pół łyżeczki dziennie. To bardzo mało — wyobraź sobie, że bierzesz na łyżeczkę kilkanaście kropel wody i rozlewasz to na majtkach. Nawet gdyby ta porcja ściekła naraz, to nim zacznie Ci to przeszkadzać, wyschnie i powstanie jedynie niewielki znak, który spierze się bez problemu. W tej sytuacji nie trzeba żadnych wkładek, bo wszystko działa bez zarzutu.
Gdyby z waginy przestało cokolwiek wypływać i gdyby Twoje majtki były nieskazitelnie czyste, skutki byłyby okropne — nastałaby plaga infekcji i chorób. Brr, tego nie chcemy.
Dlatego sto lat, zdrowa, rezolutna pochwo, pracuj sobie dzielnie i wyrzucaj w wydzielinie wszystko, co złe, mówiąc:
„Włączam silnik, pierwszy bieg i ty, groźny najeźdźco, wypływasz na zewnątrz, kimkolwiek jesteś, żegnam ozięble (no dobra, w uśrednionej temperaturze 36,6°C)!”
(opisywałam już w tej książce, że większość śluzu wytwarzają gruczoły w szyjce macicy, a nie pochwa jako taka, ale w kontekście narracji tej odpowiedzi pozwól mi, proszę, uprościć temat i pisać o pochwie). Są jednak niespodziewane dla rezolutnej waginy sytuacje, w których zaczyna ona wytwarzać więcej wydzieliny. Niestety, dzieją się one stale, gdy nosisz wkładki. Pierwsza to dotykanie sromu. Nawet jeśli nie czujesz podniecenia, to żeby chronić się przed otarciami, na dotykanie wulwy pochwa odpowiada wytwarzaniem większej ilości śluzu — na zasadzie: „Oho, coś się święci”, czyli na wszelki wypadek, gdyby miało dojść do zanieczyszczenia lub penetracji. Dobre majtki nie wrzynają się w wulwę, tylko ją otulają, ale wkładka, nawet ta najlepsza,
zawsze ułoży się tak, że dotyka sromu. Wagina odpowiada na ten dotyk nasileniem wydzielania śluzu:
„Czas na drugi bieg!”,
a Ty czujesz wtedy większą potrzebę noszenia wkładek i działasz jak hodowcy kobr w Delhi — trafiasz w pętlę, odnosząc skutek kompletnie przeciwny do zamierzonego. Druga sytuacja skłaniająca waginę do intensywniejszej produkcji płynu to kontakt z większą liczbą groźnych bakterii i grzybów. Im więcej nieproszonych gości, tym mocniej działa system samoczyszczący. Mając dostęp do powietrza, śluz szybko schnie – tak to działa w majtkach. Pomiędzy wkładką a sromem tworzy się natomiast środowisko wilgotne (to, że nie czujesz tej wilgoci, nie znaczy, że jej tam nie ma — przecież nie wyschła z wkładki, wciąż tam jest) i ciepłe (nawet wkładki reklamowane jako „oddychające” przepuszczają diametralnie mniej powietrza niż majtki — mają przecież warstwę kleju, plastiku i chłonną). Bakterie i grzyby uwielbiają, gdy jest mokro i nieprzewiewnie. Mnożą się wtedy jak szalone. Co na to wagina? Próbuje sobie poradzić, wytwarzając… jeszcze więcej wydzieliny:
„Ja, wagina, namierzyłam sporą grupę intruzów, włączam więc trzeci bieg w tworzeniu wydzieliny, by ich wszystkich spłukać!”.
Trochę jak Barbra Streisand, prawda? Przeszkadza Ci fotografowanie Twojej chaty lub ilość wydzieliny w majtkach, więc niechcący doprowadzasz do tego, że zdjęcie willi trafia do gazet. Śluzu jest jeszcze więcej – co za paradoks! To jednak absolutnie nie wszystko. Wkładka to bowiem także… autostrada dla kupy! U wszystkich nas groźne bakterie z okolic odbytu dostają się w okolice waginy. Po suchych majtkach nie jest aż tak łatwo pokonać tę trasę, ale wkładeczka jest jak droga szybkiego ruchu! Wilgotna, ciepła, na tyle długa, że sięga aż w tamte okolice, w trakcie dnia porusza się, sunąc po kroczu, sromie, okolicach odbytu… Cóż, gdybym była bakterią kałową, sama bym się przeszła w stronę wulwy – z czystej (lub raczej brudnej) ciekawości! To groźne dla zdrowia ginekologicznego, no i – zero zdziwienia – co na to wagina?
„O nie, groźne bakterie, włączam czwarty bieg, więcej śluzu!”.
Może być gorzej? Pewnie! Wkładki wiążą wilgoć w środku – na pewno wiesz to choćby z reklam. Co to właściwie znaczy? Już o tym wspomniałam – nic tam nie wysycha. Warstwa chłonna jest jak szmatka kuchenna, a cała przestrzeń między sromem a warstwą kleju – jak wnętrze foliowego worka. Jeżeli wytrzesz rozlany sok szmatką i nie wykręcisz jej, tylko zamkniesz w worku, to sok w worku nie pływa, ale nadal tam jest. Nie wysycha. Wydzielina z pochwy na wkładce jest jak uwięziony w szmatce sok – nie wysycha, tylko jest związana. Wkładka daje zatem wrażenie suchości, ale w środku, w cieple i wilgoci, mnożą się złe bakterie.
To, co zatem serwujesz swojej cipce, nosząc wkładki, to kontakt z całą bandą świetnie bawiących się wstręciuchów, które mogą – tak zwaną drogą wstępującą – zawitać w Twojej waginie i… infekcja gotowa!
Czy może być jeszcze gorzej? Pewnie! Wkładki są podpisywane jako bawełniane, ale, hej, z zamkniętymi oczami w mig odróżnisz wkładkę od majtek – bycie bawełnianą a zawierane bawełny to dwie różne sprawy. Umieszczone we wkładce pochłaniacze wilgoci i celulozowe folie mają bardzo różnorodny skład chemiczny. Niepokój budzą również barwniki, substancje zapachowe i to, że wkładki wybiela się… chlorem. Tak, noszenie wkładek zwiększa ryzyko infekcji, i to z kilku powodów! Oto reakcja pochwy na nadciągającą infekcję:
„Skoro w perspektywie jest naprawdę niebezpieczna jazda, to wrzucam piąty bieg – czas na hiper mega extra produkcję wydzieliny!”.
To błędne koło! Co więcej, jeżeli infekcja się rozwinie, wydzieliny jest masa, pojawiają się upławy, wzrasta dyskomfort, więc… jeszcze pilniej nosisz wkładki, prawda? Efekty kobry i Streisand w jednym.
Mam zaszczyt przynajmniej raz w tygodniu otrzymać wiadomość: „Dzięki tobie przestałam nosić wkładki na co dzień, wszystko wróciło do normy, co za ulga”. W internecie widzę też jednak dziesiątki komentarzy osób, które są tak głęboko we wkładkowej pętli, że nie wyobrażają sobie życia innego niż z wkładką w bieliźnie.
Nawet wczoraj przeczytałam słowa, które tak we mnie uderzyły, że zapamiętałam je dokładnie: „Ale jak zrezygnować z wkładek, jeśli z człowieka się wręcz leje?”. Serce pęka, gdy myślę, jak działa ciało takiej osoby, jaki odczuwa dyskomfort fizyczny i psychiczny… Cóż, w takiej sytuacji na pewno zaczęłabym od wizyty ginekologicznej. To nie musi być infekcja, ale warto to sprawdzić.
Na koniec, przed podsumowaniem tego tematu, trochę prywaty. Nie miałam żadnych objawów raka szyjki macicy, nic mnie nie niepokoiło przed diagnozą, ale później, gdy zaczęłam łączyć kropki, doszłam do wniosku, że moja wydzielina była bardzo obfita. Nic z tym nie robiłam, gdyż żyłam w przekonaniu, że po prostu tak mam, że taka moja „uroda”. Na szczęście wiele osób jest uważniejszych niż ja wtedy i zapisuje się do lekarki, gdy z pochwy leci więcej śluzu. Pomyśl, jak łatwo jest przeoczyć objawy infekcji lub poważniejszej choroby, gdy nosisz wkładki i jesteś w spirali czterech lub nawet pięciu biegów waginy!
Nie nośmy wkładek na co dzień! Powoduje to zwiększanie ilości wydzieliny i grozi infekcjami. To niebezpieczne, nieekologiczne, a przede wszystkim dające efekt kobry czy efekt Streisand, czyli przynoszące skutek przeciwny do zamierzonego!
Tu jednak muszę Ci się do czegoś przyznać. Choć na każdą rzecz w GinekoLOGICZNIE dzielnie szukałam wiarygodnych badań naukowych, to wygląda na to, że, jak na razie, nie istnieją niezbite dowody na to, że wkładki to samo zło. Mówią tak praktycznie wszystkie ginekolożki i wszyscy ginekolodzy, przypieczętowują to setki ludzkich historii, ale szumnych publikacji brak. Mimo to zaufajmy doświadczeniu lekarzy i pacjentek!
Zobacz też:
Aga Szuścik: Przyrzekłam sobie, że jeśli przeżyję, zacznę żyć po mojemu (wywiad)
Czy na pewno chodzi o wkładki higieniczne?
Pisząc o wkładkach, z premedytacją nie używam słowa „higieniczne”. W kontekście dbania o higienę i zdrowie codzienne noszenie wkładek uznać należy bowiem za przeciwieństwo higienicznego: „wkładka higieniczna” jest jak „zimny wrzątek” czy „słodka cytryna” – nie ma czegoś takiego, to oksymoron! Reklamy robią jednak swoje. Niektórzy producenci wkładek od lat sugerują, że żeby dbać o swoje zdrowie i samopoczucie, warto codziennie mieć w swoich majtkach wkładkę. Paczuszkę wkładek, wraz z książeczką, w której jasno napisane jest, że noszenie wkładek to gwarancja świeżości, otrzymują w szkołach, w ramach akcji promocyjnej, już dziewczynki.
Firmy zapewniają, że wkładki są ekologiczne, bezpieczne i zdrowe, że przepuszczają powietrze, a ciało ich praktycznie nie zauważa. To, delikatnie mówiąc, grube niedopowiedzenie.
Swego czasu, w ramach mojej prozdrowotnej misji, opublikowałam w mediach społecznościowych film z przymrużeniem jednego oka, ale z drugim szeroko otwartym – zabawne eksperymenty wkładkowe. Dziś je powtórzyłam, by z czystym sumieniem móc je tutaj opisać.
Najpierw wzięłam dwie pary majtek. Do jednych przykleiłam wkładkę. Obie pary bielizny zważyłam, po czym wylałam na nie równe porcje wody, odpowiadające średniej dziennej porcji śluzu. Użyłam strzykawki, by dobrze to odmierzyć. Ponownie zważyłam majtki, po czym założyłam je na pupy pluszaków. Po trzydziestu minutach waga majtek bez wkładki wróciła do stanu sprzed wlania wody – płyn całkowicie wysechł. Waga majtek z wkładką praktycznie jednak nie drgnęła. Nic nie wyschło. Woda została.
Następnie wzięłam dwa słoiczki i nalałam do nich po tyle samo gorącej wody. Jedno naczynko zatkałam majtkami – częścią, która dotyka sromu – i obwiązałam gumką. Drugie wieczko zrobiłam z identycznych majtek, ale z wkładką. Po półgodzinie tu i tu wsunęłam termometr, by zmierzyć temperaturę powietrza nad wodą. Różnica wynosiła ponad pół stopnia Celsjusza – pod wkładką było cieplej. Dla bakterii i Twojego ciała tych kilka kresek na termometrze to bardzo dużo.
Następnie nad stołem zawiesiłam wstążkę, po czym dmuchałam na nią przez metalową rurkę. Gdy między rurką a wstążką znajdowała się warstwa majtek, wstążka powiewała jak na wietrze. Kiedy do zestawu dodałam wkładkę, nie byłam w stanie poruszyć wstążki, choć dmuchałam z całej siły. To by było na tyle w kwestii rzekomo „oddychających” wkładek „higienicznych”…
Czy moje eksperymenty mają wartość naukową? Oczywiście, że nie – zabawa z wodą, ze strzykawką, z wstążką i pluszakami nie jest materiałem do specjalistycznego czasopisma ginekologicznego. Piszę o tym jednak, by jeszcze dobitniej pokazać kontrast między tym, co o wkładkach mówią reklamy, a tym, co ciągłe noszenie wkładek robi naszym genitaliom, całemu ciału, zdrowiu, a nawet samopoczuciu w kwestii komfortu. Widziałaś w sieci artykuł, który mówi, że noszenie wkładek jest jednak bezpieczne, a wymienione przeze mnie kwestie są w zasadzie sporne? Zerknij, proszę, kto ten artykuł opublikował…Wkładka jest jak ta znana każdemu z nas osoba, która uśmiecha się od ucha do ucha, ale w zanadrzu trzyma szpileczkę, którą zaraz Cię ukłuje.
Ciemna strona obiecywania uczucia świeżości ma jeszcze jeden mroczny zaułek – a co my, przepraszam, bez wkładek nie możemy być świeże? Jesteśmy tam brudne? Mamy się wstydzić tego znaczka na majtkach? Kneblować normalność działania naszych ciał jak srom wkładką? Dosyć!
Jak przestać nosić wkładki na co dzień?
Zdawałoby się, że odpowiedź na to pytanie jest prościusieńka – po odklejeniu wkładki, którą masz w majtkach, nie przyklejaj kolejnej i cześć. Też tak to sobie wyobrażałam, dopóki nie zaczęły do mnie pisać dziesiątki kobiet, uwięzione w spirali: „Noszę wkładki, więc mam więcej wydzieliny, więc noszę wkładki, więc mam więcej wydzieliny, więc noszę wkładki, więc mam więcej wydzieliny, więc…”. Jeżeli „z człowieka się wręcz leje”, proces przejścia na same majtki jest rzeczywistym wyzwaniem.
Oto czego możesz spróbować:
– Na okres przejściowy kup sobie wkładki lub podpaski wielorazowe albo spróbuj śmigać w majtkach menstruacyjnych (na przykład takich light). Wielorazowe produkty tego typu mają wkład chłonny, ale w dotyku są jak zwykłe majtki i mają znacznie lepszą przepuszczalność. To dobry przystanek na drodze do wyjścia z wkładek jednorazowych!
Możesz nosić przy sobie kosmetyczkę z zapasowymi majtkami i zmieniać je,
gdy odczuwasz taką potrzebę.
– Jeżeli masz możliwość, po wydaleniu większej porcji wydzieliny idź do toalety i delikatnie otrzyj wulwę oraz przetrzyj majtki. To, co na nich zostanie, wyschnie, nim zdążysz powiedzieć: „przednie spojenie warg sromowych”. Nie próbuj wsuwać do pochwy palca, by zebrać nadmiar wydzieliny – to zły pomysł i naprawdę zaskakuje mnie, że ktokolwiek to robi (a robi, niestety).
– Spróbuj wspierać się psychicznie w tym specyficznym czasie, jak tylko potrafisz. Możesz powtarzać sobie, że robisz coś ważnego dla swojego zdrowia i komfortu, że ciało odwdzięczy Ci się dobrostanem i wygodą, że to droga do cudownej wolności, że jesteś dzielna. Nikt nie zabroni Ci też wyznaczyć sobie nagrody za każdy tydzień lub nawet dzień bez wkładek! Małe domowe spa? Dodatkowy odcinek serialu wieczorem? Egzotyczny owoc? Czekoladka?
– Jeżeli czujesz, że z Twojej pochwy wypływa porcja wydzieliny, spójrz na zegarek i postaraj się o 10 minut cierpliwości. Pamiętaj wtedy, że to, co znajduje się w Twoich majtkach, nie jest niczym obrzydliwym i na sto procent wyschnie do momentu upłynięcia tych 10 minut, a znak, który zostanie na majtkach, to normalna sprawa.
– Podejmij wyzwanie 30 dni bez wkładek. Po tym czasie ilość wydzieliny powinna wrócić do normy na tyle, że nie będziesz odczuwała potrzeby skorzystania z wkładki. To niełatwe wyzwanie, ponieważ ilość śluzu nie zredukuje się z dnia na dzień, jednak w końcu tak się stanie, a noszenie samych majtek to idealna droga do unormowania ilości wydzieliny. Jeżeli jesteś osobą menstruującą, to może wystartujesz po najbliższej miesiączce? Jeśli na jakimś etapie wrócisz do starego nawyku zabezpieczania majtek wkładką, nie sądź, że poniosłaś porażkę, że się nie udało, że wszystko stracone.
Już jest lepiej – po prostu teraz warto zdjąć wkładkę i spróbować znowu. Uwierz mi, da się żyć, nosząc majtki bez wkładek. Jeśli zrezygnujesz z codziennego używania wkładek i się „przemęczysz”, wagina Ci się odwdzięczy — zdrowiem i mniejszą ilością wydzieliny. Da się być wolną od wkładek. Tej wolności Ci życzę!
![Aga Szuścik](https://www.miastokobiet.pl/wp-content/uploads/2023/12/Aga-Szuscik_fot_klaudyna_schubert.jpg)
Aga Szuścik, fot. Klaudyna Schubert
* Powyższy fragment pochodzi z książki „GinekoLOGICZNIE” Agi Szuścik. Podtytuł „Poradnik napisany przez pacjentkę, sprawdzony przez lekarki, lekarzy i nie tylko” doskonale oddaje jej charakter. Aga Szuścik napisała książkę w sposób kreatywny, na jaki nie porwałby się żaden lekarz, z obawy, że nie zostanie potraktowany poważnie. Jednocześnie z dbałością o merytorykę:
„Pomogło mi dwadzieścia jeden osób: dwanaścioro ginekologów i ginekolożek, lekarka medycyny stylu życia, patomorfolog, dwie psycholożki, fizjoterapeutka uroginekologiczna, prawniczka, językoznawczyni i aktywistka – topowi eksperci i topowe ekspertki w dbaniu o zdrowie ginekologiczne”
Książka ma formę pytań (niemal pięciuset), jakie zadawane są w gabinetach ginekologicznych i jakie spływają codziennie do Agi, która od kilku lat prowadzi na Ig konto edukacyjne @agaszuscik, i odpowiedzi na nie.
Wyświetl ten post na Instagramie
Aga Szuścić kreatywnie zaczęła objaśniać ginekologiczne kwestie od czasu, gdy w 2018 roku zachorowała na raka szyjki macicy. Swoje graniczne doświadczenie przekuła w artystyczny projekt „To się nie zdarza”. W czasie wystąpienia na TEDx-ie namawiała do regularnych badań cytologicznych. Zajęła się tematem patient experience (doświadczenia pacjentów mających kontakt z placówkami medycznymi), stworzyła Wielką Listę Ginekologów i Ginekolożek, pisze blog Życie po raku, nagrywa podcast Przygody ginekologiczne, pisze felietony In-Ty-Mnie dla „Miasta Kobiet”. Swój artystyczny talent (jest doktorką sztuk filmowych) wykorzystuje w tworzeniu treści edukacyjnych, obok których nie da się przejść obojętnie.