Sytuacja, która wstrząsnęła opinią publiczną, rozegrała się w 27 kwietnia 2023 roku w Krakowie. Dopiero teraz fakty wychodzą na jaw. „Rozebrałam się. Nie zdjęłam majtek, ponieważ wciąż jeszcze krwawiłam i było to dla mnie zbyt upokarzające, poniżające, i wtedy właśnie pękłam, wtedy wykrzyczałam im w twarz: „czego wy ode mnie chcecie?” — wspomina Joanna z Krakowa. Zbieg wydarzeń tego dnia rodzi wiele pytań.
Joanna pokazała twarz, bo jak nie ukrywa, dąży do tego, aby policja została ukarana. Komendant Główny Policji Gen. Szymczyk podczas konferencji z dnia 20.07.2023 podkreślił zdanie: „Nie godzę się na ten publiczny lincz na moich ludziach. Wykonywali obowiązek”. Co dokładnie wydarzyło się kwietniowego dnia i dlaczego ciężko przestać o tym myśleć?
Zobacz też:
Sprawa Joanny z Krakowa. Czy z kobietą można robić, co się chce?
Tajemnica lekarska, o której dowiedziała się policja
Joanna z Krakowa to zawodowa performerka i aktywistka działająca na rzecz kobiet. Początkiem kwietnia dowiedziała się, że jest w ciąży. Z powodu złego stanu psychicznego i fizycznego oraz przyjmowania leków, które mogą uszkodzić płód, zdecydowała się na aborcję farmakologiczną. Tabletki wczesnoporonne zakupiła przez Internet, ukrywając podmiot sprzedający medykamenty.
Wyświetl ten post na Instagramie
Kobieta po dokonaniu aborcji farmakologicznej, zadzwoniła do swojej lekarki. Przerażona nie wiedziała do kogo skierować się o pomoc. Myślała, że wszystko zostanie między nimi, jednak tak się nie stało. Joanna w wywiadach nieustannie podkreśla, że była naiwna i że lakarz, któremu podobno można bezgranicznie zaufać (z powodu obowiązującej tajemnicy lekarskiej) po prostu zawiódł. Kobieta żałuje, że nie skłamała nazywając aborcję – poronieniem. Przypominamy, że według definicji:
„Tajemnica lekarska to obowiązek lekarza nakazujący nieujawnianie osobom postronnym wszystkiego, czego dowiedział się o chorym w związku z wykonywaniem zawodu”.
Rzeczywiście, lekarka po odebraniu telefonu od pacjentki, zadzwoniła na komisariat policji. Komendant Główny Policji komentuje:
„Zgłoszenia dokonała pani doktor, która zaniepokojona stanem zdrowia pacjentki, a przede wszystkim groźbami popełnienia samobójstwa, postanowiła powiadomić służby celem ratowania życia tej osoby”.
Na konferencji puszczono autentyczne nagrania, które relacjonują rozmowę policjant – lekarka:
„Zadzwoniła do mnie pacjentka, którą leczę z (…). że chce się zabić, bo (…) zrobiła straszną rzecz i chce się zabić. Ma leki w domu na pewno, bo się leczyła. Jest sama w domu[…]. My ją mamy cały czas na telefonie. (…) Powiedziała, że zamówiła jakieś tabletki przez internet, wzięła, ciągnie się to już od paru dni (…) i że ona siebie zaraz zabiję, bo zrobiła straszną zbrodnię, a chłopak ją zostawił”.
Przeczytaj również:
Legalna aborcja bez kompromisów, czyli czy da się przerwać ciążę w Polsce
„Uznałam, że istnieje poważne zagrożenie dla jej życia”
Psychiatrka z Krakowa również nie pozostawiła całej sytuacji bez komentarza. Wydarzenie sprawiło, że codziennie odpiera bolesne ataki. Lekarka tłumaczy:
„Pani Joanna, która była leczona w ramach NFZ, zadzwoniła do mnie tego dnia około godziny 20:00 na mój prywatny numer telefonu. A ponieważ jestem z tego pokolenia, że nie kończę pracy o 16-nastej i nie przestaję się interesować pacjentami, zaczęłam z nią rozmawiać. Słowa, które wypowiedziała pacjentka oraz wiedza, jaką posiadałam, znając jej historię, sprawiły, że uznałam, że istnieje poważne zagrożenie dla jej życia. Istniało duże prawdopodobieństwo, że dojdzie do realizacji zamierzeń, o których wspomniała pacjentka”.
Lekarka w wywiadzie dla Onet relacjonuje, że w pierwszej kolejności zachęcała, aby pacjentka sama zadzwoniła pod numer alarmowy. Gdy tak się nie stało, wezwała pomoc:
„Dla mnie sam temat tego, że pacjentka dokonała aborcji, nie jest ważny, ale ważne jest to, że pewne zdarzenia mogą wywołać kolejne zdarzenia, które spowodują, że pacjentka ma ogromne poczucie winy i odpowiedzialności za to, co zrobi i poczucie, że nie ma innego wyjścia. Gdybym zataiła posiadane informacje, a one miałyby istotne znaczenie dla ratowania jej życia, byłoby to nieprawidłowe z mojej strony”.
Przerażający opis wydarzenia – relacja Joanny
Oburzające wydarzenie zachęciło Joannę do udzielenia wielu wywiadów. Wirtualna Polska News prezentuje nagranie “Skandaliczna interwencja policji w krakowskim szpitalu. Relacja pani Joanny: realnie się bałam”, z którego można dowiedzieć się, co czuła kobieta:
„Poza ratownikami medycznymi zjawiła się duża liczba policjantów, którzy zadawali mi szereg pytań, nie rozumiałam ich obecności. Sprawili, że byłam zupełnie przerażona w tamtej sytuacji […]. W tym czasie byłam w bardzo silnym stresie i podkreślam to, że bardzo wiele się zatarło w mojej pamięci. Pamiętam tylko pytania o mój telefon i mój komputer”
— wspomina Joanna.
„Czy pani miała wrażenie, że policjanci chcą pani pomóc?” — zadał pytanie dziennikarz.
„Nie ma mowy o żadnej trosce w tej sytuacji. Ja się realnie bałam, że zostanę aresztowana. W pewnej chwili płacząc, pytałam tych policjantów, czy mnie zabiorą do więzienia, bo do tego stopnia nie rozumiałam, co się dzieje w tej sytuacji”
— odpowiedziała bez zastanowienia kobieta. Podkreślając również:
„Przeciętny człowiek bez pomocy specjalisty w dziedzinie prawa, nic nie wie. Dopiero od pani mecenas dowiedziałam się właściwie, na czym stoję. Sama nie zostałam w jakikolwiek sposób poinformowana, co się dzieje, gdzie są moje rzeczy, co ja mogę zrobić, aby je odzyskać”.
Co dokładnie wydarzyło się w szpitalu?
„Tam miała miejsce scena zupełnie chaotyczna. Scena, w której lekarze bardzo się za mną wstawili, chronili mnie przed policją i jasno zakomunikowali, że ja nie stwarzam zagrożenia i niepotrzebne jest to pilnowanie mnie. Powtarzam raz jeszcze: ja tam tylko siedziałam i płakałam. Nie byłam niebezpieczna. Lekarze deklarowali, że nie potrzebują wsparcia policji już więcej i jest to absolutnie skandaliczne, że utrudniali pracę lekarzom, co na szczęście zostało zauważone w oświadczeniu wydanym przez sąd”
— relacjonuje Joanna.
„Byłam pilnowana. Jeden z policjantów cały czas siedział obok mnie na krześle. Było ich wielu. Nie pozostawiali mnie ani na moment samą […]. W sumie to powinno się wezwać kolejny patrol policji na te policję, jeżeli te moje rzeczy zostały zabrane bezprawnie, to zostały skradzione”.
— skarży się na policjantów kobieta.
„Na miejscu pojawiły się dwie policjantki. Kazały mi się rozebrać do naga, robić przysiady i kaszleć. To był w tym wszystkim dla mnie najtrudniejszy moment. Moment, w którym poczułam, że nikt mnie chroni, że jestem zupełnie sama w tej sytuacji, w której jestem absolutnie odarta z godności. To było bardzo upokarzające dla mnie, wtedy już byłam przerażona”
— tak przebieg wydarzenia relacjonuje Joanna.
Komendant Główny Policji Gen. Szymczyk odnosi się do zarzutów:
„Po przyjeździe priorytetem było badanie pani Joanny. Pani Joanna trafiła do lekarzy specjalistów. Była badana i dopiero po tym badaniu za zgodą lekarzy i w ich obecności dokonano przeszukania pani Joanny pod kątem zabezpieczenia telefonu komórkowego. Jeszcze raz podkreślam tylko i wyłącznie w celu uzyskania i zabezpieczenia informacji o tym, w jaki sposób doszło do zakupów tych medykamentów. Pod kątem tego, czy pani Joanna posiada w sobie zabronione, kupione substancje, które mogły stanowić zagrożenie dla niej, czy dla innych osób. A także, czy nie posiada innych niebezpiecznych przedmiotów w związku z decyzją personelu medycznego o o pozostawieniu jej na oddziale szpitalnym”.
Adwokatka Joanny – Kamila Ferenc podkreśla:
„Ta sprawa odbiega od jakichkolwiek standardów. Jest jak najdalej od tego jak policja powinna się zachowywać i traktować osobę, która jest w stresie i sytuacji wymagającej wsparcia medycznego. Nawet nie jakieś dużej interwencji medycznej, bo też podkreślmy, że pani Joanna nie była w trakcie tej aborcji. Zażycie tabletki miało miejsce tydzień wcześniej. Ona już była w końcowej fazie tego wywołanego farmakologicznie poronienia. Owszem krwawiła, ale była w takim kryzysowym, stresującym momencie życia pod względem emocjonalnym. Ona chciała, żeby ktoś się nią zaopiekował, a nie stawiał w charakterze podejrzanej. Muszę stanowczo powiedzieć, że nie ma takich substancji, które byłyby niebezpieczne, czy niewiadomego pochodzenia tak jak to przedstawia policja. Tabletki poronne są czymś, co pani Joanna miała prawo mieć, zażyć, tak jak każda osoba w Polsce”.
Dziennikarz zapytał również o możliwe zagrożenie zdrowia i życia w tamtej sytuacji. Joanna jednoznacznie stwierdziła:
„To była nadinterpretacja. Nadgorliwość to mało powiedziane”.
Kobieta utrzymuje, że w chwili, w której dzwoniła do swojej lekarki nie chciała sobie zrobić krzywdy i prosiła o pomoc psychologiczną, a nie ginekologiczną.
Interwencja, czyli policyjne fakty
Na polską policję wylała się fala hejtu po relacjach wyłącznie Joanny z Krakowa. „Potraktowali ją jak śmiecia”, „To jest zwykłe draństwo”, „Jak można tak traktować kobietę”… komentowała opinia publiczna po licznych wywiadach udzielonych przez kobietę. Minęło trochę czasu, zanim gen. insp. Jarosław Szymczyk postanowił skomentować sprawę z udziałem policji:
„Chciałbym wyrazić moje szczere ubolewania wobec sytuacji niezwykle trudnej życiowej, w jakiej znalazła się pani Joanna i abstrahuję zupełnie od działań policji z tym związanych. Sytuacja, w jakiej znalazła się pani Joanna, nie jest winą policji. Wyrażam ubolewanie, że ta konferencja w ogóle ma miejsce. Ale sposób, w jaki zaatakowano moich ludzi, na podstawie subiektywnej relacji, nie dał mi innej możliwości. W trosce o dobro społeczne postanowiliśmy tutaj państwa zaprosić”.
Podczas konferencji materiały zostały mocno okrojone, aby wyłączyć dane: osobowe, adresowe, telefoniczne, tajemnicę lekarską. W pierwszej kolejności przedstawiono dwa nagrania telefoniczne, w których psychiatrka zawiadamia policję o całym wydarzeniu i możliwej próbie popełnienia samobójstwa.
„Skierowany na miejsce patrol wspólnie z zespołem ratownictwa medycznego zastał panią Joannę w miejscu zamieszkania w bardzo złym stanie zarówno psychicznym jak i fizycznym. W rozmowie sama potwierdziła, że dokonała zakupu pewnych środków medycznych, które zażywała przez ostatnie dni”
— informuje gen. insp. Jarosław Szymczyk.
Zobacz też:
Zaostrzenie przepisów aborcyjnych – jak to się stało
Po przyjeździe policji, medycy podjęli decyzję o przewiezieniu pani Joanny do szpitala w celu podjęcia badań. Komendant Główny Policji dodaje również:
„Zespół ratownictwa medycznego poprosił, aby policjanci asystowali im w czasie drogi do szpitala. Padła nawet prośba, aby policjanci jechali w karetce. Funkcjonariusze się na to nie zgodzili. Pani Joanna na wieść o przewiezieniu do szpitala miała zareagować „dużym wzburzeniem”.
W opinii policji Joanna nie chciała współpracować, aby uchronić innych przed ryzykiem i zagrożeniem zakupu specyfiku, doprowadzającego kobietę do opłakanego stanu. Następnie laptop, z którego zostały zakupione medykamenty, został „procesowo zabezpieczony”.
„Za zgodą lekarzy i w ich obecności dokonano przeszukania pani Joanny pod kątem znalezienia i zabezpieczenia telefonu komórkowego, pod kątem tego czy posiada przy sobie te zakazane substancje i czy nie posiada przy sobie niebezpiecznych przedmiotów w związku z decyzją lekarzy o pozostawieniu jej w szpitalu. Po dokonaniu czynności, został zabezpieczony protokolarnie telefon komórkowy”.
— relacjonuje Gen. Szymczyk.
Komendant Główny Policji Gen. Szymczyk w „Konferencja policji ws. Pani Joanny” podaje dużo szczegółów dotyczących interwencji. Z całą konferencją można zapoznać się na kanale TVP info:
„Pani Joanna ani przez moment nie była osobą zatrzymaną. Ani przez moment nie wykonywaliśmy czynności ukierunkowanych na jej osobę. Robiliśmy wszystko, by uchronić ją przed samobójstwem […]. Nawet siła fizyczna nie była wykorzystywana wobec pani Joanny. Wykonano z panią Joanną wyłącznie czynności procesowe ukierunkowane na to, o czym wcześniej mówiłem”.
— dodaje komendant.
Podzielone zdanie społeczeństwa
Wydarzenie w uzasadniony sposób wstrząsnęło Polakami. Nadal nie wiadomo jednak, kto ma rację.
„Przypadek pani Joanny, która trafiła do szpitala, a tam otoczona przez policję i przy współpracy z prokuratorem była upokarzana, poniżano jej godność, zabrano jej własność. Ten wstrząsający obraz to jest coś więcej, niż kolejny dramat […].
— reaguje Donald Tusk, zapowiadając Marsz Miliona Serc.
„Pani lekarz-psychiatra, która znała swoją pacjentkę uznała, że jej stan w wysokim stopniu uprawdopodabnia, że popełni samobójstwo i jedynym sposobem, aby temu zapobiec jest tego rodzaju interwencja. Nie dzwoniła do prokuratury, by wszczynać postępowanie, ale po to, by pomóc kobiecie, aby nie zabiła sama siebie, bo miała wyrzuty sumienia. Stwierdziła, że zabiła własne dziecko i teraz chce zabić siebie”
— stwierdził Zbigniew Ziobro – Minister Sprawiedliwości.
„W świetle prawa policjanci nie mieli prawa zabrać telefonu pani Joannie. Potwierdził to w swoim postanowieniu krakowski sąd. Jasno z niego wynika, że działania policji były bezprawne”
— komentuje sprawę Mecenas Kamila Ferenc – pełnomocniczka Joanny.
„Wszystko wskazuje na to, że policja działała zgodnie z prawem. Oczywiście środowiska lewicowe, aborcyjne i liberalne media pieją, że kobiecie „został zabrany komputer i telefon”. Fakty są następujące: kiedy jest podejrzenie próby samobójczej oraz podejrzenie zażycia środków niewiadomego pochodzenia, które mogą zagrażać zdrowiu i życiu oraz których dystrybucja w Polsce jest nielegalna, to policja musi podjąć interwencję. Chociażby dlatego zostały zarekwirowane „komputer i telefon” kobiety, żeby spróbować znaleźć źródło pochodzenia tych pigułek”
— skomentował wydarzenie prezes Centrum Życia i Rodziny, Paweł Ozdoba.
Koniecznie przeczytaj:
„Ani jednej więcej. Przestańcie nas zabijać”. Śmierć ciężarnej Doroty
Jerzy Pobocha – psychoterapeuta i biegły sądowy wypowiada się dla Faktów:
„Po pierwsze z tym pacjentem się rozmawia, diagnozuje, oddziałuje się na niego psychoterapeutycznie, przepisuje odpowiednie leki i od tego właśnie jest medycyna, nie policja. Nie wyobrażam sobie, żebym wzywał policję do swojego pacjenta lub pacjentki. Po co? Żeby mu założyć kajdanki?”
„Według tych informacji, które ja mam ze źródła wiarygodnego, czyli komendy wojewódzkiej policji, sprawa miała miejsce następująca: przyjechała do szpitala pani w stanie poważnego zaburzenia, zagrożenia jej zdrowia, a nawet życia. Badający ją lekarz psychiatra stwierdził, że być może jest to efekt próby samobójczej. Pani zeznała, że zażyła nieznanego źródła pochodzenia środki, które nabyła w internecie. Policjanci poprosili ją o informację skąd, odmówiła podania takiej informacji. Co w takiej sytuacji ma zrobić policja?”
— komentuje w Radiu Zet Marcin Horała – pełnomocnik rządu do budowy CPK.
To jeszcze potrwa…
Komendant Główny policji zakończył konferencję słowami:
„Do tej chwili nie odnotowaliśmy żadnej skargi na działania policji”.
Jednocześnie apelując o „uspokojenie atmosfery wokół tej sytuacji”. Joanna żąda pieniężnego zadośćuczynienia i oświadcza:
„Nie po to się zdecydowałam na to, żeby o tym głośno mówić, żeby to poszło na marne. Bardzo bym chciała, pomóc możliwie największej liczby osób i od strony społecznej, i od po prostu dania wsparcia. Pokazania, że o te prawa należy walczyć, że nie ma się czego wstydzić”.
25 lipca 2023 roku pod IV Komisariatem Policji w Krakowie odbędą się pierwsze protesty pod hasłem „Nigdy nie będziesz szła sama. Solidarnie z Joanną”. Dowiedz się więcej: https://fb.me/e/32npkN5sP.