Monday, April 28, 2025
Home / Felietony  / Karolina Macios  / Czarna rozpacz

Czarna rozpacz

Czego najbardziej boją się chodzące nieszczęścia? Szczęścia.

Dürer Melancholia

Siedzę sobie na kanapie, a tu ktoś skrobie. Do drzwi skrobie

Dürer Melancholia

Dürer Melancholia

– Kto tam? – wołam z kanapy, bo ruszać mi się nie chce.
– Wpuść mnie – szemrze jakiś niewyraźny głosik.
– Ale kto tam?
– To ja. Znasz mnie. No wpuść mnie.
– Co za ja? – dopytuję podejrzliwie, bo głosik może i znany, ale żebyśmy tak od razu na ty były?
– No ja przecież. Czarna rozpacz. Wpuścisz mnie wreszcie?
A, ona. Znamy się, owszem, znajomość to jednak przelotna raczej. I od dawna nie pielęgnowana. Jednostronna, rzekłabym.
– Nie, idź sobie.
Milczy przez chwilę, najwyraźniej ją zatkało.
– Ale jak to? Nie otworzysz mi? – odzywa się wreszcie z niedowierzaniem. – Przecież na mnie czekałaś! Lato się skończyło, dni krótsze, mokrym wiatrem bryzga i liściem zarzuca… – urywa, na próżno czekając, aż się odezwę. – Zima blisko. Znowu będzie prało deszczem i błotem. I smog wrócił – dodaje triumfalnie, pewna swego zwycięstwa. – Ej, jesteś tam? – znów zza drzwi woła.
– Jestem.
– No to może jednak otworzysz? Na pewno brakuje ci słońca i… wakacji. Właśnie, gdzie byłaś na wakacjach? Wspaniale było, prawda? Falujące powietrze, morza szum i hamak między palmami… No ale się skończyło. Teraz szaro, buro, przemakające buty i kurtka ciężka od deszczu, a przecież dopiero co w kapeluszu po plaży paradowałaś.
Punkt dla niej, myślę sobie, a ona od razu to wyczuwa
– A byłaś już na pierwszym zebraniu w podstawówce? – rzuca mimochodem bestia jedna. – A to dopiero pierwsza klasa. Pomyśl, co będzie później: zebrania, trójki klasowe, samorządy, wycieczki.
Przebiegłe to, zna moje słabe punkty. A niech ją…
– I znów zrobi się ponuro za oknem, przy świetle włączonym przyjdzie siedzieć dzień cały. I same mrożonki w sklepach – doda z ciężkim westchnieniem, po czym z werwą od razu doda: – Właśnie, a człowiek wściekle głodny od rana, nic tylko by jadł i jadł, a w pasie przybywa.
Słyszę szelest dochodzący zza drzwi, więc zakradam się cichcem i wyglądam przez wizjer. Stoi bestia uparta na wycieraczce, ale z takim znudzonym wyrazem twarzy. Może odpuści? Ale nie, z kieszeni wyjmuje notesik i kartkuje przez chwilę poślinionym palcem. Wreszcie triumfalnie stuka nim w jedną z kartek.
– No i telewizora nie masz, a za telewizję narodową i tak przyjdzie ci płacić. I co by tu jeszcze – mamrocze pod nosem. – Co by tu jeszcze? Nie, to się nie nadaje. – Przewraca kartkę. – O tym już było, a o tym to nawet szkoda gadać. Jezu, i co ja mam z tobą zrobić?! – jęczy, aż żal mi się robi. No to zamek przekręcam i drzwi uchylam. Odrobinę, żeby sobie za dużo nie pomyślała.
Ona od razu się prostuje, uśmiecha i już bestia gotowa stopę w szparę wcisnąć, gdy zerka na mnie i twarz jej tężeje.
– Coś się dzieje? Wyglądasz tak jakoś… Bo ja wiem, dziwnie – mówi głosem niepewnym. – Chora jesteś?
– Nie, szczęśliwa – szczerzę się do niej, bo mi ten uśmiech od dłuższego czasu zejść z twarzy nie może.
Czarna rozpacz spluwa przez ramię i znak krzyża czyni, trzy razy na wszelki wypadek.
– A co dokładnie ci… dolega?
– Czuję, że jestem we właściwym miejscu o właściwym czasie, stres ograniczyłam do minimum, lubię swoją pracę i jestem w niej całkiem niezła, mam pod ręką dwóch mężczyzn mojego życia i… Sama nie wiem, jak to nazwać – po prostu cieszę się życiem.
– To przewlekłe? – dopytuje z odrazą w głosie.
– Taką mam nadzieję.
– Zaraźliwe? – Odsuwa się od wycieraczki, nie spuszczając ze mnie oka.
– Nie, raczej nie, chociaż głowy za to nie dam.
Robi kolejny krok w tył, wciska notes do kieszeni i zerka na zegarek.
– O, już tak późno? Rety, lecieć już muszę!
– Na kawę nie wpadniesz? – Drzwi szerzej otwieram i zapraszam z uśmiechem, ale ona tylko wzdrygnie się lekko, z nogi na nogę przestąpi i za siebie zerknie, czy droga ucieczki wolna.
– Wpadnę innym razem. Jak już ci przejdzie ten… ten stan. Tylko może najpierw zadzwoń, co? Niby nie zaraźliwe, ale wolałabym jednak nie złapać. W sumie lepiej będzie, jak napiszesz. Zawsze to mniejsze ryzyko. To lecę! Pa!
I tyle ją widziałam.

Karolina Macios

 

 

macios

Karolina Macios – kobieta wielofunkcyjna, która potrafi wydłużać dobę i zachować przy tym zdrowe zmysły. Redaktorka, autorka kilku powieści, ghostwriterka i matka, w wolnych chwilach współpracująca z Fundacją ZNACZY SIĘ i Fundacją Miasto Literatury, gdzie zajmuje się projektami literackimi.

Kobieta wielofunkcyjna, która potrafi wydłużać dobę i zachowywać przy tym zdrowe zmysły. Redaktorka, autorka kilku powieści, ghostwiterka i matka, w wolnych chwilach współpracująca z Fundacją ZNACZY SIĘ i Fundacją Miasto Literatury, gdzie zajmuje się projektami literackimi.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ