Wednesday, March 26, 2025
Home / Felietony  / Trzy dni sromoty, czyli gdy przeklnie cię Cyganka

Trzy dni sromoty, czyli gdy przeklnie cię Cyganka

Czapka Wstydu to czapka niewidka. Nikt nie wie, co się pod nią kryje

czapka wstydu

Czapka Wstydu to czapka niewidka. Nikt nie wie, co się pod nią kryje. Kiedy sam powiesz, że masz dziurę w skarpecie, nie dotknie cię, że ktoś ją zauważył / fot. Buzz Andersen / Unsplash

Wyjątkowo bliskie jest mi zjawisko tak zwanej nieadekwatności. Mam też koleżankę, dla której to dosłownie chleb powszedni i uczę się od niej, jak radzić sobie z rzeczywistością, która dzień po dniu wali na odlew pięścią w ryj. Potrzebuję w tej kwestii mentora, bo w pojedynkę nic nie zdziałam

 

Upadek po raz pierwszy

Są trzy poziomy sromoty. Pierwszy z nich to poczucie, że coś tu nie gra, pojawiające się, rzecz jasna, tuż po fakcie. Na przykład można przyjść na tak zwane bywanie w stroju jak na rolki, siedzieć jak zawstydzony karakan ukrywając brudne adidasy pod stołem, albo zdać sobie sprawę, że na rozmowie kwalifikacyjnej ma się oślinioną przez psa nogawkę. Nie jest źle, nie jest to stomia albo robak w gruszce, ale czuć, że gęba trochę piecze, że pojawia się nieadekwatność, świdruje w serduszku i sprawia, że trochę chce się wrócić pod kamień, spod którego się wylazło.

Albo jak stoi się pod McDonald’sem i w tym momencie pies zaczyna wymiotować na chodnik, duży i uparty pies, więc nie da się go odciągnąć w krzaki, a zgromadzona wokół dziatwa patrzy oceniająco, karci wzrokiem, jakbym co najmniej zrzygała się tam ja.

Albo gdy pcha się w markecie nie swój koszyk, zaczepia się na ulicy obcą osobę myląc ją z sąsiadem, mówi się kasjerce „dzień dobry” zamiast „do widzenia”, takie to buty. To codzienne siłowanie się ze światem, w ogólnym rozrachunku nie takie straszne. Każdy się przecież czasem wstydzi.

Zobacz też:
W sylwestrową noc uwiodła mnie teściowa. Byłem w szoku

Przed państwem – poziom drugi

Upadek z wyższego konia jest wtedy, gdy przy wymianie baterii w analogowym zegarku powiesz, że nie używasz go zbyt często, więc bateria wystarczy na długo, albo gdy zliczysz, że opłaca się wziąć dwa oddzielne paragony przy zniżce dziesięć procent, bo razem wyjdzie dwadzieścia. Te momenty, gdy pot zaczyna lecieć po plecach cienką, lodowatą igłą, nieadekwatność rośnie i zaczynasz się zastanawiać, jakim cudem przeżyłaś trzydzieści lat bez zrobienia sobie krzywdy zastawą stołową.
Czasem mam wrażenie, że producenci odzieży specjalnie szyją brzydkie kufajki, waciaki jak z horroru i wstydliwe czapki, niepasujące do niczego na tym świecie. Moja koleżanka, która prowadzi mnie przez meandry wstydu, ma właśnie taką czapkę, której nie wyrzekłby się najbardziej zatwardziały pijak, wieloletni weteran branży. Kasia nosi ją wszędzie. Kiedy ja się wstydzę, że mam pognieciony podkoszulek, ona dumnie naciąga na głowę swoją skulkowaną, ordynarnie zieloną mycę i wtedy sobie myślę, że chyba przesadzam. „Mnie się podoba”, mówi Kasia, a do mnie dociera, że nieadekwatność jest w głowie. I ja ją boleśnie odczuwam. Że w zasadzie na głowie można mieć, co się chce. I już prawie mi lepiej.

Wtem – klątwa

Babka Maria mówiła, że jeśli ktoś jest wyjątkowym pechowcem, to przeklęła go Cyganka. Wolę myśleć o mojej nieadekwatności właśnie jako o pechu, bo wtedy nie muszę przyznawać sama przed sobą, że znowu dałam ciała. I kiedy trzeciego dnia sromoty podrywa mnie pijak w tramwaju, wchodzę z impetem nie do tego mieszkania co trzeba, albo płacę w sklepie kartą, na której nie ma ani grosza – wiem już, że ta klątwa to całkiem niegłupi koncept. Gdy przy ludziach z nogawki jeansów wyciągam wczorajsze majtki, gdy przechodzę obok robotników z umazanym kupą psem,
gdy znajomy mojej matki widząc moją dziecinną gębę pyta, w której jestem klasie – wtedy wracam myślami do Cyganki. Zewnątrzsterowność. To na pewno to. I wtedy rozumiem. Czapka Wstydu to czapka niewidka. Nikt nie wie, co się pod nią kryje. Kiedy sam powiesz, że masz dziurę w skarpecie, nie dotknie cię, że ktoś ją zauważył. Dziękuję, mentorko Katarzyno, za tę cenną lekcję. Nie można się wstydzić, jeśli cię nie widać. Dosłownie i w przenośni.
Jutro też jest dzień. Spróbuję godnie obsłużyć automat do biletów, zamiast jechać na gapę, bo tak naprawdę nie wiem, który guzik wcisnąć. A zapytać się nie odważę. Nie mam jeszcze własnej czapki.

Magdalena Litman

Z wykształcenia dziennikarka, z serduszka – wieszczka. Zajmuje się szeroko pojętą reklamą i copywritingiem. Kocha detal, metafory, ogórki kiszone i podlaskie szeptuchy.

Oceń artykuł
1KOMENTARZ
  • Jarosław Sieraczkiewicz 29 lutego, 2020

    Zewnątrzsterowność, jak to ładnie napisała autorka, to chyba nasza choroba cywilizacyjna.

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ