Thursday, January 16, 2025
Home / POLECAMY  / Córka mnie okradła. Do dziś nie mogę się otrząsnąć (prawdziwe historie)

Córka mnie okradła. Do dziś nie mogę się otrząsnąć (prawdziwe historie)

Czas nie leczy ran

płacząca kobieta

Trudne historie / fot. Pexels, Karolina Grabowska

Krystyna (56 lat) dotąd nie może spokojnie mówić o tym, co ją przed laty spotkało ze strony jedynej córki. Nie czerpie też pociechy z faktu, że znalazła sposób, aby dać jej nauczkę. Mimo to nie zawaha się tego zrobić

Patriarchat dla świętego spokoju

Mąż nigdy nie pozwalał pani Krystynie pójść do pracy – uważał, że potrafi sam utrzymać ich oboje i córkę Julię. Taki niby patriarchalny model rodziny wyniósł z domu. Dziś jednak Krystyna nie ma wątpliwości, że chodziło mu o coś innego. Była wówczas atrakcyjną, szczupłą blondynką, mężczyźni się za nią oglądali, a on nie mógł tego znieść. Po prostu był chory z zazdrości. A już wolała nie myśleć, co by było, gdyby zaczęła zarabiać więcej od niego. To by miała dopiero piekło! Dla świętego spokoju dała się więc na kilka lat zamknąć w domu, a między ludzi szła tylko po zakupy i do kościoła. Zupełnym przypadkiem doszło do niej, że małżonek, weterynarz z powiatowego inspektoratu, coś za często zabiera do swego auta jedną ze stażystek.

‒ Dobrze się czujesz? ‒ odpowiedział z ironią, gdy go o to wprost zapytała. ‒ Czasem pracujemy razem w terenie. Jasne, że ją wtedy podwożę. A co, już ludzie gadają?

Ta sprawa nie dawała jednak Krystynie spokoju. Kobieca intuicja? Nie zamierzała śledzić męża, to byłoby śmieszne. Postanowiła za to staranniej oglądać jego bieliznę, którą co wieczór wrzucał do kosza na pranie. Choć jednak plamy jak od krochmalu, które od czasu do czasu tam odkrywała, zdawały się potwierdzać jej obawy, czuła, że jako dowód są dość słabe. Aż kiedyś, prasując spodnie męża, znalazła w kieszeni papierek od prezerwatywy. Idąc z Krystyną do łóżka nigdy ich nie używał.

Zobacz koniecznie:
Sypiam z nieznajomym, aby ratować moje małżeństwo. Niczego nie żałuję

Córeczka tatusia

Aby po rozwodzie móc utrzymać siebie i córkę, Krystyna podjęła pracę w miejskim ośrodku pomocy społecznej. Tam poznała swojego drugiego męża. Wtedy zaczęły się jej kłopoty z Julią.

‒ Najpierw to zamieszanie z rozwodem, potem dość szybko moje drugie małżeństwo. Może za bardzo się pospieszyłam… Rozumiem, że za dużo tego było jak na zbuntowaną nastolatkę. Robiła mi w domu piekielne awantury. Od początku winiła mnie za rozpad naszej rodziny. Nie wiem, czego jej o mnie nagadał mój były, ale zaczęła mnie traktować jak powietrze. Wyprowadziła się, gdy tylko dostała do ręki dowód osobisty.

Krystyna raz po raz słyszała, że jej córka ‒ na początku studentka prawa, a potem uparta aplikantka, pnąca się po szczeblach kariery w stolicy ‒ bywała widziana na mieście z ojcem. W takim powiatowym mieście nic się nie uchowa. A mieszkanie matki omijała szerokim łukiem.

Mamuś, pożycz

Pani Krystyna nie miała szczęścia do mężów. Drugi, kilkanaście lat straszy od niej, odszedł nagle na raka płuc, podobno nic się nie dało zrobić. Krótko po pogrzebie niespodzianie przyjechała Julia ‒ ciepła i serdeczna, współczująca. Spragniona odświeżenia nadwątlonych relacji z matką. Widać po trzydziestce dojrzała, obudziła się w niej potrzeba pierwotnych kobiecych więzi. Krystyna, nadal roztrzęsiona po chorobie i śmierci męża, bardzo potrzebowała wypłakać się przed kimś bliskim, więc czy marnotrawna córka, wracająca do domu z sercem na dłoni, mogła trafić lepiej? Julia zaczęła przyjeżdżać co tydzień, co dwa. Pomagała w pracach domowych, a wieczorami parzyły sobie herbatę, siadały przy kuchennym stole i rozmawiały. Aż kiedyś Julka zjawiła się dość markotna, małomówna.
‒ Coś cię trapi, córciu? ‒ zagadnęła matka.
‒ A, każdy ma jakieś kłopoty.
‒ Nie chcesz, to nie mów, masz prawo – westchnęła Krystyna.
Córka spojrzała na nią i przygryzła usta.
‒ Mogłabym kupić mieszkanie na wynajem, nieduże, ale w dobrym punkcie. Ale… mam problem z kredytem, a tego, co mogę uzbierać, nie wystarczy. Więc raczej nic z tego nie będzie ‒ wypaliła.

Miałam nieco oszczędności ‒ głównie po mężu, trochę własnych, łącznie jakieś osiemdziesiąt tysięcy. To miała być moja rezerwa na czarną godzinę. Nigdy nie wiadomo, kiedy człowiek się rozchoruje, albo przyplącze się inna bieda. Co zrobi bez pieniędzy? Nic! No ale jednak dziecko to dziecko…

‒ Może mogłabym ci pomóc ‒ rzuciła ostrożnie Krystyna. ‒ Oczywiście, w miarę moich możliwości. Ale żebyśmy się dobrze rozumiały: to będzie pożyczka. Może być?
‒ Naprawdę? Mogłabyś mi trochę pożyczyć?

Przeczytaj koniecznie:
Narcystyczna matka i dorosła córka. Jak sobie radzić i jak się uwolnić?

Wyhodowałam sobie wroga

Ściskając się i płacząc ze wzruszenia umówiły się, że Julia zacznie comiesięczne spłaty za rok. Tak, zarabia dość, nie będzie to dla niej żaden kłopot. Następnego dnia Krystyna poszła do banku i dokonała formalności.
Od tamtego dnia nie widziała córki. Julia nawet nie zadzwoniła. Kolejna zmiana klimatu między nimi obudziła najgorsze obawy Krystyny, bo skądinąd wiedziała, że Julia ma się doskonale. A jednak odrzucała połączenia, gdy na początku zaniepokojona Krystyna próbowała się do niej dodzwonić. Ale gdy od pamiętnej rozmowy minął rok, a na jej rachunek nie wpłynął pierwszy przelew od córki, postanowiła dzwonić do skutku.
‒ Ależ jesteś uparta ‒ usłyszała w słuchawce. ‒ Czego chcesz?
‒ Jak słyszę, masz się dobrze, córciu. ‒ Krystyna zaczęła tak, jakby nie dosłyszała opryskliwego tonu Julii, choć skóra ścierpła jej na plecach. ‒ Głupio mi się tak upominać, ale… co z naszą umową? Właśnie minął termin. Zapomniałaś?
‒ Zupełnie nie wiem, o czym mówisz, kobieto ‒ w słuchawce rozległo się ziewnięcie.
‒ O pożyczce na mieszkanie.
‒ Acha. Zapomnij. Masz na to papier? Nie? To do widzenia!

Zobacz koniecznie:
Bogdan de Barbaro o matkach, córkach, relacjach, miłości i wolności (cytaty)

Czas nie leczy ran

Upłynęło osiem lat, więc pani Krystyna zdołała trochę ochłonąć, ale gorycz pozostała. Nawet woli nie nazywać kradzieżą tego, do czego posunęła się jej córka. Zdaje sobie sprawę, że to uderzyłoby w nią samą, bo wyszłoby na to, że wychowała złodziejkę, a więc była złą matką. A przecież nie ma sobie nic do zarzucenia. Ale narasta w niej przekonanie, że nie powinna puścić tego płazem – bezkarność jest demoralizująca. Postanowiła więc, że da córce nauczkę. Oczywiście, w majestacie prawa, żeby nie było. Otóż kiedy za pięć lat przejdzie na emeryturę, a z prognoz wynika, że będzie to bardzo skromna emerytura, z czystym sumieniem wystąpi o alimenty od Julii. Postara się też, aby były wysokie; jej córka musi boleśnie odczuć, że proces jej wychowywania jeszcze się nie zakończył.

Wiem – nie od Julki, ale od czego jest Internet – że robi karierę w międzynarodowej korporacji, więc z pewnością dobrze zarabia. To ile miesięcy musi pracować, aby zarobić tyle, ile ode mnie wyłudziła? A jak starannie sobie to przygotowała! Mimo upływu czasu nie mieści mi się w głowie, że wychowałam takiego pasożyta!

Dziennikarz, redaktor, fotograf, ilustrator. Jedyne męskie spojrzenie na miastokobietowy babiniec.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ