Thursday, April 24, 2025
Home / Felietony  / Karolina Macios  / Co możemy mieć w d…

Co możemy mieć w d…

Co roku o tej porze bierze mnie na życiowe przemyślenia. Nie ma co kryć, coraz szybciej rosną nasze dzieci, coraz tkliwiej wspominamy dzieciństwo.

Ilustracja: Fotolia

Co roku o tej porze, a właściwie systematycznie dwa razy w roku, bo o tej porze i w okolicy urodzin, bierze mnie na życiowe przemyślenia. Nie ma co kryć, coraz szybciej rosną nasze dzieci, coraz częściej small talk zamieniamy na pogawędki o schorzeniach, coraz tkliwiej wspominamy dzieciństwo. Lada moment okaże się, że lepiej pamiętamy kolor pierwszych szkolnych kapci niż imię sąsiadki z pierwszego piętra. Sąsiadki, bo z sąsiadem to zupełnie inna sprawa.

 Lata lecą, a ludzie – doprecyzujmy: kobiety, bo uogólnienia są nad wyraz krzywdzące – z wiekiem mądrzeją. No dobra, jak każda zaliczamy kilka wpadek: nie ten mężczyzna, nie ta praca, nie ta sylwetka i rozpaczliwy strach przed życiem sponsorowanym przez literkę S: S jak samotność i S jak starość. Nie ma co łez wylewać, idealne wszak bywają tylko osoby z ostrymi zaburzeniami.

Nie to jest zresztą najważniejsze. To, co najbardziej istotne, w czym zamykają się największa życiowa mądrość i doświadczenia wielu pokoleń, sprowadza się w gruncie rzeczy do… dupy. Tej mentalnej, rzecz jasna, bo nie mówimy tu przecież o męskim kryzysie wieku średniego. Po prostu z wiekiem coraz bardziej krystalizuje nam się to, na czym powinno nam zależeć, oraz to, co możemy mieć w dupie. Wbrew pozorom wiedza ta nie pojawia się ot, tak sobie, nie dostajemy jej w spadku, nie dziedziczymy w genach, ale nabywamy, i to często drogą bolesnych doświadczeń. Z czasem okazuje się, że mamy coraz większą dupę – tę mentalną rzecz jasna, bo nie mówimy tu o uniwersalnym kryzysie kobiecym – a lista rzeczy, na których nam naprawdę zależy, kurczy się, zamiast wydłużać. I dobrze, gdyż nie o ilość chodzi, a o jakość.

Na moją listę wskoczyła niedawno życzliwość z gatunku tych bezinteresownych, a stało się to, gdy pewnego dnia fiknęłam życiowego koziołka i nagle ocknęłam się z głową w ziemi i z nogami w chmurach. Niezbyt to komfortowe uczucie, bo horyzont niby znajdował się tam, gdzie trzeba, ale coś z nim było wyraźnie nie tak. Po fikołku wstałam, otrzepałam się i poszłam dalej, i dopiero następnego dnia zorientowałam się, że coś się jednak zmieniło. Świat wypluł z siebie nowy gatunek – człowieka życzliwego. Takiego, co to poklepie po ramieniu, użyczy papierosa, dorzuci złotówkę do najtańszego piwa, powie dobre słowo albo pomilczy, gdy trzeba – a wszystko zupełnie bezinteresownie. Prawdopodobnie to właśnie życzliwość, a nie wbrew pozorom grawitacja, trzyma nasz świat w kupie, i to odkrycie wywindowało ją na jedno z najwyższych miejsc na mojej liście. Spadło z niej za to chrześcijańskie miłosierdzie, bo doprawdy powiadam wam: są ludzie, którzy na nie zasługują, i są tacy, którzy nie zasługują, i nie dajmy sobie zamydlić oczu katolicką propagandą miłowania bliźniego. Moja babka, myśląc o pewnych konkretnych bliźnich w jej życiu, mawiała zawsze: „A niech ich świnia powącha”. I zapewniam was – miała rację. Miłosierdzie jest przereklamowane, za to życzliwość nad wyraz pożądana, ale nie ma co tak nią znowu szafować na prawo i lewo. Trzeba jej nadać właściwy kierunek, bo – jak wszystko, co dajemy innym – prędzej czy później do nas wróci. I choć żadna z mojej babki buddystka, doskonale wiedziała, na czym polega karma. Dożyła wieku, w którym pamiętała nie tyle kolor kapci, ile chodzenie boso do szkoły, za to nie mogła sobie przypomnieć tego, co wydarzyło się przed chwilą, ale – możecie mi wierzyć na słowo – była naprawdę mądrą kobietą.

Ja zmądrzałam dopiero niedawno. Za to, gdy już zaczęłam ten proces, nie zamierzam go nigdy kończyć, czego i Nam wszystkim z całego serca życzę. Podobnie jak i szerokiej dupy – tej mentalnej, rzecz jasna. Dożyjmy w spokoju wieku mojej babki i niech Nas świnia nigdy nie powącha. I życzę Nam jeszcze nosa do ludzi życzliwych, i czasem fikołka życiowego, po którym wstaniemy, otrzepiemy się i pójdziemy dalej, bo tę umiejętność to akurat my, kobiety, mamy w genach.

Karolina Macios

macios-norKarolina Macios – kobieta wielofunkcyjna, która potrafi wydłużać dobę i zachować przy tym zdrowe zmysły. Redaktorka, autorka kilku powieści, ghostwriterka i matka, w wolnych chwilach współpracująca z Fundacją ZNACZY SIĘ i Fundacją Miasto Literatury, gdzie zajmuje się projektami literackimi.

 

Kobieta wielofunkcyjna, która potrafi wydłużać dobę i zachowywać przy tym zdrowe zmysły. Redaktorka, autorka kilku powieści, ghostwiterka i matka, w wolnych chwilach współpracująca z Fundacją ZNACZY SIĘ i Fundacją Miasto Literatury, gdzie zajmuje się projektami literackimi.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ