Ciocia dobra rada
Rozpoczynamy nowy cykl. Cykl, który pozwoli ci zobaczyć samą siebie w nowym świetle. Umawiamy się na 12 spotkań. Każde poświęcone jednemu aspektowi nas samych.
Rozpoczynamy nowy cykl. Cykl, który pozwoli ci zobaczyć samą siebie w nowym świetle. Umawiamy się na 12 spotkań. Każde poświęcone jednemu aspektowi nas samych. Jedyne, co masz zrobić, to odrabiać zadania domowe. Resztę roboty odwalimy za ciebie.
Zaczynamy od twojej autonomii. Czy świat na pewno ją respektuje? Kiedy ostatnio ktoś zapytał cię, czy masz chłopaka, ile masz lat czy na kogo głosowałaś w ostatnich wyborach?
Kiedy ostatnio złościłaś się, bo ktoś cię obraził czy zasugerował coś negatywnego na twój temat? Kiedy ostatnio poszłaś na imieniny cioci Krysi, choć zupełnie nie miałaś ochoty, albo zajęłaś się dziećmi siostry tylko dlatego, że głupio było się przyznać, że masz inne plany na wieczór?
A zadałaś sobie pytanie, jakim prawem ja ciebie o to pytam? Co komu do tego, czy jesteś w związku i czy powinnaś podciąć końcówki? Niby mamy prawo do prywatności, a tymczasem w codziennym życiu nieustannie ktoś próbuje nam ją naruszyć. Życzy ci w wigilię, byś wreszcie schudła, skończyła magisterkę czy wzięła ślub, bo przecież chce twojego dobra. Tymczasem rada ma to do siebie, że ujawnia przekonanie kogoś, że to on wie lepiej niż ty sama, co jest dla ciebie dobre. Ostatnio prowadziłam zajęcia dla dużej grupy ludzi. Podeszła do mnie nieznana mi kobieta. Powiedziała, że podobało jej się, ale sugerowałaby mi na przyszłość, bym nie nosiła tego typu spódnic, bo niekorzystnie w nich wyglądam. Przedstawiła się jako stylistka i zaproponowała też inne zmiany w moim ubiorze. Co w tym złego, może ktoś zapytać. Jeśli jest fachowcem, to chyba dobrze, że bezinteresownie chce mi pomóc? Tak. Ale pod warunkiem że to ja uznam jej wyższość w temacie wyglądu i poproszę ją o sugestię. Jeśli prośba wyjdzie z mojej strony, to tak, jakbym mówiła: podoba mi się twój styl, chciałabym coś zmienić w swoim i chętnie posłucham, co byś mi podpowiedziała. Jeśli to od niej, obcej osoby, wychodzi propozycja, to stanowi naruszenie moich granic. Bo to oznacza, że ta osoba przychodzi do mnie i mówi: ja wiem lepiej niż ty, co dla ciebie dobre. To ona sama sytuuje się w naszej relacji wyżej niż ja i zwyczajnie mnie poucza. Narusza moje granice w prosty sposób – robi to bez mojej zgody. Rada jest dobra, gdy o nią poproszę. W innym wypadku jest zwykłą przemocą emocjonalną, która narusza granice mojej autonomii. Nawet jeśli ta rada udzielona jest w dobrej intencji.
Polacy uwielbiają doradzać. Proste doświadczenie. Wejdź mocno przeziębiona, z katarem lejącym się z nosa, do tramwaju czy do windy. Natychmiast zostaniesz zasypana setkami rad, że świeży imbir pomoże, że lepiej żebyś w łóżku została, że czas na zimową kurtkę. Spróbuj nie wchodzić w tę rozmowę, powiedzieć: „Dziękuję za radę”. Natychmiast zostaniesz postawiona do pionu kolejną reprymendą, że na pewno nie dosuszyłaś włosów i wyszłaś na zewnątrz z mokrymi, że nic dziwnego, że chorujesz, skoro chodzisz z krótkim rękawem przy takiej temperaturze i jeszcze szalika nie nosisz. Jeśli dalej spróbujesz nie wchodzić w polemikę, tylko grzecznie dziękować, to może się zdarzyć, że dojdzie do prawdziwych gróźb: że sobie sprawy nie zdajesz, ale powikłania po grypie mogą się skończyć śmiercią. Twoje przeziębienie staje się bez twojej zgody sprawą publiczną.
W sobotę złamałam palec u prawej ręki. Lekarz orzekł złamanie, polecił gips. Ja, dorosła osoba, podjęłam samodzielną decyzję, że gipsu nie założę. Ale muszę się przyznawać do złamania, bo mam kłopot z podpisywaniem dokumentów i innymi codziennymi czynnościami. Poszłam do operatora sieci, aby zmienić kartę w telefonie. „Czy pani oszalała z tym palcem? Jak go pani nie usztywni, to krzywy będzie”. Uśmiecham się i mówię, starając się zamknąć temat, że dziękuję za troskę i liczę się z tym, że może być trochę krzywy. Facet nie odpuszcza: „Niechże go pani chociaż usztywni. Takie specjalne usztywnienia są”. Ja dalej: „Dziękuję, przemyślę sprawę”. „Tu nie ma o czym myśleć”, peroruje domorosły ortopeda, „tu trzeba działać!”. W banku na odchodnym pani mnie poprosiła: „Chociaż niech pani w kwaśnej wodzie wymoczy”. A na stacji benzynowej kazano mi koniecznie jeść galaretę z kości cielęcych. I nikomu jakoś nie przyszło do głowy, żeby mnie zapytać, dlaczego nie zagipsowałam tego palca.
Nie chodzi o same rady. Wiem, że one były z serca i troski. Chodzi o to, że radząc mi, druga osoba sytuuje mnie w niższej pozycji – pozycji osoby niedojrzałej, aby samodzielnie podejmować decyzję; osoby, za którą trzeba działać; osoby, która sama sobie nie poradzi. A ja jestem dorosła, samodzielna i odpowiedzialna za własne decyzje. I tak chcę być traktowana. Palec jest mój, nawet jak będzie krzywy.
Zadanie dla ciebie:
1. Tydzień pierwszy. Zapisuj sytuacje, w których ktoś ci coś poradził bez twojej zgody. Tylko słuchaj i notuj. Nie racjonalizuj, czy komuś było wolno czy nie. Po prostu zapisuj każdą sytuację, w której poczułaś się jakoś dotknięta, bo ktoś przekroczył twoją granicę.
2. Tydzień drugi. Jedynie dziękuj za radę („dziękuję, przemyślę sprawę”), zostawiając otwartą kwestię, czy z tej rady skorzystasz czy nie. Obserwuj reakcję innych, ale też swoją. W końcu to twoją autonomię się narusza.
Małgorzata Majewska
Artykuł pochodzi z nr 5/2015. Zobacz, gdzie możesz dostać magazyn drukowany [DYSTRYBUCJA MK]