Ciało doskonałe, czyli jakie?
Pytamy eksperta medycyny estetycznej, Marka Wasiluka czy takie w ogóle istnieje?
O tym, czy istnieje ciało idealne z punktu widzenia medycyny estetycznej, opowiada dr Marek Wasiluk, lekarz medycyny estetycznej, jedyny w Polsce absolwent studiów MSc In Aesthetic Medicine w Barts and The London School of Medicine and Dentistry, Queen Mary University od London
Aneta Pondo: Jak wygląda ciało idealne, zgodne z kanonami piękna?
Marek Wasiluk: Nie da się zdefiniować ciała idealnego. Zwłaszcza że kanony piękna się zmieniają i są uwarunkowane kulturowo. Poza tym istnieje przecież coś takiego jak indywidualny gust, więc nie da się jednoznacznie ustalić, jakiej wielkości biust jest najdoskonalszy, jaki wzrost jest idealny, czy lepsza jest blondynka czy brunetka. Owszem, przyjmuje się, że atrakcyjne kobiece ciało to długie nogi, płaski brzuch, lekko zaokrąglone biodra, wydatny biust i zgrabne pośladki. Ale współczesnemu ideałowi, kreowanemu przez media, reklamy, wybiegi mody i zdjęcia z Facebooka i Instagrama, często bliżej jest do anoreksji niż do kobiecości. Kiedyś piękno kojarzone było z zaokrąglonymi kształtami – raczej Wenus z Milo, niż wychudzona modelka. Nawet cellulit, dziś tak skrupulatnie usuwany ze zdjęć, przedstawiano w rzeźbach jako coś normalnego. Trend na wyszczuplanie trwa od 50 lat, a zawdzięczamy go rozwojowi technologii i mediów. Marilyn Monroe ze swoim rozmiarem 42 nie znalazłaby pracy w modelingu, chyba że w agencji modelek XXL. A mimo to nadal uchodzi za symbol kobiecości. To dlatego, że – jak często podkreślają styliści – w sylwetce bardziej niż waga liczą się proporcje. Jednym z najważniejszych wskaźników atrakcyjności ciała jest WHR, czyli stosunek obwodu talii do obwodu bioder. Zaobserwowano, że choć w różnych konkursach piękności organizowanych na całym świecie wygrywają kobiety coraz szczuplejsze, to WHR pozostaje niezmienny i wynosi 0,7.
Kobietom przychodzącym dziś do gabinetu medycyny estetycznej bliżej do sylwetki Marylin Monroe czy modelek z wybiegów?
Marek Wasiluk: Moimi pacjentkami są kobiety w każdym wieku i o każdym kształcie. Są nimi też modelki, fotomodelki i aktorki, i zapewniam, że nie mają idealnych ciał. Kiedy widzimy te kobiety na zdjęciach, mają makijaż, są dobrze ubrane i jeszcze dodatkowo udoskonalone w Photoshopie. Tak przerobione ciała nie odzwierciedlają rzeczywistości, i prawdę mówiąc, nie wyglądają naturalnie. Czasem słyszę od kobiety, która wie, że moją pacjentką jest też jakaś konkretna gwiazda: „Ach, ja to bym chciała wyglądać tak jak ona!”. Tymczasem wcale nie wygląda gorzej. Tyle że tamtą widzi już zrobioną na imprezę lub przepuszczoną przez program graficzny.
Specjalistom od poprawiania urody taka pogoń za wyimaginowanym ideałem jest chyba na rękę?
Marek Wasiluk: Może producentom, którzy chcą sprzedać swój sprzęt – notabene nie zawsze skuteczny – do odchudzania, odsysania i modelowania – tak, ale uczciwie wykonującym swoją pracę lekarzom na pewno nie. Bo po pierwsze, uzyskanie tak idealnych efektów jak w Photoshopie jest nieosiągalne, a przynajmniej nie u każdej pacjentki. A po drugie, to prowadzi do tworzenia „klonów”. Jestem przeciwnikiem idealizowania urody, bo to się kończy kompleksami. Nawet najpiękniejsza kobieta jest w stanie wpaść w niską samoocenę pod wpływem wzorców lansowanych przez media, które są dalekie od rzeczywistości. Przychodzą do mnie ładne, czasem wręcz śliczne młode dziewczyny i narzekają, że mają brzydką cerę w porównaniu z…, i tu wymieniają tę, tę i jeszcze tamtą. Albo, że zbyt grube kolana lub brzydką buzię. Przychodzą wytrenowane, szczupłe dziewczyny i chcą liposukcji. Inne mają na twarzy parę jasnych włosków i wpadają w rozpacz. Znamienne, że są to mankamenty, które zauważają tylko one same. Płaczą, że mają cellulit, że tu blizna, tam nitka rozstępu, a trzeba się dobrze przyjrzeć, żeby to zauważyć. W dodatku, gdy mi pokazują swoje „defekty”, są zakłopotane, czerwienią się, jakby wstydziły się tych wyimaginowanych skaz na urodzie. Kobiety żyją pod nieustanną presją perfekcjonizmu, który często same sobie narzucają. Mam na przykład pacjentkę w wieku ok. 30 lat, ładną, która studiuje medycynę, więc spotyka różnych ludzi – młodych, starych, chorych. I ta dziewczyna wpadła w kompleksy związane z urodą, co chwila wymyśla sobie jakieś defekty.
Niestety, takie skłonności wzmacniane są przez reklamy zabiegów, pokazujące modelki i obiecujące, że jednym zabiegiem, w jeden dzień lub najdalej tydzień można usunąć wszelkie mankamenty urody. Niby wiemy, że to nieprawda, niby rozumiemy, że pokazuje się nam modelkę, z dobrze wykonanym makijażem, w dodatku młodą (która notabene najprawdopodobniej nie poddawała się jeszcze żadnym zabiegom medycyny estetycznej), a jednak dajemy się wkręcić. Jasne, w mediach dobrze jest pokazywać estetykę ciała. Może nie ubrane w bikini kobiety z 50 kg nadwagi czy z ciałem pooranym bliznami, ale jest przecież cała masa normalnych ciał. I co? W mediach nie ma na nie miejsca.
Gabinety kuszą pacjentki efektami i pokazują zdjęcia przed i po zabiegach.
Marek Wasiluk: Prezentowanie zdjęć przed i po zabiegach, jako rękojmia ich skuteczności, jest bardzo często manipulacją. Zdjęcia, które się do tego celu wykorzystuje, z reguły nie są w ogóle zrobione w gabinecie, który je pokazuje – są dostarczane przez dystrybutora ze sprzętem, w ramach pakietu promocyjnego, i w rezultacie może się okazać, że kilkanaście lub kilkadziesiąt gabinetów promuje swoje zabiegi, posługując się tymi samymi fotografiami. Co więcej, nikt nie wie, co naprawdę przedstawiają; czy i jakie zabiegi wykonano pokazanym na nich osobom, a jeśli nawet, to ile było tych zabiegów i jakim sprzętem je wykonano. Niedawno miałem taki przypadek – firma, w której ofercie można znaleźć całkiem sensowny sprzęt, i od której czasem kupuję urządzenia, wprowadzając na rynek nowy laser, promowała go zdjęciami „przed” i „po”, którymi już kilka lat wcześniej promowała inny laser. Cóż, dystrybutor zrobi wszystko, żeby sprzedać urządzenie, które ma w ofercie. Jeśli więc podejmujemy decyzję o wykonaniu zabiegu na podstawie zdjęć przed i po, upewnijmy się, czy zostały one wykonane w tym właśnie gabinecie. Bo cóż nawet po tym, gdyby sprzęt byłby najlepszy, skoro gabinet nie potrafiłby go dobrze wykorzystać.
A wracając do ideałów – żyjemy trochę w cyrku. Z jednej strony pisze się dużo o tym, że zdjęcia zamieszczane w mediach społecznościowych są zmanipulowane, i że tak być nie powinno, a z drugiej sam Facebook prowadzi politykę zmierzającą do budowania wyidealizowanego obrazu świata. Jego regulamin stanowi np., że w reklamie nie można pokazać ani ciała doskonałego, ani skrajnie „niepożądanego”. Wszyscy wiemy, że mimo takiego zapisu te pierwsze pokazywane są non stop, ale chcielibyście się pewnie dowiedzieć, co to jest ciało niepożądane? Chodzi o „ludzi prezentujących swoje fałdy lub cellulit”. Pokazywanie ich w reklamach jest niedozwolone, albowiem takie reklamy „sprawiają, że odbiorcy mają o sobie złe mniemanie”. Niby wiadomo, że reklamy sprzedają marzenia. Niby wiemy, że to, co widzimy lub słyszymy, to nie do końca prawda, że to jakaś konwencja, ale myślimy sobie po cichu: „A może jednak coś to da, chociaż trochę”. Widzimy w reklamie idealnie gładkie ciało i kupujemy je, choć wiemy, że to manipulacja.
Nie dajmy więc sobą manipulować. Skoro media chcą uprawiać kult ciała modelek ocierających się o anoreksję, to niech to robią. Nawet z punktu widzenia fizjologii kobieta nie powinna być aż tak wychudzona, potrzebuje tkanki tłuszczowej dla zdrowia, inaczej będzie miała choćby zaburzenia miesiączkowania. Musimy też na przykład rozumieć oczywistość pewnych procesów, i tak nie można się spodziewać, żeby kobieta po ciąży miała równie jędrny biust jak ta, która nigdy nie rodziła.
Apeluję – nie dajmy się zwariować. Jakikolwiek byłby kult ciała, jakikolwiek kanon urody obowiązywałby, nie wolno negatywnie postrzegać własnego ciała i dokładać sobie z tego powodu stresu. Medycyną estetyczną można osiągnąć cuda, ale Photoshop robi większe.
Więcej o prawdziwym obliczu medycyny estetycznej można przeczytać w książce Medycyna estetyczna bez tajemnic oraz na blogu www.marekwasiluk.pl
ikkra 13 kwietnia, 2018
Myśle,że coraz więcej kobiet przekonuje się do zabiegów medycyny estetycznej. Szczególnie,ze wiele z nich daje bardzo naturalny efekt i nie jest ingerencją w nasze zdrowie.Sama nie sądziłam, że będę z czegoś takiego korzystała jednak z wiekiem człowiek zmienia zdanie. Szczególnie po 30stce i urodzeniu dwójki dzieci….
Skorzystałam z endermologii oraz karbosyterapii i dzieki tym zabiegom pozbyłam się cellulitu z ud. O tego typu zabiegach modelujących sylwetkę poczytajcie sobie tutaj:
http://www.panoramastylu.pl/zabiegi-modelujace-sylwetke.html