Anna Jurksztowicz: Cenię ciszę
Z poprawną optymistką, piosenkarką Anną Jurksztowicz rozmawiały Iga Gierblińska i Edyta Hetmanowska.

Jestem bardzo poprawną optymistką. Trzeba gromadzić jak najwięcej pozytywnych myśli. . fot. Daniel Rudzki
Z poprawną optymistką, piosenkarką Anną Jurksztowicz rozmawiały Iga Gierblińska i Edyta Hetmanowska
Miasto Kobiet: W jakim momencie życia się z Panią spotykamy?
Anna Jurksztowicz: Jestem pełna nadziei, że każdy następny dzień będzie lepszy.
Miasto Kobiet: Czyli jest Pani niepoprawną optymistką?
Jestem bardzo poprawną optymistką. Trzeba gromadzić jak najwięcej pozytywnych myśli. Powiedzmy, że to jest truizm, o pozytywnym myśleniu mówimy od lat. Ale uważam, że to jest bardzo ważne, żeby gdy cokolwiek robimy, nie zakładać rzeczy złych, tylko wyłącznie dobre.
Miasto Kobiet: Jednym z punktów zwrotnych w Pani życiu był niewątpliwie Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu w 1985 roku. Czy było ich więcej?
Już w moim dzieciństwie przypadkowo pojawiło się kilka takich punktów. Ucząc się gry na gitarze, poznałam swojego pierwszego profesora, który tak mną pokierował, że zaczęłam śpiewać. Potem uczyłam się śpiewu operowego i wtedy poznałam człowieka, który, też przypadkowo, zaprosił mnie do udziału w zespole jazzowym. Pod wpływem fascynacji jazzem porzuciłam śpiew operowy. I dalej już nastąpił w moim życiu ciąg rzeczy nieplanowanych. I tak mogę wymieniać takie punkty zwrotne aż do dzisiejszego dnia. One mają bardzo duży wpływ na to, jak się układa nasze życie.
Miasto Kobiet: Ostatnio zajęła się Pani muzyką medytacyjno-kontemplacyjną. Jak to się zaczęło?
Kilka lat temu miałam w moim życiu kolejny punkt zwrotny. Byłam smutna, przerażały mnie niektóre sytuacje – i właśnie tego typu muzyka pomogła mi wyjść z tego stanu. Pomyślałam, że skoro pomogła mnie, to być może przyda się też innym.
Miasto Kobiet: Czy muzyka może leczyć?
Tak, muzyka jest absolutnym terapeutą.
Miasto Kobiet: Choć nie jest to muzyka komercyjna.
To muzyka niekomercyjna, chociaż na moim albumie znajduje się kilka normalnych piosenek, które można by uznać za popowe. Jednak przemycam tam bardzo ważne treści, których piosenki popowe dziś nie niosą, nad czym ubolewam. Nie podoba mi się to, że wszystko marnieje, pauperyzuje się, jest coraz gorsze. W każdej dziedzinie życia – w jedzeniu, podróżowaniu, biesiadowaniu. We wszystkim musi być zachowany poziom i odpowiednie proporcje.
Miasto Kobiet: Jakie treści przemyca nowa płyta?
Każe się zastanowić nad przemijaniem, utratą, naszymi lękami, które nas wszystkich gnębią, nad tym, jak mamy wypoczywać, żeby zbierać siły do nowych wyzwań, mierzyć się z rzeczywistością, a jednocześnie czerpać przyjemność z życia.
Miasto Kobiet: Powiedziała Pani, że jest poprawną optymistką. Czy z tej płyty na pewno emanuje taki właśnie, poprawny optymizm?
Tak, o ile pogodzenie się ze śmiercią można uznać za optymizm. Jestem z natury bardzo wesoła. Może to się wydaje absurdalne, ale wydaje mi się, że humor przynosi rozwiązanie wszystkich problemów.
Miasto Kobiet: Rozumiem, że na kształt materiału, który znalazł się na płycie, wpłynęło bardzo dużo Pani osobistych doświadczeń.
Starałam się podzielić swoimi doświadczeniami w taki sam sposób, w jaki wcześniej doświadczenia innych osób, przekazane w formie artystycznej, pomagały mi w różnych życiowych momentach. I cały czas pomagają – literatura, muzyka innych twórców czy w ogóle obcowanie z pięknem.
Miasto Kobiet: A gdyby miała Pani porównać swój dawny repertuar z obecnym?
Teraz nie staram się wypaść wirtuozersko. Kiedyś chciałam, żeby moje piosenki były świetnie wyprodukowane. Imponowali mi inni wykonawcy, którzy, jak to się mówi, wymiatali – byli bardzo atrakcyjni, harmoniczni, rytmiczni, a ich aranżacje na najwyższym poziomie. Moje aranżacje też są takie, ale odpuściłam sobie wirtuozerię, bo uważam, że przekaz jest gdzie indziej.
Miasto Kobiet: Na nową płytę sama napisała Pani teksty i część muzyki.
Tak, choć nie po raz pierwszy. Przez lata zarzuciłam wiele rzeczy, włącznie z komponowaniem – choć to może za duże słowo, „układanie piosenek” byłoby właściwsze. W młodości robiłam już takie rzeczy, potem przez wiele lat nie, bo uważałam, że nie jestem wystarczająco dobra. Teraz uważam, że niepotrzebnie.
Miasto Kobiet: Dlaczego myślała Pani, że lepiej odpuścić pisanie?
Szybko zrobiłam tzw. karierę. W wieku 25 lat byłam już bardzo popularna i grałam mnóstwo koncertów. Żyłam w trasie, a jednocześnie miałam maleńkie dzieci. Wreszcie poczułam się zmęczona i zrozumiałam, że chcę być normalną kobietą, która zajmuje się swoją rodziną. A przy tym moim mężem jest Krzesimir Dębski, wybitny kompozytor, mój muzyczny mistrz. To mnie dodatkowo zawstydzało – po prostu krępowałam się przy nim komponować.
Miasto Kobiet: A miał okazję ocenić nową płytę?
Tak. Ale u nas jest jak u Wałęsów. On nie za bardzo wie, co ja robię (śmiech).
Miasto Kobiet: Jaki jest Pani przepis na udany związek dwojga artystów?
Najważniejsze, to zostawić sobie dużo wolności, głównie w sferze artystycznej. Nie dopuszczać do sytuacji, że jest się razem 24 godziny na dobę.
Miasto Kobiet: Powiedziała Pani kiedyś: „Dziś stawiam na Krzesimira, stałam się administratorem jego kariery. Ale zawsze powtarzam, że administracja to służba, a nie władza. Z piosenkarki blondynki stałam się wydawcą jego utworów”. Czy to była słuszna decyzja?
Tak, byłam bardzo zafascynowana jego sztuką i wierzyłam szczerze w jego talent i w to, że zasługuje na większą karierę niż moja. Dlatego go wspierałam. Teraz moje dzieci są już dorosłe, nie jestem im już potrzebna tak jak kiedyś, mam dużo więcej czasu, poza tym zatęskniłam za kontaktem z publicznością. My, artyści, często jesteśmy uzależnieni od publiczności. To jest taka wzajemna wymiana energii. Nie ma koncertu bez publiczności, tak jak i nie ma koncertu bez artysty.
Miasto Kobiet: W jednym z wywiadów Pani syn Radzimir mówi, że przygotowuje się do zremiksowania Pani piosenek. Kiedy doczekamy się takiej płyty?
Tak, ma taki zamiar, ale on ma ciągle do wykonania tyle nowych zadań… Na razie nie ma czasu.
Miasto Kobiet: Mówi Pani o sobie, że jest pogotowiem piosenkarskim. Jak to rozumieć?
Śpiewam w wielu serialach. Ja bardzo szybko nagrywam. W trakcie jednej sesji potrafię nagrać piosenkę, której wcześniej nie znałam. Dlatego jeśli ktoś inny nie ma czasu albo dużo innych zajęć, to ja jestem na zawołanie. Bardzo cenię sobie piosenki serialowe.
Miasto Kobiet: Mieszka Pani w lesie. Ceni Pani sobie ciszę?
Bardzo. W moim lesie mam wszystko, czego potrzebuję.
Iga Gierblińska i Edyta Hetmanowska