Friday, January 17, 2025
Home / POLECAMY  / Cancel culture. Lek na całe zło czy współczesny ostracyzm i cenzura?

Cancel culture. Lek na całe zło czy współczesny ostracyzm i cenzura?

Kultura anulowania to według jednych "wynalazek" XXI wieku, dla innych dobrze znany ostracyzm ubrany w piękne słowa i idee.

cancel culture kultura anulowania

Cancel culture, czyli anuluj, wymaż, wykreśl, unieważnij / fot. Unsplash / Markus Winkler

Cancel culture, tzw. (kultura) anulowania, unieważniania, to tendencja do publicznego potępienia i wykluczenia osób o kontrowersyjnych opiniach lub działaniach, będących przedmiotem społecznej dezaprobaty. Prowadzi to do ostracyzmu cyfrowego, czyli wykluczenia z życia publicznego w przestrzeni internetowej. Cancel culture stało się popularne za sprawą ruchu #MeToo, a spopularyzował je m.in. Donald Trump, poświęcając temu tematowi jedno ze swoich przemówień w 2020 roku. Kultura kasowania dotarła też do nas. Pytanie zatem: cancel culture wymazuje kogoś na zawsze, czy tylko na chwilę?

 

Uśmiercić jednym kliknięciem

Cancel culture nie jest zjawiskiem nowym. Od lat ludzie mierzą się z ostracyzmem społecznym, objawiającym się w różnoraki sposób. Próba zdyskredytowania osób publicznych, celebrytów, influencerów czy polityków w mediach społecznościowych i Internecie to kolejna z jego odmian. Jedni popierają, inni mówią kategoryczne „nie”.

 

Cancel culture to rak twittera, przypomina polowanie na czarownice. Taki lincz internetowy pod przykrywką walki o tolerancję czy inne ważne wartości. Jako że ma znamiona typowego owczego pędu, często zjada własny ogon i prowadzi do nadużyć, bo błahe problemy urastają do ogromnych rozmiarów (Ka Weiss)

– czytamy w wypowiedzi pod wpisem w jednej z facebookowych grup, zrzeszających fanów true crime.

 

Ten rodzaj bojkotu nie jest jednak wymierzony tylko w konkretne osoby, ale również organizacje, marki czy firmy. Tak było w przypadku tych z nich, które nie zawiesiły działalności w Rosji po wybuchu wojny w Ukrainie. W pamięci zapewne wiele z nas ma banery ludzi protestujących przed sieciami takich sklepów jak Auchan, Leroy Merlin czy Decathlon. Ofiarą bojkotu konsumenckiego polskich internautów stał się również… majonez Winiary.

 

W 2020 roku kontrowersje wzbudziła polska marka Medicine, która we współpracy z  pisarką Dorotą Masłowską i  artystą Maciejem Chorążym wypuściła kolekcję ubrań… na ból istnienia (o nazwie Very alternative medicine (ang. Bardzo alternatywny lek). Była reklamowana słowami:

 

„Czujesz, że współczesne zagrożenia cywilizacyjne Cię przerastają? Próbujesz uporać się z drażliwością, dyskomfortem, niepokojem? Nie możesz zasnąć? Nie możesz wstać? Jest Ci źle pośród ludzi, a jeszcze gorzej w samotności? Jesteś znużony i niecierpliwy? Zniechęcony? Apatyczny? MAMY ROZWIĄZANIE! Po latach badań, prób i testów – wreszcie pojawi się – prawdziwa terapeutyczna kolekcja MEDICINE: innowacyjne ubrania, które wywierają diametralny wpływ na funkcjonowanie i samopoczucie. Ubrania, które (nie)leczą!”.

 

Spot reklamowy wywołał duże oburzenie w mediach społecznościowych, wiele osób nawoływało do bojkotu, w efekcie czego Medicine posypało głowę popiołem. Wydało oświadczenie w formie non-apology (czyli przeprosiło wszystkich tych, którzy „poczuli się urażeni przekazem zapowiedzi projektu”) i zdecydowało się przekazać cały zysk na rzecz instytucji czy kampanii związanej ze zdrowiem psychicznym.

 

 

Ostracyzm cyfrowy może też dotyczyć twórców tekstów kultury (filmy, seriale, książki). Jego ofiarą padła J.K. Rowling. Autorka serii książek o Harrym Potterze zasłynęła w twitterowych wojnach wpisami o transfobicznym podłożu. W 2020 roku przez media społecznościowe przetoczyła się fala oburzenia nad jej komentarzem dotyczącym użycia wyrażenia „osoby, które menstruują”. Rowling kpiła z języka neutralnego płciowo, a jej słowa bezpośrednio uderzały w osoby transpłciowe i niebinarne (tj. nieidentyfikujące się z żadną płcią).

 

 

Może też cię zainteresuje: 

Chirurżka, psycholożka, ministra i gościni. Kto się boi feminatywów?

 

 

Od autorki i jej słów odcięły się gwiazdy filmów o młodym czarodzieju oraz osoby zaangażowane w powstanie programu świętującego rocznicę powstania serii (2021). Namawiano do bojkotu filmów powiązanych z Harrym Potterem oraz wydanej w 2023 roku gry RPG, „Hogwarts Legacy” (Dziedzictwo Hogwartu).

 

Jak na ironię, do postaci J.K. Rowling odwoływał się Władimir Putin po tym, jak zachęcano do odcięcia się od Rosji po napadzie na Ukrainę. Tak mówił o próbie wymazania i dyskryminacji (w jego opinii) rosyjskiego dorobku kulturalnego:

 

Zachód dąży do unieważnienia Rosji, całej tysiącletniej kultury, naszych rodaków. Usuwają dzieła Szostakowicza, Rachmaninowa czy Czajkowskiego. Chcą zakazać rosyjskich powieści i autorów. Ostatnio „anulowali” J.K. Rowling, autorkę książek dla dzieci sprzedawanych na całym świecie, tylko dlatego ze wypadł z łask obrońców równości płci

– czytamy w „The Guardian”.

 

Z kolei w roku 2020 nawoływano do bojkotu „Mulan” Disneya, z kilku powodów. Odtwórczyni tytułowej roli, Liu Yifey, rok wcześniej na jednym z popularnych chińskich portali społecznościowych (jej wpisy śledziło wówczas 70 milionów obserwujących) wyraziła poparcie dla policji, która brutalnie pacyfikowała prodemokratyczne protesty w Hongkongu. Nie budzi to wielkiego zdziwienia, bo rodzina aktorki jest związana z Komunistyczną Partią Chin.

 

Jeszcze większe kontrowersje i oburzenie opinii publicznej wzbudzała lokalizacja filmu „Mulan. Kręcono w Xinjiang, regionie autonomicznym Chin, który zamieszkuje mniejszość etniczna. Ujgurzy jako rdzenni mieszkańcy tych terenów wywodzą się z ludów tureckich i obecnie więzieni są w obozach reedukacyjnych oraz poddawani są tzw. hanizacji (sinizacji).

 

Może też cię zainteresuje: 

Skandal! Królewna Śnieżka nie dość śnieżnobiała i zbyt feministyczna

 

Kultura politycznie poprawna

Ostracyzm cyfrowy jest różnie odbierany. Według jego zwolenników to skuteczna broń przed szkodliwymi treściami lub postawami. Umożliwia niemal błyskawiczną (i masową) reakcję na wszelkiego rodzaju krzywdzące wypowiedzi, opinie czy postawy. Tak optują za kulturą unieważniania i jej zasadnością użytkowniczki grupy na Facebooku:

 

Jeśli ktoś propaguje skrajnie złe poglądy i zachowania, to dlaczego dawać na to pozwolenie? Gdyby Hitler teraz twittował fragmenty “Mein Kampf”, tobyśmy milczeli, bo wolność słowa? (Wiktoria)

 

Nie szkoda mi żadnego rasisty, homofoba czy mizogina, któremu się oberwie. Niech ich spotka ostracyzm, bo tylko tak można takie zachowania wyplenić. Nie mówię, oczywiście, o wypowiedziach po prostu “niefortunnych”. Jeśli jednak czyjeś słowa są ewidentnie nacechowane nienawiścią, wyższością i pogardą, a co więcej, osoba taka wielokrotnie powtarza, że nie ma w tym nic złego, to jestem za tym, żeby takie osoby wykluczyć z kręgu znajomych, nie zapraszać na oficjalne imprezy, nawet wyrzucać z pracy, jak w przypadku pracownika Ikei, który bluzgał na gejów na pracowniczym forum (Klaudia)

 

Inni apelują, że cancel culture ogranicza wolność słowa, prowadzi do eskalacji nienawiści i negatywnie wpływa na umiejętność prowadzenia konstruktywnej, społecznej debaty (a właściwie: zupełnie nas jej pozbawia). Wiele osób głośno sprzeciwia się takiej formie społecznej „kontroli” i zamykania ust oponentom w imię poprawności politycznej

 

Nie uważam, żeby “usuwanie” ludzi ze względu na poglądy były objawem zdrowych relacji w społeczeństwie i bardzo mnie niepokoi takie uciszanie innych (Zośka)

 

To z kolei w dłuższej perspektywie sprzyja atmosferze strachu przed wygłaszaniem na forum publicznym opinii innych niż „jedyne właściwe”. Pod facebookowym postem Totylkoteoria.pl o wykluczeniu i cancel culture czytamy słowa Beaty:

 

Mimo XXI wieku mamy skłonności do jedynych słusznych poglądów. Tak, jest cenzura oparta na… braku rozwagi i rozumu oraz na pochlebstwie

 

Niektórzy zwracają uwagę na to, że kultura anulowania wymyka się spod kontroli i daje szerokie pole do nadużyć:

 

Nic, co jest społecznym ostracyzmem, nie jest dobre. Sam pomysł może i jest okej, ale może dojść do zbyt wielu pomyłek. Nikt, absolutnie nikt nie zasługuje na konsekwencje takiej pomyłki. Kto je poniesie w takim razie? Zachodzi obawa, że tylko i wyłącznie osoba, której to wykluczenie w niby dobrej wierze będzie dotyczyć. Każdy z nas, nawet najgorszy, ma prawo do uczciwego osądzenia, procesu, do obrony. Jak w takiej sytuacji bronić się? Jak przedstawić swój punkt widzenia? Jak dobrze wiecie, zdarza się, że sąd się pomyli, a co dopiero rozemocjonowani internauci? (Dags K.)

 

Inna grupowiczka dodaje:

 

Cancel culture dla mnie to zwykły hejt. Często niesprawdzony, zasłyszany i powielany, który może prowadzić do samobójstwa. Oczywiście, są sprawy, w których cancel się sprawdza, ale uważam, że to stąpanie po kruchym lodzie, bo zazwyczaj idziemy za tłumem, co mamy w naszej naturze, niestety (Małgorzata)

 

Kultura anulowania rządzi się swoimi prawami. Jest z nami od lat i z roku na rok zatacza coraz szersze kręgi. Jedno jest pewne: trudno jednogłośnie rozstrzygnąć, kto ma rację w sporze dotyczącym tego zjawiska. 

Bułgarystka i lektorka polskiego dla obcokrajowców z zamiłowaniem do pisania. Uwielbia dobre jedzenie, niszowe języki, koreańskie seriale i Bałkany. Zafascynowana dwujęzycznością. Mało śpi, bo dużo czyta.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ