Tuesday, March 25, 2025
Home / Kuchnia  / Cafe Młynek. Podróż

Cafe Młynek. Podróż

Są takie miejsca w Krakowie, obok których przechodzisz całe swoje życie, a mimo tego, nie znajdujesz czasu żeby do nich wejść. Takim miejscem dla mnie było Cafe Młynek.

Cafe Młynek

Cafe Młynek / fot. abitetoeat.pl

Specjalnie dla Czytelników Miasta Kobiet, restauracje „prześwietla” Ania, autorka bloga www.abitetoeat.pl

Są takie miejsca w Krakowie, obok których przechodzisz całe swoje życie, a mimo tego, nie znajdujesz czasu żeby do nich wejść. Takim miejscem dla mnie było Cafe Młynek. Być może dlatego, że odkąd pamiętam, to zawsze był na Placu Wolnica i nigdzie się nie wybierał, w przeciwieństwie do innych, pojawiających się jak grzyby po deszczu i znikających równie szybko miejsc.

Może też dlatego, że niewiele o tym miejscu wiedziałam. Znajomi nic o nim nie mówili. Szczerze mówiąc nie wiedziałam nawet z czego słynie Cafe Młynek, jaką jest kuchnią, co można tam zjeść i jaka jest jego specjalność. Pewnego dnia postanowiłam odwiedzić tą restauracje, poznać jej fenomen i dowiedzieć się co piszczy w garach.

Cafe Młynek

Cafe Młynek / fot. abitetoeat.pl

A w garach piszczy głównie wegetarianizm i weganizm. Być może to, co teraz powiem zdziw Was lub rozbawi, ale o tym, że jest to restauracja wegetariańska zorientowaliśmy się dopiero. Uświadomiła nam to kelnerka przy składaniu zamówienia. Menu jest tak świetnie skomponowane, że nie zwracasz zupełnie na to uwagi! Nie panuje w nim wszędobylskie tofu, wybór jest duży, a uwagę skupiasz bardziej na „misz maszu” dań niż na tym, że nie ma w nich mięsa. Bo w Cafe Młynek panuje pomieszanie z poplątaniem, na pierwszy rzut oka powodujące myśl: „WTF?”. Hummus i pierogi. Barszcz z krokietem, cebulowa, zupa hiszpańska! Naleśniki, samosy, falafele, leczo, bigos, penne i  tarty.

Olaboga! Skąd, gdzie, jak, czemu?? Bo receptury to przekazywane z pokolenia na pokolenie tajemnice. Na dania przywiezione z podroży przez Tatę, na tarty od lat robione przez Mamę, współczesne podróże i fascynacje kawałkiem świata na talerzu samej właścicielki. Jest to zbieranina smaków i miejsc. Emocji, opowieści, przygody. Smaczna zbieranina.

Swoją podróż z Cafe Młynek zaczęliśmy od przystawki: Humusu z pieczywem czosnkowym (18 zł), Krokiet z kapustą i grzybami (9 zł) i Falafele & Tahini (20 zł) czyli falafel z pastą sezamową i sałatką. Ta przystawka zrobiła na nas największe wrażenie. Danie to bardzo często występuje w kuchni arabskiej. Fajne smażone kulki z ciecierzycy podane z sosem, aromatyczne, dobrze przyprawione. Rozochoceni zabraliśmy się za polecane zupy: hiszpańską (9,50 zł) i cebulową (8 zł). Obie fantastyczne, ale moje serce podbiła cebulowa. Tak, jak nie przepadam za kremami cebulowymi i nadal będę się upierać, że zblendowana zupa nie powinna nosić nazwy zupa cebulowa, a kremu cebulowy, tak ta z Cafe Młynek może nazywać się jak sobie chce!! Jest genialna! Do dzisiaj irytuje mnie niewiedza o jednym ze składników, dominującym w tym kremie, który nadaje mu po prostu niepowtarzalną nutę. Musicie iść koniecznie spróbować tej zupy! Dla osoby, która poda mi recepturę czeka nagroda. Ktokolwiek smakował, ktokolwiek wie!

Pełni fantastycznych odczuć i prawie pełni, zabraliśmy się za dania główne. Tu muszę przyznać, że makaron z sosem pomidorowym i parmezanem (20 zł) okazał się słaby. Sosu było mało, za dużo makaronu – plus, że dobrze ugotowanego, ale ogólnie był bez wyrazu. Blednął przy tarcie szpinakowej (21 zł), która była nieziemska! Uwielbiam szpinak i kto czyta tego bloga, ten wie, że jest to jeden z „koników” mojej rodziny. Chyba nigdzie indziej dzieci nie biją się przy stole o dokładkę szpinaku tak, jak u nas i nie ważne, czy mają 6, 12 czy 30 lat. O tą tartę też była by awantura, bo szpinak jest dobrze doprawiony czosnkiem i solą a ciasto kruche i stanowi a nim bazę dla pierwszych, szpinakowych skrzypiec.

I co? Zapamiętaliście, że właśnie odwiedziliście ze mną wegańsko-wegetariańską restauracje? Nie? No właśnie, my też nie. Nawet tacy zatwardziali koneserzy mięsa potrafią się bez niego obejść, jeżeli dania są przemyślane, ciekawe, smaczne i normalne. Tak, jak w Cafe Młynek.

***

O Ani:

Uważa jedzenie za magię, a jego powstawanie – za czarowanie. Lubi wszystkie kuchnie świata, nawet ekstremalne. Eksperymentuje, doświadcza i dzieli się swoją pasją z czytelnikami swojego bloga www.abitetoeat.pl. Zwyciężczyni pierwszej edycji „Ugotowani” w TVN. Subiektywnie opowiada o poznanych miejscach, smakach serwując swoje wariacje na temat jedzenia.

O blogu: 

A bite to eat czyli „coś do jedzenia” to blog kulinarny mojej pasji – gotowania. Znajdziecie tu różne kulinarne wyzwania, przepisy moje i zapożyczone, pomysły i wariactwa, opowieści o kulinarnych podróżach, recenzje odwiedzanych przeze mnie miejsc. Chcę by „A bite to eat” było dla Was inspiracją do codziennego gotowania.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ