„Byłam gotowa wszystko rzucić. On – mnie”
Myślałam, że zaczynam nowe życie. Nie że muszę je skleić od nowa

Przyjechałam za nim, a on zdążył zakochać się w innej / fot. Canva
Czasem to nie przypadek ani ambicja, ale miłość staje się powodem do zmiany miejsca zamieszkania. Tak było w przypadku Niny – 22-latki ze Słowacji, która zdecydowała się przeprowadzić do Barcelony, by być bliżej swojego chłopaka
– To miał być nasz nowy początek – opowiada spokojnie.
– Studiowałam w Bratysławie, on był rok starszy, skończył uczelnię i wyjechał na staż do Hiszpanii. Widywaliśmy się raz na kilka tygodni, ale to było trudne. Kiedy zaproponował, żebym przeprowadziła się do Barcelony, nie wahałam się długo.
W jej głosie nie ma ani rozgoryczenia, ani patosu. Raczej dystans. Choć – jak przyznaje – decyzja była emocjonalna.
– Wydawało mi się, że to coś romantycznego. Że wyjechać dla kogoś, kogo się kocha, to dowód zaangażowania. Byłam gotowa wszystko zorganizować, żeby być z nim – wspomina.
Życie razem w obcym mieście

Miasto marzeń, rozstanie życia / fot. Canva
Na początku było jak w filmie – mieszkanie na poddaszu, hiszpańskie śniadania na balkonie, wspólne spacery po dzielnicy Gràcia. Nina zapisała się na kurs hiszpańskiego i znalazła pracę jako kelnerka. Miała wrażenie, że zbudowali coś trwałego.
– Wiedziałam, że to nie będzie łatwe, że wszystko jest nowe. Ale to był nasz wybór. Myślałam, że jesteśmy drużyną – mówi.
Jednak po kilku miesiącach zaczęła zauważać drobne zmiany. Mniej wspólnych wieczorów, więcej milczenia i coraz rzadsze wiadomości w ciągu dnia.
– Miał nową pracę, nowi znajomi, coraz częściej wychodził sam. Mówił, że potrzebuje przestrzeni. A ja zaczęłam czuć się gościem w naszym wspólnym życiu.
Prawda wyszła na jaw przypadkiem. Wiadomość na ekranie telefonu, której nie zdążył ukryć. Inne imię. Inna kobieta.
– Zapytałam wprost. I nie zaprzeczył. Powiedział, że „nie planował”, że „samo wyszło”, że „to nie twoja wina” – wspomina.
Samotność po decyzji, która była wspólna

Mówił, że jestem miłością życia. Szkoda, że tylko przez pierwsze dwa miesiące / fot. Canva
Kiedy się wyprowadził, nie zabrał wszystkiego. Zostawił kilka książek, swój kubek do kawy, kurtkę. Wtedy Nina poczuła, jak bardzo została – nie tylko w mieszkaniu, ale i w mieście, którego nie wybrała sama.
– Przez tydzień płakałam po kątach. Nikogo tu nie znałam. Nawet pani za ladą w kawiarni była jedyną osobą, która codziennie mówiła mi „hola”.
Nie wróciła jednak na Słowację.
– Wrócić po rozstaniu wydawało mi się porażką. Jakby ten wyjazd był tylko dla niego. A przecież… już byłam tu. Miałam mieszkanie, znałam język, miałam pracę. Zaczęłam się pytać: a może ja mogę mieć własny plan?
Zostajesz – ale już dla siebie

Znowu mieszkałam sama. Tylko tym razem 2000 km od domu / fot. Canva
Z czasem samotność ustąpiła miejsca rutynie. Nowe znajomości z pracy, samotne spacery po mieście, które coraz bardziej należało do niej. Pozwoliła sobie na tę zmianę – nie przez kogoś, tylko dla siebie.
– Pokochałam tę wersję siebie, którą poznałam dopiero wtedy, kiedy się rozstałam. Zaczęłam chodzić na zajęcia z ceramiki, jeździłam na rowerze po całym mieście, uczyłam się katalońskiego. Przestałam czekać, aż ktoś mi powie, co dalej.
Przeczytaj też: „Okłamywała mnie od początku. Jej poprzedni partner pozwał ją o napaść”
Efekt: rozstanie, które okazało się początkiem

Po rozstaniu zakochałam się… w Barcelonie / fot. Canva
To nie była bajkowa historia o miłości, która przetrwała wszystko. To była historia o rozstaniu, które okazało się początkiem – o tym, że czasem trzeba zostać… żeby w końcu odejść z właściwego miejsca. Albo – wręcz przeciwnie – żeby je nazwać swoim.
– Dzisiaj, kiedy ktoś pyta, czemu mieszkam w Barcelonie, nie mówię już: „przyjechałam za chłopakiem”. Mówię: „bo chciałam tu zostać”. I to jest moja prawda.
Weronika Effiom