Monday, September 16, 2024
Home / POLECAMY  / Bóg da, Bóg zabierze? – O ucieczce w wiarę i robieniu dzieci

Bóg da, Bóg zabierze? – O ucieczce w wiarę i robieniu dzieci

Zawierzyła Bogu całe swoje życie

Modląca się kobieta

Bóg da, Bóg zabierze? O ucieczce w wiarę i robieniu dzieci / fot. Grant Whitty / Adobe Stock / Trip

Postanowili zrezygnować z antykoncepcji i przyjąć tyle dzieci, ile „Bóg da”. Ona nie pracowała, on miał minimalną krajową. Na pytanie, jak ma zamiar się utrzymać z kilkorgiem dzieci, odpowiadała, że Bóg ją poprowadzi i że utrzymanie dzieci nie jest drogie. Nie miała zamiaru wracać do pracy, czekała na świadczenia od państwa.

Żyć nie umierać

O tym, że Katarzyna jest bardzo wierzącą osobą, wiedziałam od wielu lat. Ten temat zdążył nas w przeszłości niejednokrotnie poróżnić, ja zawsze twardo stąpałam po ziemi, ona za to lubiła częstować mnie rewelacjami zasłyszanymi w kościele. Czasem te rewelacje działały na mnie jak płachta na byka. Mówiła mi o kazaniach, w których księża szerzyli homofobię. Innym razem o tym, że nie dostała rozgrzeszenia, bo wyjawiła podczas spowiedzi, że uprawiała seks ze swoim narzeczonym. Generalnie były to drobnostki, które nie wnosiły do mojego życia nic, poza irytacją. Wtedy nie popadała jeszcze w skrajności, nie zawierzała się Bogu kompletnie. Bo tak chyba można nazwać fazę, która przyszła później – kompletne zawierzenie Bogu.

Kasia była typem osoby, której wszystko spada z nieba (zabawny dobór słów). Zawsze trafiała na ustawionych facetów, a jak nie, to pomagali jej rodzice. Praktycznie nie musiała pracować. Nigdy nie wynajmowała mieszkania, nie przejmowała się, co włożyć do garnka, w skrócie – żyć nie umierać.

Miałam jednak wrażenie, że mimo swojego dorosłego wieku, jest mocno odrealniona przez swój styl życia. Ciężko się temu dziwić – tak długo, jak życie nie zepchnie cię z rowerka, można jechać do przodu, toczyć bańkę swojej rzeczywistości. Obawiałam się jednak, że w końcu bańka Kasi pęknie, a wtedy okaże się, że bez pomocy z zewnątrz nie jest w stanie sobie poradzić.

Polecamy:

„Zapomniał powiedzieć, że ma żonę”. Aplikacji randkowe bez cenzury (prawdziwe historie, część 2)

 

Bóg dał?

Zaczęło się od tego, że Katarzyna zaszła w ciążę. Szczerze mówiąc, myślałam, że to jest ten pstryczek w nos, którym los przebije jej bańkę. Z całą pewnością nie była to planowana ciąża, jej twarz, gdy mi o niej powiedziała, pokazywała jak wiele emocji się w niej kotłuje. Wcześniej miała rozpisany plan na życie – zaplanowane studia, rozwój kariery, podróże. Jej ówczesny partner zarabiał minimalną krajową, a ona nie pracowała w ogóle. Być może inna kobieta w tej sytuacji pomyślałaby, że nie jest gotowa na dziecko. Ale nie Katarzyna. Ona chwilę przed ciążą zaczęła się bardzo dużo modlić, często chodzić do kościoła i znów chętnie dzieliła się ze mną zasłyszanymi newsami. Stąd wiedziałam, że antykoncepcja, której stosowanie jest grzechem, zniknęła z jej życia na dobre.

Kasia jednak zamiast połączyć kropki i zrozumieć, że brak antykoncepcji doprowadził do ciąży, stwierdziła, że Bóg ma dla niej plan i dlatego dał jej dziecko akurat teraz.

Traktowałam to z przymrużeniem oka, jednak 9 miesięcy później zrozumiałam, że Katarzyna zaczyna się mocno gubić.

Jakoś sobie radzimy

Gdy bobas Katarzyny przyszedł na świat, ani ona, ani jej partner, nie pracowali. Rodzice jednej i drugiej strony dawali im pieniądze na czas „dojścia do porządku” z codziennymi sprawami. Wiedziałam, że aby zapewnić komfort finansowy nowo upieczonym rodzicom, sami musieli odejmować sobie od ust, bo nie byli bogaci. Ale wiadomo, czego to rodzice nie zrobią dla swoich dzieci. Całą wyprawkę dla dziecka dostali od rodziny i znajomych. Złożyło się też tak, że partner Kasi dostał w spadku spore mieszkanie, do którego postanowili się wprowadzić. Pierwsze miesiące od porodu Katarzyna nie wydała ani złotówki na wyposażenie dla dziecka. Mimo to, za każdym razem, gdy się widziałyśmy, na pytanie jak jej się wiedzie, melancholijnym głosem odpowiadała „jakoś sobie radzimy…”.

Wtedy też stwierdziła, że musi kompletnie zawierzyć swoje życie Bogu. Poinformowała mnie, że wraz z partnerem nie mają zamiaru korzystać z antykoncepcji i chcą „przyjąć tyle dzieci”, ile Bóg da – ale co najmniej piątkę.

Sama jednak oznajmiła, że nie ma zamiaru wracać do pracy. Chciała być mamą na pełen etat. Na pytanie, jak chce utrzymać te dzieci odpowiedziała, że jej partner wróci do pracy (za minimalną krajową). Policzyła sobie, że za wypłatę partnera i pieniądze z wynajmu drugiego mieszkania są w stanie utrzymać się z piątką dzieci. A jak coś pójdzie niezgodnie z planem, to Bóg ich poprowadzi i państwo się nimi zaopiekuje.

 

Zobacz także: 

Jak zapomnieć o kimś, kogo kochamy: Porady psychologów!

 

Nowy wymiar żebractwa

Tego dnia wróciłam do domu wstrząśnięta. Wydało mi się nieprawdopodobne, żeby Katarzyna aż tak odleciała. Żeby ktoś, kto żyje w tej samej przestrzeni co ja, nie rozumiał, że za swoje własne życie trzeba płacić samemu. Bo jeśli ty nie zapłacisz, to ktoś inny musi to zrobić za ciebie, co oznacza, że cały czas trzeba kogoś obciążać swoim istnieniem. Dla mnie to było nie do pomyślenia. Przypomniałam sobie wtedy o rodzinach, którymi opiekowałam się w ramach pracy z fundacjami.

Rodzinach robiących dzieci, ile wlezie, a potem oczekujących, że ktoś udzieli im finansowego wsparcia. Pomyślałam o koleżance z ławki, której wielodzietna rodzina była tak biedna, że nie było ich stać na piórnik dla niej. I pomyślałam o dniu, w którym postanowiłam jej ten piórnik kupić, tym samym pierwszy raz stawiając się w pozycji osoby nieświadomie wykorzystanej przez ten dziwny schemat.

Przez ludzi, którzy doprowadzają życia swoje i swoich dzieci na taki skraj, że inni czują się w obowiązku zapewnić im wsparcie. Nowy wymiar żebractwa. Potem skonfrontowałam wyliczenia Katarzyny z polskimi realiami i okazało się, że w sumie to ma rację. 1000 zł świadczenia rodzicielskiego, 800 zł za każde dziecko, pewnie jakieś 2000 zł za mieszkanie, które wynajmą i 4000 wypłaty partnera. Do tego stała pomoc rodziców, którzy nie będą mieli wyboru, bo przecież nie zostawią ich na lodzie. W takich warunkach, Katarzyna być może nawet odłoży trochę pieniędzy. A cały ten czas będzie mówić, że Bóg jej dał. Jej bańka pozostanie nietknięta. A może któregoś dnia ten sam Bóg wszystko jej odbierze?

Na co dzień pasjonatka krakowskiego środowiska muzycznego, wokalistka i producentka. Dziennikarstwo ma we krwi, a jak zwykła mawiać, z genami nie wygrasz.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ