Blogerka w miejskiej dżungli
Gabriela Francuz od ponad sześciu lat chodzi po Krakowie z aparatem i robi zdjęcia stylowo ubranym ludziom, a później umieszcza je na blogu www.streetfashionincracow.pl. W tym czasie styl krakowian, a także jej własny, mocno ewoluował.

Martyna: fajnie połączone kolory, do tego sweter w charakterze sukienki oraz kowbojki, które potrafią wyglądać dobrze nie tylko na kowboju / fot. Gabriela Francuz
Gabriela Francuz od ponad sześciu lat chodzi po Krakowie z aparatem i robi zdjęcia stylowo ubranym ludziom, a później umieszcza je na blogu streetfashionincracow.pl. W tym czasie styl krakowian, a także jej własny, mocno ewoluował.

Martyna: fajnie połączone kolory, do tego sweter w charakterze sukienki oraz kowbojki, które potrafią wyglądać dobrze nie tylko na kowboju / fot. Gabriela Francuz
Oglądając wpisy na Twoim blogu sprzed sześciu lat…
Ojoj! (śmiech)
… i te z ostatnich kilku tygodni, można prześledzić ewolucję stylu krakowskiej ulicy.
Tak, ale nie tylko ulicy. Rozwijał się też mój własny styl, zarówno ubierania się, jak i fotografowania. Dlatego nieco się przeraziłam, kiedy powiedziałaś o starych postach (śmiech). Co do „stylu krakowskiego”, nie wiem, czy coś takiego w ogóle istnieje. Mnie Kraków kojarzy się ze swobodnym stylem hippie. Problemem jest, i zawsze było, kopiowanie stylu czy bardziej sposobu ubierania się – bo stylu nie da się skopiować. Kiedy zaczynałam blogować w 2007 roku, modne były kolorowe rajstopki, nawiązania do retro – każda blogerka tak się nosiła. Teraz są zupełnie inne trendy i one też są kopiowane. Być może za kilka lat będziemy się śmiać z tego, co jest modne teraz, tak samo jak teraz śmiejemy się z tego, co było kilka lat temu. Blogerki kasują swoje archiwa, ale internet nie zapomina i jak się bardzo chce, można wszystko znaleźć.
Nie uważasz, że kiedyś Twój blog, blogi w ogóle będą dokumentacją dla przyszłych pokoleń? Tak jak dziś zachwycamy się zdjęciami strojów z początku minionego wieku, tak kiedyś inni będą się zachwycać archiwami blogów modowych?
Na początku bardzo mi na tym zależało. Nie robiłam szczegółowej selekcji stylizacji, bo chciałam jak najwięcej pokazać. Jednak z czasem, kiedy mój własny styl i poczucie estetyki się zmieniały, zaczęłam bardziej krytycznie podchodzić do zdjęć. Oczywiście nie publikuję wyłącznie tego, co mnie się podoba, bo to by było nudne, ale wiem, w jakim kierunku idę. Nie zależy mi na pokazywaniu, jak świetnie ludzie naśladują masowe trendy, bo tego jest wszędzie pełno. Chcę zwracać uwagę na to, co ma swój urok i co wzbudza emocje, jest prawdziwe. O to chodzi w blogowaniu i po to jest opcja komentowania, żeby zachęcać do dyskusji. A komentarze negatywne – o ile nie są zwykłym krytykanctwem – są cenniejsze; mocniej angażują i dyskusja jest ciekawsza.
Czy prowadzisz blog, bo chcesz dodać ludziom odwagi w ich codziennych modowych wyborach?
Chcę, żeby byli bardziej uważni i odważni przy wyborze ubrań. Wielu fanów bloga mówi: „Łał! Świetna stylizacja, ale ja nigdy bym się tak nie ubrała”. Mojej koleżance, która w ten sposób patrzy na modę, sprzedawałam niedawno kolczyki. Wybrała te najskromniejsze, powiedziała, że są piękne – i dobrze, każdy ma swoje ramy i granice odwagi. Zmiany można zacząć od drobiazgów. Niestety, wielu ludzi zagląda na mojego bloga nie po to, żeby poszukać inspiracji, a skrytykować. Szczególnie kiedy wrzucam zdjęcie kogoś ubranego odważniej. Podam Ci przykład. Zamieściłam zdjęcie dziewczyny w niebieskim turbanie. Pod postem pojawiły się komentarze typu: „O Boże! Co to jest?!” i inne złośliwe oceny, które nic nie wnoszą do dyskusji. Wierzę jednak, że są czytelnicy Streetfashionincracow.pl, którzy dzięki temu blogowi decydują się zmienić swój styl na bardziej wyrazisty.

Wspomniana w wywiadzie Kajsa – Szwedka na wycieczce w Krakowie. Wybrałam ją, ponieważ połączenie kolorów, wzorów i faktur w jej stylizacji bardzo inspiruje do własnych eksperymentów / fot. Gabriela Francuz
Kiedy obejrzałam blog The Sartorialist, którym się inspirujesz, zachwyciłam się. A przecież to są zdjęcia zwykłych ludzi, dość zwyczajnie ubranych.
W tych fotografiach rolę odgrywa też sceneria, ale ci ludzie przede wszystkim wyglądają, jakby ubrania do nich przyrosły. To ich druga skóra. Jakby ubieranie się przychodziło im bez wysiłku. Szukam ludzi, których obchodzi moda, a jednocześnie są w pełni „zintegrowani” ze swoim ubraniem. Tymczasem na naszych ulicach często widać, że ktoś albo kompletnie o to nie dba, albo tak się postarał i wysilił, że aż traci się przyjemność patrzenia na niego, bo jest nieautentyczny.
Do niedawna mówiłaś, że stoisz po drugiej stronie obiektywu, ale teraz coraz częściej widzimy Twoje stylizacje. Planujesz zostać szafiarką?
Nie, nie planuję zostać pełnoetatową szafiarką, ale kiedy uważam, że jestem fajnie ubrana, chcę to pokazać na blogu. Skoro mnie się spodobało, to może innych też zainspiruje albo wzbudzi jakieś emocje, nawet negatywne. Ważny jest dla mnie kontakt z fanami bloga. Jeśli wiedzą, jak wyglądam, łatwiej nam nawiązać nić porozumienia. Zwiększa to też szanse na zarobek.
Na blogu można zarobić? Jak?
Oczywiście. Przez umieszczanie na blogu treści, które interesują ludzi, a tym samym potencjalnych reklamodawców. Czasami jest to barter, a innym razem usługi blogerskie – eksperckie. To zwykle współpraca mocno eksponująca blogera, który zostaje ambasadorem marki, co wiąże się np. z bywaniem na różnych wydarzeniach.
Jak to się stało, że połączyłaś te dwie pasje – modę i fotografię?
Miałam pomysł na bloga, którego najważniejszą częścią są zdjęcia, więc potrzebowałam aparatu. Jeśli chodzi o fotografowanie, jestem samoukiem. Początkowo korzystałam z małej, automatycznej małpki Sony, a trzy lata temu przestawiłam się na lustrzankę – początkowo z obiektywem z zestawu, teraz z manualnego. Myślę nad powrotem do automatu, bo nie zawsze ludzie mają czas poczekać, aż ustawię sobie ostrość i światło.
Blogowanie nie jest Twoim zawodem.
Nie, jestem na razie głównie copywriterką i blogerką, ale nie wykluczam, że zajmę się też czymś innym. Kręci mnie np. dobra kuchnia i stylizacja.

Bartosz: typ angielskiego dżentelmena, miał świetnie dobrany zestaw do swojego typu urody – jego stylizacja to jego druga skóra / fot. Gabriela Francuz
Pokazujesz się teraz na blogu częściej, bo częściej jesteś zadowolona z tego, jak się ubierasz, czy zawsze lubiłaś swoje stylizacje, ale po prostu ich nie publikowałaś?
Nie, nie zawsze byłam zadowolona. Czasem, gdy przeglądam swoje starsze zdjęcia, zastanawiam się, jak ja niektóre ciuchy mogłam w ogóle założyć. Takie refleksje to chyba oznaka jakiegoś progresu. Dopiero jakieś dwa czy trzy lata temu zaczęłam mieć większe wyczucie, nie tylko w kwestii ubioru, ale także w kwestii tego, co chcę fotografować. Nie mówię, że te stylizacje, które fotografowałam sześć lat temu, były złe. Patrzyłam na to jednak z innej perspektywy.
Jak byś określiła swój styl?
Podobają mi się lata 60. i widoczne akcesoria: bransoletki, kolczyki, torebki. Lubię grzechotać i brzęczeć, kiedy idę ulicą. Nawet jeśli całość stroju jest bardzo minimalistyczna: jeansy i T-shirt, to biżuteria musi być wyrazista. Lubię sobie poprawiać nią humor. Kiedy jest mi źle, idę do sklepu i kupuję coś błyszczącego. Z butami mam większy problem, ponieważ noszę dość nietypowy rozmiar dla kobiet w Polsce – 42. Kupując je, mam powody do załamania, bo do wyboru mam asortyment tylko dwóch sklepów stacjonarnych. Mój styl jest trochę niedbały, artystyczny, jak u Jane Birkin. Mam dużo szerokich spodni i marynarek… Lubię łączyć elementy męskie z kobiecymi i wzory etniczne. Ostatnio kupiłam sobie dwa turbany i uczę się je wiązać.
Czy zgodzisz się ze stwierdzeniem: „pokaż mi, w co jesteś ubrany, a powiem ci, kim jesteś”?
Wielu ludzi nieświadomie wybiera ubrania, patrząc na nie wyłącznie użytkowo, dlatego niewiele o nich mogą powiedzieć. Swoim strojem bardziej interesują się osoby wykonujące zawody tzw. kreatywne i wolne. Ale i wśród nich jest dużo kalek. Spore grono osób nie obchodzi, jak są ubrane. Oprócz blogerek modowych na ulicach wciąż jest za mało wyrazistych postaci. Tym większą satysfakcję sprawia mi odkrywanie ich i fotografowanie.
Kim jest dziś Gabriela Francuz, jeśli spojrzeć na nią przez pryzmat jej stylizacji?
Nie wiem. O to trzeba by zapytać tych, którzy na mnie patrzą. Myślę jednak, że jestem niezależna i wolna od wszelkich dyktatów – wybieram z mody tylko to, co pasuje do mnie.
A co chciałaś powiedzieć ubraniem, które masz teraz na sobie?
Mam na sobie etniczne bransoletki w stylu lat 70., ulubioną torbę w panterkę i duże okulary. To ubranie mówi: jesteśmy w miejskiej dżungli.
Rozmawiała Paulina Bandura