Biblia waginy
Rzeczowo o waginie, tak można określić książkę „Biblia waginy”, napisaną przez amerykańską ginekolożkę dr Jen Gunter.
Obraz u góry nie ma nic wspólnego z książką, o której dzisiaj piszę, poza tym, że za przedmiot swojego zainteresowania obrał ten sam temat, czyli kobiece narządy płciowe. A może jednak ma?
Pochodzenie świata
Kiedy Gustav Courbet w 1866 roku namalował „Pochodzenie świata”, wzbudził zgorszenie, gdyż pierwszy raz tak realistycznie odmalowano kobiece genitalia. W dodatku stwardniałe sutki i zaczerwienione wargi sromowe sugerowały, że kobieta jest podniecona. Przeze wiele dziesiątków lat dzieło Courbeta nie funkcjonowało w obiegu publicznym, dopiero w 1995 roku trafiło do Musee d’Orsay stając się jego jedną z największych atrakcji.
Wcześniej kobiece narządy były przedstawiane zawsze jako gładkie, jasne, nieowłosione, „czyste”. Gdybyśmy zamieściły to zdjęcie na naszym fb zaryzykowałybyśmy zablokowaniem konta. A przecież tak wyglądamy. „Biblia waginy” (wyd. Marginesy) świetnie o tym przypomina.
Cipka, wagina, czyli tam na dole
Zapytałam kiedyś moją ginekolożkę, jak kobiety nazywają swoje narządy intymne, gdy przychodzą na wizytę do niej. Najpierw długo myślała, a potem powiedziała, że najczęściej nie nazywają, tylko mówią „tam na dole”, „w tamtym miejscu”, generalnie krążą językowo wokół problemu.
Problem z seksualnością zaczyna się już od języka. A my ten język mamy skażony nie-mówieniem.
Dopiero od niedawna kobiety nazywają cipkę, waginę, pochwę, joni, w sposób, który nie brzmi jakby dukały o jakimś tam na dole wstydliwym miejscu, ale jakby mówiły rzeczowo o ręce, nodze, nosie, uchu, czy innej części ciała. Najrzadziej używają określenia „srom”, bo ta nieszczęsna nazwa medyczna na zewnętrzne części kobiecego układu płciowego ma swoją etymologię w „sromie” oznaczającym „wstyd, hańbę, niesławę”. Przeniesienie tego znaczenia na kobiece narządy odzwierciedlało stosunek do kobiecej seksualności, obarczonej religijnym tabu. Z penisem, męskim członkiem, nigdy nie było takich problemów.
Jen Gunter używa nazwy srom w sposób swobodny, bo po łacinie i języku angielskim jest to vulva. W tłumaczeniu na język polski nie brzmi to już dobrze. Na szczęście książkę jest zatytułowana „Biblia waginy”, chociaż wagina to pochwa. Jednak w języku polskim coraz powszechniej nazwa wagina stosowana jest i dla pochwy, czyli niewidocznej części narządu rozrodczego, i dla sromu czyli zewnętrznej części (czyli: warg sromowych mniejszych i większych, wzgórka łonowego, łechtaczki, ujścia cewki moczowej, przedsionka pochwy).
Połączenie słowa „biblia” z „waginą” jest prztyczkiem wymierzonym w tych, którzy ze względu na Biblię udają, że wagina nie istnieje. Tymczasem (zrobię tu małą dygresję do innego artykułu w naszym portalu) „każda kobieta ma rozum i cipkę; ten pierwszy fakt często się podważa, o tym drugim każe się milczeć”, mówią Magda Mołek i Joanna Keszka, tłumacząc, dlaczego swój najnowszy podcast o seksie nazwały „Rozważna i Erotyczna”.
Po stronie kobiet
„Biblia waginy” to ponad 400 stron rzetelnej wiedzy o narządach kobiecych, o ich budowie, codziennej pielęgnacji, fizjologii, antykoncepcji, menstruacji, ciąży, menopauzie, chorobach. Wszystko językiem bardzo konkretnym, a jednocześnie nie pozbawionym humoru. To co mnie najbardziej ujęło w książce, to poczucie, że jej autorka stoi po mojej stronie, po stronie kobiet. Robi to zarówno wtedy, gdy przekazuje swoją wiedzę w sposób przystępny, bez moralizowania i bez lekarskiego żargonu, jak i wtedy, gdy mówi wyraźnie, że wiele spraw, którymi kobiety się przejmują jest zwykłym wytworem kultury, a ściślej rzecz ujmując patriarchatu.
Pisze np. o obsesji na punkcie czystości narządów płciowych, która pochodzi z zamierzchłych czasów i przestarzałych systemów (które decydowały, że np. miesiączkująca kobieta jest „nieczysta” i nie może brać udziału w niektórych obrzędach religijnych), a która aktualnie przejawia się w używaniu specjalnych produktów do higieny intymnej, irygatorów, preparatów zapachowych. Dr Jen Gunter powtarza raz po raz, że zapach i wydzielina z pochwy są czymś zupełnie naturalnym i że nasza wagina nie potrzebuje specjalnych żeli do mycia, a tym bardziej aromatyzowanych, które mogą powodować podrażnienia i alergie.
Myślę, że niektóre fragmenty książki mogą być dla was zaskoczeniem. Oto jeden z nich:
ABC mycia wg dr Jen Gunter
Fragment z książki:
„Srom, podobnie jak większość powierzchni ciała, z medycznego punktu widzenia wymaga mycia w bardzo ograniczonym zakresie albo nawet wcale. Wiem, że taka informacja jest dla wielu ludzi zaskoczeniem, ale nasze nawyki higieniczne są bardzo indywidualne – zależą od tego, jak nas wychowano, jakie mamy upodobania, gdzie mieszkamy, ja bardzo się brudzimy i jak intensywnie pocimy się. Jedyne części ciała, które medycyna zaleca myć regularnie, to zęby i ręce.
Kiedy otwieramy drzwi, podajemy rękę na powitanie albo przygotowujemy posiłki, możemy przenieść wirusy i bakterie z powierzchni dłoni do nosa albo oczu. Sromem jednak nie witamy się, nie jemy ani nie kroimy surowego mięsa.
Srom został ewolucyjnie przystosowany do radzenia sobie z nasieniem, krwią, odchodami i moczem, na długo zanim starożytni Rzymianie zmieszali tłuszcz z popiołem i stworzyli pierwsze mydło.
Kobiety zgłaszają, że myją się, żeby zapobiec powstawaniu zapachu i żeby „czuć się czyste”. Trzeba pamiętać, przy tym, że idea kobiecej „czystości” zrodziła się w społeczeństwie zdominowanym przez mężczyzn, w którym przez cale stulecia, jeśli nie dłużej, uznawano normalne żeńskie narządy płciowe i ich wydzieliny za „nieczyste”.
Inną siłą, która napędza tę ideę, jest warty miliardy dolarów rocznie rynek produktów przeznaczonych do higieny intymnej. Nie oszukujmy się – producenci nie robią tego z troski o nas. Chcą, żeby kobiety czuły, że są z natury „brudne”, zaś poczucie „kobiecej świeżości” ogłaszają jako „pewność siebie, komfort i czystość”. Tak, to słynny slogan kampanii reklamowej bardzo popularnego produktu. Wiele takich reklam to odświeżone wersje reklam irygacji lizolem z lat trzydziestych i czterdziestych.
Całymi dniami wącham sromy i pochwy. Taką mam pracę, a przy tym niektóre schorzenia kobiece wiążą się z nieprzyjemną wonią. Zdrowy srom nie pachnie ani trochę inaczej niż inne części ciała. Czasem badam kobiety, które nie podmywały się w dniu wizyty albo przyszły prosto z siłowni i niczego przykrego nie wyczuwam.”
Swędzi mnie cipka
Autorka „Biblii waginy” bardzo szczegółowo opisuje dolegliwości i choroby. Rozwiewa mity, wyśmiewa stereotypy, a o czymkolwiek pisze, podkreśla, że interesują ją fakty, a nie przesądy, pseudonauka i rewelacje influencerów. Podobno bardzo dużo chorób pochwy i sromu jest źle rozpoznawanych i źle leczonych. O niektórych z nich przed przeczytaniem książki nie miałam pojęcia.
Jen Gunter do chorób podchodzi z dwóch stron. Najpierw pisze od strony medycznej o dolegliwościach takich jak grzybica, waginoza bakteryjna, wulwodynia oraz chorobach przenoszonych drogą płciową (m.in. wirus brodawczaka ludzkiego HPV, rzeżączka i chlamydioza, opryszczka, rzęsistkowica), a następnie do tych samych problemów podchodzi od strony pacjentki, czyli od strony objawów, jakie kobieta może odczuwać: boli mnie srom, swędzi mnie srom, mam nieprzyjemny zapach z pochwy, mam krwawienie po stosunku, mam zapalenie pochwy, odczuwam ból w czasie stosunku. Podaje też zestaw przydatnych słów do kontaktu z ginekologiem, które pomogą w lepszej komunikacji przy opisywaniu różnych objawów.
Wagina a transpołciowość
Nawet, gdybyście nie wiedziały ode mnie, że autorką jest Amerykanką, po rozdziale „Pochwa i srom trans” zorientowałybyście się od razu, że książka nie powstała w Polsce. W naszym kraju w oficjalnej narracji dominuje homofobia i nietolerancja dla wszelkiej odmienności, z odmiennością płciową na pierwszym miejscu, ożywcze jest więc czytanie o niuansach ginekologii u osób transpłciowych, korekcie płci a menstruacji czy rekonstrukcji narządów płciowych.
Dr Jen Gunter rozpoczęła książkę dedykacją: Dla każdej kobiety, która kiedyś usłyszała – zwykle od faceta – że jej pochwa jest zbyt mokra, zbyt sucha, zbyt luźna, zbyt ciasna, brzydka, źle pachnie albo za bardzo krwawi. Ta książka jest dla Was.
Pozycja obowiązkowa w biblioteczce każdej kobiety.