Liberté, Égalité, Beyoncé: w hołdzie wolności, równości i społeczności LGBT+
Beyoncé rzuca na „klubowość” zupełnie nowe światło

Okładka albumu Beyonce RENAISSANCE / fot. Carlijn Jacobs
Dokładnie pamiętam dzień, w którym po raz pierwszy usłyszałam poprzednią płytę Beyoncé, „Lemonade” – a takie wspomnienia wiążą się tylko z płytami wybitnymi. Słuchałam i oglądałam towarzyszący jej „filmoteledysk” z otwartymi ustami i nie jest to żadna metafora. To był album przełomowy nie tylko w karierze samej artystki, ale historii muzyki w ogóle. Ciary mam do dziś
Beyoncé po „Lemoniade” – „RENNAISANCE”
Na długo zapamiętam też dzień premiery najnowszej płyty „RENNAISANCE”. Byłam w odludnym miejscu, bez możliwości posłuchania muzyki w dobrej jakości, a zewsząd napływały wiadomości.
„Najlepszy w dorobku”,
„Wypełniony bangerami”,
„Kluby gejowskie oszaleją”.
Wiedziałam, że do „Lemonade” będzie prawdopodobnie daleko, bo znałam już zwiastujący ten album singel „Break my soul”. Wiedziałam też, że tym razem album będzie „klubowy”. Ale znów, podnosząc poprzeczkę, Beyoncé, rzuciła na tę „klubowość” zupełnie nowe światło.
Zobacz także:
Madonna: grzeszna i święta
Projekt Beyoncé 2022
Beyoncé jest już nie tyle piosenkarką, artystką, co popkulturowym zjawiskiem. Graffiti i napisy na koszulkach „Liberte! Egalite! Beyoncé!”, niezliczone przeróbki jej utworów, jej teledysków, memy świadczą o tym, że Beyoncé mimo kariery trwającej już ćwierć wieku, nie tylko się nie znudziła, ale nadal budzi ogromne emocje. Dziennikarze pracę artystki – jej koncerty, romanse z modą, całokształt wizerunku nazywają: Projektem Beyoncé.
Wyświetl ten post na Instagramie
W 1997 roku na scenie pojawiła się w towarzystwie koleżanek z zespołu Destiny’s Child. Grupa osiągnęła spory międzynarodowy sukces, w którym pomógł na pewno utwór nagrany do kinowego przeboju „Men in Black”. Dziewczyny z Destiny’s Child cieszyły się dosyć dobrą sprzedażą płyt i kilkoma ważnymi nagrodami muzycznymi, w tym tą najważniejszą – Grammy. Mniej więcej w tym samym czasie Beyoncé zachorowała na poważną depresję, do czego przyznała się dopiero lata później.
„Skupiona na komercyjnej karierze, dochodziłam do granicy swojej wytrzymałości”
– opowiadała w niedawnym wywiadzie dla Harper’s Bazaar –
„Nauczyłam się mówić nie. Postarałam się być niezależna i zamiast odpowiadać przed innymi, stworzyłam swoją własną firmę i markę”
– dodała. O trzeciej dekadzie swojego życia mówi, że poświęciła ją rodzinie i leczeniu dziedzicznej traumy. Skupiła się na pomocy charytatywnej, wspieraniu mniejszości, pomocy służbie zdrowia – także w czasie pandemii. Dziś ma 40 lat.
„Teraz wreszcie jestem w momencie życia, kiedy nie muszę już rywalizować ze sobą samą. Nie rozpatruję przeszłości. Co było, to było”
– mówi.
„Jak można generalizować ludzi?”
Wyświetl ten post na Instagramie
Wywiad dla Harper’s Bazaar jest wyjątkowy, bo Beyoncé udziela ich bardzo rzadko. Z fanami woli kontaktować się przez social media, na koncertach i samą muzykę. Swoich słuchaczy szanuje bardziej niż kogokolwiek. W rozmowie opowiada, jak odradzono jej używanie czarno-białej kolorystyki fotografii przy promocji płyty „I am… Sasha Fierce”, bo z ankiet wynikało, że fani tego nie polubią. „Wściekłam się” – opowiada – „Jak można tak ludzi generalizować? Jak można zakładać, że czegoś nie polubią?” – mówiła. W efekcie cała wizualna oprawa albumu była właśnie monochromatyczna, a sukces płyty i rozpoznawalność teledysku do „Single ladies (Put a ring on)” mówią same za siebie.
Przeczytaj koniecznie:
Polski Stonewall?
„Lemonade” można nazwać albumem wynikającym z pracy nad dziedziczną traumą. Tłem do „RENNAISANCE” można w tym kontekście nazwać efektem uzdrowienia. Z jednej strony płyta powstawała w dużej mierze w okresie pandemicznym, kiedy wszyscy zdaliśmy sobie sprawę z tego, że kolektywnej zabawy w klubach brakuje nam bardzo. I jak ważne jest wspólne przeżywanie muzyki. Stąd odwołania do kultury klubowej, ale nie tylko. Niedługo przed premierą albumu Beyoncé napisała:
„dedykuję tę płytę moim dzieciom, mężowi, rodzinie, mojemu wujkowi Johnny’emu i całej społeczności LGBTQ+ oraz pionierom tej kultury”.
Nie byłoby muzyki klubowej gdyby nie kluby gejowskie. Wczesne imprezy house i techno odbywały się właśnie tam, dlatego nie ma mowy o rozgraniczeniu tych dwóch zjawisk. I to nie jest pierwszy raz, kiedy Beyoncé pochyla się nad tematem LGBTQ+ , już wcześniej – odbierając nagrodę GLAAD Media Awards, dedykowała ją swojemu wujkowi, który zmarł z powikłań wywołanych AIDS. Zarówno Beyoncé, jak i jej mąż Jay-Z, od lat funkcjonują jako sprzymierzeńcy społeczności LGBTQ+. Przed premierą „RENNAISANCE” podzieliła się ze swoimi fanami wiadomością:
„Wujek Johnny żył w prawdzie. Był odważny i nie przepraszał za siebie w czasie, kiedy ten kraj był nietolerancyjny. Bycie świadkiem jego walki z HIV było jednym z najtrudniejszych doświadczeń w moim życiu. Mam nadzieję, że jego cierpienie otworzyło ścieżki dla młodych pokoleń, które mogą żyć lepiej. Prawa społeczności LGBTQIA to prawa człowieka”
– mówi. To nie tylko jasny manifest, ale też ukłon w stronę społeczności, która za Beyoncé stoi od początku jej kariery.
Beyoncé zadecydowała: wracamy do lat 90.
Nowa płyta Beyoncé to nie jest tylko płyta z muzyką klubową – w przeważającej mierze housem. Artystka tym razem korzysta świadomie z brzmień syntezatorów z lat 90. – promujący album „BREAK MY SOUL” jest jak „list miłosny do [syntezatora] KORG M1” – jak to ujął dziennikarz Music Radar. Słyszymy go między innymi w wielkim klubowym przeboju „Show Me Love” Robin S, dzięki któremu brzmienie stało się kultowe i to właśnie z tym utworem nowa Beyoncé budzi automatyczne skojarzenia.
Ponad rytmicznym house’owym bit i starymi syntezatorami unoszą się rozległe linie melodyczne eksponujące ogromne możliwości głosu Beyoncé. To charakterystyczne dla jej muzyki, że dostępne narzędzia wykorzystuje na swój własny, niepodrabialny sposób, korzystając z trendów (powrót do brzmień z lat 90.) i tworząc nowe. Jestem przekonana, że po premierze tej płyty, KORG M1 usłyszymy w coraz większej liczbie nadchodzących produkcji. Istnieje taki zabawny cytat:
„To brzydkie, dopóki Rihanna zdecyduje, że nie”.
W tym przypadku można spokojnie zdanie sparafrazować – Beyoncé uznała, że to ładne, więc tak będzie.