7 lat, 7 książek
Romans, kobiecy sekret, ars amandi - 7 dziennikarek "Miasta Kobiet" ujawnia swoje preferencje czytelnicze
Stare czy nowe, nieważne. Na pewno takie, którymi warto się podzielić. Specjalnie dla naszych Czytelniczek kobiety najbardziej związane z Miastem Kobiet zdradzają tytuły książek, które mocno zapadły im w pamięć, nie tylko w ciągu ostatnich siedmiu lat.
Nauka kochania
Mam wskazać JEDNĄ książkę? To prawda, był taki moment, kiedy ten pomysł wydał mi się interesujący – cóż, „paraliż postępowy najzacniejsze trafia głowy”. (Mówię Słówkami Boya – czy to właśnie ta najważniejsza w życiu książka?) A może Rękopis znaleziony w Saragossie Jana Potockiego? Gorzej, że nie potrafię tego wyboru racjonalnie uzasadnić. Pamiętam tylko, że Rękopis… czytało mi się jak w ekstazie. Jeżeli jednak mam się uczciwie przyznać do jednej książki życia, nie będzie to, niestety, żadne arcydzieło literatury, ale… Sztuka kochania Wisłockiej. Pogrążam się tym wyznaniem ostatecznie, bo ani to oryginalne, ani intelektualnie wzniosłe. Ot, po prostu staję w długim szeregu co najmniej dwóch pokoleń polskich kobiet, którym poczciwa książeczka pani Michaliny we właściwym czasie udzieliła życiowej lekcji. Życie z demonami bywa bardzo trudne, a Sztuka kochania (w wyjątkowo rzeczowy i taktowny sposób) odczarowuje wszetecznego demona seksu. I robi to z punktu widzenia kobiety! I, Bogu dziękować!, nasi dzisiejsi mężowie i kochankowie czytali Wisłocką równie dokładnie, jak my.
[Michalina Wisłocka, SZTUKA KOCHANIA]
Łucja Kucia (recenzentka nowości książkowych)
Indie bez cenzury
„My tu pod zwrotnikiem dojrzewamy bardzo wcześnie, mamy inny temperament, możemy i musimy wychodzić daleko wcześniej za mąż. I wcześniej umierać” – czytamy u Hanny Skrabek-Peretiatkowicz, polskiej podróżniczki, skandalistki i emancypantki. Indje bez retuszu to książka zdecydowanie niepoprawna politycznie i oburzająca lingwistycznie. Choć została wydana w 1936 roku, jest to niebywale aktualna i bodajże najlepsza relacja o Indiach, jaką czytałam. Nie dorównuje reportażom mężczyzn – ona je przewyższa. W czasie swojej samotnej wyprawy Polka sama docierała automobilem do najdalszych zakątków kraju, fotografowała Hinduski i krajobrazy Azji, odwiedzała haremy i paląc fajki z nałożnicami maharadżów, zadawała im niedyskretne pytania. A przy tym zdołała zachować swój piękny, cyniczny ton, który powracał do mnie zawsze wtedy, gdy podobnie jak ona, znużona i rozzłoszczona, przeciskałam się przez wąskie uliczki Indii: „U diabła! To już nawet nie shocking! To horrendum! Turban przy turbanie, brunatna, rozfalowana niepokojąco masa, cuchnąca potem i wyziewami niedomytego ciała […] ’tylko‘ 75% zachorzeń malarycznych. Dziś on, jutro ja…”. Szczera prawda, więc szczerze polecam tę książkę. Niestety, aby ją zdobyć, należy najpierw wybrać się w podróż po pobliskich bibliotekach i antykwariatach.
[Hanna Skarbek Peretiatkowicz, Indje bez retuszu, Instytut Wydawniczy „Biblioteka Polska”, Warszawa, 1936]
Dorota Paciorek (dziennikarka, redaktorka)
Boskie kobiece sekrety
Książka niby przyjemna, ale z drugim dnem. Rzecz o szalonej paczce przyjaciółek, które jadąc z dziećmi na piknik, zamiast herbatki wlewają do swoich termosów alkohol. Przyjaciółek, które próbują z humorem przeżyć trudne dla kobiet czasy dyskryminacji i braku perspektyw. Wątek czysto feministyczny nie jest oczywisty, nie ma tu postulatów w stylu „kawa na ławę”. Ale siła kobiet bije z każdej strony tej książki. A ja w tę kobiecą siłę wierzę bardzo mocno. [Rebecca Wells, Boskie sekrety siostrzanego stowarzyszenia Ya-Ya, Wydawnictwo Zysk i Spółka, Poznań 2000]
Monika Jurczyk Osa (stylistka, personal shopperka)
Romansowy zawrót głowy
Niektórzy zaczynają zmaganie się z wyzwaniami od słynnego pytania „What would Jesus do?”. Ja w takich wypadkach zawsze zamieniam imię Jezusa na nazwisko Margaret Atwood i oddaję się swobodnemu rozważaniu, co na moim miejscu zrobiłaby autorka Kobiety do zjedzenia. Jej Pani Wyrocznia jest moją ulubioną książką – pewnie sprawia to konwencja spisanego w bardzo osobisty sposób romansu przygodowego i chaosu wszechogarniającego narrację powieści. Atwood mistrzowsko manipuluje kliszami kultury popularnej, wykorzystując je do stworzenia powieści, w której przeplatają się miejsca, bohaterowie, konwencje, a za wszystko odpowiedzialna jest pozornie bezwolna główna bohaterka. Raz otyła, raz szczupła, potrafiąca w jednej chwili zmienić całe swoje życie. Czy to nie marzenie większości z nas? W końcu znużenie monotonią prowadzi do tego, że finguje własną śmierć i wyjeżdża przed siebie, dokończyć powieść… I to nie jest jeszcze koniec! Właściwie to początek!
[Margaret Atwood, Pani Wyrocznia, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008]
Agnieszka Kozak (dziennikarka)
Bajeczny Rushdie
Jest wiele książek, o których mogłabym mówić bez końca, ale niestety sporą część z nich redagowałam, więc nie wypada. Powiem więc o jednej, za to przeczytanej ze sto razy, zazwyczaj w momentach złych, bo żadna inna książka nie poprawia mi tak nastroju. To Harun i morze opowieści Salmana Rushdiego, powieść niewielka (jak na niego), niemal zapomniana i zdecydowanie pomijana przez krytyków. A wiecie dlaczego? Bo to baśń, jedna z wdzięczniejszych, piękniejszych, zabawniejszych i smutniejszych zarazem, jakie kiedykolwiek czytałam. Bajka dla wszystkich, w której każdy wyczyta to, co chce i czego potrzebuje. Harun to chłopiec, który potrafi się skupić tylko przez pełne 11 minut, przynajmniej dopóki nie odkrywa we własnej łazience dodatkowego kranu z wodą z morza opowieści. Pewien niepoprawny dżin, zdumiewająco przypominający bakłażan, pomylił się bowiem w obliczeniach i struga opowieści wpłynęła wprost do ludzkiego świata.
I nie dajcie się nabrać na to, że Harun… to książka dla dzieciaków! [Salman Rushdie, Harun i morze opowieści, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2010]
Karolina Macios (pisarka i redaktorka, felietonistka)
Anatomia małżeństwa
Pierwsze skojarzenie z tym autorem? Oscar i Pani Róża. Mnie jednak bardziej urzekła inna książka Erica-Emmanuela Schmitta – Małe zbrodnie małżeńskie. Bardziej „małżeńskie” niż „zbrodnie” (choć i wątek kryminalny się pojawia), bo to opowieść o małżeństwie z 15-letnim stażem. A jak małżeństwo, to przedziwna mieszanka miłości, kłamstw, manipulacji, żalu za wypalającym się uczuciem. Nie sama jednak fabuła porusza w książce najbardziej; raczej sposób, w jaki Schmitt opisał jedno zaledwie popołudnie, jedną rozmowę dwojga ludzi. Postacie są tak nakreślone, jakby pisarz siedział gdzieś głęboko w ich głowach (albo w głowach którejś z tysiąca podobnych żon i mężów, którzy nie mogą się pogodzić z tym, że czas zmienia nie tylko ich, ale i łączące ich uczucie). Dialogi są bardzo wyraziste, jakby przenosiły do mieszkania, w którym „podglądamy” Lisę i Gilles’a. Choć historia przedstawiona jest w formie dramatu, połyka się ją jak najlepszą powieść, na raz i z poczuciem niedosytu.
[Eric-Emmanuel Schmitt, Małe zbrodnie małżeńskie, Wydawnictwo Znak, Kraków 2005]
Maria Mazurek (dziennikarka)
Lodu!
Początek może być frustrujący. Czytasz i… nie rozumiesz. Za dużo obcych pojęć i zjawisk nieprzystających do niczego, co znane lub przynajmniej wyobrażalne. Ot, choćby wymrażające się lute. Pojawia się taki już na piątej stronie bez słowa wyjaśnienia, co to za jeden, jaka jest jego natura i co robi w środku lata w Warszawie. A to dopiero niewinny początek, przed nami ponad tysiąc stron drobnym drukiem.
W krainę mrozu niedającego się pomierzyć żadną skalą jesteśmy prowadzeni jak dziecko, które na początku nie pojmuje istoty tego, co widzi, dopiero stopniowo, dzień po dniu, z kolejnych doświadczeń buduje wiedzę o otaczającym świecie. I dobrze, że tak się dzieje, bo gdyby Dukaj już na początku wyłożył nam teorię Królestwa Zimy, żaden umysł bez przygotowania by jej nie przyjął.
Przez długie wieczory delektowałam się Lodem Jacka Dukaja ze świadomością, że obcuję z dziełem genialnego umysłu. To najlepsza książka, jaką przeczytałam w ciągu ostatniego siedmiolecia.
[Jacek Dukaj, Lód, Wydawnictwo Literackie]
Aneta Pondo (redaktor naczelna Miasta Kobiet)