Batman (nie czytaj, jeśli wybierasz się do kina)
Jeśli wybierasz się do kina na najnowszą część Batmana „Mroczny Rycerz powstaje” nie czytaj tej recenzji - zdradzamy w niej bowiem zakończenie filmu

Jeśli wybierasz się do kina na najnowszą część Batmana „Mroczny Rycerz powstaje” (The Dark Knight Rises), nie czytaj tej recenzji - zdradzamy w niej bowiem zakończenie filmu, fot. materiały prasowe
Jeśli wybierasz się do kina na najnowszą część Batmana „Mroczny Rycerz powstaje” (The Dark Knight Rises), nie czytaj tej recenzji – zdradzamy w niej bowiem zakończenie filmu

Jeśli wybierasz się do kina na najnowszą część Batmana „Mroczny Rycerz powstaje” (The Dark Knight Rises), nie czytaj tej recenzji – zdradzamy w niej bowiem zakończenie filmu, fot. materiały prasowe
Dlaczego zdradzamy zakończenie? Cóż, taki kaprys. Choć właściwie wiadomość o tym, że Batman nie umiera tylko powstaje (ba, niemal zmartwychwstaje) ukryta jest już w samym tytule filmu, jak na prawdziwy spoiler przystało. Ale o to chodzi i przecież ludzie wybierający się o północy na prapremierę dzieła amerykańskiej kinematografii wiedzieli na co się piszą: konwencja, banał, utarte prawo komiksu. Dobro pokonać musi zło, a prawda musi zwyciężyć i to nawet w tak dramatycznych momentach, w których flagi USA są targane, boiska do amerykańskiego futbolu niszczone, a kolejne budynki i mosty Gotham City, symbolu amerykańskiej metropolii – rozwalane przez podłych terrorystów. Do tego dodajmy dramat kilku tysięcy amerykańskich policjantów uwięzionych w kanałach Gotham, którzy przez 5 miesięcy nie są zdolni wydostać się samodzielnie ze straszliwej pułapki. No i Bruce Wayne (który maskę Batmana nosi chyba tylko dla ozdoby, bo jego tożsamość znają niemal wszyscy obywatele miasta) – wrzucony do wielkiej studni leczy swój złamany kręgosłup metodami rodem z hinduskich slumsów. Jeżeli drżycie teraz z przerażenia – przestańcie. W kluczowym momencie filmu pojawia się bowiem nadzieja. Jeden samotny policjant i jak się okaże – jedyny sprawiedliwy, który nie ugiął się pod pokusą zdrady, korupcji i zniewolenia (podczas gdy każdy z Batmanem na czele ma coś podejrzanego na swoim sumieniu). On to właśnie w oczekiwaniu na happy ending będzie biegać po ulicach oblężonego miasta i zgrabnie zwijać i rozwijać w głąb kanałów nitki z tajnymi informacjami.
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=XXAzGGX2tpw ]
Myślę, że w tym momencie możemy już powoli zacząć się dopatrywać głębszej warstwy filmu – aczkolwiek przekonanie recenzenta o istnieniu takowej może być spowodowane chwilowym niewyspaniem i nadmiarem coli wypitej podczas premiery o 4 nad ranem… Tak, to pewnie ta cola, ale czy obrazek kanałów, partyzantów wieszanych na publicznych egzekucjach i wybuch powstania w mieście zgnębionym przez wrogie siły nie przypomina Wam przypadkiem Powstania Warszawskiego? Oczywiście pomiędzy Rising 44, a Batman Rises wkradają się różnice kulturowe i cały pakiet efektów specjalnych. Nie mniej jednak już samo oczekiwanie na przybycie Mrocznego Rycerza i analogiczne wątki Polski jako Mesjasza Narodów może niejednego nakłonić do rozważań. A skoro i o przemyśleniach duchowych mowa to najnowsza część Batmana oferuje ich widzowi wyjątkowo wiele. Począwszy od buddyjskich mitów o cudownym dziecku, przez nauki islamskich mędrców, po niezłomną wiarę Chrześcijan w ostateczne zwycięstwo dobra nad złem, które pokona tylko jeden sprawiedliwy, prawdziwy, dobry, niestrudzony i wierny człowiek – nadczłowiek. W tej roli super przystojny Christian Bale, który z dłuższymi włosami i charakterystycznym zarostem, niczym prorok Daniel wrzucony do studni nie poddaje się, ale szuka nadziei, prawdy i drogi, która wyzwoliłaby całe miasto spod wyroku śmierci.
Miły filozoficzny przerywnik o studni:
Oczywiście wątki apokaliptyczne i motyw Armageddonu w Batmanie trącą nieco bajką, zwłaszcza gdy grupa niebieskich policjantów (niebo) biegnie ochoczo na uzbrojoną fortecę Bane’a (piekło) – ale przecież nikt wybierający się o północy na premierę tego filmu nie liczył chyba na wzruszenie godne Stowarzyszenia Umarłych Poetów.
Jest jednak coś, co przyjemnie mnie zaskoczyło. Pamiętacie Anne Hathaway, słodką dziewczynę, która zagrała księżniczkę w Pamiętniku Księżniczki i dziennikarkę w fajnych bucikach Prady w filmie Diabeł ubiera się u Prady? W Batmanie gra giętką i super szybką kocicę. Nie wiem czyją w tym biblijno – filozoficzno- komiksowej przypowieści jest alegorią, ale na końcu filmu… no dobra, pozostawimy Wam jednak pewną niewiadomą, bo do kina warto się wybrać. Poważnie. Tak samo jak warto czytać mądre książki i słuchać pozytywnych opowieści na dobranoc, które budzą nadzieję. Może się wówczas zdarzyć, że tak jak ja, wychodząc z ciemności kina o 4 ranem zauważycie z nieukrywaną ulgą, że nie tylko Batman wstaje, ale i słońce. Powstań!…
Dorotka