Monday, April 28, 2025
Home / POLECAMY  / „Wyszedł z mojego domu o godzinie 10 rano, a o 11 już umawiał się z moją przyjaciółką. ” Aplikacje randkowe bez cenzury – prawdziwe historie (część 12)

„Wyszedł z mojego domu o godzinie 10 rano, a o 11 już umawiał się z moją przyjaciółką. ” Aplikacje randkowe bez cenzury – prawdziwe historie (część 12)

A ty? Znalazłaś już partnera idealnego?

mężczyzna klęczy przed obrazoną kobietą mna tle zachodzącego słońca

Aplikacje randkowe bez cenzury – prawdziwe historie (cz.12) / fot. Freepik

Randki dostarczają nie tylko niezłą dawkę emocji, ale też kupę śmiechu. Bywa jednak, że zamiast śmiechu – pojawia się płacz. Cykl „Aplikacje randkowe bez cenzury” ma za zadanie bawić i uczyć. W dzisiejszym odcinku będzie więc trochę zabawnych wątków, ale także sporo kreatywności w wykonaniu samców.

Obsesyjny Tomek (historia Alicji)

Zaczęło się super. Tomasz pochodził z Warszawy, a ja byłam przyjezdna, więc na pierwszą randkę zabrał mnie do wszystkich swoich ulubionych miejsc. Szwędaliśmy się po mieście kilka godzin, on był zabawny i czarujący, na koniec dostałam buziaka i cała w skowronkach wróciłam do domu. Spotykaliśmy się tak cały miesiąc. Były kwiaty i komplementy, a także opowieści o podłych eks-dziewczynach, które „nie dorastały mi do pięt”.

A potem zaczęłam mieć wrażenie, że Tomasz wrasta w moje życie jak huba. Dosłownie, był wszędzie. Śledził każdy mój ruch, wyświetlał relacje na instagramie po 30 sekundach od ich dodania, dzwonił kilka razy dziennie. To była dla mnie przesada.

Ale miarka przebrała się dopiero, gdy dodałam zwykłe zdjęcie na swoje social media, a on zadzwonił i zaczął wyzywać mnie od publicznych prostytutek. Niestety, mimo że powiedziałam mu, że nie jestem zainteresowania dalszym kontaktem z nim, Tomasz nie odpuszczał. Gdy zablokowałam go na wszystkich kanałach, zaczął przychodzić pod mój dom i krzyczeć, żebym z nim porozmawiała, że się zmieni i że mnie kocha. Na szczęście szybko znalazł sobie kolejną „narzeczoną”, a mi dał spokój.

 

Polecamy:

„W czasie seksu odebrał telefon od mamy“. Aplikacje randkowe bez cenzury (prawdziwe historie, część 1)

 

Na dwa fronty (historia Magdy)

Poznałam Marcina na jednej z aplikacji randkowych. Na początku było super, on był bardzo zaangażowany, inicjował spotkania, po miesiącu znajomości zaaranżował nam wspólny wyjazd na weekend. Zapraszał mnie do siebie na kolacje, które sam gotował. Szybko, bo już na trzecim spotkaniu, doszło do seksu. Potem było coraz poważniej: mycie i czesanie moich włosów, masaże, zapewnienia o planach na przyszłość. Myślałam, że wreszcie trafił mi się porządny gość. Szczególnie że już po takim krótkim czasie, czyli po miesiącu, zaprosił mnie na wesele swojej siostry. Miałam poznać jego rodziców!

Jednakże nic nie trwa wiecznie, kilka dni po jego zaproszeniu, ten sam Marcin wyskoczył mojej przyjaciółce na tej samej aplikacji randkowej, na której ja go poznałam. Wcześniej umawiałyśmy się, że gdyby taka sytuacja miała miejsce, sprawdzimy, czy faktycznie facet jest wart zachodu.

Tak więc zaczęli ze sobą pisać. Marcin wyszedł z mojego domu o godzinie 10 rano, a o 11 już umawiał się z moją przyjaciółką na kawę. Z nią też był od razu bardzo zaangażowany w konwersację, dodatkowo zaprosił ją na to samo wesele, na które miał iść ze mną. Ciągnęłyśmy temat przez kilka dni, aż w końcu, dzień przed weselem, skonfrontowałyśmy go z rzeczywistością. Marcin powiedział tylko „Ale mnie zrobiłyście…” i sobie poszedł.

Komunista (historia Anii)

Raczej nie chadzam na randki, bo mam złe doświadczenia. Ale gdy umówiłam się z Kubą, pierwszy raz od dawna miałam wrażenie, że to może mieć sens. Kuba interesował się polityką, miał fajnego psa i dobrze się ubierał. Niestety, na pierwszej randce okazało się, że poza zamiłowaniem do polityki, Kuba jest też psychofanem lewicy z lat 70-tych.

Dodatkowo, jego pozornie dobre wyczucie stylu okazało się tylko kolejnym nawiązaniem do mody z lat 70 tych, co można było wyczuć nie tylko wzrokiem, ale też zapachem. Kuba pachniał jak dziadek.

Ale głupio było mi po prostu opuścić lokal, więc postanowiłam zostać chwilę i zobaczyć, jak będzie. Przez godzinę Kuba tłumaczył mi, że cenzura miała pozytywny wpływ na nasze społeczeństwo, następnie wyśmiał mnie, gdy pomyliłam nazwisko jakiegoś polityka. Na koniec poprosił, żebym wyjęła z teczki swoją pracę (jestem malarką i akurat wracałam z zajęć, więc miałam ze sobą swoje prace). Gdy to zrobiłam, otwarcie wyśmiał moją akwarelę, po czym powiedział, że w sumie to on się na tym nie zna. Pożegnałam się i wyszłam. Kuba zadzwonił do mnie następnego dnia, a gdy nie odebrałam, zaczął wypisywać, że żąda, abym zobaczyła się z nim jeszcze raz, bo chyba nie pokazał się z najlepszej strony… Tutaj akurat miał rację. Ale nie spotkałam się z nim więcej.

 

Zobacz także:

„Na randce zapytał, czy pomogę mu znaleźć jego zaginione skarpetki”. Aplikacje randkowe bez cenzury – prawdziwe historie cz. 5

 

W czwartek nie mogę (historia Dominiki)

Poznałam Łukasza w maju, a relację z nim zakończyłam w lipcu. Te dwa miesiące były odczuwalne jak rok. Widywaliśmy się codziennie, Łukasz był zabawny i inteligentny, ciągle inicjował spotkania, zabierał mnie na jakieś wycieczki rowerowe, albo motocyklowe. Myślałam, że mam farta. Pozornie nic nie było z nim nie tak. Byłam tak zaangażowana w tą relację, że zapomniałam o całym świecie, praktycznie zerwałam relacje ze wszystkimi znajomymi, bo liczył się tylko Łukasz.

Aż pewnego dnia, gdy umawialiśmy się na kolejną randkę, Łukasz wyjechał mi z tekstem „W czwartek nie mogę, bo musze zawieźć żonę do lekarza”. Zatkało mnie. Okazało się, że Łukasz ma żonę.

Dodatkowo był przekonany, że mi o tym powiedział i że mi to nie przeszkadza. Byłam w takim szoku, że nawet nie odpowiedziałam. Po prostu zabrałam swoje rzeczy i wyszłam, a następny miesiąc spędziłam zastanawiając się, czy powinnam szukać jego żony, czy też nie. Ostatecznie zrezygnowałam, bo czułam się bardzo zawstydzona romansem z żonatym mężczyzną. Dzisiaj tego żałuję, bo chciałabym, żeby ta biedna kobieta wiedziała co wyprawia jej mąż.

Na co dzień pasjonatka krakowskiego środowiska muzycznego, wokalistka i producentka. Dziennikarstwo ma we krwi, a jak zwykła mawiać, z genami nie wygrasz.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ